Najgorsza piosenka? Prof. Obirek nie ma złudzeń – to dlatego Kościół tak krytykuje "Imagine" Lennona

Anna Dryjańska
30 lipca 2024, 06:00 • 1 minuta czytania
Prof. Stanisław Obirek piosenką "Imagine" Johna Lennona zachwyca się od ponad pół wieku. Na zamieszanie związane z "komunistycznym" komentarzem Przemysława Babiarza podczas igrzysk olimpijskich patrzy na poły ze zdziwieniem, na poły z uśmiechem. To nie jest jego pierwsze rodeo – utwór zawzięcie krytykowali także biskupi katoliccy tacy jak Wacław Depo czy Robert Barron z USA. – "Imagine" to dzieło głęboko religijne, ale nie w tym maczugowym sensie, jaki nadali mu fanatycy – mówi naTemat.

Przypomnijmy: wszystko zaczęło się w piątek wieczorem podczas zapierającej dech w piersi ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich w Paryżu. Była ona nowatorska na wiele sposobów – między innymi jej reżyser Thomas Jolly "wypuścił" ją ze stadionu – ale tradycyjnym nawiązaniem do widowisk z poprzednich lat było odegranie ikonicznej piosenki "Imagine" Johna Lennona.


O tym, o czym jest "Imagine" pisała w naTemat Ola Gersz, tu więc w największym skrócie przypomnimy, że ten uważany za hymn pacyfizmu utwór z 1971 roku to wezwanie do tego, by wyobrazić sobie świat bez raju, piekła, państw, religii i własności, w którym ludzie, bracia, żyją w pokoju obok siebie dniem dzisiejszym, bo nie mają za co zabijać i za co umierać.

Komentator sportowy Przemysław Babiarz ocenił przekaz utworu na antenie TVP. Uznał, że piosenka "niestety" prezentuje wizję komunizmu. Za te słowa został zawieszony przez Telewizję Polską, co krytykują także dziennikarze, którzy w przeciwieństwie do Babiarza nie przytulali się do prezesa Jacka Kurskiego za PiS.

Jednak niezależnie od tego, jak oceniać powód (pretekst?) decyzji TVP, pozostaje pytanie, czy "Imagine" rzeczywiście jest tak bluźniercza jak chcieliby jej krytycy. A jest ich niemało, bo piosenki Lennona nie cierpią na przykład takie postaci jak arcybiskup Wacław Depo czy amerykański biskup Robert Barron z Los Angeles.

Prof. Stanisław Obirek o "Imagine" Johna Lennona

O interpretację kultowej – nomen omen – piosenki współzałożyciela "The Beatles" redakcja naTemat prosi profesora Stanisława Obirka, filozofa, teologa i antropologa, byłego jezuitę. Najpierw jednak chcemy, by wyraził o niej opinię jako zwykły słuchacz.

– Uwielbiam "Imagine". To piosenka, która bardzo mi się podoba. Pierwszy raz usłyszałem ją jako nastolatek. Mam z nią jak najlepsze skojarzenia: słyszę w niej nuty idealizmu, tęsknoty za pięknem, dobrem, brakiem podziałów i konfliktów... Krótko mówiąc: za wszystkim, co uskrzydla młodego człowieka, daje mu wiarę i nadzieję – wspomina prof. Stanisław Obirek.

Gdy John Lennon wypuścił "Imagine", Stanisław Obirek miał 15 lat. Był głęboko wierzącym chłopakiem w drodze do katolickiego seminarium duchownego. Jednak nie zraziły go słowa piosenki, by wyobrazić sobie świat bez religii, nieba i piekła. Wręcz przeciwnie.

– Wtedy pewnie nie umiałbym tego wytłumaczyć. Dziś, jako ponad 60-letni wykładowca nauk humanistycznych, mam już odpowiedni aparat pojęciowy. "Imagine No Religion" (ang. wyobraź sobie, że nie ma religii – red.) to tytuł przenikliwej książki, która nawiązuje do utworu Johna Lennona. Ta wydana w 2016 roku pozycja, którą napisali Carlin A. Barton i Daniel Boyarin, z bardzo religijnej perspektywy pokazuje, co ludzie zrobili z pojęciem religii, jak bardzo fanatycy zafałszowali źródłowe doświadczenie religijne – mówi prof. Obirek.

Religia: doświadczenie lub maczuga

Jaki to ma związek z piosenką Johna Lennona?

– Chodzi o to, że dzięki programowemu wątpieniu możemy dotrzeć do autentycznych pokładów religijności, ich czystej postaci. Ten utwór może być inspirujący także dla katolików, bo skłania do myślenia o tym, co to znaczy być osobą religijną – wyjaśnia rozmówca naTemat.

W takim razie skąd zajadła krytyka ze strony niektórych duchownych, w tym oskarżenia o antyreligijność?

– Niektórzy ludzie robią z religii maczugę. Lennon przekonuje, że nikt nie ma prawa używać jej w tym charakterze, wykłócać się, że jego wiara jest najlepsza czy jedyna. To jest właśnie przyczyną wojen i konfliktów. "Imagine" to dzieło głęboko religijne, ale nie w tym maczugowym sensie, jaki nadali mu fanatycy – dodaje prof. Stanisław Obirek.

Maryja, jej radość i wdzięczność wobec Boga, wyraża nadzieję płynącą od Chrystusa, prawdziwego Boga i człowieka, zaś program "Imagine" to podróbka złudnej i naiwnej nadziei, nieuwzględniającej realnej siły zła. Komu zaufamy: pokornej Maryi z Nazaretu czy słodko-trującej utopii Lennona?Wacław Depometropolita częstochowski (2021)

Antropolog głęboko nie zgadza się z arcybiskupem Wacławem Depo, który w piosence "Imagine" dostrzega antykatolicką truciznę. Podobnie dystansuje się od słów amerykańskiego biskupa Roberta Barrona, który trzy lata temu z okazji igrzysk w Tokio nazwał ją "najgorszą piosenką pop wszech czasów", która podstępnie wiedzie słuchaczy w "bardzo niebezpieczną przestrzeń".

– John Lennon nie śpiewa o Bogu, co wpisuje się zresztą w tradycję apofatyczną, a więc niemożność objęcia go rozumem. Przesłanie "Imagine" to radykalny sprzeciw wobec nadużyć, których dopuszczają się fanatycy religijni. Nie musimy czekać na piekło: to oni gotują je nam na ziemi. Wykluczają wszystkich, którzy nie podzielają ich wierzeń. Warto się zastanowić czego bronią przeciwnicy Lennona: Boga czy maczugi? – zaznacza.

Kto się boi Johna Lennona

Prof. Stanisław Obirek nie dziwi się, że trzy lata temu tyradę przeciwko "Imagine" wygłosił akurat abp Wacław Depo, metropolita częstochowski.

– Arcybiskup Depo jest znany z tego, że obficie wypowiada się na tematy, o których nie ma pojęcia. To zresztą hobby wielu polskich biskupów. Oni nie stawiają sobie pytań, bo już mają gotowe odpowiedzi i nie chcą się zastanawiać. Nawet uczniowie w szkole wiedzą, że aby zbliżyć się do tego, co autor miał na myśli, trzeba poznać kontekst historyczny, źródło inspiracji, cel, adresatów przekazu. Depo tych elementarnych pytań sobie nie postawił – mówi filozof.

Rozmówca naTemat przypomina, że Stany Zjednoczone, kraj, do którego przeprowadził się pochodzący z Wielkiej Brytanii Lennon, od kilku lat prowadziły wtedy wojnę w Wietnamie, co było powodem masowych protestów społecznych. "Imagine" oddawała ducha czasów, ale jednocześnie okazała się na tyle uniwersalna, że stała się antywojennym hymnem.

Na profesorze Obirku nie robią wrażenia także słowa biskupa Roberta Barrona z Los Angeles. – To amerykański Rydzyk, który chwyta się każdej okazji, żeby zaistnieć. Karmi się kontrowersjami. Lennona wszyscy kojarzą, więc kliki ma zapewnione. Nie przywiązywałbym do tego większej wagi – mówi były jezuita.

Dlaczego abp Wacław Depo i inni biorą sobie za cel piosenkę, która powstała ponad pół wieku temu? Przypomnijmy, że sam John Lennon nie żyje od 44 lat: został brutalnie zamordowany w Nowym Jorku na oczach swojej żony, japońskiej artystki Yoko Ono, w 1980 roku. Dla młodych ludzi to praktycznie prehistoria.

– Równie dobrze można zapytać, dlaczego hierarchowie uwielbiają się rozwodzić o aborcji, ekologii czy neomarksizmie. Odpowiedź brzmi: bo nie mają nic sensownego do powiedzenia o prawdziwych problemach – ocenia prof. Stanisław Obirek.

Jego zdaniem biskupi z rozmysłem wykorzystują "Imagine" i inne tego typu kwestie jako tematy zastępcze. – Wygodniej jest grzmieć na Lennona, niż zająć się kondycją moralną ludzi, którzy im podlegają i mogliby pod ich wpływem zmienić swoje życie – mówi teolog.

Przede wszystkim jednak – podkreśla prof. Obirek – polski kler pompując tematy zastępcze, ucieka od odpowiedzialności. – Przez osiem lat milczeli o niszczeniu demokracji w Polsce. Nabrali wody w usta w sprawie tego, co się działo w Ministerstwie (nie)Sprawiedliwości. Nie opublikowali, jak episkopaty wielu innych krajów, raportów z prawdziwego zdarzenia na temat przemocy seksualnej wobec dzieci w Kościele. Nie rozliczyli się wewnętrznie z pedofilią. Z tym większą gorliwością uciekają w tematy zastępcze – mówi prof. Stanisław Obirek.

Może jednak coś jest na rzeczy z tym antyreligijnym sentymentem Lennona? Gdy światowy szał na Beatlesów osiągnął apogeum, muzyk w wywiadzie dla jednej z brytyjskich gazet stwierdził, że jego zespół jest "bardziej popularny niż Jezus", co wywołało wściekłość części amerykańskich ewangelików, gdy przeczytali przedruk wypowiedzi. Profesor Obirek reaguje śmiechem.

– Tylko idiota dopatrzy się tu walki z religią. To młodzieńczy, zawadiacki sposób na to, by powiedzieć, że wszyscy nas kochają. I jeśli spojrzymy na to uczciwie, tak właśnie było: po dziś dzień na przykład w krajach azjatyckich Jezusa wyznaje ułamek populacji, a Beatlesi są powszechnie znani. Coś mi zresztą mówi, że Jezus nie poczułby się obrażony religijnie takim porównaniem. W kategorii zmiany wody w wino wygrałby on, a w kategorii muzyka zdecydowanie Beatlesi – żartuje prof. Stanisław Obirek.

Czytaj także: https://natemat.pl/466772,byly-ksiadz-nie-ma-watpliwosci-spowiedz-dzieci-jest-szkodliwa-wywiad