Nigdy nie oglądałem żadnej z części przygód Kevina. Postanowiłem więc nagrać moją reakcję i opublikować ją w naTemat. Za moją opinię o tej słabej produkcji odwdzięczono mi się solidnym hejtem. Usłyszałem, że jestem "ostrzyknięty", "napchany botoksem", "zniewieściały". Najlepszy był jednak tekst "cw**mistrzu, skąd ty się urwałeś?".
Reklama.
Reklama.
Nagrałem reakcję na przygody Kevina. Usłyszałem, że jestem "obrzydliwy"
Jak już pisałem, nigdy nie oglądałem "Kevina samego w domu". Szczerze mówiąc, nawet nie za bardzo wiedziałem, o co w tym wszystkim chodziło. Koledzy z redakcji posadzili mnie przed kamerą, nagrali moją reakcję, zmontowali materiał i opublikowali go w naTemat.
Produkcja, delikatnie mówiąc, nie spodobała mi się i to na wielu płaszczyznach. Nie spodziewałem się pozytywnych reakcji, biorąc pod uwagę narodowe zamiłowanie do tego filmu.
Nie doczekałem się jednak krytyki, a hejtu. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Nie będę robił z siebie ofiary, ale muszę przyznać, nie wiedziałem, że moja reakcja na Kevina okaże się formą obrażania uczuć religijnych. Internauci rzucili się na mnie tak, jakbym uderzył w Trójcę Świętą, a nie w kultowy film.
"Największym krindżem są twoje ostrzyknięte usta, przez które nawet nie możesz się śmiać" – brzmi jeden z pierwszych komentarzy. "Napchany botoksem gówniarz" – wtóruje kolejny internauta.
No tak, mam zrobione usta, nawet napisałem o tym felieton. Mężczyźni korzystają z medycyny estetycznej. Nie urąga to mojej męskości. A jak już jesteśmy przy temacie kwasu, to tak tylko powiem, że botoks i kwas hialuronowy to dwie różne rzeczy.
"Ten kolczyk w nosie i ustach to nie patologia? Mamusia też walnięta, że dała zgodę? Mopsik był sprawdzić jak sytuacja u Państwa w domu? Masakra to strasznie smutne" – dodaje inna niezadowolona osoba.
Coraz częściej uświadamiam sobie, że chyba żyję w jakiejś bańce. Serio w 2023 roku kolczyki to dla kogoś patologia? Dalej wchodzimy na jeszcze wyższy poziom. "Co mnie jakiś anal obchodzi" – pyta pani Agnieszka.
"C***mistrzu skąd ty się urwałeś?"
"Wygląda, jakby uciekł z jakiegoś pontonu pomocy dla powodzian i komentuje, typ dużo mówi o patologi, widocznie ma dużo z nią wspólnego" – czytam i scrolluje dalej. "Tego gówniarza nawet na świecie nie było, jak ten film powstał. Ojciec na pewno żałuje, że nie wyjął" – to w sumie ciekawy komentarz. Ja też trochę żałuję, że ojciec nie wyjął.
No dobra, cytuję dalej.
"Co to za frędzel, ten oglądający dzieciak? Żenujące", "Sztuczny jesteś i obrzydliwy", "Kolejny, zamiast strzepać się w kącie, próbuje swoich sil w internetach", "Pierwszy raz widzę tego zniewieściałego rudzielca"
Przysięgam, że cytuję już ostatni komentarz. Powalił mnie na łopatki. Tak jeszcze nigdy mnie nie nazwano. "C***mistrzu skąd ty się urwałeś?".
To zabrzmi jak banał, wiem, ale hejt jest wszechobecny. Walimy w dziennikarzy, polityków, sąsiadów i znajomych. Ale rzucić się tak na człowieka, bo nie podoba mu się film?
"Kevin sam w domu" jest nie tylko nieśmieszny, ale i toksyczny
Popytałem znajomych i wielu z nich tłumaczyło mi, że oglądają ten film dla sentymentu. Filmy, które ja oglądam dla sentymentu, zazwyczaj wyróżniają się jakąś akcją, ciekawą fabułą, interesującym rozwojem wydarzeń.
W przypadku "Kevina samego w domu" 3/4 materiału to zostawiony sam w mieszkaniu chłopiec – porzucony przez rodziców i bliskich. Dopiero 20 minut przed końcem dochodzi do starcia z włamywaczami. Polega ono na tym, że co chwila przewracają się na podłogę.
Kolejnym elementem komediowym jest powtarzany co jakiś czas krzyk tego dziecka. Nie wspomnę już o tym, że wejście na gwóźdź czy wchodzenie na bombki budziło u mnie dreszcz, a nie radość.
Ten film zdążył mnie przerazić. Oglądając go, zrozumiałem, dlaczego chodzimy na terapię i leczymy się z niezdrowych relacji z naszymi rodzicami. Na samym początku Kevin jest obrażany przez swoje rodzeństwo, a na koniec wyżywa się na nim matka. Mówi mu, że jest największym problemem w rodzinie i wygania go do pokoju.
Żeby tego było mało, potem to temu chłopcu tłumaczy się, że powinien żyć w zgodzie ze swoją rodziną – bez względu na wszystko. Taki przekaz atakuje podprogowo i wkłada nam do głowy chore przekonania. Nie, jeśli ktoś cię krzywdzi, nie musisz się z nim godzić, "bo to rodzina".
Ale wracając do tematu, zastanawiam się, skąd bierze się ta potrzeba wylewania szamba na drugiego człowieka? I to jeszcze przy tak błahym, rozrywkowym temacie. Jak coś ci się nie podoba, nie trzeba tego oglądać. Wystarczy po prostu dalej przewijać posty w mediach społecznościowych.