Zapewniły im sławę, ale i wstyd lub gorzej. Siedmiu aktorów, którzy źle wspominają przełomowe role
- W niedawnym wywiadzie Evangeline Lilly powiedziała, że rola Kate w "Zagubionych" jest dla niej "krindżowa" i nie może patrzeć na siebie w pierwszych sezonach. A właśnie dzięki tej postaci stała się gwiazdą.
- Takich aktorek i aktorów jest zdecydowanie więcej, również w świecie polskiego filmu.
- Na liście znajdziecie gwiazdy i znane filmy lub seriale, których potem żałowały, nienawidziły lub przyniosły im wstyd.
Wypowiedź Evangeline Lilly zaskoczyła mnie, bo dobrze, a nawet bardzo dobrze, zapamiętałem ją z "Zagubionych". Bardziej jednak mnie zdziwiło, jak wiele gwiazd patrzy w podobny sposób na swoje pierwsze słynne, wręcz ikoniczne role. I wiadomo, że nie chodzi o to, że są niewdzięcznikami, którzy nie zdają sobie sprawy, że bez nich pewnie nie znaleźliby się tam, gdzie są.
Nawet w późniejszej karierze wiele aktorek i aktorów o ugruntowanej pozycji ma role, które najchętniej wymazałyby ze swojego życiorysu - np. Sharon Stone, która do dziś ma traumę po "Nagim Instynkcie". Takich przypadków jest bez liku. Dlatego tutaj skupię się na debiutach lub filmach, dzięki którym ktoś zdobył popularność, ale nie zawsze jest z tego jakoś specjalnie dumnym.
7 aktorów, których przełomowe role wywołują u nich wstyd, żenadę, a nawet nienawiść
1. Sean Connery - seria z Jamesem Bondem
Sean Connery nie wstydził się tego, jak zagrał Bonda, czy tego, że agent 007 w dawnych wcieleniach molestował, a także często policzkował kobiety (jeszcze w 1975 r. twierdził, że nie ma nic złego w tym, by je w ten sposób karcić, potem tych słów akurat żałował). Dlaczego więc szkocki aktor kiedyś wyznał, że "zawsze nienawidził tego cholernego Bonda" i "najchętniej by go zabił"?
Za swoją rolę dostał mniej pieniędzy, niż oczekiwał, a franczyza zarobiła miliony, był osaczany przez fanów i media... nawet w toalecie, a także znudził się postacią, która w ogóle się nie rozwijała. Nie krył się też z wygłaszaniem na ten temat swoich opinii. Był jednak związany wieloletnią umową (na 7 filmów), więc "musiał" grać dalej.
Po pięciu pierwszych filmach serii wreszcie zrezygnował, bo odmówiono mu podwyżki gaży do 750 tys. dolarów za kolejny. Zastąpił go na jeden film George Lazenby ("W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości"), co nie spodobało się fanom. Wrócił w "Diamenty są wieczne", bo miał zainkasować 1,2 mln dolców. Co ciekawe, wypłatę przeznaczył na założenie funduszu wspierającego szkockich aktorów.
2. Miley Cyrus - Hannah Montana w serialu Disneya
Niektórzy do dziś mówią na Miley Cyrus - Hannah Montana lub na odwrót. Jakby to była jedna i ta sama osoba (trochę tak było, o czym za chwilę). Wydaje się, że obecnie piosenkarka nie wzbudzałaby takich kontrowersji, gdybyśmy nie kojarzyli jej właśnie z tą uroczą postacią w serialu Disneya. Ta bohaterka i cały showbiznes miały jednak na nią fatalny wpływ.
W wywiadzie dla "Marie Claire" mówiła, że miała 11 lat, a grała 16-latkę w peruce i pełnym make-upie, co wypaczyło jej osobowość. "Zostałam wykreowana na kogoś, kim nie byłam, co prawdopodobnie spowodowało jakąś dysforię ciała. Przez tak długi czas codziennie wyglądałam pięknie, więc potem, kiedy już nie było mnie w serialu, zastanawiałam się: kim ja k*rwa jestem?".
Wtedy była jednak dzieckiem, które marzyło o zagraniu w telewizji. Gdy uśmiechnął się do niej los, była przeszczęśliwa i nie zwracała uwagi na warunki umowy. Dopiero później do niej dotarło, że jej zapał został wykorzystany przez producentów i zarabiała najmniej na planie. A przecież to ona grała główną postać w produkcji Disneya.
3. Paweł Małaszyński - Piotr Korzeniecki w serialu "Magda M."
Pamiętacie "Magdę M." (2005-2007)? Paweł Małaszyński wolałby o tym serialu zapomnieć. Tymczasem to postać szarmanckiego prawnika Piotra Korzenieckiego otworzyła mu wiele drzwi. Co prawda wcześniej zachwycił krytyków w dramacie "Biała Sukienka", ale z tym serialem kojarzyło go najwięcej osób. I bardzo tego żałował.
"Poprzez rolę w tym serialu zostałem w pewien sposób naznaczony, określony" – twierdził później aktor. "Uroda mi przeszkadza. Jeżeli miałbym do końca życia grać miłych, przystojnych facetów, to byłoby to okropnie nudne. To nie moja wina, że wyglądam, jak wyglądam, ale staram się wybierać różnorodne role" – mówił w wywiadzie.
Popularność go przytłoczyła i obiecał sobie, że już nigdy więcej nie zagra amanta. Co też nie znaczy, że nie występował w serialach i komediach romantycznych jak np. "Listy do M.".Ba! Media nawet pisały parę lat temu o tym, że się "roztył i zapuścił" i "nie jest już przystojnym amantem". Mimo tego, że grał w wielu produkcjach wojennych i grunge'owym zespole Cochise, to i tak w oczach wielu był "tym przystojnym amantem" z "Magdy M.". Trochę jak aktor następny w kolejce.
4. Robert Pattinson - wampir Edward w "Zmierzchu"
Obecność tego jegomościa nikogo nie dziwi. Do tej pory wypomina mu się Edwarda Cullena ze "Zmierzchu" (2008 r.) i kolejnych filmów serii. Żartom z tego powodu nie ma końca, choć sam aktor przekonuje, że szydera nie jest już "cool", bo nie mamy 2010 roku. Niewielu hejterów jednak wie, że Pattinson też gardził tą postacią. Mało tego – nie lubił zarówno filmów, jak i książek. Uważał, że pisarka, Stephenie Meyer, była "kompletnie szalona" i "zakochana" w swojej fikcji.
Zastanawiał się, czemu 108-letni wampir interesuje się takim "dzieciakiem" jak Bella (Kristen Stewart). Nazwał tę historię "dziwną" i mało romantyczną. Nie mógł zrozumieć też, dlaczego "Zmierzch" ma miliony fanek. Uważał, że musi być w tym coś "pierwotnego" i ludzie "muszą lubić częścią tłumu". Dlaczego więc zagrał w tej serii, skoro wcześniej miał całkiem pamiętną rolę Cedrica w "Harry Potter i Czara Ognia"?
Miał 21 lat i wtedy uważał, że "ten film miał to coś" i planował grać jak najbardziej artystycznie i "na poważnie". Za bardzo się starał, więc agent i menadżer pewnego razu kazali mu grać tak samo... ale na odwrót, bo jak nie, to straci pracę. Posłuchał i wyszło, jak wyszło. Później jednak szybko odzyskał twarz i pokazał, że jest jednym z najlepszych aktorów młodego pokolenia, choć wciąż niedocenianym.
5. Wojciech Pokora - Marysia z "Poszukiwany, poszukiwana"
Zmarły w 2018 roku Wojciech Pokora miał na koncie wiele znakomitych i niezapomnianych ról, ale to właśnie postać Stanisława Rochowicza vel Marysi z filmu z 1972 roku była dla niego trampoliną do kariery na małym i dużym ekranie, ale i... przekleństwem. Wprost jej nienawidził, jednak nie dlatego, że wstydził się swojego ówczesnego warsztatu.
– Kilka razy musiałem zmieniać numer telefonu, bo tak często dzwonili do mnie żartownisie z pytaniem: "Czy zastałem Marysię?". Podobnie krzyczały za mną dzieci na podwórku – mówił aktor w audycji "Portret słowem malowany". W dzisiejszych czasach miałby z pewnością jeszcze trudniej, bo doszłyby takie kanały do "prankowania" jak media społecznościowe, a będąc osobą publiczną trudno bez nich żyć i je ot tak zamknąć.
Wojciech Pokora wyjawił też, którą rolę najlepiej wspomniał. Jest nim postać hrabiego Żorża Ponimirskiego z serialu "Kariera Nikodema Dyzmy". "Uważał, że właśnie wtedy najbardziej zbliżył się do ideału gry aktorskiej" – czytamy na stronie Polskiego Radia.
6. Kate Winslet - Rose w "Titanicu"
Kate Winslet grała jako nastolatka w kilku filmach (m.in. "Niebiańskich istotach" Petera Jacksona), ale nie da się ukryć, że to rola Rose zapewniła jej sławę i nieśmiertelność, a sam "Titanic" z 1997 r. do końca świata będzie trafiał na listy najlepszych filmów wszech czasów. Jednak sama aktorka bardzo chłodno wypowiada się o swojej kreacji.
Gdy James Cameron kręcił Titanica, miała 20 lat. "Dosłownie przy każdej scenie myślę: serio, naprawdę to zrobiłaś? O mój Boże" – mówiła przy okazji premiery "Titanica 3D". Przeszkadza jej nawet akcent. Winslet pochodzi z Wielkiej Brytanii, ale chciała brzmieć jak Amerykanka. "Nie mogę tego słuchać. Jest okropny. Mam nadzieję, że teraz jest o wiele lepiej" – przyznała.
Najchętniej chciałaby powtórzyć sceny ze swoim udziałem. "Brzmi to, jak straszne skupianie się na sobie, ale aktorzy mają tendencję do bycia bardzo samokrytycznymi. Trudno mi oglądać jakiekolwiek moje występy, ale oglądając 'Titanica', pomyślałam: O Boże, chcę to zagrać jeszcze raz" – zapewniła aktorka.
7. Agnieszka Włodarczyk - Sara w filmie "Sara"
Agnieszka Włodarczyk na castingu do filmu Macieja Ślesickiego z 1997 roku miała 16 lat. Tyle samo lat miała graną przez nią bohaterka, która wdała się w romans z o wieeele starszym Leonem (Bogusław Linda). Brała też udział w scenach erotycznych. Na występ w filmie zgodziła się jednak jej mama. Później wiele osób zastanawiało się, czy nastolatka nie była molestowana na planie jak inne niepełnoletnie aktorki.
Agnieszka Włodarczyk dopiero po 25 latach szczerze opowiedziała o tym występie. "W moim kraju wtedy spotykały mnie przykrości, więc czułam głównie wstyd" – napisała w zeszłym roku na Instagramie. Dodała, że ojczym ją za to znienawidził. Miała więc ciężko, ale nie żałowała później tej decyzji, jak pozostali aktorzy na liście. "Dopiero jakiś czas temu poczułam coś na kształt dumy" – przyznała.
Miała wtedy dwa wyjścia: albo zostanie w domu, który źle wspomina, albo wyrwanie się z niego. "Zagrałam, żeby się uwolnić. Mama dała mi wybór, a ja z niego skorzystałam. Pewnie czuła instynktownie, że to będzie lepsze, niż zostanie w domu. (...) Czy ja pozwoliłabym swojemu dziecku na takie sceny? Myślę, że nie" – napisała. Dodała też, że nie czuła się, by na planie ktoś przekroczył granice i była traktowana z szacunkiem.