Drożyzna na stacjach benzynowych i w sklepach to nic – prawdziwe paragony grozy wystawiają dentyści. Co więcej, robią to od lat, przez co nawet nie zwróciliśmy uwagi na to, ile teraz wydajemy w gabinetach stomatologicznych. – Na początku koronawirusa płaciłem 250 zł za ubytek, teraz już 450 zł – mówi mi jeden z pacjentów.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Chwilę później szalejąca drożyzna wymusiła na Mateuszu Morawieckim tymczasowe wyzerowanie podatku VAT na żywność oraz maksymalne obniżenie go w przypadku benzyny. Wówczas, jak pisałem w naTemat, wielkich zmian nie było widać.
Tymczasem, nikt nie zwrócił uwagi na dramatyczne ceny, z jakimi mierzymy się u dentysty. Dlaczego? Bo w gabinetach stomatologicznych od lat zostawiamy ogromne pieniądze i zaczęliśmy się do tego przyzwyczajać.
– Na początku pandemii zapłaciłem 250 zł za wypełnienie ubytku. Teraz za to samo, u tego samego dentysty zapłaciłem 450 zł – powiedział mi Marek. Myślicie, że 450 zł to dużo? Dentysta z miasta na Śląsku wycenił leczenie zębów Adriana na 700 zł.
– Byłem po leczeniu ortodontycznym, po którym lekarz powiedział: no to teraz wykończenia. Założymy trochę wypełnień i nakładów na dolne zęby, żeby zgryz był prawidłowy – zaczął.
– Pomyślałem: "spoko". Za ortodoncję zapłaciłem już dużo, to teraz już z górki. Gdzie tam. Za każdy ząb 700 zł, a zębów do zrobienia jest 6 – dodał. Lekarz nie oszczędził także Moniki. – Za jedną plombę 600 złotych zapłaciłam. Ale przynajmniej kolejki nie było – opowiedziała.
– Mój dentysta zawsze był drogi, a jego cennik jest tajny, jak receptura Coca Coli, ale tym razem trochę przegiął – wyjaśniła.
W przypadku dzieci jest trochę taniej. Aleksandra za wypełnienie jednego zęba u dwojga dzieci zapłaciła 400 zł. – W sumie za całe zaplanowane leczenie zapłacę ponad 1000 zł – wyliczyła.
Sprawdziłem także cenniki opublikowane na stronach niektórych gabinetów stomatologicznych. W przypadku jednego z zakładów w Warszawie na Mokotowie za wypełnienie ubytku cena wynosi nawet 500 zł. W kolejnej przychodni w stolicy koszt za tę samą usługę sięga nawet do 400 zł.
W stolicy za założenie plomby możemy znaleźć miejsca, gdzie zapłacimy taniej, bo do 300-380 zł. Wciąż jednak musimy wziąć pod uwagę koszt znieczulenia, które wynosi od 50 do 70 zł.
W przypadku miast wojewódzkich wiele przychodni podaje jedynie minimalną cenę za wypełnienie. Wynosi ona 300-400 zł. Nie wiadomo jednak, ile maksymalnie możemy zapłacić.
Za podstawowe usługi dentystyczne taniej zapłacimy w powiatach. Przykładowo - w Płocku, Radomiu, Siedlcach, Lesznie i Trzebnicy można znaleźć przychodnie, gdzie zapłacimy od 250 do 350 złotych.
Kolejki do dentysty nawet prywatnie. "Umówiłem się na wyrwanie ósemki, dostałem termin za miesiąc"
Terminy do dentysty na NFZ i prywatnie – w obu przypadkach wszystko zależy od szczęścia. Oczywiście, jeśli sprawa jest pilna, prywatnie dostaniesz termin "na za chwilę" – pod warunkiem, że masz przy sobie ogromne pieniądze.
Kto nigdy nie musiał w trybie natychmiastowym wyrwać "zęba mądrości", niech pierwszy rzuci kamieniem. – Na początku września 2021 musiałam z godziny na godzinę wyskoczyć z 1,5 tys. zł, bo miałam atak ósemki. Nie mogłam mówić, jeść – opowiada Anita.
– Bardzo bolało mnie ucho. Byłam w sytuacji podbramkowej. Musiałam jak najszybciej pójść na wyrwanie zęba. To wszystko razem z lekami przeciwbólowymi kosztowało aż 1500 zł. A teraz wyobraźmy sobie do k***y nędzy, że ja nie mam tej kasy. I co teraz? – zapytała.
Oczywiście, do dentysty można zapisać się na NFZ, jeśli nie masz problemu z gorszej jakości plombą lub zrezygnowaniem z leczenia, które nie zostało objęte refundacją. Tak jest w przypadku leczenia kanałowego części zębów.
Jeśli mieszkasz w wielkim mieście, jesteś zmotoryzowany i nie zmagasz się z wykluczeniem technologicznym, to na wizytę długo czekać nie będziesz, nawet jeśli zdecydujesz się skorzystać z usług na NFZ.
Większość z nas preferuje uczęszczanie do jednej kliniki, gdzie przyjmuje nas lekarz, którego poznaliśmy. Co więcej, nie wszyscy są na tyle zmotoryzowani, żeby organizować podróże do stomatologa.
Nie wszyscy też mają w gminie szeroki dostęp do kilku czy kilkunastu gabinetów stomatologicznych.
Nie potrzeba specjalnych badań czy researchu, żeby stwierdzić, że na konsultacje w gabinecie czekamy od jednego nawet do dwóch miesięcy. Jak wynika z informacji opublikowanych na stronach NFZ, jedna z warszawskich przychodni pierwszy wolny termin ma na... 29 marca 2023 roku.
Nie brakuje gabinetów, do których dostaniemy się dopiero w listopadzie i w grudniu. Przeglądam kliniki i widzę terminy na 20 grudnia, 27 grudnia, 23 listopada, 14 października, 10 października, 30 września.
Niestety, pacjenci są spychani do korzystania z usług prywatnych. W tym sektorze także zaczynają tworzyć się kolejki. – Zadzwoniłem, żeby umówić się na wyrywanie ósemki. Po moich traumatycznych doświadczeniach nawet nie brałem pod uwagę umawiania się na NFZ. Termin na zabieg prywatnie... za miesiąc – powiedział Maciej.
Ceny u dentysty. Co wpływa na ich wysokość?
W rozmowie z naTemat głos zabrał stomatolog z Warszawy z 25-letnim doświadczeniem. Przed udzieleniem komentarza, poprosił o zachowanie anonimowości. – Każdy chciałby załatwiać sprawy jak najtaniej. Pacjenci często nie wiedzą, że doświadczenie lekarza też go kosztowało: lata nauki, drogie szkolenia w kraju czy za granicą – wyjaśnił.
– Nie każdy stomatolog jest właścicielem gabinetu. Dostaje często 35-40 proc. ceny, która widnieje na paragonie. Utrzymanie gabinetu to są potężne koszty, czyli sprzęt, materiały, personel – zaznaczył.
I dodał: – Moi koledzy z profesji w Niemczech czy za granicą zarabiają 10 razy więcej ode mnie – dodał.
Przed otrzymaniem paragonu grozy z gabinetu stomatologicznego może uchronić nas profilaktyka. – Ile razy jest tak, że pacjenci nie odwiedzali gabinetu przez 5-10 lat, a potem zdziwienie, że jest do leczenia pół uzębienia. Nie "jedna dziurka" i plomba, tylko skomplikowane leczenie kanałowe – zauważył.
– To tak, jakby pójść do gabinetu medycyny estetycznej i chcieć za jednym zamachem zrobić sobie usta, policzki i wypełnić bruzdy. Pamiętajmy o tym, że zęby są naszymi naturalnymi perłami i kwestią estetyczną – twierdzi dentysta.
Kto ponosi winę za system opieki stomatologicznej?
Warto zwrócić uwagę, że sam dentysta, choć to w nim najłatwiej ulokować gniew, nie ma wpływu na to, jak wygląda system opieki dentystycznej. Często także skarżymy się na Narodowy Fundusz Zdrowia, choć ta instytucja jest tylko płatnikiem.
– Czy opłaca się władzom publicznym zaniedbywać stomatologię i wyprodukować sobie po latach bardziej bezzębne społeczeństwo? – zapytał.
– Trzeba więc odważnie wtedy powiedzieć narodowi: sorry, nie stać nas na to i musicie radzić sobie sami. A teraz niby mówi się, że wszystko się wam należy, a jednocześnie pieniędzy na to się nie daje – dodał.