Tom Cruise znów ratuje świat i kino. Nowe "Mission: Impossible" jest aktualne jak nigdy
- "Mission: Impossible – Dead Reckoning" został podzielony (niestety) na dwie części. Pierwsza z nich wchodzi do kin od 8 lipca. Kolejną zobaczymy dopiero za rok.
- Reżyserem i scenarzystą został Christopher McQuarrie. W obsadzie, oprócz naturalnie Toma Cruise'a (jest też producentem), powrócił: Simon Pegg (Benji Dunn - technik z ekipy Hunta), Ving Rhames (Luther Stickell, haker i najbliższy przyjaciel Hunta) i Rebecca Ferguson (Ilsa Faust, była agentka MI6).
- W pozostałych rolach wystąpili: Henry Czerny (Eugene Kittridge, który wystąpił w pierwszej części z 1996 roku), Vanessa Kirby (Alanna, handlarka bronią, córka Maxa, mentora Hunta granego przez Jona Voighta w "jedynce"), Frederick Schmidt (Zola, brat Alanny), Hayley Atwell (jako Grace) i... Marcin Dorociński (kapitan rosyjskiego okrętu podwodnego).
- "Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One" to siódma część kultowej serii. Można ją zobaczyć bez obejrzenia poprzednich. Przedstawia zupełnie nową historię i "misję niemożliwą". Tym razem Ethan Hunt będzie walczył z całym światem i... sztuczną inteligencją zwaną Bytem.
"Mission: Impossible" to jeden z najdłuższych i najbardziej uznanych kinowych "seriali" - pierwsza część miała premierę w 1996 roku, tak więc niedługo będzie świętować 30-lecie, a Tomowi Cruise'owi, który zagrał we wszystkich odsłonach jako niezmordowany Ethan Hunt, stuknęło parę dni temu 61 lat.
W przeciwieństwie do innych cykli filmowych, ten nie odcina tylko kuponów, ale stale podnosi poprzeczkę, zachwycając widzów i krytyków. "Mission: Impossible - Fallout" z 2018 roku jest wręcz uznawane za najlepszą część sagi o fikcyjnej agencji szpiegowskiej IMF (Impossible Missions Force). Czy "Dead Reckoning" dokonało "niemożliwego" i przebiło szóstą część?
"MI: Dead Reckoning Part One" przedstawia wroga, z jakim jeszcze nie walczył Ethan Hunt. To nie człowiek, a sztuczna inteligencja
Premiera "Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One" była od 2021 kilka razy przekładana ze względu na pandemiczne restrykcje, ale... wyszło to jej na dobre. Dwa lata temu cały świat bowiem nie mówił i tak bardzo nie obawiał się sztucznej inteligencji jak właśnie teraz. Owszem, od dawna się mówi o szansach i zagrożeniach związanych ze stale rozwijającą się technologią, ale dopiero ChatGPT czy Midjourney pokazały nam namacalnie, z jaką potęgą mamy do czynienia.
W filmie głównym szwarccharakterem nie jest szalony naukowiec, psychopatyczny dyktator czy rosyjski oligarcha, ale samoświadomy i stale uczący się komputerowy Byt (ang. The Entity), który wymknął się spod kontroli. Mocarstwa ruszyły do wyścigu o przejęcie nad nim władzy, bo kto pierwszy okiełzna ten algorytm, będzie mógł rządzić współczesnym, w pełni cyfrowym światem.
Już algorytmy mediów społecznościowych pokazują nam, jak łatwo manipulować ludźmi, a Byt daje nieograniczone możliwości, może przeniknąć wszędzie jak najlepszy agent i zmienić wszystko, łącznie z tym, co uważamy za prawdę.
Jest jedna osoba, która nie chce kontrolować Bytu. To Ethan Hunt i jego ekipa, która staje do walki nie tylko z samym programem, który też przecież stara się obronić przed wyłączeniem, ale i całym światem - z amerykańskim rządem i CIA włącznie.
Motyw zbuntowanej sztucznej inteligencji jest obecny w kinie od co najmniej pół wieku (HAL z "Odysei kosmicznej" z 1968 roku pozdrawia) i przerabiany na setki sposobów, ale przyznam szczerze, że w nowym "Mission: Impossible" jest świetnie zaimplementowany w rasowe kino szpiegowskie (taka zimna wojna 2.0), ekscytująco i... realistycznie.
Jest w tej historii sporo science-fiction, ale po ostatnich miesiącach, w których mogliśmy poczytać, że połowa z nas musi się przebranżowić, bo zastąpi nas AI, uderza z wielką mocą i choć jest niespodziewany, to w zasadzie taki obrót spraw, po tylu "żywych" przeciwnikach, jest czymś naturalnym. Zresztą Benji (Simon Pegg), czyli kumpel z paczki Ethana Hunta bez zaskoczenia zwraca uwagę na to, że w końcu musiał nadejść taki wróg.
"Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One" jest też bardzo na czasie z powodu wątku z Marcinem Dorocińskim w roli o głównej (szerzej pisałem o tym tutaj). Polski aktor gra kapitana rosyjskiego okrętu podwodnego, który jest przez niego samego określany mianem "dzieła sztuki... wojennej". W amerykańskim filmie szpiegowskim "musiał" pojawić się motyw złych Rosjan, co już jest bardzo aktualne, ale niektóre ujęcia od razu przypominają zdjęcia ... Titana, który też był nośnym tematem ostatnich dni. Jeśli obejrzycie film, to zrozumiecie, o co mi chodzi, ale takich skojarzeń nie mielibyśmy w 2021 roku.
Tom Cruise jak zwykle dużo biega, skacze i czaruje. I we wszystkim jest niesamowity
Czas dla Toma Cruise'a najwyraźniej się zatrzymał, a raczej to on nie daje mu za wygraną - w ogóle nie daje po sobie poznać, że ma te sześć dekad na karku. Z jednej strony ma ten młodzieńczy błysk w oku i zniewalający uśmiech, któremu nie potrafi oprzeć się nowa bohaterka sagi - złodziejka Grace grana przez Hayley Atwell (agentka Carter z uniwersum Marvela). Razem stworzyli kapitalny duet na ekranie, chemii między nimi jest więcej niż w słynnym kamperze z "Breaking Bad", a ich wspólne przygody ogląda się z zapartym tchem i... troską, by się im nic nie stało.
Z drugiej strony jako Ethan Hunt ma niesamowitą formę i zero oporów przed nawet niebezpiecznymi scenami, w których kaskaderów prosi chyba tylko o to, by potrzymali mu piwo - na ekranie widać, że przebiegł kilka kilometrów w swoim specyficznym stylu, a kiedy zeskoczył z tej gigantycznej góry, co już było pokazane w zwiastunach, to aż musiałem się mocniej złapać fotela, by samemu za nim nie polecieć. Tego faceta naprawdę nic nie zatrzyma i wbrew tytułowi - nie ma dla niego misji niemożliwych.
W zeszłym roku w "Top Gun: Maverick" grał bohatera z wymierającego gatunku, który miał zostać zastąpiony przez autonomiczne drony i także walczył z bliżej nieokreślonym przeciwnikiem. Teraz z kolei jest "analogowym" agentem, który rzuca wyzwanie sztucznej inteligencji. Wspaniale to koresponduje z tym, jakim "staroszkolnym" aktorem jest Tom Cruise i jakie filmy nam serwuje.
Nie poddaje się trendom na kręcenie wszystkiego w komputerze (jedynie uległ wkurzającej modzie na dzielenie filmów na dwie części vide ostatni animowany "Spider-man"), czuć w tym ducha Hollywood z lat 80. i 90., a jednak nie wygląda to archaicznie. Unowocześnia tradycyjne sposoby po swojemu (ok, nie jest reżyserem, ale wiadomo, że to on gra pierwsze skrzypce) i daje nam rozrywkę, która dosłownie wyprzedziła swoje czasy.
"Mission: Impossible" to nie film jednego aktora.
Tom Cruise to człowiek-orkiestra, ale nie gra przecież w pojedynkę. Trudno jest przebić się spod jego aury, którą roztacza, ale udaje się to zrobić wspomnianej Hayley Atwell i jej Grace. Nie jest tylko "ładnym dodatkiem" czy "damą w opałach", ale pełnoprawną bohaterką - jak na złodziejkę przystało: kradnie też show głównemu bohaterowi. Jest praktycznie damskim odpowiednikiem Ethana Hunta, z tym samym oszałamiającym urokiem, ale z zupełnie innymi umiejętnościami i sposobami radzenia sobie w sytuacjach podbramkowych.
Każda scena z wierną załogą Hunta (Simon Pegg i Ving Rhames) to też mistrzostwo - panowie nie tylko dostarczają elementów humorystycznych (w filmie ogólnie jest mnóstwo celnych żartów i gagów), ale i takich chwytających za serce męską część widowni, bo np. dotyczących przyjaźni na zabój. Fani serii z sentymentem będą patrzeć na powrót Henry'ego Czerny'ego do roli Kittridge'a, który też jest bohaterem w starym stylu, podobnie jak i jeden z psychopatycznych złoli - Gabriel grany przez Esaia Moralesa.
Męską ekipę w pierwszej części "Dead Reckoning" równoważy sporo interesujących i świetnie zagranych kobiecych postaci. Do gry o Byt włącza się Biała Wdowa (była już w "Fallout"), czyli Vanessa Kirby, od której mimiki twarzy, wprost nie mogłem oderwać oczu, a także zabójczyni Paris sportretowana przez Pom Klementieff, która jest trochę jak Harley Quinn. W pewnym momencie pojawia się wręcz "trójkąt miłosny" między Huntem, Grace i graną przez Rebeccę Ferguson (była też w "MI: Rogue Nation") Ilsę - jak w jakimś filmie z Jamesem Bondem.
Co tu dużo mówić: fani serii "Mission: Impossible" i kina akcji będą wniebowzięci
Filmy szpiegowskie trochę mi się przejadły w ostatnich latach, bo zaczęło powstawać za dużo średniaków. Nowe "Mission: Impossible" przede wszystkim wygrywa w tym gatunku pomysłem wroga, na który jakimś cudem nikt nie wpadł. Nie jest to też bardzo długi odcinek "Black Mirror", bo film jest nakręcony z ogromnym rozmachem, na który nie może sobie pozwolić nawet Netflix.
Mamy świetną scenę pościgu ulicami Rzymu z driftami malutkim, żółtym Fiatem czy akcję na rozpędzonym pociągu zwieńczoną efektownym wysadzeniem mostu (to właśnie ta scena miała być kręcona w Polsce, ale jedyne co wybuchło, to afera) i emocjonującą wspinaczkę po wiszących i spadających wagonach. Wszystko to zostało zrealizowane i udźwiękowione (ach, ten pisk opon przy driftowaniu!) perfekcyjnie, ale gdzieś to już widzieliśmy.
Chyba to jest jedyna wada tego filmu - nie ma takich nowych i niezapomnianych akcji, jak ikoniczne zwisanie na linie w pierwszej części (nawet nie muszę dodawać szczegółów, bo i tak wiecie, o który moment mi chodzi). Może będzie to nadrobione w drugiej części filmu, bo też podejrzewam, że Byt i jego poplecznicy będą na pierwszym planie - tutaj pod koniec jakby odszedł... w niebyt.
Nie brakuje za to charakterystycznych dla serii akcji z maskami czy też mniej spektakularnych, ale równie emocjonujących zagadek oraz zabaw w kotka i myszkę bez strzelanin czy eksplozji. Fani serii będą wniebowzięci jak Tom Crusie na spadochronie. Odpowiadając na pytanie z początku: na razie nie mogę ocenić czy film przebił "Fallouta" - poczekam na drugą część. Na razie "tylko" zachował ekstremalnie wysoki poziom, co już jest wyczynem.
Dużo się mówi o pojedynku między "Barbie" a "Oppenheimerem" - filmy mają bić rekordy wakacyjnego box office, ale wcale bym się nie zdziwił gdyby tej rywalizacji znów nie wygrali weterani blockbusterów, czyli Tom Cruise i Christopher McQuarrie (obaj stworzyli też zeszłorocznego "Mavericka"). "Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One" to film, który przyzywa magię dawnego Hollywood i stanowi przeżycie kinowe, którego nigdy nie doświadczymy w streamingu.