nt_logo

Tak złe, że... aż świetne. 8 naprawdę koszmarnych filmów, które dziś są obiektami kultu

Ola Gersz

03 września 2022, 15:29 · 6 minut czytania
Zmieszane z błotem przez krytyków i wyśmiane przez widzów. Porażki w box office i wdzięczne obiekty memów. Produkcje, od których odcinają się i reżyserzy, i aktorzy. Złe filmy dzielą się na dwie grupy: filmowych koszmarów do zapomnienia oraz produkcji tak nieudolnie zrealizowanych i absurdalnych, że po latach nieoczekiwanie stają się kultowe. W historii kina tytułów, które są "tak złe, że aż dobre", nie brakuje, ale my wybraliśmy 8 wisienek na torcie krindżu.


Tak złe, że... aż świetne. 8 naprawdę koszmarnych filmów, które dziś są obiektami kultu

Ola Gersz
03 września 2022, 15:29 • 1 minuta czytania
Zmieszane z błotem przez krytyków i wyśmiane przez widzów. Porażki w box office i wdzięczne obiekty memów. Produkcje, od których odcinają się i reżyserzy, i aktorzy. Złe filmy dzielą się na dwie grupy: filmowych koszmarów do zapomnienia oraz produkcji tak nieudolnie zrealizowanych i absurdalnych, że po latach nieoczekiwanie stają się kultowe. W historii kina tytułów, które są "tak złe, że aż dobre", nie brakuje, ale my wybraliśmy 8 wisienek na torcie krindżu.
Złych filmów, które stały się kultowe, wcale nie jest w historii kina mało Fot. Kadry z filmów (od lewej): "Anakonda", "The Room" i "Diuna" (1984)

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google

1. The Room (2003)

Jeden z najsłynniejszych współcześnie złych filmów, na którego pokazach specjalnych widzowie wykrzykują najbardziej znane kwestie ("I Did Not Hit Her. I Did Not. Oh Hi Mark") razem z bohaterami. W "The Room" tragiczne jest wszystko: scenariusz, aktorstwo, reżyseria, scenografia, a budżet sprawia wrażenie zerowego, ale mimo to seans filmu Tommy'ego Wiseau przynosi jakąś masochistyczną przyjemność. Serio, to nie komedia, ale śmiejesz się do rozpuku, a to najważniejsza cecha każdego złego, ale kultowego filmu.


Zresztą dzięki temu koszmarkowi reżyser stał się tak sławny (chociaż raczej nie tak, jak planował), że nawet doczekał się filmu o sobie i realizacji "The Room". Mowa o wyreżyserowanym przez Jamesa Franco "Disaster Artist" z 2017 roku, który był nominowany do Oscara za najlepszy scenariusz adaptowany oraz do Złotego Globu w kategorii najlepsza komedia lub musical (Franco, który wcielił się w Wiseau, zgarnął nagrodę za rolę pierwszoplanową).

I jeszcze polski smaczek: reżyser, który uparcie milczy na temat swojego pochodzenia, a nawet procesował się z tego powodu w sądzie, najprawdopodobniej naprawdę nazywa się Tomasz Wieczorkiewicz i urodził się w Poznaniu. Polska duma!

2. Labirynt (1986)

Niektóre filmy stają się po czasie kultowe z powodu swojej dziwaczności i kiczu. Jednym z nich jest właśnie "Labirynt" z 1986 roku w reżyserii Jima Hensona, amerykańsko-brytyjska produkcja fantasy z Davidem Bowiem. Tak, z ikoną popkultury Davidem Bowiem w dziwacznej peruce oraz nieudolnie zblendowanych cieniach na powiekach w roli podstępnego króla Goblinów, który co jakiś czas lubi sobie pośpiewać. To wygląda właśnie tak źle, jak brzmi.

Bowie jest jednak w "Labiryncie" majestatyczny i doskonały, podobnie zresztą jak kreatywnie zaprojektowane lalki, które są tak cudaczne, że aż urocze. Mimo że fabuła jest jednym wielkim chaosem, a montażysta płakał, jak montował, to "Labirynt" ratuje właśnie wspomniana już dziwaczność. Dzięki baśniowo-przerażającej atmosferze i musicalowej otoczce film stał się obiektem kultu, który chętnie ogląda się w kolejne z rzędu Halloween.

3. Troll 2 (1990)

W amerykańsko-włoskim komediowym horrorze "Troll 2" tak naprawdę nie ma żadnych trolli, a już to mówi samo za siebie. Film w reżyserii Claudio Fragasso opowiada o wegetariańskich goblinach z miasteczka Nilbog (tak, ta nazwa to słowo goblin od tyłu), które zamieniają ludzi w rośliny, aby móc ich zjeść bez wyrzutów sumienia. Jeśli wytrzymasz na tym dziele przynajmniej kilka minut bez szyderczego śmiechu, zasługujesz na owacje na stojąco.

"Troll 2" naprawdę jest bardzo, bardzo zły. Niektórzy twierdzą wręcz, że to jeden z najgorszych filmów w historii światowej kinematografii. Jest koszmarnie brzydki, obrzydliwy i bezsensowny, a fabuła nie ma ani grama sensu. Oczywiście jak to bywa w przypadku chałowych filmów (co udowadnia ta lista), "Troll 2" stał się kultowy, a ludzie oglądają go do dzisiaj – tylko po to, aby histerycznie się pośmiać.

Zresztą o kultowym statusie "Trolla 2" świadczy już fakt, że o tym koszmarku powstał film dokumentalny. Cudowny dokument z 2004 roku o humorystycznym tytule "Best Worst Movie" (ang. "Najlepszy najgorszy film") wyreżyserował Michael Stephenson, czyli dziecięca gwiazda "Trolla 2". Aż brakuje skali, aby wyrazić, o ile jest on lepszy od filmu-matki.

4. Plan 9 z kosmosu (1957)

Oryginalny zły i kultowy film, który w tym roku obchodził już, bagatela, 65. urodziny. Niektórzy twierdzą, że to właśnie od horroru science fiction w reżyserii Eda Wooda (nazywanego "najgorszym reżyserem świata") rozpoczął się kult koszmarnych filmowych produkcji. "Plan 9 z kosmosu" ("Plan 9 From Outer Space"), który doczekał się miana "najgorszego filmu w historii", jest bowiem rzeczywiście tak zły, że aż... dobry.

O czym jest kultowy horror? O kosmitach, którzy wskrzeszają zmarłych, aby powstrzymać ludzi przed stworzeniem potężnej broni mogącej zniszczyć wszechświat. Niezależna produkcja Wooda za śmieszne 60 tysięcy dolarów (co widać) słynie z drewnianego aktorstwa i komicznych efektów specjalnych, które są naprawdę iście odlotowe. Filmu nie sposób więc brać na poważnie, pomimo szczerego i ważnego antynuklearnego przesłania.

5. Ptakodemia (2010)

"Ptakodemia" Jamesa Ngyuena (której oryginalny, iście epicki tytuł brzmi: "Birdemic: Shock and Terror") opowiada o ataku ptaków chorych na ptasią grypę, którą wywołało globalne ocieplenie. Temat jest ważny, ale niestety film (zainspirowany... "Ptakami" Alfreda Hitchcocka) jest tak koszmarnie zrealizowany, że ekologiczne kwestie znikają pod warstwą efektów specjalnych rodem z gier komputerowych z lat 90. i aktorstwa na miarę parafialnych jasełek obsadzonych dwa dni przed premierą.

Nic zresztą dziwnego, skoro "Ptakodemia" (która powinna nosić nazwę "PtaKOMEDIA") została zrealizowana za niecałe 10 tysięcy dolarów. I to naprawdę widać. Produkcja jest tak tragiczna i komiczna, że z miejsca trafiła do panteonu kultowych filmów, na których seansie widzowie śmieją się aż do bólu brzucha. Nie wierzysz? Zobacz przynajmniej zwiastun. I dare you.

6. Anakonda (1997)

Jennifer Lopez, Owen Wilson, Jon Voight, Ice Cube – obsada "Anakondy" naprawdę robi wrażenie. Niestety nie uratowała artystycznie (sic!) tej produkcji klasy B o olbrzymim wężu, który poluje na ekipę filmu dokumentalnego w dżungli. W 1997 roku dzieło Luisa Llosy z nurtu "animal attack" było jednak kinowym hitem i doczekało się całej serii o wężu-mordercy.

"Anakonda" jest zła pod każdym względem, ale właśnie do tak absurdalnych produkcji mamy przecież słabość (nie zapominajmy o takich dziełach, jak "Rekinstein" czy "Zabójcze ryjówki"). Bo po co robić dobre komedie, skoro można pośmiać się do rozpuku na przygodowym horrorze o maniackim łowcy węży polującym na zieloną anakondę?

Owego łowcę gra Jon Voight, który w "Anakondzie" dał jeden z najbardziej szalonych występów w historii kina. Naprawdę. Wystarczy, że wpiszesz w Google Grafika hasło "Jon Voight Anaconda" i zrozumiesz, o co chodzi. To właśnie kuriozalna kreacja Voighta w dużej mierze przyczyniła się do kultu "Anakondy". Polecamy scenę, w której gad połyka wężowego łowcę w całości, a następnie go zwraca. Nie ma za co.

7. Diuna (1984)

"Diuna" z 1984 roku to dla niektórych kontrowersyjna pozycja w zestawieniu złych filmów. Niektórzy fani bronią bowiem wysokobudżetowego filmu Davida Lyncha na podstawie powieści Franka Herberta. Z kolei inni nie zostawiają na nim suchej nitki i odetchnęli z ulgą, gdy "Diuna" Denisa Villeneuve z 2021 roku okazała się olśniewającą rozmachem i klimatem filmową perłą.

"Diuna" z debiutującym Kylem MacLachlanem w roli Paula Atrydy została jednak zmiażdżona przez krytyków po wejściu do kin, a sam Lynch – którego "Diuna" był zaledwie trzecim pełnometrażowym filmem – odciął się od finalnej wersji, twierdząc, że producenci odmówili mu jakiejkolwiek artystycznej kontroli nad produkcją. Można w to zresztą uwierzyć.

Obiektywnie rzecz biorąc, "Diuna" naprawdę jest złym filmem. Nieżyjący już słynny krytyk filmowy Roger Ebert dał jej jedną gwiazdkę i stwierdził: "Ten film to prawdziwy bałagan, niezrozumiała, brzydka, pozbawiona struktury, bezsensowna wyprawa w mroczniejsze królestwa jednego z najbardziej zagmatwanych scenariuszy wszech czasów”. Auć.

Dzisiaj "Diuna" z 1984 roku jest jednak obiektem kultu, chociaż właściwie nie wiadomo, czy z powodu bycia "tak złym, że aż dobrym", czy kultowego statusu Mistrza Lyncha. Bardzo możliwe, że z tego drugiego.

8. Zmierzch (2008)

Najnowszy film na tej liście, którego nie mogło tutaj zabraknąć. Wystarczy wejść na TikToka, aby obejrzeć niezliczone przeróbki, komentarze do adaptacji bestsellera Stephenie Meyer, wywody, dlaczego "Zmierzch" jest tak zły, że aż dobry oraz filmiki z kinowych pokazów specjalnych z całego świata, na których ludzie reagują entuzjastycznymi owacjami w najsłynniejszych momentach (– "I know what you are". – "Say it... Say it out loud"). Zresztą sam soundtrack również ma już status kultowego.

Dzisiaj gwiazdy romansu mieniącego się w słońcu wampira i nastolatki z dziwną mimiką twarzy, czyli Robert Pattinson i Kristen Stewart, są cenionymi gwiazdami, co do których talentu nie ma już raczej żadnych wątpliwości. W "Zmierzchu" w reżyserii Catherine Hardwicke grają jednak do bólu drętwo (podobnie jak reszta obsady), a sytuacji nie poprawia nieudolny scenariusz czy krindżowe dialogi. Supernaturalna, miłosna produkcja była jednak kinowym hitem i doczekała się dwóch kontynuacji, które są... jeszcze gorsze od oryginału.

"'Zmierzch' w swoim absurdzie, tanich efektach specjalnych i głupich dialogach doczekał się bądź co bądź miana tytułu kultowego. To samo tyczy się m.in. "High School Musical". Tych produkcji nie ogląda się raczej dla zaspokojenia intelektualnych doznań, a dla czystej rozrywki. Dla millenialsów i pierwszych roczników pokolenia Z są one powrotem do lat młodości, kiedy największym problemem nie było wcale zarabianie pieniędzy na opłatę czynszu, tylko to, czy znajdą sobie chłopaka wampira" – pisała w naTemat Zuzanna Tomaszewicz. I nie sposób się z nią nie zgodzić.