Dlaczego rządowe kolumny jeżdżą środkiem drogi? Ekspert rozkłada ręce: My się sami pozabijamy

Alan Wysocki
28 czerwca 2023, 06:06 • 1 minuta czytania
Z jakiego powodu służby przewożą polityków Prawa i Sprawiedliwości całą szerokością drogi i z ekstremalną prędkością? – to pytanie wróciło po wypadku kolumny rządowej na Podlasiu. W tym kontekście przypomniano nagranie z podróży Andrzeja Dudy do Łowicza. W rozmowie z naTemat procedury bezpieczeństwa tłumaczy szkoleniowiec funkcjonariuszy rządowych i były antyterrorysta Grzegorz Mikołajczyk.
Burza po wypadku kolumny rządowej. Ekspert: My się sami pozabijamy. Fot. Andrzej Iwańczuk / Reporter / East News

Burza po wypadku kolumny rządowej. "To prawo wymaga zmiany"

Wypadek kolumny rządowej na Podlasiu wciąż nie schodzi z medialnego świecznika. Jeszcze wcześniej emocje budził incydent z udziałem Beaty Szydło w Oświęcimiu. Głośny był także karambol z udziałem kolumny Antoniego Macierewicza.


Od początku rządów Beaty Szydło, a później Mateusza Morawieckiego nie brakuje doniesień o incydentach drogowych z udziałem polityków Prawa i Sprawiedliwości. Po ostatnim zdarzeniu w Sokołach w mediach społecznościowych krąży nagranie z 2020 roku, na którym Andrzej Duda w obstawie Służby Ochrony Państwa pędzi do Łowicza.

"Jakie jest uzasadnienie kolumny rządowej do jazdy całą drogą i z nadmierną prędkością? Czy to straż pożarna jadąca do pożaru? Czy to karetka pogotowia jadąca ratować życie ludzkie? Nie, to jedynie politycy PiS, którzy uważają, że wszystko im wolno. To prawo wymaga zmiany!" – napisał Sebastian Kościelnik. To właśnie jego auto zderzyło się z kolumną rządową Beaty Szydło w Oświęcimiu.

Wypadek kolumny rządowej. "To był klasyczny, zwykły przejazd premiera"

W sieci padają inne pytania. Polacy pytają, po co ta prędkość przy przewożeniu polityków? Co z kwestiami bezpieczeństwa? Czy jest powód, dla którego kolumny rządowe jadą po całej szerokości drogi? W rozmowie z naTemat były antyterrorysta i szkoleniowiec funkcjonariuszy rządowych Grzegorz Mikołajczyk wyjaśnił, że należy rozróżnić dwa warianty kolumn VIP.

– Jeżeli jedzie kolumna całą szerokością drogi i zajmuje dwa pasy, to cała trasa powinna być zablokowana. To dzieje się w przypadku przejazdów np. papieskich, prezydenckich, delegacji głów państw obcych. Wtedy to są konwoje o wysokim priorytecie – powiedział.

Mikołajczyk jest szkoleniowcem zespołu, który zajmuje się m.in. szkoleniem taktycznym funkcjonariuszy podlegających ministerstwom: spraw wewnętrznych i administracji, obrony narodowej i sprawiedliwości.

– W przypadku konwoju o wysokim priorytecie mamy zaangażowane większe siły i specjalne procedury. Wtedy trasa powinna być wyznaczona, sprawdzona i zablokowana przed ruchem cywilnym do momentu przejazdu kolumny. To planuje Służba Ochrony Państwa – dodał.

W przypadku wypadku kolumny na Podlasiu nie mieliśmy do czynienia z przejazdem o wysokim priorytecie. – To był klasyczny, zwykły przejazd premiera, który był ochraniany przez SOP. Kolumna samochodowa wtedy nie powinna wjeżdżać na przeciwległy pas bez uzasadnionego podejrzenia zagrożenia – wyjaśnił.

Auta rozstawione w szachownice i ekstremalna prędkość – tak jeżdżą kolumny rządowe

Przy przejeździe mamy do czynienia z autami rozstawionymi w tzw. szachownicę. Mogliśmy to zauważyć na przykładzie podróży Andrzeja Dudy do Łowicza.

– One jadą według specjalnej procedury taktycznej. Każdy funkcjonariusz SOP wie, jak reagować na wypadek ataku z tyłu, z przodu, z lewej i prawej. To z tego wynika ten układ taktyczny aut. Do tego dochodzi obszerny plan operacyjny, który dotyczy np. również ewakuacji – powiedział Mikołajczyk.

– W przypadku ostatniego przejazdu premiera Morawieckiego, kolumna powinna jechać normalnie swoim pasem. Można stosować sygnały świetlne i dźwiękowe, ale tylko po to, żeby ostrzec innych kierowców – porównał.

– SOP jadąc w takiej kolumnie niezaplanowanej, gdzie trasa jest otwarta, powinni jeździć zgodnie z przepisami, warunkami, zasadami pospolitego ruchu drogowego – podkreślił, po czym dodał: – Nie ma przepisu, który pozwala kolumnie bez wysokiego priorytetu przekraczać prędkość, zmuszać kierowców do zatrzymania się czy zjechania z drogi. To wszystko to łamanie przepisów.

Kiedy jeszcze ja pracowałem i zabezpieczaliśmy czy to papieża, czy prezydentów, czy głowy innych państw, to oczywiście mieliśmy wysoki priorytet. Ale w przypadku przejazdu Mateusza Morawieckiego z punktu A do punktu B, nie można wykorzystywać tych procedur, tylko trzeba jeździć bez zbędnego pośpiechuGrzegorz MikołajczykB. antyterrorysta

"W takich sytuacjach nikt nie musi nas atakować, bo my się sami pozabijamy"

Przy każdych doniesieniach o wypadkach kolumn rządowych opinia publiczna dyskutuje o zagrożeniu dla cywilów. Zapytaliśmy jednak, czy przekraczanie prędkości nie stwarza zagrożenia dla urzędników, o których bezpieczeństwo przecież ma dbać SOP.

– Oczywiście, że stwarza. Kiedy dowodziłem konwojem, zastanawiałem się, dlaczego bez żadnych podejrzeń zagrożenia, jedziemy 120 km/h na trasie, gdzie ograniczenie to 60 km/h. Albo 150 km/h na trasie z ograniczeniem do 90 km/h. W takich sytuacjach nikt nie musi nas atakować, bo my się sami pozabijamy – stwierdził.

Kto odpowiada za prędkość przejazdu? To nie polityk, a dowódca konwoju, czyli funkcjonariusz służby odpowiedzialnej za przejazd.

– Te wszystkie wypadki, o których rozmawiamy, to kwestia starego schematu powtarzalności, że jeśli kolumna jedzie, to trzeba zasuwać, jechać na łeb, na szyję, byleby było szybko – skomentował.

– Nawet jeśli są przesłanki o zagrożeniu na drodze, to zmienia się trasę, a nie nią pędzi. A jeśli już na samej trasie coś się wydarzy, to dopiero wtedy łamiemy procedury i pędzimy jak najszybciej w bezpieczne miejsce – wyjaśnił.