– Kawalerka była bardzo mała. Mówili, że starają się spać w dzień, a w nocy kręcą się po mieszkaniu. Starsza pani pokazała mi, jak te robaki wędrują po klatce schodowej, po elewacji – opowiada mi 31-letni Jan, który od ponad roku zajmuje się dezynsekcją. Mój rozmówca wszedł do około tysiąca mieszkań w Warszawie. Teraz w rozmowie z naTemat mówi, w jakich warunkach wciąż musi radzić sobie wiele Polek i Polaków.
– Rodzice śpią klasycznie w salonie na kanapie. A w pokoju dwoje dzieci. Jedno łóżko, jedno biurko – mówi pracownik firmy od dezynsekcji
W Polsce wciąż można znaleźć nieogrzewane mieszkania lub lokale bez toalet. – Jak w "Świecie według Kiepskich" – porównuje
Janek zauważa, że w samej stolicy są osiedla, w których problem pluskiew i prusaków jest na porządku dziennym. – To najczęściej "wielkie płyty" i stare kamienice – zdradza
"Najczęściej 'wielkie płyty' i stare kamienice". Jan wszedł do 986 mieszkań w Warszawie
Dezynsekcja – zawód, można by powiedzieć, zwyczajny, ale pozwala zobaczyć, jak naprawdę żyje wielu Polaków. Janek dzięki swojej pracy gromadzi wiedzę, którą chciałoby, a właściwie powinno, poszczycić się wielu polityków.
Jest blisko ludzi i na własne oczy widzi ich prawdziwe problemy – a są nimi fatalne warunki mieszkaniowe, drożyzna oraz konieczność wiązania końca z końcem poprzez pracę ponad miarę, często na dwa etaty.
– Z niektórymi klientami jestem już na ty. Nawet żartują, że zaproszą mnie na święta. Bardzo często słyszę o pracy na dwa etaty, dramatycznych sytuacjach rodzinnych, problemach finansowych, drożyźnie – przyznaje.
W dezynsekcji pracuje ponad rok. Zapotrzebowanie na zwalczanie pluskiew i prusaków w Warszawie małe nie jest – Uśredniając, obsługuję od 6 do 8 zleceń dziennie. Byłem w setkach mieszkań – przyznaje.
Gdzie są prusaki w Warszawie? – Jest kilka osiedli w stolicy, z których spokojnie pracownicy dezynsekcji mogą się utrzymać – przyznaje mój rozmówca i zaczyna wymieniać te, gdzie interweniował najczęściej: – Na Bródnie w okolicach Suwalskiej, Rembielińskiej. Mieszkania przy Wrzecionie, też Broniewskiego.
– Osiedle za Żelazną Bramą, ale też Śródmieście, Grzybowska, Królewska. Okolice ronda ONZ, kilka bloków przy Jana Pawła – kontynuuje. Jak dodaje, jest od groma bloków, które są "okrutnie zaprusaczone i zapluskwione".
– Kiedyś klientka poprosiła mnie, żebym powiedział jej, jakich miejsc unikać przy wynajmie mieszkania. Zapisała całą kartkę A4 – wspomina.
Skąd się biorą pluskwy i prusaki? Spotkać je można wszędzie. – Można je przynieść z każdego hotelu, miejsca noclegowego, a nawet w siatce z zakupami spożywczymi – wyjaśnia mi Jan. Co gorsza, jeśli jeden lokal w pionie jest zarobaczony, problem prędko przenosi się na cały blok.
– Jak ktoś nie dba o mieszkanie, to mija miesiąc, dwa, pół roku, a prusaki i pluskwy mnożą się do ogromnych ilości. Zaczynają chodzić po wszystkim, łazić po ścianach i przechodzić pomiędzy mieszkaniami. Cały blok może mieć problem przez jednego delikwenta – tłumaczy.
W jednym z mieszkań, w którym zlecenie realizował Jan, robaki weszły nawet do telewizora – Jak się dowiedziałem od właścicieli, poprzedni telewizor wyrzucili z tego samego powodu – przytacza.
– Jak wychodzę z mieszkania, to już bez kombinezonu. Raz, stojąc na klatce schodowej w stroju cywilnym, zaczepiła mnie sąsiadka z pytaniem "o, tu też dezynsekcja?". Mieszkańcy dobrze znają temat – opowiada.
W większości przypadków problem pluskiew da się załatwić dwoma wizytami. – Pojawiło się ugryzienie albo znaleziono jednego robaka. Ale zdarzają się sytuacje dramatyczne, zwłaszcza u starszych ludzi – zauważa.
Prusaki i pluskwy na początku są niewidoczne i to właśnie dlatego są największą zmorą seniorów. – Nie wiem, czy oni tego nie zauważają, ale od córki klientów w podeszłym wieku dowiedziałem się, że pluskwy mnożą się od 2 lat. Wszedłem do domu, a one łaziły wszędzie. Wszystkie meble nadawały się do wyrzucenia – mówi.
Jankowi w pamięć zapadły szczególnie przypadki samotnych emerytów. – Zdarzały się mieszkania z jednym schorowanym seniorem, którym rodzina zainteresuje się raz na rok i opłaci dezynsekcje. A wszystko zapluskwione – wyjaśnia.
Robaki możemy odkryć także w mieszkaniach komunalnych, czyli lokalach, które należą do gminy. – Tej wiosny miałem bardzo smutną sytuację. W Śródmieściu w mieszkaniu komunalnym byłem u starszej pani, która miała problem z nogami. Chodziła o kulach, a głównie poruszała się na wózku. Jej mąż był niewidomy – wspomina.
Mieszkanie było dramatycznie zapluskwione, a sam problem był nawracający. – Kawalerka była bardzo mała. Mówili, że starają się spać w dzień, a w nocy kręcą się po mieszkaniu. Ona pokazała mi, jak te robaki wędrują po klatce schodowej, po elewacji – dodaje.
Dezynsekcja w takich przypadkach jest bardzo kosztowna i nie zawsze przynosi efekty. – W takich sytuacjach to już tylko wymiana drzwi, zaklejenie okien folią i uszczelnienie wentylacji – przyznaje.
Niestety, pary w podeszłym wieku i tak nie było stać na kolejną wizytę. – Ta starsza pani powiedziała, że musi odwołać spotkanie, bo nie udało się jej pożyczyć pieniędzy – przytacza.
Gdzie najczęściej można spotkać prusaki lub pluskwy? – To najczęściej "wielkie płyty" i stare kamienice. Miejsca, gdzie ostały się zsypy, albo komory zsypowe – zdradza.
– Zresztą widzimy taki przestrzał na ulicy Chmielnej, Smolnej, w całym centrum miasta. Mamy biurowce, drapacze chmur i zapyziałe kamienice tuż obok. A w takich kamienicach mamy jedno bardzo dobrze wykończone mieszkanie, a piętro niżej lokum nienadające się do niczego – opowiada.
W nowym budownictwie zaś robaki biorą się głównie z lokali gastronomicznych, które działają na parterze.
"Taki chów Polaka klatkowego". Wielu Polaków wciąż żyje w fatalnych warunkach
Na jakim metrażu żyje wiele polskich rodzin? – Miałem klientkę, która na trochę ponad 40 metrach mieszkała z mężem, dwoma synami, córką i dziadkiem. Do tego zwierzęta i oczywiście prusaki. Tam nie dało się przejść. Nie mogłem się ruszyć – wspomina.
Większość mieszkań to powierzchnia od 30 do 50 metrów kwadratowych. – Bardzo często są mieszkania po 38 metrów kwadratowych – precyzuje. Kto w nich mieszka? Głównie rodziny 2+2, żyjące w ciasnych dwupokojowych lokalach.
– To większość moich przypadków – podkreśla i dodaje: – Grzyb na ścianach, odpadająca farba to sytuacje codzienne. – Mieszkania są przeważnie zagracone, bo nie ma gdzie trzymać rzeczy. Przecież gdzieś to trzeba upchnąć – stwierdza.
Jak pisaliśmy w INN:Poland, z danych Eurostatu za 2020 rok wynika, że nawet 59,6 proc. osób w wieku 18-34 lata mieszka ze swoimi rodzicami. Podobne przypadki często zauważa i Janek.
– W takich ciasnych mieszkaniach często z rodzicami przestrzeń dzielą już dorosłe dzieci. Taki chów Polaka klatkowego. Przy rozmowach słyszę od klientek, że mam tyle lat, co żyjący z nią syn – wspomina 31-latek.
Janek miał także okazje na własne oczy zobaczyć, jak wygląda patodeweloperka. Jedno ze zleceń dotyczyło bowiem kawalerki o powierzchni 11 metrów kwadratowych. – To wyglądało jak pomieszczenie po jakiejś komorze zsypowej. Jeden pas z łóżkiem, kuchenką na prąd i sedesem – opowiada.
Toalety na klatce schodowej. "Jak w 'Świecie według Kiepskich'"
31-latek prowadził także dezynsekcje w mieszkaniach starszej daty na Pradze Północ. – Tam toalety były na klatce schodowej, jak w "Świecie według Kiepskich". Kilka takich mieszkań mi się trafiło – mówi.
O problemie Pragi Północ jeszcze w październiku 2021 roku alarmowała "Gazeta Wyborcza". "W kuchniach montują prysznice, by nie myć się w miskach" – napisał wówczas Wojciech Karpieszuk. Jak wówczas wyliczono, podobnych mieszkań w tej dzielnicy może być ponad tysiąc.
– To wygląda tragicznie. Jeden korytarz, na środku toaleta i dwa czy trzy mieszkania. Odstraszał mnie już wygląd samego korytarza – wskazuje Janek.
Ostatnie dostępne dane Głównego Urzędu Statystycznego za 2020 rok wskazują, że aż 900 tys. polskich mieszkań nie miało dostępu do toalety. 1,2 mln mieszkań nie miało zaś dostępu do łazienki. 450,6 tysięcy mieszkań nie było podłączonych do wodociągu.
W 2021 roku zaś GUS podał, że nawet 0,5 miliona gospodarstw w kraju nie ma dostępu do bieżącej wody, a 2,2 miliony domów nie ma centralnego ogrzewania. Jan o istnieniu takich mieszkań przekonał się tej zimy.
– Zdarzały się lokale, gdzie ludzie dogrzewali mieszkanie piecykiem elektrycznym. Nie tylko na Pradze Północ, ale też między innymi na Ursusie się zdarzało. Były też inne przypadki, ale pojedyncze – wspomina.