To ona jest gwiazdą #BringBackAlice. 22-letnia Helena Englert ma sławnych rodziców
- Helena Englert gra tytułową rolę w serialu "#BringBackAlice" HBO Max
- 22-latka pochodzi z aktorskiej rodziny: jest córką Jan Englerta i Beaty Ścibakówny, a jej stryjem jest Maciej Englert
- Englert grała już m.in. w "Barwach szczęścia", "Diagnozie" i "Pokusie"
- Aktorka studiowała w New York University Tisch School of the Arts, obecnie uczy się na Akademii Teatralnej w Warszawie
- Profil Heleny Englert na Instagramie obserwuje dzisiaj 28 tysięcy ludzi
"#BringBackAlice" to nowy polski serial HBO Max: młodzieżowy thriller. Za kamerą stanął Dawid Nickel, który w 2020 roku zadebiutował dramatem obyczajowym "Ostatni komers", w obsadzie oprócz Heleny Englert znaleźli się m.in. Sebastian Dela ("W głębi lasu"), Katarzyna Gałązka ("Klangor") oraz Mila Jankowska ("25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy").
Główną bohaterką "#BringBackAlice" jest nastoletnia influencerka Alicja Stec (Englert), która po jednej z hucznych imprez ginie w tajemniczych okolicznościach. Jej przyjaciele podobno w ogóle jej nie widzieli, a tego samego dnia znika również Weronika, siostra Tomka Bieleckiego (Dela). Po roku Stec nagle się odnajduje, jednak nic nie pamięta, a jej otoczenie – który wyraźnie coś wie – stara się nie dopuścić, aby cokolwiek sobie przypomniała. Tymczasem Tomek jest przekonany, że zaginięcie obu dziewczyn jest powiązane i postanawia za wszelką cenę dojść do prawdy.
Jak wypada "#BringBackAlice"? Maja Mikołajczyk z naTemat wystawiła produkcji HBO Max ocenę 2,5/5. "(...) Twórcy polegli (...) przy naśladowaniu młodzieżowego slangu – bohaterowie wielokrotnie nie komunikują się jak normalni ludzie. Najmocniejszym punktem serialu nie jest bynajmniej również aktorstwo. Produkcja zdaje się być kolejnym dowodem na to, że (poza nielicznymi wyjątkami) w naszym kraju nie ma aktorek i aktorów w okolicach 20 roku życia, którzy byliby w stanie przekonać nas, że nie są jedynie androidami udającymi ludzi" – stwierdziła po seansie dwóch odcinków.
Nasza recenzentka oceniła także, że "na ten moment scenariusz także nie zapowiada się solidnie". "#BringBackAlice" ma jednak swój urok i wierzę, że znajdzie oddaną widownię. Ba, podejrzewam, że sama nie zakończę swojej przygody na wspomnianych dwóch odcinkach. Pomimo tego, że skręty z żenady są wpisane w jego seans, serial ogląda się przyjemnie ze względu na jego walory wizualne, a sama historia (choć prawdopodobnie generyczna do bólu) wciąga" – podsumowała.
Ale kim jest Helena Englert, czyli tytułowa Alice? To nie jest jej pierwsza główna rola, a aktorstwo ma we krwi. Dosłownie.
Helena Englert to córka Jana Englerta i Beaty Ścibakówny
Helena Englert urodziła się w 14 czerwca 2000 roku w Warszawie, a jej rodzicami są aktorka Beata Ścibakówna ("Tygrysy Europy", "Na dobre i na złe" "Układ zamknięty", "Diagnoza", "Skazane") oraz Jan Englert, aktor ("Sól ziemi czarnej", "Perła w koronie", "Magnat", "Trzeba zabić tę miłość", "Noce i dnie", "Lalka", "Dom", "Kiler", "Katyń"), a także reżyser teatralny i profesor sztuk teatralnych. Rodzice Heleny Englert poznali się, gdy Englert był rektorem i wykładowcą Akademii Teatralnej, a Ścibakówna – studentką tej uczelni. Dzieli ich 25 lat różnicy. Para pobrała się w 1995 roku, a Helena to ich jedyne wspólne dziecko. Aktorka ma jednak troje starszego przyrodniego rodzeństwa: Katarzynę, Małgorzatę i Tomasza z pierwszego małżeństwa Jana Englerta z Barbarą Sołtysik. Stryjem Heleny jest z kolei Maciej Englert, aktor znany m.in. z "Diabła" i "Kolumbów", a jego żoną jest Marta Lipińska ("Ranczo", "Nad Niemnem", "Miodowe lata").
"Miałam 32 lata. Wiele rzeczy już przeżyłam, zapracowałam na swoje nazwisko, zwiedziłam kawał świata, miałam wspaniałego męża. Byłam szczęśliwa. To był ten moment. Dopełnienie" – mówiła Beata Ścibakówna w "Vivie!". "Nie interesowało nas, czy urodzi się chłopiec, czy dziewczynka. Wybraliśmy tylko imiona. Po narodzinach Helenki byliśmy szczęśliwi. Mąż bardzo mi pomagał. Gdy cokolwiek działo się w nocy, wstawał do córki. Helenka była moim pierwszym dzieckiem. Fantastycznie uspokajał moje niepokoje" – dodała. Gdy Helena się urodziła, Jan Englert miał 57 lat.
Englert już jako dziecko pojawiła się z rodzicami "na ściankach" oraz w sesjach zdjęciowych w kolorowych magazynach. Była (i wciąż jest) ich oczkiem w głowie i szybko okazało się, że odziedziczyła po nich smykałkę do aktorstwa. Gdy miała zaledwie dwa lata pojawiła się na planie "Superprodukcji" Juliusza Machulskiego, w której Ścibakówna i Englert zagrali w epizodach samych siebie.
W 2013 roku, w wieku zaledwie 13 lat, zagrała u boku swojej mamy w "Układzie zamkniętym", dramacie Ryszarda Bugajskiego. Zanim osiągnęła pełnoletniość Helena dubbingowała także jedną z postać, Edith, w filmach o Minionkach: "Minionki rozrabiają" i "Gru, Dru i Minionki".
Gdzie grała Helena Englert? "Barwy szczęścia" to nie wszystko
W 2016 roku Helena Englert dołączyła do obsady serialu "Barwy szczęścia". Mimo że miała zagrać epizod, to Angelę Kowalską zaczęła grać na stałe i wcielała się w tę postać aż do 2018 roku. Wówczas pojawiły się plotki, że córka Jana Englerta i Beaty Ścibakówny ma na planie "specjalne traktowanie", co miało nie podobać się reszcie aktorów.
Stanowczo zdementowała to jednak osoba z ekipy "Barw szczęścia", a także koleżanka Englert z planu, Honorata Witańska. – Uważam, że Helena to fantastyczna dziewczyna, zdolna, z bardzo dużą kulturą i nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń – stwierdziła w rozmowie z naTemat aktorka. "Barwy szczęścia" to nie jedyna serialowa rola aktorki. Helena Englert grała również Patrycję Krynicką w "Diagnozie", wystąpiła również epizodycznie w takich tytułach jak: "W rytmie serca", "O mnie się nie martw", "Znaki", "Wojenne dziewczyny" czy "Żywioły Saszy".
W 2019 roku Helena Englert, która wcześniej zrobiła kurs aktorski m.in. w Londynie, wyjechała na studia aktorskie do Stanów Zjednoczonych. Dzięki świetnemu przesłuchaniu aktorka dostała się do szkoły teatralnej w prestiżowej artystycznej uczelni New York University Tisch School of the Arts, w której uczyli się m.in. Woody Allen, Martin Scorsese, Lady Gaga, Anne Hathaway, Angelina Jolie czy Jim Jarmusch.
Jej rodzice nie kryli dumy. – Zdając na ten ekskluzywny wydział, udowodniła sobie i wszystkim dookoła, że sama potrafi. Nikt nie powie, że tatuś jej coś załatwił – stwierdził Jan Englert w "Vivie!".
Jednak nieoczekiwanie Englert wyjechała z Nowego Jorku i wróciła do kraju zaraz po pierwszym semestrze, na początku pandemii koronawirusa. – Byłam tam wystarczająco długo, by wchłonąć esencję, ale niewystarczająco, by chcieć zostać. Oczywiście, wspaniała jest ta różnorodność, otwartość na inność, którą widać w dużych miastach. Ale tam panuje tryb nauczania, który mi kompletnie nie pasuje. Mówię, co myślę. Tam to był problem – mówiła w "Vogue".
– W pewnym momencie od uśmiechania bolały mnie policzki. Niewyobrażalne, że to mnie koledzy pytali, czy nadają się do zawodu. I nie dlatego, że mam jakąś tajemną wiedzę lub jestem autorytetem. Oni po prostu wiedzieli, że ze strony profesorów nie mogą liczyć na szczerość, a ja będę bezpośrednia. W Stanach to był ewenement. Gdy o tym opowiadam, to brzmi niemal arogancko, ale wtedy naprawdę nie wiedziałam, co mam z tym zrobić – dodała.
"Pokusa", "#BringBackAlice": czy Helena Englert zrobi karierę?
Obecnie Helena Englert uczy się na Akademii Teatralnej w Warszawie. – Dotknęła nosem tamtego świata, zobaczyła, jak on wygląda, ale wróciła i zdała egzamin na drugi rok na Miodową. Po roku spędzonym w Stanach miała już inną perspektywę – mówił w "Vivie!" jej ojciec, Jan Englert.
Helena ma już na koncie dwie główne role: w filmie erotycznym "Pokusa" Marysi Sadowskiej, który został negatywnie oceniony przez krytyków oraz w trwającym właśnie "#Bring Back Alice". Niedługo ma zagrać na teatralnej scenie, a jej kariera wydaje się dopiero rozkręcać. Może jednak liczyć na przyjaciół.
– Moi przyjaciele są świetni. Pilnują, żebym nie straciła kontaktu z rzeczywistością, szczególnie teraz, kiedy tak dużo się dzieje. Na pewno mi odbije! Ale chyba szybko przejdzie. Byle nikomu nie zrobić krzywdy. To chyba jest wiodąca zasada, której się staram trzymać w życiu – stwierdziła w "Vogue".
Englert kocha również modę. Na jej profilu na Instagramie, który dziś obserwuje już 28 tysięcy osób, nie brakuje odważnych, modnych stylizacji. Englert zaskoczyła również na premierze "BringBackAlice", na której pojawiła się w doczepianych włosach, bladym makijażu i perłowych łzach na twarzy.
Jak wyznała w "Vogue", zanim zaczęła na poważnie myśleć o aktorstwie, chciała zostać projektantką mody i zdawać do Central Saint Martins w Londynie. Współtworzy kolektyw EMSH, w którym zajmują się nie tylko tworzeniem strojów, ale również biżuterii. – Na razie to się nie monetyzuje, ale w razie, gdyby z aktorstwem coś poszło nie tak, nie będę marudzić, że nie mam pracy, tylko sama sobie ją stworzę – stwierdziła.
Helena Englert o byciu córką sławnych rodziców
Englert przekonuje, że nie dostaje ról dzięki sławnemu nazwisku. Na swoją karierę chce zapracować sama.
– Jako młoda osoba wchodząca w ten zawód, spodziewam się, że jeszcze przez jakiś czas będę łączona z rodzicami, ale to nie jest tak, że ja się ich wypieram albo oni mnie. Chciałabym dostać szansę na zbudowanie własnej renomy, ale też na pracę nad własną świadomością, autonomią, wizerunkiem i to jest chyba o tym. Oczywiście, w moim wypadku to nigdy nie będzie w 100 proc. możliwe, natomiast chcę spróbować – powiedziała w rozmowie z cozatydzien.tvn.pl.
A w "Vogue" wyznała, że nazwisko "Englert" to "błogosławieństwo i przekleństwo" w jednym. – Wiem, że zawdzięczam swojemu nazwisku wiele. Jest to przywilej, którego staram się być świadoma. Jak powiedziała kiedyś Lily-Rose Depp (córka Johnny'ego Deppa i Vanessy Paradise – red.): "Nikt mi nigdy nic nie załatwił, ale nie mam złudzeń i wiem, że moje nazwisko ładnie wygląda na plakacie" – zauważyła.
Są jednak ciemne strony. – Jeżeli zrobisz film z nową twarzą i nie wyjdzie, to po prostu nie wyszło. A jeśli wyjdzie, masz "nową twarz", "odkrycie".. Ze mną nie ma opcji "nowej twarzy", "odkrycia", wielkiego wow", za to jak nie wyjdzie, to konsekwencje są większe. Bo moje nazwisko od lat funkcjonuje, choć nie dzięki mnie... Wiem, narzekam teraz na przywilej, czego nie powinnam robić – podkreśliła.
Złudzeń również nie ma jej ojciec. – Czy będę uczestniczył w jej życiu, czy nie, i tak będą wszyscy mówili, że ja jej pozałatwiałem. To jest silniejsze w tym kraju. Moje starsze dzieci miały to samo, że nauczyciele zaczęli ich "tatać", bo "tata to tego...". No jak ktoś jest ambitny, a dzieci są ambitne, to ma dość tego taty, który jest stawiany jako wzór – powiedział w "Rozmowach Dzień Dobry TVN".
– Moją córkę z tych ambicji "englertowskiej" wyleczyło to, że dostała się na Tisch (szkołę w Nowym Jorku – red.). Tam nikt nie mógł powiedzieć, że tatuś załatwił, bo tam tatuś jest "nobody" – dodał.