Patryk G. był dalszym kuzynem Iwony Wieczorek. Ich relacja z tego powodu wywołała protesty w rodzinie. Ostatecznie jednak para stworzyła związek. – Patryk był wielką miłością Iwony – opisał w niedawnej rozmowie z naTemat.pl dziennikarz śledczy Mikołaj Podolski. Na skutek nieporozumień, krótko przed zaginięciem, doszło do rozstania.
Postać Patryka G. pojawia się jednak nie tylko w kontekście przeszłości Iwony Wieczorek, ale także w kontekście feralnej nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku.
– Śledczy w pewnym momencie postawili tezę, że Iwona Wieczorek zdenerwowała się, kiedy dostała od koleżanki SMS-a, że jej były chłopak Patryk G. bawi się w innym klubie, w towarzystwie dwóch dziewcząt – tłumaczył dalej Podolski.
Tu jednak wątek Patryka G. się kończy. Wieczorek opuściła Dream Club, udała się deptakiem do Jelitkowa i to właśnie wtedy rozpłynęła się w powietrzu. Ustalono, że szedł za nią "mężczyzna z ręcznikiem", jednak nie jest on już brany pod uwagę jako potencjalny zabójca czy porywacz, a świadek, który jako ostatni mógł widzieć kobietę.
W rozmowie z Interią zaś były dyrektor biura kryminalnego KGP Marek Dyjasz mówił o przesłuchaniu Patryka G. – Było widać, że coś ukrywa – przyznał. Ekspert zaznaczył jednak, że jest zbyt wcześnie, by dywagować, czy to właśnie on, czy ktoś inny skrzywdził Iwonę Wieczorek.
Podczas przesłuchania Patryk G. nie chciał ujawnić, co robił w nocy zaginięcia Wieczorek, a także przedstawiał różne, wykluczające się wersje wydarzeń. To samo robili jego koledzy.
W rozmowie z Darią Różańską dla naTemat w 2020 roku o wątku Patryka G. wspominał także dziennikarz śledczy Janusz Szostak. – Analityk Komendy Głównej Policji Marek Siewert wskazywał na nieścisłości, a nawet kłamstwa w zeznaniach. Patryk zmieniał często te zeznania – powiedział.
– Patryka przez kilka dni nie było w domu. Nie włączył się w poszukiwania Iwony. To wszystko jest zastanawiające. W przypadku Patryka jest bardzo dużo znaków zapytania – dodał.
Zarówno dziennikarze śledczy, jak i byli funkcjonariusze zajmujący się sprawą, za każdym razem podkreślają, że "niczego nie możemy być pewni na 100 proc.". I nie jest to jedynie formułka wypowiadana do mediów.
W rozmowie z naTemat kryminalistyk dr Joanna Stojer-Polańska wyjaśniła, jak wygląda praca śledczych przy rozwiązywaniu podobnych spraw.
– Trzeba dotrzeć do osób, które mają wiedzę o zdarzeniu, typować, kto i co ukrywa, ustalić motyw. Czasami pojawia się tajemnica dotycząca życia zaginionych. Wtedy trzeba ją odkryć, ustalić, czy ktoś jeszcze mógł o niej wiedzieć – powiedziała. – Wtedy pracuje się na wykluczaniu różnych wersji, na przykład wykluczeniu samobójstwa. Sprawdza się różne wersje i wyklucza to, co się nie mogło wydarzyć (np. ucieczka za granicę), bada się ślady kłamstwa, aż pozostanie nam ta jedna opcja, czyli na przykład, że doszło do zabójstwa – dodała.
Dlaczego więc, pomimo stosowania zasad sztuki śledczej sprawa Iwony Wieczorek nie została rozwiązania. Tu też odpowiedź jest bardzo prosta. Wszystko przez zmowę milczenia. – Trzeba odkryć, skąd to milczenie, a to trudne. Jeśli ktoś jest szantażowany czy zastraszany, to nie powie tego wprost. Tu mamy dużą trudność, a pracę śledczą trzeba oprzeć na doświadczeniu zawodowym i doświadczeniu w pracy z ludźmi – wytłumaczyła Stojer-Polańska.
W rozmowie z naTemat o zmowie milczenia powiedziała także żona nieżyjącego już Janusza Szostaka, Aldona Szostak. Oboje latami badali zaginięcie 19-latki. – Janusz brał pod uwagę, że ktoś mógł krąg znajomych Iwony zastraszyć. Stąd może ta zmowa milczenia trwa aż 12 lat. Najwyższy czas, żeby ktoś ją przerwał – powiedziała.