Darmowe, lub wręcz opłacane staże, a potem praca za pensję ledwie wystarczającą by przeżyć z miesiąca na miesiąc – tak wygląda zawodowa rzeczywistość ludzi po studiach. Wielu z nich mimo wszystko nie rezygnuje ze standardu, który miało mieszkając z rodzicami i po tym, jak wyprowadzi się z domu wciąż "bywa": w knajpach, klubach, galeriach handlowych. Jak to robią? Wielu dorosłych wciąż dostaje na rozrywki od rodziców.
– Miesięcznie kupuję mniej więcej trzy sztuki odzieży, wydaję na nie około tysiąca złotych. Gdybym musiała za to zapłacić sama, pewnie bym nie jadła – mówi szczerze Ola, która pracuje w branży internetowej.
– Nowe torebki mam tylko od mamy. Ona sama wyciąga mnie do galerii handlowych, a potem kupuje drogie rzeczy. Chyba nigdy nie będę zarabiać tyle, by było mnie na to stać bez niej – przyznaje Agnieszka, absolwentka prawa na Uniwersytecie Warszawskim.
Podobnie zachowuje się coraz więcej dorosłych. Dlaczego?
Standardy
– Jeśli przez dwadzieścia kilka lat przyzwyczajeni byliśmy do pewnego standardu życia, później ciężko jest nam się z nim rozstać. Nic dziwnego, pogorszenie warunków zawsze jest ciężkie do zniesienia – mówi dr Joanna Śmigielska, socjolog. – Niestety taki los czekałby wielu młodych, którzy wchodzą na trudny rynek pracy.
Kilka miesięcy temu taką samą tezę wysunął amerykański tygodnik "Newsweek", który nazwał pokolenie wchodzące w dorosłość "spiep…". "Bezrobocie w grupie 18 - 29 jest o połowę wyższe niż narodowa średnia. Nawet jeśli już znajdą pracę, często są zbyt mocno wykwalifikowani i za nisko opłacani. Toną w długach, doświadczają ogromnego stresu, a większość z nich nigdy nie osiągnie ekonomicznego poziomu takiego, jaki mają ich rodzice" – pisał "Newsweek".
"Niewykluczone, że pokolenie dzisiejszych 20-30-latków będzie pierwszym od wielu dekad, którego poziom życia w trakcie kariery pogorszy się, zamiast poprawiać" – alarmowała też jakiś czas temu "Polityka".
Jak pisaliśmy w naTemat z podobnymi problemami musi mierzyć się również młody Polak. Zwykle jest w kiepskiej sytuacji, bo musi liczyć się z tym, że jego wiedza nie przystaje do oczekiwań pracodawców, którzy w dodatku z lubością wykorzystują kryzys do obniżania stawek. Wchodzącym na rynek pracy ciężko jest zdobyć doświadczenie, bo wielu starszych kolegów ma pretensje, że nowi, zatrudniani za grosze pracownicy, psują rynek.
Bumerangi i słoiki
Naturalne jest więc, że rodzice pomagają dorosłym już dzieciom. Jedni przez lata pakują im słoiki pełne domowych obiadów, inni pozwalają mieszkać ze sobą niemal w nieskończoność. W takiej sytuacji jest ponad 40 proc. Polaków w wieku 25-34 lat. Wielu z nich nawet próbowało wyprowadzić się z domu, ale "życie dało im w kość" i postanowili wrócić.
Fora internetowe pełne są rozmów, w których użytkownicy przyznają, że rodzice pomagają im finansowo. "Moi rodzice pomagają nam finansowo. Mama co miesiąc przelewa mi 1000 zł. Tłumaczy to w ten sposób, że moja młodsza, choć dorosła siostra mieszka z nimi i mniej więcej taką samą kwotę w utrzymaniu dostaje. Moi rodzice są ludźmi finansowo zasobnymi" – pisze internautka. Inni na pieniądze przeliczają na przykład czas, który rodzice i dziadkowie spędzają z dorosłymi dziećmi, przypominając, że wynajęcie opiekunki w Warszawie pochłania niemal całą jedną pensję.
Granice?
Ale czy gdzieś są granice tego pomagania? Coraz więcej osób zachowuje się bowiem tak, jak 26-letnia Maria, która skończyła już dwa fakultety na Uniwersytecie Warszawskim, wyjechała na stypendium Erasmus, potem na kolejne, tym razem związane z praktykami zawodowymi. Miała staże w dwóch zagranicznych firmach, a po powrocie do Warszawy zamieszkała sama w kawalerce po babci. Maria do dziś nie miała jednak stałej pracy. – Na ubrania, utrzymanie, drobne wydatki i wakacje rodzice przelewają mi pieniądze na konto. Dopóki mogą to robić, czemu mam się spieszyć do pracy? – zastanawia się.
– Wszystko jest kwestią proporcji wychowania – ocenia socjolog Joanna Śmigielska. – Kilka lat temu mój syn, jeszcze w liceum jechał z kolegą na wycieczkę. Koledze spodobała się jakaś kaseta i dzwonił do taty, by ten wysłał mu pieniądze na nią. Dostał 500 zł, bo tata nie orientował się, ile kaseta może kosztować. Ten sam chłopak w 18. urodziny wyjechał z salonu nowym lanosem. Myślę, że ten młody człowiek zrobi wiele, by nie obniżył mu się standard życia, a rodzice będą go w tym wspomagać. Ale jeśli ich na to stać, dlaczego nie? – zastanawia się. – Chociaż zdarzają się przypadki, że pomaganie dzieciom w takiej formie to także próba oszukiwania się, zabijania poczucia winy, że wspólne zakupy, czy wychodzenie do drogiej knajpy to jedyny sposób spędzania wspólnie czasu, który nam pozostał – dodaje.