Awantura w Sejmie, minister próbowała rozmawiać z protestującymi. "A to pani nie wie?!"
- W poniedziałek grupa osób z niepełnosprawnościami i ich rodzin wznowiła protest w Sejmie
- Jak poinformowała Iwona Hartwich, domagają się procedowania obywatelskiego projektu ustawy o rencie socjalnej, pod którym podpisało się blisko 200 tys. osób
- Porozmawiać z protestującymi wyszła minister ds. integracji społecznej Agnieszka Ścigaj
Protest w Sejmie. Kłótnia o asystentów dla osób z niepełnosprawnościami
Opiekunowie dorosłych osób z niepełnosprawnościami wraz ze swoimi podopiecznymi wznowili w poniedziałek protest w Sejmie – o czym poinformowała na konferencji prasowej posłanka KO Iwona Hartwich.
– Odwieszamy obecnie nasz protest. Ja jestem tą samą osobą, która protestowała w 2018 roku, a także 2014 roku – powiedziała Hartwich, prezentując obywatelski projekt ustawy o rencie socjalnej. Zakłada on wypłatę takiej renty w wysokości najniższego krajowego wynagrodzenia.
Posłanka poinformowała, że pod projektem zebrano blisko 200 tys. podpisów – i zapowiedziała, że osoby z niepełnosprawnością i ich opiekunowie będą okupować korytarz sejmowy do momentu rozpatrzenia przez Sejm proponowanej ustawy.
Do protestujących wyszła po godz. 17:00 minister ds. integracji społecznej Agnieszka Ścigaj. Spotkanie szybko zamieniło się jednak w ostrą wymianę zdań, podczas której posłanka Hartwich zwróciła się do minister słowami: "Proszę zaprzestać gadać głupoty!".
– Osiem lat rządu i nic się nie zmieniło – skarżyli się protestujący. Minister odpowiadała, że ona sama na stanowisku jest "dopiero od kilku miesięcy, podjęła się konkretnego zadania". – Proszę nie mówić, że się nic nie zmieniło – apelowała.
Jeden z poruszonych wątków dotyczył programów asystenckich dla osób z niepełnosprawnościami, które w wielu miejscach nie działają już od grudnia zeszłego roku. Mówił o tym m.in. syn posłanki Hartwich – od grudnia nie ma on asystenta i jest uwięziony w czterech ścianach domu. – A dlaczego nie masz asystenta? – zapytała minister.
– Bo 17 grudnia asystent nie zapukał już do domu, proszę pani! A to pani nie wie, że się programy kończą? – odpowiedziała Iwona Hartwich.
– Programy się nie kończą, tylko są zależne od gminy – odpowiadała minister Ścigaj.
O podobnym problemie mówiła inna uczestnicząca w proteście matka. – Mój syn 30-letni miał do końca grudnia asystenta z fundacji, gdzie podlegał warsztatom terapii zajęciowej. Ale dzisiaj już nie ma asystenta, chociaż program miał ruszyć w styczniu. Jest marzec, a asystent nie został jeszcze przyznany – opowiadała.
– Program asystentury powstał trzy lata temu i rzeczywiście jest rocznie rozstrzygany – przyznała minister Ścigaj. – W tej chwili przygotowywany jest program prezydencki, żeby to był stałe, systemowe rozwiązanie, więc ustawa jest na finale. Pani poseł na pewno będzie miała szansę zagłosować – dodała, zwracając się do posłanki Hartwich.
Poprzedni protest osób z niepełnosprawnościami
Protest w 2018 roku został zawieszony po czterdziestu dniach – cały ten okres był jednak dla uczestniczących w nim osób trudny, a częstokroć także poniżający. Ówczesny marszałek Sejmu Marek Kuchciński w pewnym momencie przestał wpuszczać kolejne osoby odwiedzające protestujących. Nie wpuszczono między innymi założycielki Polskiej Akcji Humanitarnej Janiny Ochojskiej czy Wandy Traczyk-Stawskiej, uczestniczki powstania warszawskiego.
Niedługo przed zawieszeniem protestu Iwona Hartwich mówiła z kolei o tym, że niepełnosprawnym i ich opiekunom zakazano korzystania z windy. Nie mogli także zejść schodami czy otwierać okna.
Pięć lat temu protestujący domagali się spełnienia dwóch głównych postulatów: wprowadzenia dodatku rehabilitacyjnego dla osób z niepełnosprawnościami niezdolnych do samodzielnej egzystencji po ukończeniu 18 lat, a także zrównania kwoty renty socjalnej z najniższą rentą z ZUS. Prosili także o spotkania z prezydentem, premierem i Jarosławem Kaczyńskim.
Posłowie przegłosowali dwie ustawy, natomiast politycy Zjednoczonej Prawicy przekonywali, że spełnili wszystkie oczekiwania. Protest zawieszono, mimo że protestujący nie zgadzali się z tym, co mówili przedstawiciele obozu władzy. – Martwimy się o swoje zdrowie, a przede wszystkim swoich dzieci. Zostaliśmy odcięci od ostatnich mediów – tłumaczyła wówczas Iwona Hartwich.