To niespotykane, aby w przypadku jednej decyzji kadrowej pojawiło się aż tyle dziwnych przeinaczeń. Sama dymisja doktora Wacława Berczyńskiego była mocno zaskakująca. Jednak to, co dzieje się wokół niej, zaskakuje jeszcze bardziej. Mamy tu tyle dezinformacji, że aż trudno za tym wszystkim nadążyć.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
"NIE MOGĘ PRZYJECHAĆ DO POLSKI"
Dr Wacław Berczyński swoją zaskakującą rezygnację uzasadnił tym, że "z powodów osobistych nie może przyjechać do Polski". Portal wpolityce.pl uściślał, że Berczyński do Macierewicza pismo z rezygnacją przesłał. Osobiście dostarczyć nie mógł, bo jest w USA.
A skoro jest w USA, to jak wytłumaczyć fakt, że w prawym górnym rogu, obok daty napisania listu, znajdziemy informację, iż został on napisany w Warszawie?!
W związku z tym pytania nasuwają się same: gdzie jest Berczyński i czy to na pewno on pisał list z rezygnacją?
"NO TO GDZIE JEST?"
"Dziękuję Wacku, w imieniu służby" – mówił wieczorem szef MON w swoim cotygodniowym felietonie w Radiu Maryja, wyrażając wdzięczność za dotychczasowe ustalenia podkomisji. Antoni Macierewicz wyjaśniał, że ów list od Berczyńskiego otrzymał drogą mailową.
Skoro oficjalnie Berczyński złożył dymisję z tego powodu, że nie może przyjechać do Polski, to wydawało się naturalne, iż nie będzie on w stanie w ogóle pełnić jakichkowiek funkcji w kraju. Ale nie – Macierewicz ogłosił, że to nie tak: Berczyński, owszem, odszedł ze stanowiska szefa komisji, jednak w samej komisji pozostaje.
Doprawdy? – zaczęli dopytywać internauci, publikując screeny ze strony podkomisji smoleńskiej. Nazwisko Berczyńskiego zniknęło i ze składu prezydium, i w ogóle ze składu komisji.
Tak strona MON wyglądała jeszcze kilkanaście godzin po tym, jak minister Macierewicz ogłosił, iż Berczyński w komisji pozostaje. Teraz, najwyraźniej reagując na ironiczne uwagi użytkowników Twittera, zmiana na stronie została dokonana.
Poza tym, dr Berczyński na brak zajęć w kraju nie powinien narzekać. Mimo iż rzekomo nie może przyjeżdżać do Polski, piastuje jeszcze jedno ważne stanowisko: przewodniczącego Rady Nadzorczej Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 1 w Łodzi.
Te sprzeczne informacje wysyłane przez MON spowodowały niezłe zamieszanie wśród zwolenników teorii o zamachu w Smoleńsku. Od razu pojawiła się masa komentarzy, że Berczyński odchodzi, bo w swoich teoriach dotyczących przyczyn katastrofy Tupolewa był zbyt radykalny nawet dla Macierewicza. W związku z tym stał się niewygodny dla szefa MON i ten się go pozbył.
Zatem, jeśli "prawda odkryta przez Berczyńskiego była zbyt niewygodna nawet dla Macierewicza", to chyba poruszamy się już w jakiejś zupełnie innej rzeczywistości.
"KONSTRUKTOR BOEINGA, DORADCA PENTAGONU I NASA"
No, chyba że dla kogoś dr Wacław Berczyński to autorytet niepodważalny. Tak bowiem był przedstawiany, gdy badał katastrofę smoleńską jako członek zespołu parlamentarnego pod wodzą Antoniego Macierewicza. Mówiono, że Berczyński to doświadczony konstruktor z działu wojskowo-kosmicznego firmy Boeing oraz NASA, a także doradca Pentagonu. Tak nawet twierdził, jak przypomnieli to dziś internauci, obecny prezydent Andrzej Duda.
Boeing potwierdza, że Berczyński był pracownikiem koncernu. Nie ma jednak mowy o tym, by był on "konstruktorem" – pracował jako inżynier oprogramowania w helikopterach. Jego CV było już niejednokrotnie badane – nie udało się znaleść jakichkolwiek dowodów na doradzanie NASA i Departamentowi Obrony USA.
Cóż, wokół tej dymisji pojawiło się tyle dezinformacji, że chyba tylko Bartłomiej Misiewicz na swoim portalu mógłby to wszystko wyjaśnić. Niestety, na utworzonym przez niego portalu dezinformacja.net wciąż panuje bezruch.