Ten news zelektryzował w poniedziałek świat polskiej polityki. Igor Zalewski i Robert Mazurek napisali w swojej plotkarsko-satyrycznej rubryce w tygodniku "Sieci prawdy”, że 11 listopada Jarosław Kaczyński zastąpi Beatę Szydło na stanowisku premiera. To, że przy okazji miałoby dojść do innych zmian personalnych w gabinecie PiS, jest kwestią wtórną. Wejście Kaczyńskiego do rządu oznaczałoby powtórzenie politycznego manewru z 2006 roku, gdy prezes PiS pozbył się z rządu "zderzaka” Kazimierza Marcinkiewicza i sam formalnie przejął stery władzy.
Tamta decyzja uruchomiła efekt domina, który skutkował secesjami, rozłamami i wieloma spektakularnymi porażkami wyborczymi prawicy aż do ostatnich wyborów w 2015 roku. Była wstępem do prawie 10-letniej wielkiej smuty w tym obozie.
Jeśli rewelacje prawicowych publicystów potwierdzą się, opozycja powinna się cieszyć. Byłaby to dla niej pierwsza dobra informacja od dwóch lat. Więcej o wpisie Zalewskiego&Mazurka pisaliśmy tutaj, a o przesłankach, które mogą wskazywać, że Kaczyński myśli o przeprowadzce z Nowogrodzkiej w Aleje Ujazdowskie tutaj.
Szydło jak Marcinkiewicz?
Objęcie teki premiera przez Jarosława Kaczyńskiego wniosłoby na pewno "nową jakość” do polskiej polityki, a słynne "zarządzanie przez kryzys” nabrałoby nowego znaczenia.
Wszyscy pamiętają, jak skończyła się wymiana Marcinkiewicza - już po roku premier Kaczyński zdecydował się na oddanie władzy. Doszukiwanie się analogii między tymi dwiema sytuacjami politycznymi nie ma jednak większego sensu.
Przede wszystkim PiS dzierży dziś fe facto samodzielne rządy w kraju, bo koalicja w ramach Zjednoczonej Prawicy z Solidarną Polską i Polską Razem, to jednak nie to samo co ciągłe awantury i ucieranie się z Samoobroną i LPR.
Przypomnijmy, że przełomowym momentem, w którym Kaczyński postanowił pozbyć się Marcinkiewicza ze stanowiska było spotkanie ówczesnego premiera z Donaldem Tuskiem - 6 lipca 2006 roku. Spekulowano, że Marcinkiewicz dogadywał się z PO, by wyprowadzić z PiS kilkunastu posłów albo dać sygnał swojemu obozowi, że stanowi realne zagrożenie dla monolitu prawicy.
Na radzie politycznej PiS, tuż po tych wydarzeniach, zdecydowano, że premier lepiej sprawdzi się w roli prezydenta Warszawy, bo właśnie taką rolę mu zaproponowano. Ale wtedy nikt nie podejrzewał, że popularny i czujący media były premier przegra z Hanną Gronkiewicz-Waltz i odejdzie z polityki na zawsze.
Polityczny testament Lecha Kaczyńskiego
Sam Jarosław Kaczyński zdradził w jednym z wywiadów, że przez całe życie tylko raz poważnie pokłócił się z bratem Lechem. Poszło właśnie o wystawienie na premiera Marcinkiewicza. Nieżyjący prezydent miał być z tego powodu wściekły. Po roku prezes PiS naprawił swój błąd, ale jego premierostwo było tylko epizodem.
14 lipca 2006 r. jako samodzielny premier rozpoczął urzędowanie. Tego samego dnia zaprzysiężono rząd koalicji PiS-Samoobrona-LPR. Jednym z najbliższych współpracowników prezesa był, podobnie jak obecnie, Mariusz Błaszczak - 11 lat temu szef Kancelarii Premiera, dziś szef MSWiA. Ministerstwem Ochrony Środowiska zarządzał Jan Szyszko, a w al. Ujazdowskich 11, gdzie mieści się Ministerstwo Sprawiedliwości, rezydował Zbigniew Ziobro. No, ale wtedy "trzecim bliźniakiem" był także Ludwik Dorn, dzisiaj w opozycji.
Czy polityczna historia zatoczy koło? Oto 5 powodów, dla których opozycja powinna kibicować Kaczyńskiemu w ponownym objęciu urzędu premiera.
1. Kaczyński to polityk, do którego Polacy nie mają zaufania i nie chcą, by był premierem
Wszystkie sondaże badające poziom zaufania i nieufności do polityków pokazują, że prezes PiS lokuje się na szczycie rankingów tych polityków, którym Polacy nie ufają. Osobą, która ma jeszcze większy problem z brakiem zaufania wśród wyborców jest tylko szef MON Antoni Macierewicz. Co ciekawe, prezydent Andrzej Duda i premier Beata Szydło to politycy cieszący się obecnie największym zaufaniem społecznym. Przejęcie teki premiera przez Kaczyńskiego może mieć więc wpływ na postrzeganie całego obozu władzy. Co ciekawe - jak pokazują sondaże - Polacy nie chcą też widzieć Kaczyńskiego w fotelu premiera.
2. Prezes PiS weźmie na siebie konstytucyjną odpowiedzialność, z której będzie rozliczany - być może nawet przed Trybunałem Stanu
Obecnie Kaczyński jako formalnie szeregowy poseł może zwalać winę za błędy w rządzeniu na innych. Może kpić sobie także z międzynarodowych zarzutów dotyczących łamania w Polsce standardów demokratycznego państwa prawa. Jako jednoosobowy, pozakonstytucyjny ośrodek władzy, który pociąga za wszystkie sznurki odpowiada tylko przed sobą. Decydując się na objęcie teki premiera weźmie jednocześnie na swoje barki odpowiedzialność za wszystkie decyzje, które podjął i będzie podejmował jego rząd. Niektórzy przedstawiciele opozycji oczyma wyobraźni widzą go już choćby przed Trybunałem Stanu. Ale polityczna zemsta nie powinna być paliwem napędzającym działania opozycji.
3. Dopiero po wejściu Kaczyńskiego do rządu ma szansę rozkwitnąć "szorstka przyjaźń” z prezydentem Dudą
Kaczyński jest przekonany o wyższości urzędu premiera nad urzędem prezydenta i nie kryje nawet swoich kanclerskich wyobrażeń. Wszystko wskazuje na to, że między PiS a prezydentem zostanie osiągnięty kompromis w sprawie ustaw sądowych. Zaklęcia o jedności na prawicy nie przysłonią jednak konstytucyjnych realiów sprawowania władzy w Polsce. A konflikt między premierem i prezydentem jest niejako wpisany w te ramy. Andrzej Duda rozpoczynając konstytucyjną akcję referendalną chce rozmawiać o systemie prezydenckim, prezes PiS już odpowiedział, że to zły pomysł. A gdy poczuje się już jak kanclerz zapewne będzie chciał też pokazać Dudzie miejsce w szeregu. Kaczyński i Duda będą więc rywalizować o realną władzę nad państwem i o jej zakres. W kontekście kolejnych sztandarowych ustaw, które chce przeprowadzić PiS może to być ciekawe widowisko.
4. "Premier Kaczyński" to dobry pomysł nie tylko z punktu widzenia funkcjonalności władzy, ale i roli opozycji
Scenariusz z premierem Kaczyńskim byłby wygodny zarówno dla PiS jak i opozycji. Sprawowanie władzy z gabinetu prezesa Rady Ministrów w Alejach Ujazdowskich byłoby bardziej funkcjonalne niż codzienne polityczne odprawy na Nowogrodzkiej. Zalewski i Mazurek napisali, że planowana zmiana na stanowisku premiera, to niejako odpowiedź na prośby ministrów, którzy pielgrzymowali od miesięcy do gabinetu prezesa PiS i błagali go o objęcie władzy. Jak argumentowali premier Beata Szydło nie potrafi bowiem rozstrzygać sporów między szefami poszczególnych resortów. Kaczyński nie będzie miał z tym zapewne problemów. Ale także opozycja będzie mogła wreszcie krytykować i rozliczać z rządzenia jedyną właściwą osobę.
5. Kult jednostki na prawicy ma szansę poszybować w górę i stać się jeszcze bardziej groteskowy
Zastąpienie Szydło w roli premiera sprawi, że prezes PiS będzie mógł się wreszcie poczuć jak Orban, a niewinne awantury na prawicy o to, czy prezydent powinien witać prezesa PiS na progu, w przedpokoju, czy na czerwonym dywanie nabiorą nowego znaczenia. Przykłady? "Jarosław Kaczyński, twórca politycznego zwycięstwa prawicy, człowiek bez którego nie byłoby prezydenta Dudy - znosi w ostatnim czasie i tak bardzo wiele. Na pewno nie zawsze jest traktowany stosowanie do swojej rangi historycznej, której nie powinna przesłaniać całkowicie hierarchia państwowa” – napisał ostatnio Jacek Karnowski. "Myślę, że pora wprowadzić do konstytucji formalny tytuł Naczelnika Państwa. Dla konkretnej osoby, dożywotnio” – ironizował Łukasz Warzecha. Użytkownicy Twittera przypomnieli też, że w kwietniu 1938 roku Sejm uchwalił ustawę o ochronie imienia Józefa Piłsudskiego. Być może premier Kaczyński będzie miał szanse przegrać ze śmiechem wyborców.