Pojechał do Kijowa, gdy inni w UE pewnie nawet o tym nie myśleli, a po powrocie postawił pod ścianą zachodnich przywódców, wzywając ich, by zrobili to samo. Na początku wojny w Berlinie "wstrząsał sumieniem Niemiec". O akcji polskiego rządu z MiG-ami też mówił cały świat. Jednym się to podoba, innym mniej. – To krótkowzroczność polityczna. Gra pod wybory – ocenia jeden z naszych rozmówców. Inni nazywają tę grę ryzykowną. – Stąpamy po polu minowym – słyszymy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– Wzywam liderów krajów europejskich, prezydenta Francji, kanclerza Niemiec, premiera Wielkiej Brytanii, żeby pojechali do Kijowa – zaapelował premier Mateusz Morawiecki
Internauci pytają, dlaczego do Kijowa nie wzywa premiera Węgier Viktora Orbana albo Matteo Salviniego, z którym niedawno się spotykał. Oceniają, że Morawiecki gra na rzecz wyborców w Polsce i do nich się szykuje.
Jak ostatnie działania premiera i rządu ws. Ukrainy, w tym wizytę w Kijowie, oceniają eksperci?
– Wzywam liderów krajów europejskich, prezydenta Francji, kanclerza Niemiec, premiera Wielkiej Brytanii, żeby pojechali do Kijowa, spojrzeli w oczy płaczącym matkom, popatrzyli na naród ukraiński z bliska, umocnili ich wolę walki – powiedział po powrocie z Kijowa premier Mateusz Morawiecki. – Mam nadzieję, że odpowiedzą na ten apel – mówił w TVP Info.
Można mieć wrażenie, że premier po raz kolejny daje personalnego prztyczka w nos ważnym europejskim przywódcom i stawia ich pod ścianą, jakby sprytnie rozgrywał jakąś grę. Tak jak w Berlinie, dokąd tuż po rosyjskiej inwazji pojechał "obudzić" kanclerza Niemiec.
– Po to przyjechałem do kanclerza Olafa Scholza, żeby wstrząsnąć sumieniem, wstrząsnąć sumieniem Niemiec, żeby zdecydowali się w końcu na rzeczywiście miażdżące sankcje – mówił.
Teraz swoje wezwanie do przyjazdu do Kijowa powtórzył jeszcze w wywiadzie dla niemieckiego dziennika "Bildt". Niemcy mają o czym rozmawiać i co komentować.
Sprytne postawienie pod ścianą?
O apelu Morawieckiego do przywódców
– Moim zdaniem dobrze, że padł taki apel. Uważam, że takie trudne pytania trzeba zadawać przywódcom zachodnim. Oglądałem na żywo wystąpienie premiera Wielkiej Brytanii Borysa Johnsona, gdy przyleciał do Warszawy. Dziennikarka ukraińska zadała mu pytanie: dlaczego jesteś w Warszawie, a nie w Kijowie? Brytyjski premier, który dużo mówił o potrzebie solidarności i wysyłce broni, nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Jednak tym wezwaniem Morawiecki postawił naszych partnerów pod ścianą, co może się okazać przeciwskuteczne. W dodatku te wezwania byłyby bardziej wiarygodne, gdyby Morawiecki był także wiarygodny na innych frontach – mówi naTemat dr Jacek Kucharczyk, prezes Instytutu Spraw Publicznych.
O zachowaniu rządu i premiera wobec UE przez ostatnie lata można mówić wiele.
– Nasz kraj z jednej strony liczy na unijne wsparcie w postaci Funduszu Odbudowy po pandemii, a obecnie w sprawie uchodźców. A z drugiej strony ostentacyjnie pokazuje pogardę dla unijnych standardów i wartości, na przykład odmawia wykonania wyroków Trybunału Sprawiedliwości UE – wskazuje ekspert.
Politolog, prof. UW Rafał Chwedoruk tak ocenia apel Morawieckiego do przywódców innych państw: – Wszyscy jedziemy dziś na tym samym wózku. I Paryż, i Berlin, i Warszawa zapłacą bardzo dużo ekonomicznie za wojnę i za skutki agresji. Czego byśmy o nich nie myśleli, to trudno odebrać Macronowi i Scholzowi to, że próbowali całą tę machinę wojenną zatrzymać. W sytuacji, gdy do głównych inwestorów w Polsce należą Niemcy i Francuzi, to można się zastanawiać, czy zachęcanie ich do zwiększania poziomu ryzyka i utraty funkcji kogoś, kto może mediować, jest w naszym interesie.
"Moim zdaniem: gra wyborcza"
Niektórzy internauci reagują na wypowiedzi Morawieckiego komentarzami, że szef polskiego rządu chce skłócić Unię Europejską.
"Morawiecki ma za idiotów przywódców największych krajów UE i Wielkie Brytanii? Oni wiedzą co mają robić", "Dla mnie to Kaczyński i Morawiecki w swoich wypowiedziach nadal mącą w UE i w NATO" – tak komentują niektórzy użytkownicy Twittera.
Inni pytają, dlaczego do Kijowa nie wzywa premiera Węgier Viktora Orbana albo Matteo Salviniego, z którym niedawno się spotykał. Albo, że w ogóle Morawiecki gra na rzecz wyborców w Polsce.
– To prowokacja, która pokazuje brak jedności w polityce UE – mówi o wezwaniu unijnych przywódców do wyjazdu do Kijowa Wiesław Gałązka, ekspert ds. wizerunku.
On ostatnie działania i wypowiedzi Morawieckiego postrzega dość jednoznacznie. – To woda na młyn Putina. Jakaś krótkowzroczność polityczna. Nieostrożne, infantylne, zachowania. Podejrzewam, że problemy budżetowe, covidowe, mogą ich skłonić w tym roku do przyspieszonych wyborów. Moim zdaniem jest to czysta gra wyborcza, budowanie wizerunku patriotów i twardych obrońców pewnych wartości. Myślę, że część wyborców, która jest tak samo ogłupiona przez TVP, jak znacząca część Rosjan przez telewizję rosyjską, da się nabrać na to bohaterstwo. Nazwałbym to ordynarną propagandą – mówi w rozmowie z naTemat.
– Spryt? Jeśli już to wyborczy – podsumowuje.
Oczywiście największe emocje wzbudziła wizyta w Kijowiepremierów Polski, Czech, Słowenii i Jarosława Kaczyńskiego, która - choć doceniona przez wielu w Polsce i za granicą i uznana za ważny, symboliczny gest – wywołała niemałą konsternację z powodu słów Jarosława Kaczyńskiego. I zamiast zakończyć się tak, jak się zaczęła – wielkim uznaniem z podróży – dziś słyszymy głównie o kontrowersjach, jakie wywołała.
Czytaj także:
Była też historia z MiG-29, która odbiła się echem w całym świecie. Gromy spadły też na Amerykanów, ale komentowano także, że Polska wychodzi przed szereg. Jak to wszystko razem oceniać?
"Kaczyński wyrwał się przed szereg"
– Trudno mieć jednoznaczną ocenę działań premiera. Wizyta w Kijowie razem z premierem Czech i Słowenii, była bardzo ważnym gestem politycznym. Ukraińcy zareagowali na to ogromne pozytywnie. To dobrze, że z Polski płynie taki głos, że Polska stara się dopingować przywódców państw zachodnich, szczególnie tych większych i bardziej znaczących od Polski, żeby robili coś więcej dla Ukrainy. Natomiast sama treść wizyty w Kijowie jest dosyć kontrowersyjna – podkreśla dr Kucharczyk.
– Niewątpliwie jednym z aspektów było słynne polityczne złoto, na które i Morawiecki, i Kaczyński, pewnie liczyli. Dobrze by było, gdyby taka wyprawa rzeczywiście miała mandat z UE lub z NATO i gdyby ich propozycje nie były wyciągane z kapelusza. Zachodni politycy i eksperci trochę oniemieli, jak usłyszeli o misji pokojowej NATO w Ukrainie – dodaje.
Ekspert podkreśla, że wokół wizyty jest dużo niejasności, które psują jej odbiór. – Moim zdaniem presja moralna, którą ci premierzy chcieli wywrzeć na naszych partnerów zachodnich trochę straciła siłę przez te nieprzemyślane słowa Kaczyńskiego. Sekretarz NATO uciął to bardzo szybko. To trochę taki policzek dyplomatyczny dla Kaczyńskiego – uważa.
Czy to groźna gra rządu? – Ona jest groźna o tyle, że podważa naszą wiarygodność w tak trudnej sytuacji międzynarodowej – uważa Jacek Kucharczyk. – I to w momencie kiedy wizerunek Polski gwałtownie się poprawia po tym jak w pierwszych tygodniach po inwazji wszyscy byli pod wrażeniem zaangażowania Polaków w pomoc dla uchodźców. Portal "Politico" napisał o Polsce "from zero to hero", czyli od zera do bohatera. Szkoda roztrwonić taki kapitał zaufania.
– Wydawałoby się, że jadąc na taką misję, trzeba zrobić wszystko, żeby tego wizerunku nie popsuć. Nie chcemy, żeby wizerunek Polski, która wspiera Ukraińców, przyjmując miliony uchodźców, został zastąpiony wizerunkiem Polski nieodpowiedzialnej, która zgłasza nieuzgodnione wcześniej, nierealistyczne propozycje. To byłaby ogromna strata – mówi szef ISP.
Prof. Rafał Chwedoruk uważa, że to wszystko pokazuje, że stąpamy po polu minowym. Mówi o bardzo dużym ryzyku w długoterminowej perspektywie.
– Nasze interesy polityczne związaliśmy z USA, a interesy ekonomiczne, czy to nam się podoba, czy nie, są związane z Europą Zachodnią, przede wszystkim z Niemcami. O tym, co będzie się działo w polityce, będą rozstrzygały kwestie gospodarcze i problemy ekonomiczne Europy wynikające z wojny i gry międzynarodowych spekulantów na surowców. To jest jakieś szaleństwo, to wszystko uderzy w europejską gospodarkę, której głównym podmiotem jest gospodarka niemiecka. A to z kolei uderzy bezpośrednio w polską gospodarkę. A osłabianie pozycji partnerów europejskich, zapewne wbrew intencjom, nie przysłuży się stabilizacji sytuacji powojennej – podkreśla.
– Tamtejsze systemy partyjne nie zawalą się mimo tego kryzysu, i tak będziemy skazani na Scholza, Macrona lub ich partyjnych kolegów. Myślę, że dobrze byłoby gruntownie przemyśleć, czy Polskę jest stać na bycie awangardą, czy lepiej być tym, który tylko wykorzystuje różne koniunktury do wzmacniania swojej pozycji, a nie pełni funkcję tego, kto będzie z bojowym okrzykiem próbował kompletnie zmienić hierarchę nie mając ekonomicznych i politycznych podstaw do tego. W tym sensie obóz rządzący podejmuje ryzyko – analizuje politolog.
Dodaje, że stan uniesienia, który w Polsce przeżywamy teraz, minie. I wtedy pytanie, co dalej: – Wszystko trzeba będzie odbudowywać. A wówczas większe karty w rękach będą mieli ci, którzy będą mieli euro i dolary. A nie ci, którzy będą mieli wielkie serca.
Co gorsza, w samym środku kryzysu wojennego, trybunał Przyłębskiej podważa Europejską Konwencję Praw Człowieka. To wszystko pogłębia wrażenie, że Polacy sami nie wiedzą, czego chcą. Mówią, że chcą Ukrainy w UE, a sami w ostatnich latach mają problemy z funkcjonowaniem w Unii. Wiarygodność poparcia dla Ukraińców bardzo mocno podważana jest przez nasze zachowanie.
dr Jacek Kucharczyk
prezes ISP
Bo jeśli pojadą do Kijowa, to śmiem twierdzić, że ich zdolności mediacyjne nie wzrosną. I na placu boju zostaną tylko prezydent Turcji i premier Izraela, na których nie mamy żadnego wpływu. Długoterminowo można zapytać, czy Polsce bardziej opłaca się być kimś, kto jest zdolny szukać porozumienia między zwaśnionymi stronami, czy lepiej być w roli awangardy, niekoniecznie mając bardzo mocną talię kart w rękawie.
Rafał Chwedoruk
politolog
Jak jest się członkiem organizacji, to nie robi się propozycji w jej imieniu, której nie uzgodniło się z żadnym jej członkiem, a w szczególności z USA. To że Kaczyński wyrwał się przed szereg jest bardzo nieodpowiedzialne. Pokazuje to jego nieprzygotowanie do odgrywania roli w polityce zagranicznej i może lepiej byłoby, gdyby Morawiecki sam pojechał do Kijowa.
dr Jacek Kucharczyk
prezes ISP
To pokazuje też, jak bardzo potrzebujemy w Polsce profesjonalnej dyplomacji. Takiej, która będzie w stanie przygotować dla premiera czy wicepremiera propozycje polityczne tak, żeby nie musieli ich wymyślać w pociągu do Kijowa. Widać, że zastępowanie przez PiS profesjonalnych dyplomatów politycznymi nominatami niespecjalnie pomaga w tej sytuacji kryzysowej.