
Zapamiętajcie to nazwisko: Věra Jourová. Na pewno o niej w najbliższym czasie usłyszycie wiele razy. Unijna komisarz sprawiedliwości z Czech zapowiada, że nie podaruje władzom w Warszawie tego, co robią z wymiarem sprawiedliwości. Nie ukrywa, że sankcje to coś, co może przemówić do rozsądku rządzącym Polską.
REKLAMA
"Wrogiem numer jeden" w Brukseli dla PiS pozostaje bez wątpienia Donald Tusk. Gdy szef Rady Europejskiej zwrócił się do prezydenta Polski z prośbą o spotkanie, otrzymał komunikat odmowny (w dyplomacji, jak pisaliśmy, nazywa się to "obrazą"). Na pozycję wroga numer dwa w unijnej stolicy przez ostatnie dwa lata pracował Frans Timmermans, wiceszef Komisji Europejskiej. Holender ostro protestował m.in., gdy PiS przejmował kontrolę nad Trybunałem Konstytucyjnym oraz nad mediami.
Odpowiedzi z Warszawy były buńczuczne: szef MSZ Witold Waszczykowski w słynnym wywiadzie dla niemieckiego "Bilda" o cyklistach i wegetarianach stwierdził, że Timmermans nie jest dla niego partnerem do rozmów. Zaś poseł Krystyna Pawłowicz raz po raz pouczała Holendra na Facebooku.
W sumie uwagi Timmermansa dla polityków PiS mogły się stać przewidywalne. Wręcz nudne. Oczywiście, że wiceszef KE teraz, gdy władze w pośpiechu uchwalają zmiany w sądownictwie, też zabrał głos i pogroził sankcjami. I oczywiście, że oburzenie na prawicy jest duże.
Ale w tle zaczyna się pojawiać nazwisko to tej pory w Polsce mało znane: Věra Jourová. W kwestii przestrzegania prawa i sprawiedliwości w Polsce to ona w Brukseli będzie miała najwięcej do powiedzenia. Czeszka pełni bowiem funkcję unijnej komisarz ds. sprawiedliwości, spraw konsumenckich i równości płci. A jej stanowisko jest jasne: Polska nie może zniszczyć trójpodziału władzy. Inaczej skończy się to sankcjami. O tym, że rozdział pomiędzy władzą wykonawczą i sądowniczą jest w Polsce w niebezpieczeństwie, pani komisarz napisała wczoraj na Twitterze po czesku i po angielsku.
Jeszcze ostrzej Věra Jourová wypowiedziała się na antenie czeskiej telewizji.
W kilkuminutowej rozmowie telefonicznej, ilustrowanej obrazkami z Polski, komisarz przyznała, że Warszawa może stracić finansowo. Tak się bowiem składa, że właśnie w Komisji Europejskiej trwa dyskusja o kolejnym budżecie UE i doniesienia z Polski nie są bez znaczenia.
Pieniądze podatników z UE nie mogą pójść gdzieś, gdzie będzie tworzony dyktatorski reżim. Niezawiśli sędziowie nie mogą zależeć od polityka, który będzie decydował, który z nich ma być zwolniony.
To nie pierwszy raz gdy czeska komisarz zabiera głos w sprawie Polski. Kilka miesięcy temu wezwała i Jarosława Kaczyńskiego, i Viktora Orbana do przestrzegania zasad "praworządności, równości mężczyzn i kobiet oraz niedyskryminację mniejszości religijnych i innych". – Kto nie zamierza szanować ani prawa, ani na naszego demokratycznego stylu życia, ten nie powinien żyć w Europie – mówiła ostro Jourová. Jak pisał wówczas Jakub Noch, wysłanniczka Pragi do Brukseli przed laty na własnej skórze przekonała się o tym, do czego zdolni są w walce o władzę eurosceptyczni populiści.
W 2006 roku, wkrótce po przejęciu władzy w Czechach przez Obywatelską Partię Demokratyczną (zrzeszoną w tej samej europejskiej frakcji co Prawo i Sprawiedliwość), Věra Jourová została oskarżona o korupcję i tymczasowo aresztowana. Po miesiącu wyszła zza krat, a po dwóch latach w pełni oczyszczono ją z zarzutów i śledztwo zostało umorzone. Ona sama zaś wywalczyła zadośćuczynienie za bezpodstawne aresztowanie i na dobre wróciła do polityki: dołączyła do formacji ANO Andreja Babiša, szybko została jedną z jej najważniejszych liderek. Na początku 2014 roku objęła tekę ministra rozwoju regionalnego w koalicyjnym rządzie Bohuslava Sobotki. Pod koniec tego samego roku delegowano ją na stanowisko w KE. A teraz, wiele na to wskazuje, może w tej Komisji odegrać kluczową rolę w kwestii zmian w polskim systemie prawnym.
