Pokaz żenady PiS na Jasnej Górze. To wstyd, co mówił Rydzyk, ale Kaczyński zrobił coś gorszego
Nikogo to już nie dziwi, prawda? Zdążyliśmy się oswoić, że kardynał może straszyć Polaków z ambony tęczową zarazą, albo wiecznym potępieniem za aborcję czy in vitro. Nie wrzucam wszystkich księży do jednego worka, jednak hierarchowie z wyższego szczebla pozwalają sobie na wiele. Dla PiS to sytuacja idealna.
Tadeusz Rydzyk w tej całej polityczno-kościelnej układance jest… rodzynkiem. Państwowe dotacje, ciepłe słowa o pisowskich reformach – jak to mówią, z władzą trzeba dobrze żyć. A władza chętnie wykorzystuje moment, kiedy można w ten sposób coś politycznie ugrać.
W zasadzie nie miałbym nic do tego, co w weekend zorganizowano na Jasnej Górze. To tradycja mediów Rydzyka, że co roku jego sympatycy zbierają się tam w ramach Pielgrzymek Rodziny Radia Maryja. Ot, religijny zjazd. Problem w tym, że już przed laty zrobił się z tego partyjny wiec. A to, co wydarzyło się w ostatnich dniach, już naprawdę trudno ogarnąć.
Nawet jeśli w ten ciepły weekend odcięliście się od informacyjnego ścieku, pewnie do was dotarło, jaką szopkę odstawili Tadeusz Rydzyk i Jarosław Kaczyński. Redemptorysta z Torunia zaczął, wicepremier z Żoliborza poprawił, a zwykłym odbiorcom mogły jedynie opaść ręce.
Ojciec Rydzyk to w ogóle przeszedł samego siebie. Na Jasnej Górze zarzekał się, że on to w sumie nie uprawia żadnej polityki i "widać to gołym okiem". Po czym przeszedł do ataku i ostrzegał, że do Polski zmierza "deprawowanie Europy i Zachodu". Nie będę tu wstawiał pełnych cytatów – wszystkie wypowiedzi znajdziecie w naTemat. Zostawię wam tylko tę jedną perełkę z przemówienia zakonnika.
Karabinami nas nie załatwili, obozami, to "ojro", jak oni mówią, czyli euro.
Trzeba mieć tupet, by zwołać swoich sympatyków na Jasną Górę pod pretekstem liturgii i duchowego przeżycia, a później odstawić pokaz nienawiści wobec Niemców czy Unii Europejskiej. No ale przecież RYDZYK NIE UPRAWIA POLITYKI. Tylko jakoś latami zapracował sobie na to, że wierny tłum przyklaskuje jego wymysłom.
Taka retoryka to woda na młyn machiny PiS. Dlatego na Jasną Górę zjechała rządowa wierchuszka i nie zabrakło tam nawet… wspólnego tańca. Mariusz Błaszczak, Przemysław Czarnek, Jacek Sasin – wierni żołnierze "dobrej zmiany" pojechali razem ze swoim prezesem, który zrobił coś jeszcze gorszego niż Rydzyk.
Czemu się tak uparłem, że to Kaczyński wygrał ten – nazwijmy wprost – polityczny wiec na Jasnej Górze? Bo poszedł na całość. Nawet jeśli miażdżąca większość Polaków opowiada się za rozdziałem państwa od Kościoła, on z klapkami na oczach brnie wśród swoich urojonych wrogów. A że wybory za pasem, jeszcze posypał to wszystko pieprzem. Straszenie utratą suwerenności czy ubolewanie nad krytyką wobec Jana Pawła II to zdarta płyta, choć i tego nie zabrakło. Kluczowy był jednak inny fragment z przemówienia prezesa.
(…) To, co przed nami, czyli wybory w październiku, to będzie moment, być może na bardzo długie lata, decydujący (…). Wiele jeszcze przed nami, ale tej drogi nie można przerwać. Nie można oddać władzy tym, którzy chcą nas z tej drogi zawrócić i to zawrócić radykalnie tak, aby nie było już powrotu. Oni zapowiadają zniszczenie demokracji, zniszczenie praworządności i wszelkich zasad, które mogłyby stać na drodze realizacji ich planów. Nie możemy się na to zgodzić. Musimy być zdecydowani w naszym działaniu i wsparciu ruchu ochrony wyborów. Każdy z nas może w tej sprawie coś uczynić.
Kaczyński tak bardzo lubi stać na straży świętości, że właśnie nagrał swój spot wyborczy na Jasnej Górze. Równie dobrze mógł wystąpić na tle wielkiego banneru PiS. Dla Rydzyka też pewnie znalazłoby się miejsce w tym kadrze. Brzmi jak żart, ale taki mamy klimat.
Mówiąc bardziej wprost, to wszystko smutne i przerażające. Że znowu ta mowa nienawiści, że na Jasnej Górze, że ksiądz z politykiem przykładają rękę do tego, by jeszcze bardziej nas podzielić. Jeden korzysta z przychylności władzy, drugi żyje w swoim zamkniętym świecie z syndromem oblężonej twierdzy.
Panie prezesie, niech pan tak samo odważnie stanie i powie coś sensownego młodym ludziom, którzy może nigdy nie uzbierają na swoje pierwsze mieszkanie. Pielęgniarkom i lekarzom pracującym w nieudolnie łatanej od lat ochronie zdrowia. Nauczycielom wciągniętym w pseudoreformy edukacji. A nie, czekajcie… przecież łatwiej zrobić konwencję partyjną wśród swoich. U stóp Matki Bożej.