Budda nie dał hejterom pola do popisu. Specjalnie skrócił film, na którym wrzuca kasę do puszek WOŚP

Joanna Stawczyk
29 stycznia 2024, 15:22 • 1 minuta czytania
32. finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy zasiliła m.in. hojna wpłata, której dokonał Kamil Labudda. Youtuber sam ujawnił się jako darczyńca za pomocą filmiku, który wrzucił do sieci. Przy okazji poprzednich akcji wielu zarzucało mu, że stosuje świetny chwyt, bo rozdając pieniądze sam ma z tego korzyść. Przy najnowszym materiale dotyczącym WOŚP Budda zastrzegł, że nie zarobi na filmie ani grosza. Wyjaśnił, o jaki mechanizm chodzi.
Budda nie dał hejterom pola do popisu ws. filmu o WOŚP. "Straszne to jest" Fot. YouTube.com / @Budda. TV

Budda nie dał hejterom pola do popisu ws. filmu o WOŚP. "Straszne to jest"

Jurek Owsiak podczas konferencji prasowej ogłosił, że ktoś wrzucił do charytatywnej puszki 100 tys. zł w gotówce. Dość szybko okazało się, że na taki gest zdobył się popularny youtuber.


Pamiętajcie, mordki, że dobro wraca. (...) Fajnie jest pomagać. Niech każdy pomaga na tyle, na ile ma możliwości – powiedział "Budda" w materiale, który wieczorem 28 stycznia wylądował na jego kanale.

W swoim materiale wspomniał, jak w przeszłości wspierał Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, przekazując każdego roku od dziesięciu do pięćdziesięciu tysięcy złotych. W tym roku postanowił zaskoczyć wszystkich i uniknąć rozpoznania przez wolontariuszy, dlatego zmienił swój wygląd, przeistaczając się w postać starszego pana.

Opowiedział o swojej metamorfozie w krótkim filmiku, po czym udał się na krakowski Rynek Główny. Tam wybrał jedną z wolontariuszek WOŚP, z którą udał się na osobność, by nie rzucać się w oczy z walizką pełną gotówki.

– Przygotowywałem się do tego przez kilka lat, chciałbym pani do puszki przekazać większą kwotę – oznajmił, modulując głos.

Po zapełnieniu skarbonki wolontariuszka zrobiła sobie pamiątkowe zdjęcie z hojnym darczyńcą. Youtuber nie zdradził swojej tożsamości aż do końca spotkania, a na zakończenie filmu ponownie zachęcił widzów do niesienia pomocy innym.

– Pomagajcie, bo naprawdę fajnie jest pomagać, nieważne, czy za 2 zł, czy za 5 zł, czy za 100 tys. zł, tak jak my – podkreślił.

Wcześniejsze produkcje Buddy były okazją do zauważenia, że zarabia on na swoich filmach, gdzie rozdaje znaczące ilości gotówki. Jest powszechnie wiadome, że zarobki youtuberów z programu AdSense mogą wielokrotnie przewyższać kwoty, które przekazują, co potwierdzali inni twórcy internetowi, chwaląc się swoimi przychodami.

W swoim ostatnim filmie dotyczącym WOŚP, Kamil odniósł się do tej kwestii. Specjalnie skrócił materiał, żeby nie wyskakiwały reklamy.

"Film celowo ścięliśmy do poniżej 8 minut. Niestety, masa ludzi szukających w tym wszystkim problemu i teorii, że materiał zarobi więcej, niż wrzuciliśmy. Straszne to jest, że gdyby film zarobił chociaż 5/6/7/8k to można by nawet o tyle więcej wrzucić. Na, ale cóż - jest jak jest" – napisał Budda.

Na koniec dodał: "Poniżej 8 min = nie ma ani jednej reklamy. Teoretyków spiskowych nie pozdrawiam, a wszystkich normalnych kocham".

Kim jest Kamil Labudda?

Kamil Labudda, warszawiak z rocznika 1999, znany jest nie tylko ze swojej aktywności na YouTube, ale także z zaangażowania w działalność charytatywną. W przeszłości aktywnie wspierał Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Przekazywał też darowizny do domów dziecka oraz pomagał psom ze schronisk.

Pół roku temu Budda zyskał rozgłos, gdy anonimowo zostawił pod drzwiami jednego z domów dziecka w Krośnie skrzynkę z 100 tysiącami złotych i 5 kilogramami słodyczy. Dopiero później ujawnił się jako darczyńca. Wcześniej pomagał także bezdomnemu, ofiarując mu nową odzież i pieniądze na nowy start.

25-latek, który jest właścicielem kanału motoryzacyjnego na YouTube, gdzie śledzi go ponad 2 miliony użytkowników, w połowie stycznia zorganizował live stream, podczas którego kontaktował się telefonicznie z osobami, które nabyły specjalne losy w jego loterii. Podczas tego emocjonującego finału, rozdysponował wśród szczęśliwców 7 samochodów oraz różne urządzenia elektroniczne, takie jak smartfony i laptopy.

Ale życie Buddy nie zawsze było sielanką. Zanim stał się popularny, nie był bananowym dzieciakiem, któremu rodzicie dali fundusze na rozwijanie własnego biznesu. Już od dzieciństwa Kamil wykazywał zainteresowanie samochodami. W wywiadzie z Wersow podkreślił, że nigdy nie spowodował wypadku drogowego, choć sam był jego uczestnikiem.

– W 2003 roku miałem poważny wypadek. Zginęła w nim moja babcia. Miała zawał. Przy 120 km uderzyliśmy w drzewo. Moja mama była parę miesięcy w śpiączce. (...) Natomiast ja byłem wtedy w foteliku zapięty i nawet nie straciłem przytomności – mówił.

Jako 16-latek, Kamil zdecydował się na przeprowadzkę do Anglii, gdzie pracował na zmywaku. Jego historia życiowa jest pełna wyzwań: ojciec był alkoholikiem i przez 15 lat mieszkał na ulicy, a matka miała wyrzucić go z domu, gdy osiągnął pełnoletność.