Był hejt, ale "Mała syrenka"... i tak jest hitem. Aktorska wersja zaliczyła świetny debiut w kinach

Ola Gersz
30 maja 2023, 16:37 • 1 minuta czytania
Disney może zacierać ręce i... liczyć pieniądze. Amerykańskie rodziny tłumnie ruszyły do kin w weekend otwarcia "Małej syrenki", aktorskiej wersji hitu Disneya z 1989 roku. Film zarobił w USA naprawdę sporo i to pomimo kontrowersji oraz hejtu, głównie związanych z czarnoskórą Halley Bailey.
"Mała syrenka" zadebiutowała w kinie z przytupem Fot. Kadr z "Małej syrenki" / Disney

"Mała syrenka" weszła do kina 26 maja i narobiła szumu. Jak informuje magazyn "Variety", w weekend otwarcia (który w USA był długim weekendem z powodu Memorial Day) musical Disneya uplasował się na samym szczycie box office'u w USA. Przez cztery dni zarobił aż 117,5 miliona dolarów.


To niezły wynik, bo "Mała syrenka" stała się piątym największym debiutem w weekend Memorial Day w Stanach Zjednoczonych. Trudno jednak przebić nominowany do kilku Oscarów hit "Top Gun: Maverick", który w tym samym okresie w zeszłym roku zarobił 160,5 miliona dolarów i ustanowił nowy rekord dla kinowych premier w to amerykańskie święto.

To jednak dopiero początek przygody "Małej syrenki" w kinie. Jak podkreśla "Variety", jeśli aktorska wersja kultowego animowanego hitu chce na siebie zarobić – a budżet wyniósł 250 milionów dolarów – musi przyciągać tłumy przez kilka następnych tygodni.

To może być jednak trudniejsze poza USA, bo, według "Variety", oryginał w wielu krajach nie jest aż tak uwielbiany jak wśród rodzimej widowni. "Jak dotąd film zarobił rozczarowujące 68,1 miliona dolarów na ponad 51 rynkach, w tym w tak dużych państwach, jak Francja, Wielka Brytania, Meksyk, Australia, Brazylia i Korea Południowa" – czytamy. Na razie nie wiadomo, jak nowa "Mała syrenka" poradziła sobie w Polsce.

Nowy film Disneya to kolejna aktorska wersja animacji sprzed lat. Mimo że ludzie nie darzą ich największą miłością (w porównaniu do oryginałów), to remake'ów doczekały się już m.in. "Kopciuszek", "Piękna i Bestia", "Król Lew", "Aladyn" czy "Mulan", a kolejne są w drodze, jak chociażby "Aryskotraci" z 1970 roku.

Nowa "Mała syrenka" budziła kontrowersje, ale jest hitem

"Mała syrenka", której oryginał powstał na podstawie baśni Hansa Christiana Andersena, to jedna z największych premier tego roku. Film na długo przed premierą budził jednak kontrowersje, głównie z powodu czarnoskórej Halle Bailey, która zagrała Ariel. Internauci narzekali też na zbyt realistyczne przedstawienie podwodnych bohaterów bajki, a także zmienione teksty niektórych piosenek w stosunku do oryginału.

Wygląda jednak na to, że film się spodobał: i to nawet bardziej widzom niż krytykom, chociaż ich recenzje są naprawdę dobre. W agregatorze Rotten Tomatoes "Mała syrenka" ma od tych pierwszych aż 95 procent, z kolei od krytyków – 68 procent. Niektórzy uważają, że to jedna z najlepszych aktorskich wersji przebojów Disneya, a wszyscy są zgodni w jednym: 23-letnia Bailey jest naprawdę znakomita.

Zuzanna Tomaszewicz z naTemat oceniła film na cztery spośród pięciu gwiazdek. Ją również ujął występ Bailey jako młodej syreny. "Tytuł nie byłby tak przyjemny, gdyby rolę Ariel powierzono komuś innemu niż Halle Bailey, która owszem gra oszczędnie, ale wszystkie emocje gromadzi w swych łanich oczach i głosie delikatnym jak aksamit. Kiedy tylko pojawia się na ekranie, nie da się oderwać od niej wzroku" – stwierdziła w recenzji "Małej syrenki".

"'Małą syrenkę' z czystym sumieniem można umieścić na górze najlepszych disneyowskich remake'ów. Bawi, wzrusza, trzyma w napięciu" – podsumowała nasza recenzentka.

Czytaj także: https://natemat.pl/489464,recenzja-filmu-mala-syrenka-z-halle-bailey-nowa-arielka-jest-swietna