Tak Brytyjczycy walczą z przemocą w rodzinie. "Dziecko nawet jako świadek agresji też jest ofiarą"

Katarzyna Zuchowicz
11 listopada 2024, 19:22 • 1 minuta czytania
– Byłam zaskoczona, że wcześniej takich przepisów w Polsce nie było – mówi naTemat Ewa Wilcock, która od lat zajmuje się przemocą w rodzinie w Wielkiej Brytanii. Opowiada nam, jak tam wygląda ochrona dzieci, ale też dorosłych. Bo, jak zaznacza, "analiza poważnych i śmiertelnych przypadków krzywdzenia dzieci, by zapobiec kolejnym tragediom", którą wprowadza tzw. ustawa Kamilka, tam dotyczy nie tylko dzieci. – Są przepisy dotyczące ochrony dzieci, ale są też przepisy dotyczące ochrony dorosłych. Procedury są podobne – mówi. Rozmawiamy też o przemocy w polskich rodzinach.
Jak w Wielkiej Brytania działa procedura Serious Case Review? Fot. Ref:208/EAST NEWS

Przy tzw. "ustawie Kamilka" wszyscy powoływali się na Wielką Brytanię. Nawet gdy ktoś nie wiedział o, co dokładnie chodzi, mógł usłyszeć, że nowe polskie prawo będzie wzorowane na brytyjskim, gdzie mechanizm Serious Case Review (tzw. Analizy poważnych przypadków) przynosi takie efekty, że dzięki niemu udało się wyeliminować ponad 90 procent przypadków śmierci.


Czym jest SCR? Brytyjskie Stowarzyszenie na rzecz Przeciwdziałania Przemocy wobec Dzieci (National Society for the Prevention of Cruelty to Children NSPCC) informuje o nim tak:

"Kiedy dziecko umiera lub doznaje poważnej krzywdy w wyniku przemocy lub zaniedbania, można przeprowadzić analizę w celu zidentyfikowania sposobów, jak specjaliści i organizacje mogą ulepszyć swoją współpracę, aby chronić dzieci i zapobiegać podobnym zdarzeniom".

Instytucja ta co roku publikuje analizy poszczególnych przypadków. W 2024 roku zamieściła ich już 41. W 2023 roku – 96. Wszystkie są dodawane do rejestru National Case Review Collection. "Każde dziecko jest warte tego, by o nie walczyć" – taki napis powita cię, gdy tam zajrzysz.

Patrzę na jedną z analiz. Dotyczy śmierci 9-miesięcznego Dziecka F w 2018 roku.

Na pięciu stronach opisano, że matka urodziła je w wieku 18 lat, miała trudne dzieciństwo i trudną sytuację rodzinną, co nie zostało uwzględnione w wystarczającym stopniu przy udzielaniu jej wsparcia. Wykazano, że zabrakło profesjonalnego zainteresowania ojcem dziecka i nowym partnerem matki. I że w niektórych dokumentach było zaskakująco mało informacji na temat postępów i rozwoju dziecka. Wykryto też luki we współpracy między organizacjami i niedociągnięcia proceduralne, choć podkreślono, że było silne zaangażowanie personelu.

Na pierwszy rzut oka robi to wrażenie. "Można było zrobić więcej" – czytam we wnioskach. Na końcu zamieszczono rekomendacje, co należy poprawić.

Ale jak ochrona dzieci w Wielkiej Brytanii działa w praktyce? Czy system jest aż tak doskonały? 

Opowiada nam o tym Ewa Wilcock, założycielka i dyrektorka organizacji Vesta – Specialist Family Support CIC. Polka, która w 2014 roku założyła pierwszy i jedyny w Wielkiej Brytanii Telefon Zaufania dla Ofiar Przemocy w Rodzinie dla Polaków. A jej organizacja od kilku lat świadczy specjalistyczne usługi dla rodzin dotkniętych przemocą domową.

Słyszała pani o tzw. ustawie Kamilka w Polsce?

Tak. I byłam zaskoczona, że wcześniej takich przepisów w Polsce nie było.

Naprawdę zaskoczona?

Nigdy nie pracowałam w polskim systemie. Nie wiedziałam, jak to działało w praktyce. Od 20 lat mieszkam w Wielkiej Brytanii, od 10 lat pracuję w różnych strukturach tego systemu. Dlatego byłam zaskoczona, że w Polsce nie działało to tak, jak działa to tutaj.

Czyli jesteśmy bardzo opóźnieni?

Na to wygląda. Ale myślę, że teraz jest to dobry kierunek.

Przypomnijmy ogólnie, że założenia ustawy Kamilka to lepsza ochrona dzieci przed przemocą. Ma to się stać m.in. przez wprowadzenie "standardów ochrony małoletnich we wszystkich placówkach, gdzie przebywają dzieci". W Wielkiej Brytanii istnieją one od lat?

Tak.

"Wysłuchanie dziecka – żeby głos dziecka był słyszany i rozumiany w sądach"?

To wszystko jest tu już od dawna. W sprawach dotyczących opieki i miejsca zamieszkania dziecka dzieciom przydzielani są opiekunowie prawni (Children’s Guardian). Wyznaczani są przez niezależne Biuro Porad i Wsparcia Sądowego Dzieci i Rodziny (Children and Family Court Advisory and Support Service, CAFCASS). Oni mają za zadanie rozmawiać z dzieckiem, słuchać, czego chce, a czego nie chce.

Opiekunowie prawni przygotowują też raporty do sądu. Tak, głos dziecka jest brany pod uwagę w postępowaniu sądowym.

"Analiza poważnych i śmiertelnych przypadków krzywdzenia dzieci, by zapobiec kolejnym tragediom"? Ustawa Kamilka również zakłada jej wprowadzenie.

To też jest w Wielkiej Brytanii od dawna. I dotyczy nie tylko dzieci, ale także dorosłych, bo są przepisy dotyczące ochrony dzieci, ale są też przepisy dotyczące ochrony dorosłych. One ze sobą współgrają. Procedury są podobne.

W ogóle organizacje rządowe mają obowiązek prowadzenia polityki ochrony dzieci i dorosłych przed krzywdzeniem. Muszą mieć zapisy m.in. o tym, co jest przemocą, na co zwracać uwagę, jakie są obowiązki pracowników, co trzeba zrobić w danej sytuacji, jakie są procedury, gdzie i w jakich przypadkach zgłaszać przemoc.

Osoby w tych organizacjach muszą mieć szkolenie z zakresu ochrony dzieci, czy ochrony dorosłych.

Załóżmy, że w rodzinie w Wielkiej Brytanii dochodzi do śmierci osoby dorosłej w wyniku przemocy domowej. Pomijając działania policji i prokuratury, co się wtedy dzieje?

Jeśli była współpraca rodziny z organizacjami ds. przemocy w rodzinie, zbiera się grono specjalistów. Dochodzi do przeglądu okoliczności, które poprzedzały tę śmierć. Organizacje muszą przedstawić raporty i dowody na to, co robiły, żeby pomóc tej rodzinie. Na tej podstawie widać luki, co nie zostało zrobione, a co powinno być zrobione.

Jak to wygląda w praktyce?

Przewodniczący panelu zwołuje spotkanie, zbiera informacje od wszystkich organizacji, które współpracowały z daną rodziną. Dostaje raporty ze służby zdrowia, ze szkoły. Zbiera informacje z zakładów pracy. Może rozmawiać z sąsiadami i z najbliższą rodziną. Może też poprosić o pomoc ekspertów.

Ja na przykład byłam proszona o wyrażenie swojej opinii podczas pracy zespołu, gdy doszło do zabójstwa czy śmierci samobójczej na tle przemocy domowej w rodzinie polskiej. Niestety, brałam udział w kilku takich panelach.

Jak jest w przypadku śmierci dziecka?

Sprawy, w których uczestniczyłam, dotyczyły śmierci osób dorosłych, ale myślę, że w przypadkach dzieci wygląda to podobnie. Pomagałam też skontaktować się z najbliższą rodziną ofiary w Polsce, bo ona mogła wiedzieć najwięcej, kto tej osobie pomógł, a kto nie.

Uczestnikiem panelu może być też policja albo np. organizacja ds. alkoholowych. Mogą to być osoby np. z działu mieszkalnictwa, gdy mieszkanie jest socjalne, czy z prywatnych spółdzielni mieszkaniowych.

Takie spółdzielnie też zachęca się, by wprowadziły politykę dotyczącą przemocy w rodzinie. Żeby osoby, które np. wynajmują u nich mieszkanie, mogły znaleźć u nich informację, co robić, gdy coś się dzieje u sąsiada, gdzie można uzyskać pomoc.

To jest w Wielkiej Brytanii promowane. Ta świadomość powinna być na każdym szczeblu.

Czyli widać współpracę na każdym kroku?

Tak. Instytucje rządowe i współpracujące z nimi organizacje pozarządowe wymieniają się informacjami. I właśnie to często jest podkreślane na tych przeglądach – że kiedy jest brak komunikacji między organizacjami, gdy coś umknie, to wtedy dochodzi do różnych tragedii i problemów. Bo ktoś o czymś nie wiedział.

Dlatego, jeśli dochodzi do śmierci dorosłego czy dziecka, sprawdzamy, co działo się wcześniej i wprowadzamy zmiany. Omawiamy też kwestie, na co warto zwrócić uwagę.

Na przykład?

Ja staram się zwrócić uwagę na kwestie kulturowe. Na bariery, jakie spotykają polskie rodziny. Bo niestety przemoc jest ukrytym problemem, Polacy tego nie zgłaszają. Często z różnych względów się boją.

Na koniec panelu przygotowywany jest raport i plan działania, co należy usprawnić, aby organizacje działały lepiej. I one muszą ten plan wykonać. Brzmi to, jak praca teoretyczna, ale rzeczywiście ma ona na celu ulepszenie systemu.

Jakie luki można wtedy wykryć? Np. w sprawach, w których pani brała udział?

Na przykład nieadekwatne wsparcie ze strony tłumaczy. Wyszło, że organizacja nie korzystała z tłumacza, kiedy powinna. I że w ogóle nie ma tłumacza.

Stąd pytania, co można zrobić, by wyjść do społeczności polskiej, by ludzie zgłaszali przemoc w rodzinie i nie byli w tym sami? Co można zrobić w zakładzie pracy? Bo np. Polacy mogą nie zgłosić przemocy na policję, czy do organizacji, ale chodzą codziennie do pracy. Czyli ktoś w pracy może zauważyć, że coś się dzieje.

Ten mechanizm to słynne Serious Case Review, na którym wzoruje się polska ustawa?

W przypadku dzieci to Serious Case Review. Ale jest więcej takich mechanizmów.

Jeśli chodzi o przemoc w rodzinie – jest to Domestic Homicide Review, ale ostatnio zmienili nazwę, by uwzględnić, że do śmierci dochodzi nie tylko w wyniku zabójstwa, ale może też dojść do samobójstwa, gdy osoba doświadczała przemocy w rodzinie i odebrała sobie życie. Liczba samobójstw z takiego powodu zwiększa się. Teraz nazywa się to Domestic Abuse Related Death Review.

Jest też MARAC (multi-agency risk assessment conference). Tam trafiają zgłoszenia, jeśli w rodzinach dotkniętych przemocą jest wysokie ryzyko krzywdy i zagrożenia życia. To spotkanie specjalistów z różnych organizacji, którzy dzielą się informacjami, co już zrobili i co jeszcze trzeba zrobić, by zapewnić bezpieczeństwo.

W Polsce wpływ na zmiany miała dramatyczna historia Kamilka. Ale Wielka Brytania też przeszła długą drogę do tego. I to śmierć konkretnych dzieci doprowadzała tu na przestrzeni lat do zmiany prawa.

Niestety, musi dojść do jakiejś tragedii, żeby wyciągnąć wnioski. Wtedy dokonywane są zmiany w prawie. Brytyjskie prawo dotyczące ochrony dzieci cały czas jest udoskonalane. Ciągle wprowadzane są zmiany.

I myślę, że działa to dobrze. Zarówno Serious Case Review, jak i cały system reagowania, czyli wczesnej interwencji.

Jak ogólnie wygląda ochrona dzieci? Widzimy, że coś się dzieje. Co wtedy?

Są różnice między ustawodawstwem poszczególnych krajów Zjednoczonego Królestwa, np. w Szkocji i Walii jest całkowity zakaz używania kar cielesnych wobec dzieci, w Anglii tego nie ma i jest dopuszczalne dawanie dziecku klapsa, więc procedury ochrony dzieci działają trochę inaczej.

Ale jeśli np. ktoś jest zaniepokojony tym, że dziecku może dziać się krzywda, to ma obowiązek to zgłosić do odpowiednich organizacji. Obowiązek zgłaszania mają wszystkie organizacje, które pracują z dziećmi, jednak on rozszerza się też na inne organizacje pozarządowe – również te, które pracują z dorosłymi.

My np. nie pracujemy z dziećmi. Ale pracujemy z dorosłymi, którzy doświadczają przemocy w rodzinie, są sprawcami przemocy, mają problemy ze zdrowiem psychicznym, mają uzależnienia. Dlatego musimy mieć wprowadzoną tzw. children safeguarding policy, czyli politykę ochrony dzieci przed krzywdzeniem.

Jakie to ma znaczenie?

Jeśli rozmawiamy z osobą, która doświadczyła przemocy w rodzinie i ona powie nam, że doszło do jakiegoś poważnego zajścia, a w tej rodzinie są dzieci, to mamy obowiązek zgłosić to do opieki społecznej.

Dlatego na początku rozmowy z klientem, zanim zacznie opowiadać, co się dzieje w jego rodzinie, zawsze wyjaśniamy zasady poufności.

Mówimy: "To, co pani mówi, traktowane jest przez nas poufnie. Ale jeśli wspomni pani o czymś, co by wskazywało, że pani lub dzieciom coś zagraża, to mamy obowiązek zgłosić to do odpowiednich organizacji".

Czyli RODO w takich sytuacjach nie działa.

Nie działa. Obowiązek ochrony osób przewyższa tu ochronę danych osobowych. I my takie zgłoszenia robimy.

Gdyby pani tego nie zrobiła...?

To ktoś może stracić życie, może wydarzyć się tragedia.

My jako organizacja pozarządowa nie poniesiemy konsekwencji karnych. Ale możemy ponieść straty wizerunkowe. Nie istniejemy w izolacji. Mamy kontakty z innymi organizacjami. Możemy stracić finansowanie.

Co więcej, fundatorzy proszą takie organizacje jak nasza o politykę ochrony dzieci przed krzywdzeniem. Czyli o zapisy, jakie mamy obowiązki, jako organizacja, jeśli chodzi o ochronę dzieci.

Taki zapis znalazłam na przykład na stronie British Council: "Pracownicy oraz partnerzy British Council są zobowiązani do troski o ochronę dzieci i młodzieży. Jeżeli niepokoi Was jakaś sytuacja, każdy z pracowników British Council jest gotowy, aby Was wysłuchać i udzielić pomocy".

W Wielkiej Brytanii kwestia ochrony dzieci jest traktowana poważnie. Jest podejście, że lepiej to zgłosić i żeby lepiej zostało to sprawdzone, niż nie zgłaszać, bo nie jesteśmy pewni.

Są też różne przepisy, które trzeba brać pod uwagę przy przygotowaniu polityki ochrony dzieci przed krzywdzeniem.

To m.in. ustawa o przeciwdziałaniu przemocy, która była niedawno uaktualniona. Jest w niej zapis, że dziecko również jest ofiarą przemocy niezależnie od tego, czy samo doświadcza przemocy, czy jest jej świadkiem.

Jest też ustawa dotycząca przeciwdziałania terroryzmowi. I pytanie, w jaki sposób rozpoznać, że dziecko może być nakłaniane do działań terrorystycznych?

Do kogo pani zgłasza przypadki przemocy wobec dzieci?

Zależy, co się dzieje. Jeżeli dzwoni matka, która mówi, że jest w domu z dzieckiem i może stać się krzywda ze strony partnera, to dzwonimy na policję. Jeśli nie ma bezpośredniego zagrożenia, ale poważne zagrożenie jest, dzwonimy do opieki socjalnej. Ale nawet jeśli zagrożone jest życie osoby dorosłej, mamy obowiązek to zgłosić. Nawet bez zgody klienta.

Jest też wspomniany wcześniej MARAC, czyli Interdyscyplinarny Panel ds. Oceny Ryzyka Przemocy Domowej. Oni zajmują się ofiarami przemocy, którym zagraża wysokie ryzyko wyrządzenia poważnej krzywdy lub śmierci. Tam powinny być zgłaszane takie przypadki. Oni podejmują wtedy działania. Wymieniają się informacjami i ustalają plan pomocy zagrożonym osobom.

Chciałabym podkreślić, że do opieki socjalnej ds. dzieci zgłaszamy tylko rodziny, w których jest poważne ryzyko wyrządzenia krzywdy dziecku, większość klientów korzysta z naszych usług bez konieczności dokonywania takich zgłoszeń.

Czyli np. dziecko chodzi do szkoły, nauczyciel coś zauważa i...?

Powinien najpierw porozmawiać z dzieckiem, zapytać, co się stało. Jeśli ma obawy dotyczące bezpieczeństwa dziecka, powinien zgłosić to do opieki społecznej. Jeśli w rodzinie doszło do przemocy i mama jest pokrzywdzona, pracownik socjalny powinien skontaktować się z matką, aby ustalić, czy jest bezpieczna i czy potrzebuje jakiejkolwiek pomocy.

Natomiast jeśli wcześniej było zgłoszenie na policję, to policja – jeśli w domu są dzieci – ma obowiązek zgłosić to do opieki społecznej. Informacja jest przekazana również do szkoły. I gdy dziecko kolejnego dnia przychodzi na lekcje, szkoła już wie, że powinna się nim zaopiekować. Powinna też wiedzieć, co się wydarzyło w domu, bo np. ojciec może próbować zabrać dziecko ze szkoły bez zgody matki.

To jest ważne, żeby nauczyciele byli świadomi, co się wydarzyło i jakie są elementy ryzyka względem dziecka. To jest traktowane bardzo poważnie. Wszyscy przechodzą szkolenia z zakresu ochrony dzieci.

Jeśli dziecko przychodzi do szkoły, przedszkola, czy klubu dla dzieci, i nauczyciel zauważy, że ma siniaki, które mogą wskazywać na stosowanie przemocy, to wie, że trzeba to potraktować poważnie i może być konieczne zgłoszenie tego do opieki społecznej.

Jeśli zebrane informacje wskazują na to, że rodzic uderzył dziecko, to takie dziecko nie może wrócić do domu pod opiekę rodzica, który je uderzył. I albo rodzic musi wyjść z domu i przebywać gdzie indziej albo – jeśli nie ma kto zaopiekować się dzieckiem – dziecko jest tymczasowo umieszczane w rodzinie zastępczej na czas dochodzenia.

Jaki jest odbiór społeczny? Jak reagują sąsiedzi, gdy coś dzieje się za ścianą?

Z tym bywa różnie. Brytyjczycy ogólnie lubią prywatność. Ale widać, że jest świadomość zgłaszania takich przypadków. Niejednokrotnie słyszałam, że ktoś zgłosił, że coś dzieje się z dzieckiem. Gdy współpracujemy z opieką społeczną, też słyszymy, że sąsiedzi zgłosili, że coś się działo.

Ale np. w przypadku Polaków mogą być obawy. Ktoś może pomyśleć, że nie są tutejsi, nie ma co się wtrącać. My jednak zwracamy uwagę, żeby zgłaszać wszystkie przypadki.

Jak duży jest to problem w Wielkiej Brytanii?

Nie podam danych statystycznych. Ale przemoc w rodzinie jest głównym elementem Serious Case Reviews. Jeśli dochodzi do śmierci dziecka, przemoc domowa jest jednym z głównych problemów w danej rodzinie.

Ale rozumienie przemocy względem dziecka może być trochę inne w Wielkiej Brytanii i w Polsce. Tu jest to traktowane szerzej. Dziecko, które jest świadkiem przemocy, też jest ofiarą przemocy. Nawet jeśli ktoś nie uderzy dziecka, czy na nie nie krzyknie. Jeśli krzywdzony jest rodzic, dziecko też jest ofiarą przemocy.

Na szczęście śmiertelnych przypadków nie ma dużo, ale są. Nie powinno ich jednak być. Zawsze organizacje mogły zrobić coś więcej.

A wśród Polaków?

Co jakiś czas zdarzają się bardzo dramatyczne sytuacje w polskich rodzinach. Danielek Pełka to jedna z nich.

Pod koniec wakacji doszło do dramatycznego zdarzenia w polskiej rodzinie w Swansea w południowej Walii. Matka została oskarżona o zamordowanie sześcioletniego syna.

Również pod koniec sierpnia w Surrey podejrzewa się, że ojciec, Polak, zabił trójkę swoich dzieci.

W rozmowach z profesjonalistami z różnych organizacji staramy się zwracać uwagę na przemoc w polskich rodzinach. Na to, że ryzyko jest wysokie i że pomoc dla Polaków nie jest wystarczająca.

System nie jest doskonały. Jest wiele rzeczy, które można w nim udoskonalić. Zwłaszcza jeśli chodzi o współpracę z polskimi rodzinami. Tu jest dużo zaniedbań.

Co ma pani na myśli?

Nawet jeśli dojdzie do zgłoszenia przemocy, gdy np. z matką i dzieckiem pracuje opieka społeczna i organizacja ds. przemocy w rodzinie, to bardzo często zaniedbywany jest ojciec, który jest sprawcą.

Nie ma wystarczających interwencji, jeśli chodzi o pracę ze sprawcami, zwłaszcza Polakami, którzy np. nie chcą współpracować. Presja jest tylko na matce, na tym, co ma zrobić, żeby wszystko było dobrze. Z ojcem często albo nie pracuje nikt, albo jest to traktowane trochę po macoszemu.

Pracownicy społeczni nie są przeszkoleni do bardziej efektywnej pracy ze sprawcami. A ze względu na barierę językową, czy pracę zmianową, Polacy często nie mogą chodzić na kursy, na terapię.

Interwencje w polskich rodzinach często trwają długo i nie przynoszą wymiernych efektów. Z tego względu, że nie są wzięte pod uwagę potrzeby kulturowe Polaków.

Nie ma dostępnych usług w języku polskim. Polacy nie rozumieją systemu, boją się cokolwiek mówić, nie mają zaufania do organizacji. Odczuwają presję, a mało pomocy. Bardzo trudno czasem pomóc takiej rodzinie.

Jaki jest efekt?

Udają, że wszystko jest ok i sprawa jest zamykana. Albo wracają do Polski. Albo praca z nimi nie przynosi takich efektów, jakie mogłaby przynieść. Nie znają swoich praw. Nie znają języka.

Przygotowaliśmy nawet informacje dla polskiej społeczności, żeby wyjaśnić, jak działa opieka społeczna. Bo jest dużo mitów, jak ona działa. Polakom wydaje się, że jak coś zgłoszą, to opieka społeczna odbierze im dzieci. A tak nie jest.

Czyli jak jest?

Rzeczywiście dzieci są odbierane natychmiast, gdy jest bezpośrednie zagrożenie dla ich życia lub zdrowia. Ale takich przypadków jest mało. Najczęściej opieka socjalna daje rodzinie czas, oferuje pomoc, jeśli ta rodzina chce współpracować i coś zmienić.

Głównym priorytetem jest upewnienie się, że dziecko jest bezpieczne. Pomagają więc rodzicom, ale celem jest bezpieczeństwo dziecka.

Często dzwoni telefon w Vesta?

Jest ogromne zapotrzebowanie wśród Polaków na wsparcie z powodu przemocy domowej, jest duży problem ze zdrowiem psychicznym, z uzależnieniami. To najczęstsze problemy, z jakimi zmagają się polskie rodziny. Ale nie mają wsparcia w języku polskim.

Staramy się tę lukę wypełnić, niestety nie mamy takich możliwości na tyle, na ile byśmy chcieli.

Pracujemy nad zwiększaniem wiedzy brytyjskich organizacji o problemach polskich rodzin w Wielkiej Brytanii. Oferujemy organizacjom brytyjskim kursy rodzicielskie, kursy dla ofiar przemocy, dla sprawców, czy kursy na temat efektywnej współpracy z polskimi rodzinami.

Prowadzimy też projekty, które mają na celu ogólną poprawę zdrowia psychicznego Polaków. Dla osób, które zmagają się z różnymi życiowymi problemami, oferujemy psychoterapię. Staramy się o granty, które pozwalają nam na bezpłatną pomoc Polakom.

Ale potrzeby są większe.

Czyli podsumowując, jak ocenia pani brytyjską ochronę dzieci?

System jest dobry. Działa. Lepiej jest zabrać dziecko ze środowiska, w którym jest poważne zagrożenie ze strony opiekunów i prowadzić dochodzenie, by dojść, co się stało i upewnić się, że dziecko jest bezpieczne, niż robić to odwrotnie. Tak, że najpierw porozmawiamy z rodzicami i ze szkołą, a dziecko cały czas będzie w domu.

Jednak moim zdaniem czasami procedury trwają za długo i dziecko za długo przebywa w rodzinie zastępczej. Rodzice nie otrzymują odpowiedniej pomocy, informacji i reprezentacji prawnej.

System cały czas jest udoskonalany. Na przykład teraz jest duży nacisk na zmiany w prawie, które pozwolą na to, żeby dzieci były bezpieczne po rozstaniu rodziców, gdy przemocowy rodzic ma kontakt z dzieckiem.

Jak odbierają system sami Brytyjczycy?

Jest obawa przez opieką społeczną. Na pewno rozumieją ten system lepiej niż Polacy. Myślę też, że mają inne podejście do przepisów i bardziej są skłonni ich przestrzegać. Wydaje mi się, że w Polsce niektórzy bardziej będą bali się tego, co im zagrozi, gdy nie będą przestrzegać przepisów, zamiast myśleć o bezpieczeństwie dzieci.

Takie myślenie musi się zmienić. Bo konsekwencje, jakie będą ponosić różne organizacje, czy szkoła, są drugorzędne. Tu chodzi o bezpieczeństwo dzieci. Myślę, że w Polsce potrzeba większej świadomości społecznej powagi ochrony dzieci.

Struktura i zasady działania ochrony dzieci w Wielkiej Brytanii jest opisana tutaj.

Czytaj także: https://natemat.pl/488684,dom-zly-na-kosynierskiej-dlaczego-nikt-nie-pomogl-osmioletniemu-kamilowi