Szymczyk twierdzi, że ws. Joanny działano słusznie. Tymczasem sąd wypunktował policję
Joanna z Krakowa. Sąd wypunktował policję za zabranie kobiecie telefonu
W trakcie interwencji policja nie tylko poniżyła Joannę, każąc jej kasłać i robić upokarzające przysiady w majtkach. Tych kobieta nie straciła tylko dlatego, że lekarka zwróciła policjantom uwagę, że pacjentka przed chwilą była badana i wciąż krwawi z dróg rodnych.
Zabrano jej również telefon i laptopa. Już po interwencji do sądu trafiło zażalenie dotyczące zabrania kobiecie wspomnianej już komórki. 27 czerwca Sąd Rejonowy dla Krakowa-Krowodrzy stwierdził wprost, że to działanie funkcjonariuszy było niezgodne z prawem. Uznano, że Joanna "została de facto ukarana za czyn, który nie może zostać jej przypisany". Sędzia nakazał zwrot telefonu. Co więcej, w uzasadnieniu wskazał, że już same notatki funkcjonariuszy pokazały, że doszło do "nieszczególnie obiektywnego ocenienia przez nich sytuacji".
"Na poparcie tego można zacytować stwierdzenie z notatki, jakoby nie utrudniali w żaden sposób czynności medycznych, a jednocześnie policjanci legitymowali będących w pracy w szpitalu lekarzy oraz sugerowali im zasłanianie kotarami pacjentów niekoniecznie chcących być świadkami ich interwencji" – czytamy w piśmie udostępnionym przez TVN24.
Kobieta, według służb, miała dobrowolnie wydać telefon. Tymczasem z dokumentów, na które powołuje się sąd, wynika, że "Joanna (...) wcale nie chciała wydać telefonu". Sąd zwrócił także uwagę na inną kwestię, tym razem związaną z doświadczeniem życiowym.
"To ten opis zdecydowanie bardziej odpowiada wskazaniom wiedzy i doświadczenia życiowego, wedle których powszechnie wiadomo jest, że telefony komórkowe stały się swoistym centrum życiowym i ich utrata jest bardzo dotkliwa" – czytamy.
Jarosław Szymczyk o Joannie z Krakowa: Czynności były wykonane prawidłowo
Jak pisaliśmy w naTemat, o tę kwestię zapytano również szefa policji Jarosława Szymczyka. Ten bronił się, informując, że sąd powiedział o telefonie, a nie o laptopie, choć policja zabezpieczyła obie te rzeczy.
– Nigdy nie komentuję wyroków sądowych. Szanuję te wyroki. Chcę powiedzieć, że policjanci działali pod dużą presją, a sąd na swoje rozstrzygnięcie miał półtora miesiąca. Orzeczenie sądu nie dotyczy zatrzymania laptopa – skomentował.
Dopytany o to, czy ma sobie lub funkcjonariuszom policji coś do zarzucenia, podsumował: – Na ten moment moim zdaniem czynności były wykonane prawidłowo.
To nie koniec, bowiem pełnomocniczka Joanny, Kamila Ferenc zapowiedziała na antenie TVN24, że już w piątek do prokuratury trafi zawiadomienie o podejrzeniu przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy. Równolegle rozpocznie się walka o zadośćuczynienie dla mieszkanki Krakowa.