Antoni Macierewicz w raporcie ws. katastrofy smoleńskiej zasugerował, że materiały wybuchowe zostały zamontowane na lewym skrzydle Tu-154M podczas remontu w Samarze. Przedsięwzięcie miały nadzorować osoby podlegające "funkcjonariuszom służb specjalnych". Dr Maciej Lasek wskazał, że to najbardziej nielogiczny element teorii spiskowej o zamachu.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Według teorii spiskowych Macierewicza kluczowym elementem w analizowaniu przebiegu katastrofy smoleńskiej był remont Tu-154M w Samarze
"MON oddaje remont samolotów przewożących najważniejsze osoby w państwie w ręce rosyjskich służb specjalnych" – czytamy w raporcie podkomisij Macierewicza
Remont ten wykonano jednak w 2009 roku. – Latał przez wiele miesięcy z podłożonymi bombami – wytknął były szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych
To najbardziej nielogiczny element teorii Macierewicza ws. katastrofy smoleńskiej
W poniedziałek Antoni Macierewicz zaprezentował efekty prac podkomisji ds. wyjaśnienia przebiegu katastrofy smoleńskiej. Były minister wyjaśnił, że doszło do co najmniej dwóch wybuchów.
PiS nie wie jednak, jakie konkretnie materiały znalazły się na pokładzie. Nie wiadomo także, kto konkretnie odpowiada za ich podłożenie. W raporcie padają jednak sugestie, że doszło do tego w Samarze na rok przed wypadkiem.
Uwagę na to zwrócił gość "Kropki nad i" dr Maciej Lasek. – Najciekawsze w tej całej narracji Antoniego Macierewicza jest to, że on próbuje społeczeństwu wmówić, że rok wcześniej w tym samolocie zabudowano materiały wybuchowe – wytknął.
Zgodnie z tezą byłego ministra obrony narodowej Tu-154M musiał latać przez wiele miesięcy z podłożonymi bombami, które pozostały niezauważone. Co więcej, nie wiadomo, kto miałby je podłożyć.
– I czekano rok, żeby samolot poleciał do Smoleńska, żeby załoga zignorowała komunikaty kontrolerów, że warunków do przyjęcia nie ma – zauważył były szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
– Zamiast polecieć na inne lotnisko, na lotnisko zapasowe, jednak załoga stwierdziła, że w warunkach pięciokrotnie gorszych niż dopuszczają to przepisy, ona jednak zejdzie, wykona podejście do lądowania – kontynuował.
Chcąc udowodnić tę teorię spiskową, konieczne byłoby wykazanie, że już rok wcześniej ktoś planował zamach. Co więcej, polityk PiS zmienił umiejscowienie brzozy, zarzucając poprzednim ekspertom popełnienie błędów w tym zakresie.
Dr Lasek powiedział, że tezy zaprezentowane przez podkomisje to "folklor, który znamy od lat". Jak dodał, prowadzona przez PiS narracja jest na rękę Kremlowi i Władimirowi Putinowi.
– Samolot był z lewej strony pasa i to z lewej strony pasa rosła ta brzoza i skrzydło, które zderzyło się z brzozą, a w narracji Antoniego Macierewicza przed brzozą rzekomo doszło do wybuchu – powiedział gość "Krópki nad i".
Jak pisaliśmy w naTemat, Macierewicz ogłosił, że bliżej nieokreślone "brytyjskie laboratorium" wykryło obecność związków chemicznych takich jak pentryt, trotyl, heksogen i nitrogliceryna.