Szymon Urban, trener personalny udowadnia, że mięśnie można budować na brokułach...
Szymon Urban, trener personalny udowadnia, że mięśnie można budować na brokułach... Fot. screen/facebook.com/mulyibrokuly

– Wciąż szokuję, bo wegesportowiec na siłce to rzadkość. Jestem przekonany, że mięśnie można budować w oparciu o dietę rośliną. Wszystko co proponuję przetestowałem na sobie – z trenerem personalnym, Szymonem Urbanem rozmawiamy o bickach, zakupach i „hummusomodzie”.

REKLAMA
Czy funkcjonalny dzik na diecie roślinnej, jak o sobie napisałeś, dalej szokuje na siłkach?

Jeśli mówimy o Polsce, to tak. Na siłce dominują osoby, które mięśnie budują wcinając przysłowiowy ryż z kurczakiem.
Doszedłem do wniosku, że możesz być męską odpowiedzią na Chodakowską. Nie tylko trenujesz, ale gotujesz...
Gotuję, ale to, co sobie przygotowuję, nie wygląda tak kolorowo i ładnie, jak na zdjęciach blogów kulinarnych. No czasem, aby poprawić sobie nastrój i mam czas, to zrobię coś takiego. Jedzenie traktuje jako paliwo i podchodzę do tego dość praktycznie.
A chcesz być popularny?
Hmmm. Na pewnym polu, promowania diety wegańskiej dla sportowców, to tak.

A przecież brak mięsa zabija. Ostatnio weganka chciała wejść na Mont Everest i co, zginęła! Dowód oczywisty...
Jeśli spojrzeć na proporcje, to mięsożerców zginęło tam więcej. Ona zbyt mocno chciała udowodnić, że dieta wegańska jest dla wyczynowców. Stąd późniejszy szum.
A ile bierzesz na klatę?
140-150 kg.
A ile masz w bicepsie?
Szczerze, nie wiem. Od bardzo dawna nie mierzyłem. Bardziej patrzę pod kątem proporcji, czy wszystkie mięśnie są podobnie rozwinięte.
A ile tygodniowo trenujesz?
Cztery razy w tygodniu. Jak jestem na redukcji, to zagęszczam treningi.
I to naprawdę "bez kurczaka, ryżu i kreatyny, które z ludzi robią mięśniowe skur..syny"? Na fasoli?
...i ciecierzycy (śmieje się). U osób trenujących sporty siłowe zapotrzebowanie na białko jest większe. Jak podaje WHO, dzienne zapotrzebowanie u osoby niećwiczącej wynosi mniej niż 10 proc, u ćwiczącego jest to średnio 1,5 g białka na kilogram masy ciała. Natomiast zawartość białka w roślinach strączkowych wynosi ponad 20 proc. Tak jak właśnie fasola, ciecierzyca, soczewica.
Już widzę, jak faceci zaczynają sobie gotować! Takie codziennie mieszanie w garnku wegetariańskiego żarcia musi być skomplikowane. Brzmi odstraszająco, jak tytuł książki „Traktat o łuskaniu fasoli”.
Wręcz przeciwnie, nie jest skomplikowane. Trzeba tylko pamiętać o kilku rzeczach. Chociażby rośliny strączkowe wymagają wcześniejszego namoczenia. Chyba nawet prościej jest gotować produkty roślinne, bo mięso łatwo się psuje. A te wszystkie kasze, ryże, fasole mogą sobie w opakowaniu leżeć tygodniami.
No, dobrze. Jeśli nie gotowanie, to zakupy z pewnością są problemem.
Oczywiście, są specjalne sklepy, ale standardowe produkty można dostać w zwykłym markecie. Chociażby strączkowe czy tofu. W Warszawie mam swoje ulubione sklepy. Fajny jest „Evergreen”, gdzie mają masę produktów roślinnych. Kupuję też w sklepie „Nagie z natury”. Tam można nabyć na wagę bez opakowań w przystępnych cenach.
Skoro już wspomniałeś ceny. Ile dziennie wydajesz na zakupy?
Ja jem dużo, bo mam większe zapotrzebowanie energetyczne i rozpędzony metabolizm. Dziennie nawet 5-6 tys. kalorii, to jest o połowę więcej niż zwykły Kowalski. Mimo to, myślę, że mieszczę się w 20-30 złotych dziennie.
A co to jest spalony kokosowy bejkon? Widziałem na twoim fanpageu. Twój pomysł?
To z jakiegoś bloga. Danie przypomina w wyglądzie i smaku bekon. Do tego są w nim różnego rodzaju płatki (drożdżowe), a że spalony, no cóż, trochę za długo leżał w piekarniku. Raz w tygodniu folguję sobie i jem niezdrowo...
A jednak! Jakiegoś mięsnego fastfooda?
Niezdrowo wegańsko. Takie żarcie też potrafi być niezdrowe. To nie jest tak, że dieta wegańska jest synonimem jadłospisu opartego o seler naciowy i pietruszkę. Można zjeść tłusto, kalorycznie i przy okazji roślinnie. A jeśli upierasz się przy mięsie, to... seitan przypomina w swojej strukturze schabowego, a przecież to białko pszenicy.
A co z hummusem? Teraz w warszawce to jakby objawienie. Zajadają się hipsterzy i brodate dziadki.
Trudno mi wytłumaczyć tę modę. Nawet w marketach widzę hummus. Oczywiście też jadam, ale najczęściej w restauracjach. Przetestowałem kilka. Długi czas chodziłem do „Tel Aviv-u” na Poznańskiej, a teraz zdecydowanie wolę „Mango Vegan Street Food” przy Brackiej. I co ciekawe, niedawno byłem w Libanie, czyli miejscu, skąd pochodzi ta potrawa. Musiałem spróbować miejscowego hummusu.
Chyba tak się przyzwyczaiłem do polskiego, że tamtejszy wydawał mi się zbyt kwaśny. Niedawno też Warszawa została okrzyknięta europejską stolicą wege. Naprawdę jest sporo lokali, w których można wybierać.
Czy prowadzisz, jakiś eksperyment kawowy, bo często wspominasz o kawie?
Piję ją przed treningiem. Siłkę robię rano na czczo, po 16 godzinach przerwy w jedzeniu. Nie jem śniadań, rzucam się na jedzenie dopiero po ćwiczeniach. Tu chodzi o sprawy hormonalne. Wydzielanie insuliny, i tak dalej.
Mam wątpliwości, co do tej metody.
Od dłuższego czasu tak funkcjonuję. Jakieś trzy lata. Wszystko, co proponuję, testuje na sobie.
A od kiedy jesteś na diecie wegańskiej?
Cztery lata. Byłem typowym mięsożercą. Jadłem ogromne ilości, byłem przez lata wioślarzem, a potem startowałem na ergometrze wioślarskim. Zapotrzebowanie na kalorie i białko jest ogromne.
I nagle żal ci się zrobiło „zwierzątek”?
Względy etyczne pojawiły później i teraz są dla mnie bardzo ważne. Wówczas opychając się mięsem, tak obciążałem żołądek, że pojawiły się problemy. Musiałem coś z tym zrobić. Stąd przeszedłem na dietę rośliną. A z tego, co obserwuję, coraz więcej ludzi się do niej przekonuje.
Może i ja się przekonam. Co masz dziś na obiad?
Tofu, fasola mung, ryż basmati, orzechy włoskie i warzywa- pomidor i brokuł, rzecz jasna, - połączenie doskonałe, które zwiększa przyswajalność niektórych substancji.
Po kilku godzinach znów dzwonię do Szymona Urbana.
Mam jeszcze pytanie. Wywołałeś zachwyt pań w redakcji. Sprawdziły Cię. Jedne z rozczarowaniem stwierdziły, że jesteś żonaty. A inne wpadły w "skowronki", bo zrobiłeś wegańskie wesele. Czy trudno zrobić w Polsce weselne menu złożone z samych roślin?
Nie było łatwo. Po pierwsze trudno było logistycznie, bo robiliśmy uroczystość w otoczeniu przyrody pod Białymstokiem. A po drugie w tym mieście są dwie restauracje wegańskie. W jednej zamówiliśmy ciasta, w drugiej potrawy.
A rodzina nie grymasiła?
Rodzice mieli obiekcje. No, bo dziadek, babcia i inni. Że wesele nie robi się dla siebie, tylko rodziny...
No, ale tort i alkohol mieliście?
Oczywiście. Tort, nie był pieczony, tylko jego spód składał się z mielonych orzechów. Alkoholu też nie zabrakło. Goście zgodnie twierdzili, że to było jedno z lepszych wesel, na którym byli.

Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl