Tomasz Sakiewicz oskarżył w TVP Donalda Tuska o to, że pozwolił Putinowi zabić prezydenta Kaczyńskiego. To nie jest jedyne zapierające dech kłamstwo, jakie usłyszeliśmy w ostatnich dniach. Kłamstwa PiS, które docierają do wielomilionowej widowni, są w czasie wojny w Ukrainie wyjątkowo niebezpieczne dla Polski.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kłamstwa szefa "Gazety Polskiej" nie spotkały się z cieniem kontry
Mechanizm bezczelnego kłamstwa jest obecny w polskich i rosyjskich mediach publicznych, choć skala jest nadal inna
Kłamstwo Ławrowa, kłamstwo Sakiewicza
Kojarzycie ministra spraw zagranicznych Rosji, Siergieja Ławrowa? Oczywiście, że kojarzycie, przez bandycką wojnę Putina w Ukrainie kojarzy go każdy. Kilka dni temu, gdy rosyjscy żołnierze na rozkaz jego mocodawcy z zapamiętaniem zabijali ludność cywilną, Ławrow bez mrugnięcia okiem powiedział do tysiąca skierowanych na niego kamer, że Rosja nie zaatakowała Ukrainy.
Zatrzymajmy się na tym przez chwilę.
To zapierające dech kłamstwo rozwścieczyło każdego, kto śledzi doniesienia z bohatersko broniącej się Ukrainy. Jak można tak bezczelnie łgać? Otóż jak widać można. Tego typu łgarstwa to codzienność w rosyjskich mediach publicznych (inne Putin już zlikwidował). Ławrow nie mówi do nas - on nawet za granicą mówi do obywateli swojej demokratury.
Dlaczego wspominam o Ławrowie w kontekście Sakiewicza? Bo kłamstwa o tym, że Tusk pozwolił Putinowi zabić prezydenta RP, a Sikorski zdradził, są równie bezczelne i równie zapierające dech. I tak jak Siergiej Ławrow, Tomasz Sakiewicz nie mówi do nas – on mówi do tej części społeczeństwa, które oczadziało propagandą TVP.
Mechanizm jest więc identyczny. Identyczna jest też bierność rządowej telewizji, gdy utrzymanek PiS-u wygłasza niebezpieczne kłamstwa. Dlaczego podstawka pod mikrofon udająca, że prowadzi ten program, miałaby reagować? Przecież mają tego samego mocodawcę.
Sakiewicz jest ustami partii rządzącej i mówi to, czego Kaczyńskiemu (jeszcze) nie wypada. Właśnie za to dostaje od rządu strumień pieniędzy na różne dziwne inicjatywy.
Sakiewicz funkcjonariuszem PiS-u. Jednym z wielu
Część z nas przyzwyczaiła się do pisowskiego rozwalania naszej wspólnej rzeczywistości za pomocą języka. Bo oni tylko tak mówią z tym zamordowaniem Lecha Kaczyńskiego, a przecież tak nie myślą. Chodzi tylko o punkty w sondażach. A jeśli już tak myślą, to wymagają pomocy lekarza, więc nie ma co poświęcać im uwagi.
A poza tym Jarosław stracił brata (w przeciwieństwie do całej reszty ludzkości, która nigdy nie była w żałobie po kimś bliskim), więc może pleść co mu ślina na język przyniesie – sam albo za pośrednictwem swoich tub propagandowych.
Najwyżej skłoni z powagą głowę, gdy jego szczucie doprowadzi do tragedii. A potem z pomocą Telewizji "2 miliardy złotych rocznie" Polskiej będzie nam wkładał do głowy, że nie miał z tym nic wspólnego.
TVPiS ryzykuje bezpieczeństwem Polski
Nie wiem ilu ochroniarzy ma Tusk (i Sikorski), ale kłamstwa Sakiewicza każą się zastanowić, czy nie za mało. Przesadzam? Przypomnę więc nazwisko osoby, której już z nami nie ma: Paweł Adamowicz.
Historyczki mogłyby przywołać postać prezydenta Gabriela Narutowicza, który zginął z rąk prawicowego terrorysty. Ale wróćmy do współczesności: morderca Adamowicza w chwili zamachu krzyczał, że torturowała go Platforma Obywatelska.
PiS i kontrolowana przez niego TVP do dziś zaprzeczają jego politycznej motywacji. W końcu nikt i nic ich nie przekona, że czarne jest czarne, a białe jest białe.
Kłamstwa Sakiewicza stwarzają osobiste niebezpieczeństwo dla Tuska i Sikorskiego, ale są też bardzo niebezpieczne dla Polski. I nie ma znaczenia na ile przez te lata zdołaliśmy się z nimi oswoić.
Jeśli część społeczeństwa uwierzy utrzymankowi PiS-u, że zwolennicy największej partii opozycyjnej popierają człowieka odpowiedzialnego za zabicie prezydenta, wspólnika Putina, to oprócz wojny w Ukrainie będziemy mieli wojnę domową w Polsce.
Antyeuropejski PiS przykleja Putina do opozycji
Putin ma na koncie wiele zbrodni, w tym wojennych, ale śmierć Lecha Kaczyńskiego w banalnej katastrofie lotniczej typu CFIT nie jest jedną z nich.
Kojarzycie zatonięcie rosyjskiego okrętu podwodnego Kursk? W sierpniu 2000 roku ta tragedia przykuła uwagę świata. Przez jakiś czas łudzono się, że może jeszcze da się kogoś uratować. Gdy Putin wreszcie przyjął międzynarodową pomoc, dla marynarzy było już za późno.
Co się stało potem? Mimo, że oficjalne śledztwo potwierdziło, że do katastrofy doszło w wyniku wybuchu torpedy na pokładzie, co z kolei było konsekwencją zaniedbania procedur bezpieczeństwa, w tym niedoszkolenia załogi, kremlowscy notable i państwowe rosyjskie media z lubością rozpowszechniały kłamstwa, jakoby "naszych chłopców" miało zabić NATO.
Brzmi znajomo?
Język bez znaczenia
W swojej przejmującej książce "Nadchodzi zima" (2015) Garri Kasparow pisze o tym, jakie spustoszenie w społeczeństwie niesie propaganda dyktatury, która nie może liczyć na kontrę o równym zasięgu (stąd taki pośpiech autokratów, by pozbywać się wolnych mediów).
Ten rosyjski dysydent, który najpierw dał się poznać światu jako mistrz szachowy, ostrzegał przed Putinem zanim to było modne. A tak opisuje, jak rosyjskie media publiczne przedstawiły sfałszowane wybory prezydenckie z 4 marca 2012 roku, które scementowały dyktaturę Putina.
"Kontrolowane przez państwo media uznały wybory prezydenckie (...) za 'uczciwe i czyste'. Pokojowe protesty obywatelskie nazwano 'prowokacjami ekstremistów', a oddziały prewencyjne OMON, które brutalnie stłumiły protestujących, jedynie 'utrzymywały porządek'".
Kasparow przywołuje Orwella, gdy ostrzega, że "na drodze redukowania i upraszczania słownictwa ograniczona zostaje sama ludzka myśl".