Gimper stracił ważną współpracę, chociaż nie ma związku z "Pandora Gate". Firmy dmuchają na zimne

Bartosz Godziński
12 października 2023, 17:43 • 1 minuta czytania
Po "Pandora Gate" firmy wolą dmuchać na zimne i zaczynają zrywać współprace z kontrowersyjnymi youtuberami i influencerami, którzy nie mają nic wspólnego z tą aferą. Jedną z takich osób jest Gimper, któremu społeczność Wykopu wypomniała filmiki sprzed lat i w efekcie jeden z największych banków w Polsce zerwał z nim umowę. Youtuber odniósł się do tej sprawy, a wielu internautów stanęło w jego obronie.
Bank zerwał współpracę z Gimperem. Dlaczego? Fot. Gimper / YouTube

"Pandora Gate" to największa afera w historii polskiego YouTube. Kilku popularnych twórców zostało oskarżonych o wysyłanie erotycznych wiadomości do dziewczyn niemających jeszcze 15 lat (do tego główny antybohater tego skandalu, czyli Stuu, miał się z nimi spotykać), a ich znajomym zarzucono milczenie w tej sprawie.


Dbające o swój wizerunek marki teraz z wielką ostrożnością podchodzą do współprac z gwiazdami internetu, bo nawet jeśli ktoś nie jest bezpośrednio zamieszany w tę sprawę, to samo słowo "youtuber" może się źle kojarzyć i coś skandalicznego może wyjść dopiero po latach. Jak właśnie w przypadku Stuu.

Przykład Gimpera jest inny, bo jego patusiarska przeszłość nie jest żadną tajemnicą.

Gimper obrywa rykoszetem za "Pandora Gate". "11 lat temu byłem zj*bem"

Na Wykopie pojawiła się seria wpisów o "patologicznym youtuberze 'Gimperze'" z gotowcami, które może można wysłać do sponsorujących go firm. "Czy wasz bank utożsamia się ze skandalicznymi i patologicznymi wartościami 'Gimpera' prezentowanymi w sieci? Czy wasz bank utożsamia się z legitymizacją "Gimpera" w przestrzeni publicznej i poprzez wasze reklamy normalizowania jego zachowań? Czy wasz bank jest dumny ze współpracy z tym twórcom?" – czytamy w treści maila adresowanego do banku Millenium.

Zanim przejdziemy do tego, co zrobił Gimper, dokończymy ten najbardziej aktualny wątek. Nie ma to żadnego związku z tematyką "Pandora Gate", a skandalizujące rzeczy nie wypłynęły nagle, tylko są znane od dawna. Bank Millenium jednak zareagował na to pospolite ruszenie (apel trafił na stronę główną Wykopu, więc możemy przypuszczać, że to właśnie odpowiedź na maile użytkowników tego serwisu). Ogłosił, że zerwał współpracę z influencerem, choć nie powiedział wprost, o kogo chodzi.

Natychmiast po uzyskaniu informacji o oburzających materiałach z przeszłości jednego z influencerów zakończyliśmy współpracę. Rozdzerzyliśmy i wzmocniliśmy działania związane z weryfikacją treści oraz podmiotów reklamowych. Nie tolerujemy zachowań, które w jakikolwiek sposób naruszają normy społeczne, zasady etyczne oraz szacunek do drugiego człowieka.Bank MilleniumOświadczenie

Do oświadczenia odniósł się jednak sam Tomasz "Gimper" Działowy - stąd wiemy, że to o nim mowa. Nie próbował tego prostować lub straszyć prawnikami wykopowiczów, tylko przyjął to "na klatę".

W komentarzu na X napisał, że "Niestety, rzeczy sprzed 10 lat, za które już wielokrotnie publicznie przepraszałem, przy aktualnych nastrojach panujących wśród marek, mogą prowadzić do tego typu decyzji".

Nie jestem zły na Millenium, boją się o wizerunek bo są bardzo poważną firmą. Widocznie nie sprawdzili przed podjęciem współpracy, że 11 lat temu byłem zj*bem i że już to odpokutowałem i wielokrotnie przepraszałem. Zdarza się. Nie da się cofnąć przeszłości. Dostałem już swoje po nosie za różne głupie rzeczy które zrobiłem i dawno temu zrozumiałem co w moim zachowaniu mogło być nie w porządku. Mam nadzieję, że treści które aktualnie tworzę świadczą o tym jakim aktualnie jestem człowiekiem i jeżeli ktoś pomimo tego chce na mnie patrzyć przez pryzmat błędów młodości - biorę na klatę.Gimper

Obecnie 29-letni Gimper prowadzi kanał commentery w stylu Sylwestra Wardęgi czy Konopskyy'ego. Ba! Nawet pomógł temu drugiemu zbierać materiały od pokrzywdzonych dziewczyn i komentował "Pandora Gate" w filmie podsumowującym całą aferę. M.in. wymienia tam youtuberów, z którymi zerwano współpracę za niesmaczne filmiki sprzed lat. Teraz sam oberwał.

Co zrobił Gimper? Przed dekadą nagrywał rzeczy, za które teraz się wstydzi

Założony w 2011 roku kanał Gimpera ma ponad 2 miliona subskrybentów, ale nie zbudował tak wielkiej społeczności wyłącznie na jego najnowszych, poważniejszych materiałach. Youtuber "zgrzeczniał" i odciął się parę lat temu (w 2017 roku) od swojej skandalicznej przeszłości, która przyniosła mu ogromną popularność.

Usunął też wiele filmików ze swojego kanału, ale w internecie nic nie ginie. We wspomnianym gotowcu odkopano jego niesławny diss na innego youtubera, w którym nawija "RockAlone2k j*bie w d*pę Miszora" czy "Wkładaj do d*py Miszorowi / Niech mały się dowie, co to jest dorosłe życie". Miszor to ksywka syna Rocka - kiedy Gimper to nagrywał, chłopiec miał kilka lat.

Przypomniano też bulwersującą historię, o której materiał nakręcił "Superwizjer" TVN - to była jedna z pierwszych afer, która wyszła poza youtube'ową bańkę. Pojawił się też artykuł, w którym opisane jest to, jak Gimper zdobył popularność dzięki hejtowi - przed laty w wulgarny i publiczny sposób upokarzał osoby, które w jakiś, często błahy sposób, zalazły mu za skórę. Dziś byśmy powiedzieli, że był patoyoutuberem i nie ma w tym przesady.

"Przekonał się o tym boleśnie Krzysztof Woźniak (Ator), który podobnie jak Gimper nagrywa filmy. Z wykształcenia jest prawnikiem, ale od lat jego źródło zarobków to właśnie wideo w internecie. (...) I chociaż wcześniej żyli ze sobą w zgodzie, w styczniu zeszłego roku (czyli w 2015 - red.) na Youconie, imprezie, na której fani mogli spotkać się ze swoimi ulubionymi youtuberami, niechcący zadarł z Gimperem" – czytamy.

Na panelu dyskusyjnym był chłopiec, który przerywał i stwierdził, że "nie ogląda Gimpera, bo za dużo przeklina". Fani yotubera (zwani też "Hajsownikami") stworzyli potem przeróbki i memy z wizerunkiem dziecka, które przezywano "Grubym z Youconu", a także gry z nim w roli głównej, które youtuber ogrywał na swoim kanale. Ator stanął w obronie chłopca i hejt przeniósł się na niego.

"Zaraz potem on sam stał się celem Gimpera. Znów pojawiły się gry, tym razem jednak celem był Krzysztof Woźniak. Wszystko okraszone było wulgarnymi komentarzami. W ślady Gimpera poszli jego fani, i to nie tylko w rzeczywistości wirtualnej. Jak twierdzi Woźniak, zdarzało mu się, że młodzi ludzie zaczepiali go na ulicy i opluwali" – relacjonował Ator w "Superwizjerze". Mówił też, że miał myśli samobójcze.

Ator poszedł z tym do sądu. Były łącznie dwa postępowania, które ciągnęły parę lat. W 2021 roku Gimper przegrał sprawę o naruszenie dóbr osobistych, ale rok później wygrał inny proces - dotyczył nękania (stalkingu). Oba wyroki były nieprawomocne.

"Sędzia Justina Kaczanowska-Bednarczuk stwierdziła, że nie widzi żadnych podstaw, by doszukiwać się tu znamion przestępstwa - nękanie nie było uporczywe, nie doszło do naruszenia prywatności, nie można też obiektywnie uznać poczucia zagrożenia Woźniaka. Dodała również, że nie możemy mówić w tym konkretnym przypadku o naruszeniu prywatności, ponieważ Ator to osoba publiczna" – pisał Spider's Web. Sędzia uzasadniła też, że filmy Gimpera miały charakter prześmiewczy.

Czystki na YouTube po "Pandora Gate". Gimper nie jest pierwszym, ani nie ostatnim

Gimper wielokrotnie przepraszał za te afery i jak pisał - wyjaśnił to też z Rockiem oraz nie wypiera się błędów młodości. Konsekwentnie tworzy inne treści i już np. nie rzuca w nich mięsem, by zniszczyć przypadkowe osoby. Nie da się ukryć, że oprócz tego, że dorósł, to musiał dojść do wniosku, że dalsze nagrywanie hejterskich filmików nie przyniosłoby mu współprac reklamowych z np. tak wielkim bankiem.

Zmiana stylu przyniosła mu również udział w "Tańcu z gwiazdami", założył agencję kreatywną, a także kupił, wyremontował oraz otworzył na nowo siłownię i klub sztuk walki w Warszawie. Prowadził i walczył również na galach Fame MMA.

Co jakiś czas nadal wywołuje kontrowersje (np. niedawno wywołał dramę komentując owłosienie u kobiet czy zdrady małżeńskie), ale przynajmniej w sieci jest innym youtuberem niż kiedyś. Wielu internautów wciąż nie może mu wybaczyć przeszłości - i trudno im się dziwić, bo swój "fejm" oparł na hejcie. Są też osoby, które go bronią i narzekają na to, że wszystko jest teraz łączone z "Pandora Gate" - i ich też można zrozumieć, bo idzie to w dziwną stronę.

Niemal analogiczna sytuacja (nie chodzi o kaliber przewinień, ale odkopanie starych rzeczy) przytrafiła się Maćkowi Dąbrowskiemu znanemu jako Człowiek Warga z kanału "Z Dvpy". 9 lat temu nagrał pranka razem z Ravgorem (nagranie usunięto, ale zachowały się jego duplikaty), w którym ten drugi zaczepia nastolatki na ulicy i mówi niesmaczne teksty. Wargę odsunięto od prowadzenia poranków w Kanale Sportowym.

Sprawa wywołała kontrowersje i zarzucono Kanałowi Sportowemu hipokryzję, bo jeden z jego założycieli, Krzysztof Stanowski, sam na wizji opowiedział dowcip związany z pedofilią. Z tego powodu Lipton zakończył współpracę z Kanałem Sportowym. Również Sharp wycofał swoje reklamy po jeszcze innym niewybrednym żarcie nawiązującym do "Pandora Gate" na tym kanale.

Pierwszy skutki afery "Pandora Gate" odczuł Boxdel, który był zamieszany w sprawę - z materiału Wardęgi miał wiedzieć, że Stuu spotyka się z małolatami i nie reagować (sam zresztą w oświadczeniu przyznał, że wiedział o jednej randce, ale tłumaczył się tym, że nie mógł wtedy za wiele zrobić). Został natychmiastowo wyrzucony z Fame MMA, którego był współzałożycielem.

Team X, które powstało z inicjatywy Stuu, również przestało istnieć - Spotlight Agency robi rebranding swojej marki: zmieniła nazwę kanału i usunęła niemal wszystkie filmy (z wyjątkiem teledysków), bo skrytykował w swoim materiale Konopskyy. Produkty sygnowane logo i influencerami Teamu X znikają też z Rossmanów, Biedronek i Lidli. Firma Deynn zerwała też współpracę z Lexy Chaplin, która należała kiedyś do tej grupy youtuberów. Wyznała, że coś tam słyszała o dawnym koledze, ale nie miała żadnych dowodów, by iść z tym na policję.

Takich rozstań będzie w najbliższym czasie jeszcze wiele, a firmy mogą mieć spore problemy z rekrutowaniem influencerów do swoich kampanii - zwłaszcza wśród "legend internetu". Niemal na każdego może się znaleźć jakiś hak sprzed lat (nawet Sylwester Wardęga i Konopskyy mają dramy na koncie), kiedy YouTube był kompletnie innym miejscem - istnym Dzikim Zachodem. Od reklamodawców i przede wszystkim od internautów będzie zależeć, czy zasługują na drugą szansę.