"To nie nasze drewno, lecz z Czech". Leśnicy bronią się przed falą krytyki po powodzi

Antonina Zborowska
26 września 2024, 14:17 • 1 minuta czytania
Po powodzi na Dolnym Śląsku pracownicy Lasów Państwowych zostali oskarżeni o przyczynienie się do katastrofy. Zdjęcia kłód niesionych przez wodę, które wyrządziły ogromne szkody, wywołały falę krytyki. Leśnicy odpowiadają, że pochodziły one z Czech, a nie z polskich lasów.
Drewno porwane przez powódź. fot. Wojciech Olkusnik/East News

Powódź i oskarżenia wobec leśników

Powódź na Dolnym Śląsku wywołała falę oskarżeń pod adresem leśników, których obwinia się o pogorszenie sytuacji w regionie. Wszystko zaczęło się od zdjęć i nagrań, na których widać drewna niesione przez rwącą wodę. W internecie szybko pojawiły się teorie, że nadmierna wycinka lasów w Sudetach, prowadzona przez Lasy Państwowe, przyczyniła się do katastrofy.


Temat zainteresował naukowców i ekologów, a w jednym z wywiadów dla Gazety Wyborczej prof. Krzysztof Świerkosz z Uniwersytetu Wrocławskiego wyjaśniał, że problem jest o wiele bardziej złożony. Zwrócił uwagę, że świerczyny, które dominują w Sudetach, to wynik błędnej polityki leśnej sprzed kilkudziesięciu, a nawet ponad stu lat.

Leśnicy pod ostrzałem krytyki

Pomimo tych wyjaśnień, internet zalała fala hejtu wymierzona w Lasy Państwowe. Leśnicy zostali obwinieni o zbyt intensywną wycinkę, która miała rzekomo przyczynić się do nasilenia powodzi. W odpowiedzi Lasy Państwowe wydały komunikat, w którym odrzucają te zarzuty, zaznaczając, że tak ogromnych opadów nie byłby w stanie powstrzymać żaden las – ani gospodarczy, ani naturalny.

Leśnicy podkreślają również, że oprócz intensywnych opadów, powódź była skutkiem długotrwałej suszy. Przez suchą glebę, która stała się hydrofobowa, woda nie mogła szybko wsiąkać w ziemię, co spowodowało jej spływanie w doliny. Dodatkowo wskazują, że do słabej kondycji sudeckich lasów przyczyniają się wieloletnie problemy ze szkodnikiem, jakim jest kornik, wichury oraz licznie połamane drzewa pod naporem śniegu.

Historia słabej kondycji sudeckich lasów – wina Niemców sprzed 100 lat?

W odpowiedzi na oskarżenia leśnicy przypominają również, że świerki sadzone na masową skalę w Sudetach są dziedzictwem sprzed ponad stu lat. W czasach niemieckich lasy te były sadzone głównie dla celów przemysłowych, co oznaczało intensywną eksploatację zasobów. Niemcy wycinali sudeckie świerczyny już po 60 latach od ich zasadzenia, co znacząco osłabiało ekosystem. Z czasem drzewa te zaczęły zamierać pod wpływem kwaśnych deszczów, a później dodatkowo niszczył je kornik drukarz.

Jak podkreśla w rozmowie z dziennikarzami Gazety Wyborczej rzecznik prasowy Nadleśnictwa Prudnik, Andrzej Kwarciak, proces przebudowy drzewostanów w jego regionie rozpoczął się już w latach 2015-2016. W miejsce starych świerczyn sadzono różnorodne gatunki drzew liściastych, takie jak buki, jodły czy jawory, które są bardziej odporne na zmiany klimatyczne i lepiej zatrzymują wodę. Jednak pełne efekty tej przebudowy lasów będą widoczne dopiero za wiele lat.

Czechy i problem z drewnem w wodach powodziowych

Interesującym wątkiem, który wypłynął wraz z falą krytyki wylaną na Lasy Państwowe, jest kwestia drewna niesionego przez wodę powodziową, które w wielu miejscach wyrządziło ogromne zniszczenia. Jak twierdzi w rozmowie z Gazetą Wyborczą Andrzej Kwarciak, większość kłód płynących z nurtem powodzi w okolicach Głuchołaz, pochodziła nie z polskich lasów, lecz z Czech.

– Kłody, które przypłynęły do Głuchołazów podczas powodzi, na pewno są z Czech. Gdyby były nasze, drewno byłoby ocechowane, a te nie miały płytek cechowych, więc nawet nie wiemy dokładnie, z którego lasu jest to drewno. – podkreśla w rozmowie z GW Andrzej Kwarciak rzecznik prasowy Nadleśnictwa Prudnik.

Leśnik wyjaśnia również, że u naszych granicznych sąsiadów brakuje rąk do pracy, więc wycinka drzew odbywa się na dużą skalę przy pomocy harwesterów (kombajnów leśnych używanych do wycinki drzew).

Czeska gospodarka leśna różni się od polskiej także pod względem struktury własności. Wiele czeskich lasów należy do prywatnych właścicieli, takich jak arcybiskup ołomuniecki, który zarządza tysiącami hektarów. Z tego powodu trudno ustalić, skąd dokładnie pochodziło drewno niesione przez wodę. W czeskim ministerstwie rolnictwa również nie byli w stanie tego jednoznacznie potwierdzić, odsyłając dziennikarzy GW do prywatnych właścicieli lasów.

Przyszłość sudeckich lasów

Mimo trwających ataków, leśnicy nie zamierzają zmieniać swojej polityki i nadal będą przebudowywać sudeckie lasy, sadząc gatunki bardziej odporne na zmiany klimatyczne. Przypominają, że ich zadaniem jest nie tylko gospodarka leśna, ale także ochrona przeciwpożarowa i zapewnienie dostępu do lasów turystom i mieszkańcom regionu.

Leśnicy zwracają uwagę, że proces przebudowy drzewostanu wymaga czasu, a efekty ich pracy nie będą widoczne od razu. Choć powodzie są skomplikowanym zjawiskiem, wynikającym z wielu czynników, leśnicy starają się zrobić wszystko, by lasy były silniejsze i bardziej odporne na przyszłe kataklizmy.

Jednak, jak sami podkreślają, w przypadku tak intensywnych opadów, żaden las nie byłby w stanie w pełni zatrzymać ogromu wody, z jakim przyszło się im mierzyć podczas tej powodzi.