"Ktoś rozumie, o co mu chodzi?”. Czyli jak Andrzej Duda próbuje ratować wizerunek
- Przed Bożym Ciałem prezydent Andrzej Duda zaskoczył orędziem o prezydencji Polski w UE w 2025 roku.
- "Nie do końca rozumiem, o co mu chodziło", "Czy ktoś rozumie, o co mu chodziło?" – zareagował internet.
- Eksperci, których pytamy, również byli zaskoczeni tematem orędzia w obecnych okolicznościach politycznych. Jak je odbierają?
- – Być może chce przykryć lex Tusk, a być może będzie usiłował poszerzyć swoje kompetencje w sprawach europejskich kosztem rządu, jeśli PiS utraci władzę po wyborach? – wskazuje dyplomata Jan Truszczyński. I nie tylko on.
– Wszystkie działania prezydenta służą temu, żeby ratować swój wizerunek. Tyle tylko, że naprawdę jest on trudny do uratowania przed ludźmi myślącymi – ocenia brutalnie Jan Wojciech Piekarski, były ambasador, b. szef Protokołu Dyplomatycznego MSZ, wykładowca i autor podręczników z zakresu protokołu dyplomatycznego.
Jan Truszczyński, były ambasador i główny negocjator wejścia Polski do UE komentuje ostro: – Dla ratowania wizerunku prezydenta najlepsze byłoby podanie się do dymisji. To może pomogłoby w uratowaniu wizerunku. Inne rozwiązania nie.
O samym wizerunku Andrzeja Dudy przez osiem lat jego prezydentury pewnie można napisać książkę. Ostatnie wydarzenia z przełomu maja i czerwca zapewne zasługiwałyby w niej na oddzielny rozdział. W tym czasie Andrzej Duda został bohaterem zaskakujących zwrotów akcji przy lex Tusk i skompromitował się w oczach części narodu. Kilka dni później doszło zaskakujące orędzie o UE.
Rafał Chwedoruk, politolog z UW: – Sytuację ośrodka prezydenckiego po zamieszaniu z ustawą najlepiej oddaje tytuł filmu "Desperado". Kiedy cały polityczny kraj skoncentrowany jest na kwestii ustawy lex Tusk i komisji, a prezydent wygłasza orędzie o czymś zupełnie innym, trafiając wprost w próżnię polityczną. W momencie, gdy ustawa w krótkim czasie została skrytykowana przez dwa najważniejsze dla polskiej polityki zagranicznej podmioty, czyli USA i UE, jest to desperacka próba pokazania: Ja też jestem za Zachodem, chcę, żeby wszyscy zgodnie ze sobą współpracowali.
Ocenia, że orędzie Andrzeja Dudy raczej pokazuje świadomość problemu izolacji. – I tego, że Andrzej Duda w zasadzie być może ma już zamkniętą drogę do poważniejszej kariery międzynarodowej – mówi.
Cały kapitał wewnątrzkrajowy, który wypracował przez ostatnie 1,5 roku, wykraczający poza wyborców prawicy, właściwie jednym podpisem został roztrwoniony. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że prezydent podpisując ustawę, dał Donaldowi Tuskowi to, czego lider PO nie miał. Wspólny mianownik dla opozycji i to tuż przed 4 czerwca.
Czy jest słowo, którym dziś określiłby obecną pozycję i wizerunek prezydenta? – Była taka piosenka grupy The Doors. Pod tytułem "This is the End" – odpowiada politolog.
A zatem ratowanie wizerunku, czy nie?
Niejeden Polak odebrał więc orędzie jako "ratowanie wizerunku prezydenta"."Ktoś najwidoczniej wpadł na pomysł, by podreperować fatalny wizerunek i kazał mu wystąpić w TVP", "Niespodziewane orędzie Andrzeja Dudy miało zapewne poprawić jego wizerunek" – reagował po orędziu polityczny Twitter.
Choć z dygresjami, że i tak nic z tego nie wyszło. "Kompletnie nieudana próba ratowania twarzy przez PAD" – komentował senator Bogdan Zdrojewski.
– Być może taki był zamiar, by ratować wizerunek. Mówi się, że prezydent mógłby napisać poradnik, jak w pięć dni stracić twarz. W poniedziałek podpisać jedną rzecz, w piątek ją odwołać, a trzy dni później wyskoczyć z czymś, co jest niepokojące – mówi o orędziu prof. Roman Kuźniar, politolog, były dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i Akademii Dyplomatycznej MSZ
– Myślę, że w świetle ostatnich dokonań prezydenta była to nieprzekonująca próba dorobienia europejskiej twarzy do mentalności z innego obszaru kulturowego. Bo bezmyślnie podpisując ustawę, a potem ogłaszając jej nowelizację, pokazał zupełnie inną kulturę polityczną. Myślę, że prezydent jakby nie wyszedł z tego transu, w który wtedy wpadł i widząc, co się dzieje, próbował się ratować. On w tej chwili jest takim prestidigitatorem, który wyciąga z kapelusza jakieś maszkarony. Orędzie i propozycja, która padła, jest raczej pogrążeniem go – uważa.
Komentarze na orędzie Andrzej Dudy
Część Polaków, która w środę wieczorem zasiadła przed TVP, żeby usłyszeć, co prezydent ma do powiedzenia, musiała przecierać oczy ze zdumienia. Po reakcjach widać, że Andrzej Duda wielu wprawił w konsternację.
"My się od rana zastanawiamy, co powie Duda, a on robi taki żart i mówi, jaka UE jest wspaniała","Szczerze, nie do końca rozumiem, o co mu chodziło", "Powiedział, że nie ma nic do powiedzenia", "Czy ktoś rozumie, o co mu chodziło?" – posypały się komentarze.
– Temat orędzia był niespodziewany – przyznaje prof. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista, profesor Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
– Ostatnio prezydent zajmował się sprawą ustawy lex Tusk, którą podpisał i można było się spodziewać, że orędzie będzie dotyczyło albo tych problemów, albo będzie jakąś odpowiedzią na hasła wznoszone przed siedzibą pana prezydenta w niedzielę. Ale to nie nastąpiło. Być może w orędziu byłoby więcej szczerości, gdyby dotyczyło tej kwestii. Bo trudno, żeby prezydent nie zauważył tego, co miało miejsce 4 czerwca – komentuje.
Prezydent zadeklarował swoją proeuropejskość i to, co mówił na temat swojego przywiązania do UE, do idei integracji europejskiej, było bardzo budujące. Trudno dziś jednak powiedzieć, w jakim kierunku jego projekt będzie zmierzał.
Przypomnijmy, polityczna Polska żyła tego dnia wyrokiem Sądu Najwyższego, który uchylił umorzenie sprawy Kamińskiego i Wąsika, ułaskawionych osiem lat temu przez Andrzeja Dudę. Do tego wciąż tematem był marsz 4 czerwca.
I nieustanne emocje wokół lex Tusk.
– Chaos, jaki się w to wdał, utrudni też relacje wewnątrz samej prawicy. Bo teraz to już nie prawnicy i nie politolodzy mogą stwierdzać, co jest z tą ustawą. To jest zadanie dla filozofów. Bo to co stało się z tą ustawą to czysty postmodernizm. Jest? A może nie ma? Wszystko jest płynne – komentuje Rafał Chwedoruk.
"Prezydent przewiduje, że jego własny obóz może przegrać"
Tymczasem 6 czerwca Andrzej Duda wyszedł do narodu i przypomniał, że 20 lat temu odbyło się referendum ws. przystąpienia Polski do UE. Że za 1,5 roku Polska przejmuje przewodnictwo w UE. Co więcej – jako osoba, która w 2018 roku stwierdziła, że UE to "wyimaginowana wspólnota, z której niewiele dla nas wynika" – przedstawił się w orędziu jako gorący entuzjasta UE.
– Złożę projekt ustawy, który określi ramy współpracy władz ws. polskiej prezydencji w Unii Europejskiej – zapowiedział.
Dlaczego Unia?
– Myślę, że rocznica referendum dała mu okazję, żeby pokazać europejską twarz, ale nawet nie tyle chodziło o dorobienie europejskiej twarzy do nieeuropejskiej mentalności, ile o próbę wyprzedzającego, wrogiego, przejęcia problematyki europejskiej z obszaru kompetencji rządu. Zakłada, że być może obecny obóz przegra wybory i w związku z tym prezydent chce położyć ustawę, która da mu szansę mieszania w polskiej polityce zagranicznej. To jest absolutnie niedopuszczalne i karygodne, sprzeczne z zapisami konstytucji – ocenia prof. Kuźniar.
I rzuca śmiałą hipotezę: – Art. 146 wyraźnie mówi, w czyich rękach leży polityka zagraniczna. Jest rozstrzygnięcie TK, jeżeli chodzi o kompetencje rządu w sferze polityki europejskiej. Prezydent chce tutaj wywołać kolejną wojnę o krzesło?
Widać, że w dalszym ciągu nie przyswoił sobie europejskiego, konstytucyjnego, modus operandi. Dlaczego prezydent próbuje wejść na obszar, który nie jest jego obszarem? Ponieważ przewiduje, że jego własny obóz może przegrać i w związku z tym chce uchwycić przyczółek na obszarze, który do niego nie należy.
Takie głosy słychać też wśród opozycji.
Jan Truszczyński podobnie podsumowuje zachowanie Dudy. – Być może chce przykryć lex Tusk, a być może będzie usiłował poszerzyć swoje kompetencje w sprawach europejskich kosztem rządu, jeśli PiS utraci władzę po wyborach? Trzeba jednak zobaczyć, co zaproponuje w tym projekcie – mówi. Dyplomata uważa, że taki akt, jak ustawa, którą zaproponował Duda, w ogóle nie wydaje się potrzebny. "Funkcjonujące od wielu lat prawo wystarczało w zupełności, by zapewnić sprawne przygotowanie i sprawne przeprowadzenie poprzedniego półrocza Polski u steru Rady UE w pierwszej połowie 2011 roku" – analizuje w obszernym poście na FB.
Co jeszcze mogło się kryć za orędziem?
– Dla mnie to jest gra pozorów ze strony Andrzeja Dudy. Przecież prezydencja będzie dopiero za półtora roku. Jest to też trochę próba odwrócenia uwagi od nieszczęsnej wpadki z lex Tusk – komentuje Jan Wojciech Piekarski. Przewiduje, że przed nami jeszcze cały szereg prób odwracania uwagi. – Będzie się działo – mówi.
Z drugiej strony dyplomata wskazuje na zupełnie inny scenariusz, związany z Węgrami, które w drugiej połowie 2024 roku mają zacząć swoją prezydencję w UE. W ostatnich dniach pojawiły się głosy, że należałoby im to przywództwo odebrać.
– W momencie, gdy zaczęły się spekulacje na temat tego, czy Węgry są godne tego, żeby prowadzić prezydencję w UE, skoro prowadzone są przeciwko nim różnego rodzaju postępowania unijne, to w Pałacu Prezydenckim i w MSZ mogło się zapalić czerwone światło, czy podobne rzeczy nie będą dotyczyć również nas. Wtedy jest to taka ucieczka do przodu. Pokazanie, że nie, my się już przygotowujemy do prezydencji. My wszyscy zgodnie będziemy ją prowadzić – analizuje.
"Budzi wątpliwość moment, w którym prezydent nagle wpadł na taki pomysł"
Na pewno nikt nie spodziewał się takiego orędzia. I takiego zachwytu nad UE, z którą rząd PiS tak wojuje. Mając w pamięci praworządność, wyroki TSUE, wielomilionowe kary i środki z KPO, które Polska traci. – Wystarczająco, panie prezydencie, napsułeś – zareagował Donald Tusk.
Prawnicy nie chcą oceniać tego w kategoriach wizerunku prezydenta. Ale zaskoczenie jego ostatnim zachowaniem też się wyczuwa.
– Kontekst tego wystąpienia jest jednoznaczny. Budzi wątpliwość moment, w którym prezydent nagle wpadł na pomysł, że chciałby mówić o polskiej prezydencji w UE. Mam wątpliwość, by tę kwestię poruszać w takim momencie, zwłaszcza przed wyborami, gdy absolutnie nie ma to sensu. Dlatego mam wrażenie, że miało to charakter wizerunkowy, a nie merytoryczny – reaguje dr hab. Aleksander Cieśliński, prof. Uniwersytetu Wrocławskiego z Katedry Prawa Międzynarodowego i Europejskiego.
Choć podkreśla: – Jest potrzeba uregulowania przepisów o tym, jak organy państwowe, zwłaszcza na poziomie centralnym jak rząd i prezydent, powinny współpracować z instytucjami unijnymi. Do tej pory jest to nieuregulowane. Od wielu lat zgłasza się postulaty, że należałoby zmienić konstytucję albo wprowadzić przepisy, które by to sprecyzowały. Samej koncepcji nie ma co kwestionować.
Uważa jednak, że warto byłoby przypomnieć prezydentowi, co mówił, gdy po raz pierwszy w 2015 roku został wybrany prezydentem.
Do wyborów parlamentarnych było jeszcze sporo czasu. Prezydent twierdził, że odchodząca koalicja nie powinna już nic ustalać, bo przecież za chwilę będą wybory. Teraz próbuje wejść w te same buty. I jeszcze używając argumentu, że wszystkie siły polityczne w tym zakresie się porozumieją.
Rafał Chwedoruk zwraca zaś uwagę: – To przypomina bardzo najlepsze czasy dla Andrzeja Dudy, czyli okres wyborów 2015. Kiedy zakończyła się pierwsza tura, Bronisław Komorowski próbował następnego dnia ogłosić referendum, co było absurdalne, a jedno z pytań dotyczyło m.in. JOW-ów. Wtedy stało się jasne, że nie obroni swojej prezydentury. To pokazywało, że brakuje siły spokoju i reaguje się panicznie. Tak samo jest tu i teraz. Okazało się, że rzeczywistość przerosła cały obóz rządzący. A w szczególności ośrodek prezydencki.
A wracając do samej UE...
"Oby taki duch europejski się utrzymał"
Konstytucjonalista prof. Ryszard Piotrowski komentuje: – Polska ma objąć prezydencję i być może jest to okazja, żeby zasygnalizować dążenie do odzyskania pełni tożsamości między naszym porządkiem wymiaru sprawiedliwości a standardami UE. Teraz tej tożsamości nie ma. Gdyby przygotowywać się do objęcia prezydencji Polski, trzeba by się starać, żeby kraj ją sprawujący respektował reguły europejskie. A jak wiemy z orzecznictwa TSUE, to nie ma miejsca.
Jest cenne i ważne, żeby pamiętać o tych wszystkich, którzy zaangażowali się w naszą obecność w UE, o papieżu Janie Pawle II, jak i o politykach. Pan prezydent wymienił wszystkich, których należało wymienić. Oby taki duch europejski utrzymał się i sprawił, że mając w perspektywie naszą prezydencję, będziemy starali się wyeliminować wszystkie przeszkody związane przede wszystkim z praworządnością, które w tej chwili są.
Zauważa jeszcze, że prezydent Duda cieszy się wysokim poparciem społecznym.
– Ale przecież nie uchyla to wszystkich zarzutów, które dotyczą naruszania konstytucji przy różnych okazjach. Ostatni przypadek z lex Tusk jest szczególnie wyrazisty. Jak widać, przynajmniej dotychczas, krytyczne oceny dotyczące sposobu, w jaki prezydent czuwa nad przestrzeganiem konstytucji, nie znalazły szerszego odzewu, skoro obywatele uważają, że mają zaufanie do prezydenta. To znaczy, że nie biorą pod uwagę krytycznych wypowiedzi dotyczących jego działalności. Ale to poparcie mogłoby być pełniejsze, gdyby władza jeszcze zechciała trzymać się konstytucji – zaznacza.
Eksperci zwracają też uwagę na doradców prezydenta.
– Myślę, że brakuje mu rozsądnego doradcy. Wokół siebie ma młodych ludzi pozbawionych kompetencji, doświadczenia, wiedzy. Sprytnych gadaczy, bez kulturowego wyczucia historii, prawa. To jest okropne – uważa prof. Kuźniar.
– To jest taki karykaturalny obraz w polskiej polityce w ogóle. Czyli opieranie się głównie na podszeptach specjalistów od marketingu, którzy często mając doświadczenia w prywatnym biznesie i w korporacjach, uważają, że jak jednego dnia powie się A, a wszyscy powiedzą, że źle, to następnego dnia można powiedzieć B, i to nie powinno być żadnym problemem. A w polityce ten mechanizm nie działa – podsumowuje Rafał Chwedoruk.
Czytaj także: https://natemat.pl/491864,nagle-oredzie-andrzeja-dudy-oto-co-mowil-prezydent