Odmawiając zatwierdzenia blisko pięćdziesięciu nominacji generalskich przedłożonych przez szefa MON, prezydent Andrzej Duda - jako najwyższy zwierzchnik sił zbrojnych - zgłosił swoje wotum nieufności wobec Antoniego Macierewicza. A jego decyzja to w kategoriach politycznych "czwarte weto”. Po ustawach o Regionalnych Izbach Obrachunkowych, Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa głowa państwa zablokowała kolejną ważną dla PiS reformę, czyli zmiany kadrowe w armii.
To sygnał Dudy dla PiS, że nie blefuje i że naprawdę postanowił uniezależnić się od partii i prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Jakie będą tego konsekwencje? Według gen. Stanisława Kozieja, byłego wiceministra ON i byłego szefa BBN, powinno to pociągnąć za sobą dymisję szefa MON.
Macierewicz out?
– To jest bardzo poważne wotum nieufności. Nie wyobrażam wręcz sobie, by przez najbliższe dwa lata - bo dwa lata jest do wyborów parlamentarnych, a prezydent ma jeszcze trzy lata do końca kadencji - po takiej decyzji była możliwa konstruktywna współpraca między Andrzejem Dudą a szefem MON. A bez takiej współpracy trudno sobie wyobrazić w ogóle dobre funkcjonowanie sił zbrojnych i systemu kierowania nimi – ocenia w rozmowie z naTemat gen. Stanisław Koziej.
– Myślę, że prezes PiS Jarosław Kaczyński i obóz rządowy stoją obecnie przed dylematem, co zrobić z szefem MON? Bo z prezydentem nic formalnie zrobić nie można, poza jego politycznym negowaniem, co dla rządzących byłoby bardzo szkodliwe. Ministra ON można natomiast zmienić, można przesunąć na jakieś inne stanowisko – zastanawia się.
Podkreśla, że jeśli dochodzi do zderzenia władzy wyższej i niższej, "to ta niższa powinna podać się do dymisji. Jeśli sam minister tego nie zrobi, powinna zadziałać partia.
Czesław Mroczek, poseł PO i były wiceminister w MON, a obecnie zastępca szefa komisji obrony narodowej mówi nam, że "argumentów za odwołaniem Macierewicza starczyłoby na sześć wniosków". – Ale jak dotąd nie został odwołany, bo on sam się nie wyznaczył do roli destruktora sił zbrojnych. Wyznaczył go do tej roli Jarosław Kaczyński i on jest "zadaniowany" i rozliczany przez prezesa PiS, a nie przez prezydenta - tłumaczy w rozmowie z naTemat Mroczek.
Szef MON jest "zadaniowany" przez prezesa, a nie prezydenta
– Dlatego uważam, że to nie jest jeszcze ten moment, w którym Macierewicz może stracić stanowisko – ocenia Mroczek. – Jeżeli chodzi politykę kadrową ministra Macierewicza. to podnosiliśmy ten temat na wiele razy. Ta ostatnia decyzja prezydenta Dudy jest ważna, ale nie wiadomo, czy choćby czasowo wstrzymuje proces pozbywania się kompetentnych oficerów przez Macierewicza i zastępowania ich swoimi ludźmi. Bo polityka personalna Macierewicza nie powoduje zwiększania siły wojska. On zwiększa tylko swoją siłę w wojsku. Ten proces został przerwany przez prezydenta. Ale nie wiemy na jak długo – zaznacza poseł PO.
Oficjalnie podległe prezydentowi Biuro Bezpieczeństwa Narodowego tłumaczy, że decyzja Andrzeja Dydy o zablokowaniu nominacji generalskich wynika "z braku uzgodnień dot. nowego sposobu kierowania i dowodzenia Siłami Zbrojnymi RP, które uniemożliwiają merytoryczną ocenę kandydatur”.
Ale konflikt kompetencyjny o zwierzchnictwo nad armią między Macierewiczem, a Dudą narastał od początku rządów PiS. Wiele razy obserwowaliśmy jak szef MON lekceważył BBN i prezydenta Dudę.
Prezydent dopominał się ,.in. o uzupełnienie wakatów na stanowiskach attache obrony w kluczowych państwach NATO; domagał się też przyspieszenia prac nad utworzeniem dowództwa, które ma koordynować działania wojsk NATO na flance wschodniej; dopytywał o kondycję Wojsk Obrony Terytorialnej i czystki w armii zawodowej.
Konflikt eksplodował jednak po wszczęciu przez podległą Macierewiczowi Służbę Kontrwywiadu Wojskowego postępowania sprawdzającego wobec gen. bryg. Jarosława Kraszewskiego, dyrektora Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi w BBN i najważniejszego doradcy prezydenta w sprawach wojska. Skutkiem tego postępowania było odebranie gen. Kraszewskiemu dostępu do informacji niejawnych.
Wojna o generała Kraszewskiego
Co ciekawe gen. Kraszewski został zatrudniony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, gdzie był współpracownikiem ówczesnego szefa Biura Władysława Stasiaka. Ponownie trafił do tej struktury za prezydentury Dudy.
Jak napisał "Dziennik Gazeta Prawna” pikanterii sprawie dodaje fakt, że podobno jednym z powodów "gnębienia" Kraszewskiego przez MON jest to, że wspólnie z byłym już dowódcą generalnym gen. Mirosławem Różańskim, który otwarcie krytykuje ministra obrony... jeżdżą na wyprawy motorowe.
Inną, mniej istotną, przyczyną wojny na linii Prezydent - MON ma być kwestia czwartej gwiazdki dla gen. Leszka Surawskiego. Od kilku tygodni było jasne, że takiej kandydatury otoczenie prezydenta oczekuje. Jednak na liście nominacji podesłanych przez resort obrony jej zabrakło.
Na dodatek po wetach prezydenta Dudy w sprawie ustaw o Sądzie Najwyższym i KRS Macierewicz komentował w Radiu Maryja, że doszło do "ustępstwa z podstawowych interesów państwa polskiego". Dostrzegł też w tym elementy "ataku hybrydowego" na Polskę. A nade wszystko przestrzegł, że weta Dudy to obrona "starego porządku".
Andrzej Duda powiedział więc w końcu "dość". – To sytuacja bez precedensu, że prezydent odmawia wszystkich nominacji ministrowi obrony. Dzieje się to na kilka dni przed Świętem Wojska Polskiego, gdzie tradycją od zawsze były nominacje. Mamy konfrontacyjną odpowiedź MON, więc nie mam wątpliwości co do tego, że jest to wojna między zwierzchnikiem sił zbrojnych ministrem obrony, o ogromnych konsekwencjach i politycznych i też dla wojska – mówił Tomasz Siemoniak, były minister obrony.
Sytuacja bez precedensu
– Oceniam ruch prezydenta bardzo pozytywnie i liczę, że zacznie wykonywać rolę zwierzchnika sił zbrojnych i liczę też, nie jako polityk opozycji, ale jako obywatel odpowiedzialny za państwo, że Antoni Macierewicz po prostu odejdzie, że inny polityk PiS, nie brakuje w PiS umiarkowanych, rozsądnych polityków, obejmie to stanowisko, bo dłużej nie da się tego wytrzymać – stwierdził.
Jego zdaniem, cała sytuacja powoduje, że "nasi nieprzyjaciele zacierają ręce, bo taki konflikt na szczycie armii, tu gdzie jest dowodzenie i kierowanie, to jest dla nich ogromna gratka, a sojusznicy bardzo się martwią".
Także gen. Roman Polko, były szef jednostki specjalnej GROM i były szef BBN rozumie intencje prezydenta. - Ktoś, kto szanuje samego siebie, nie może nic podpisywać w ciemno. MON liczył, że pan prezydent ugnie się pod presją. Blokowano informacje urzędnikom prezydenta, którzy mieli ocenić propozycje ministerstwa. Odcięto go od informacji i jednocześnie żąda się, żeby podpisywał. Osoba odpowiedzialna za kierowanie czymkolwiek tego nie zrobi - komentował Polko rozmowie z portalem wPolityce.pl.
Warto przypomnieć, że po bezprecedensowej czystce w dowództwie polskiej armii Macierewicz wystąpił z "rekordowym" wnioskiem w sprawie jednorazowej nominacji aż kilkudziesięciu generałów. Jak podawał portal Onet, w Akademii Sztuki Wojennej, dawniej AON, stworzono wcześniej specjalne zaoczne kursy i szkolenia dla nowych generałów.
Po decyzji prezydenta Dudy żołnierze dostali na pewno jasny sygnał, że prezydent będący zwierzchnikiem sił zbrojnych wkroczył do gry. I zapewne część wyższej kadry zacznie się na niego orientować.