Robię to, co miliony innych osób w Polsce. Zakładam maseczkę. Często myję ręce. Trzymam dystans. Stosuję się do wszystkich zaleceń WHO, by spowolnić rozwój epidemii koronawirusa. Gdy patrzę, jak rząd PiS robi sobie z nas koronajaja, trafia mnie szlag.
Wszystko wskazuje na to, że zakażenie przeszłabym jak mocniejsze przeziębienie. Martwię się jednak o bliskich, którzy należą do grup podwyższonego ryzyka, a przez nieodpowiedzialną władzę są bardziej narażeni na utratę zdrowia lub życia. Nie chodzi nawet o sam COVID–19, ale każdą inną, nawet banalną w normalnych warunkach dolegliwość, która przy zatkanych epidemią szpitalach, niedoborze medyków i brakach sprzętu, może mieć tragiczne skutki.
Noszę więc cholerną maseczkę (lepsze to, niż respirator) i przestrzegam zasad, o których mówi WHO. Tyle mogę zrobić, by szpitale były mniej, a nie bardziej zapchane, a śmierci – nie tylko z powodu koronawirusa – było mniej, a nie więcej. Podobnie robią miliony ludzi w Polsce, jednak nasz wysiłek jest niweczony przez cyniczny rząd.
Władza jest jak strażak – piroman: udaje, że walczy z epidemią, ale tak naprawdę przyczynia się do wzrostu zakażeń. I zmienia ludzi w proepidemików, którzy widzą tylko czubek swojego niezamaskowanego nosa. Ta sama władza leje potem krokodyle łzy nad tym, że ludzie nie słuchają jej poleceń i nasyła na nich policję.
Z jednej strony rząd grzmi o niebezpieczeństwie i wprowadza obostrzenia, z drugiej nawet w świetle kamer jego członkowie łamią własne przepisy. Wicepremier Jarosław Kaczyński ostentacyjnie paraduje bez maseczki, minister Grzegorz Puda nosi ją dla ozdoby na brodzie, a poseł Tadeusz Cymański na czole. Brakuje tylko tego, by któryś z wybrańców narodu wrzucił zdjęcie, na którym nosi maseczkę zamiast bielizny.
Najpierw rządzący zamykają Polskę, a potem luzują wszystkie hamulce. Puszczają oko do suwerena, by potem udawać, że coś im tylko do niego wpadło. Przed wyborami premier Morawiecki przekonuje starszych ludzi, że wirusa nie trzeba się bać (czytaj: seniorzy, idźcie do urn, głosujcie na Dudę!), a kilka tygodni potem z troską pochyla się nad sytuacją, która – ups! – wymknęła się spod kontroli (ojej, kto mógł przewidzieć drugą falę epidemii, przed którą od marca ostrzegali naukowcy?). PiS zmarnował miesiące, które mógł poświęcić na przygotowanie systemu ochrony zdrowia do wielkiego wyzwania.
Zamiast konsekwencji i zapobiegliwości, mamy fatalny chaos. Odbijanie się od ściany do ściany w miejsce planu. W efekcie doświadczamy teraz wszystkich wad dwóch odmiennych strategii – lockdownu i pójścia na żywioł – ale żadnej z ich zalet. A rząd mówi o koronawirusie to, co w danym momencie jest na rękę partii. Sączy w dyskurs publiczny dwójmyślenie o epidemii.
Czy można się dziwić, że normalny człowiek jest tym wszystkim skołowany? Zjednoczona Prawica wysyła społeczeństwu sprzeczne komunikaty: z jednej strony bije na alarm, z drugiej jawnie kpi z zasad bezpieczeństwa, które sama wprowadza. Powiedzieć, że w ten sposób demoralizuje społeczeństwo, to nie powiedzieć nic.
W tej sytuacji nietrudno dojść do fałszywego wniosku, że skoro politycy nie stosują procedury DDM – dystans, dezynfekcja, maseczka – to wszystko jest jedną, wielką ściemą. Wniosku fałszywego, bo to, że rządzący łamią zasady bezpieczeństwa, nie znaczy, że nie ma zagrożenia (wystarczy wspomnieć klasykę gatunku, czyli katastrofę smoleńską). Podobnie fakt, że wśród lekarzy są palacze, nie znaczy, że palenie nie powoduje raka płuc.
Część osób nie będzie się jednak nad tym zastanawiać, tylko uzna, że skoro politycy nie chodzą w maseczkach, to koronawirus nie istnieje. Tak PiS produkuje sprzeciw wobec zasad bezpieczeństwa. Pozorując walkę z epidemią, dorzuca do spiskowego pieca. Mąci ludziom w głowach, zamiast dać dobry przykład. Przepisy? To coś, co dotyczy społeczeństwa, a nie władzy. A nawet tych przepisów politycy PiS nie potrafili zrobić dobrze.
PiS straszy pluszowymi karami za brak maseczek, bo przez pół roku, gdy krewni i znajomi królika robili przekręty na pandemii, nie stworzył regulacji zgodnych z prawem. I każdy sąd, który do wydania wyroku potrzebuje czegoś więcej, niż konferencji prasowej premiera, cofnie mandat za brak maseczki.
Rząd jest nieodpowiedzialny, bo może. Policjanci, zamiast wystawić im notabene bezprawny mandat, będą gonić za tęczą. Ministrowie, którzy noszą maseczkę wszędzie, tylko nie na ustach i nosie, dobrze wiedzą, że jakby co, dla nich miejsca w szpitalu i sprzętu nie zabraknie – niezależnie czy w przypadku choroby serca, koronawirusa czy pękniętego wyrostka.
Politykom nie grozi także brak uwagi ze strony medyków, choć nie tak dawno wzywali ich do emigracji okrzykiem “niech jadą!”. Rząd się sam wyleczy. Gorzej ze zdezorientowanym społeczeństwem. Pytanie brzmi, czy będziemy nieodpowiedzialni jak rząd, czy postawimy na odpowiedzialność wbrew rządowi.