Michelle Yeoh nie kryła łez szczęścia. – Dla wszystkich małych chłopców i dziewczynek, którzy wyglądają jak ja i oglądają to dziś wieczorem, ten Oscar jest światełkiem nadziei i możliwości. To dowód na to, że warto mieć wielkie marzenia i że marzenia się spełniają. Drogie panie, nie pozwólcie sobie wmówić, że wasz wiek świetności już minął – mówiła 60-letnia aktorka, a jej słowa nagrodzono burzą oklasków. – Dedykuję to mojej mamie, wszystkim mamom na świecie, ponieważ to one są superbohaterkami i bez nich nikogo z nas nie byłoby tutaj dziś wieczorem – dodała Yeoh nagrodzona Oscarem dla najlepszego aktorki pierwszoplanowej za "Wszystko wszędzie naraz", które zdobyło aż siedem statuetek, w tym za najlepszy film. Warto podkreślić, że Michelle Yeoh jest pierwszą Azjatką z Oscarem za główną rolę.
Przypomnijmy, że kategorii najlepsza aktorka pierwszoplanowa rywalizowały ze sobą: Michelle Yeoh, Cate Blanchett ("Tár"), Ana de Armas ("Blondynka"), Andrea Riseborough ("To Leslie") i Michelle Williams ("Fabelmanowie"). Walka była zacięta do końca i tak naprawdę rozegrała się między dwiema artystkami: Blanchett i Yeoh.
"Dział Kultura naTemat wydaje się rozdarty, ale aż troje z nas jest przekonanych, że statuetka powędruje do Michelle Yeoh. Byłby to jej pierwszy Oscar, a nie ma wątpliwości, że we "Wszystko wszędzie naraz" była fantastyczna (i do tego grała wiele wersji siebie). Gdyby wygrałaby jednak fenomenalna Blanchett (czego chce dwoje z nas), trzymałaby w ręku złotą statuetkę już po raz trzeci (poprzednie ma za "Aviatora" z 2004 r. i "Blue Jasmine" z 2013 r.). To będzie jedna z najbardziej nieprzewidywalnych kategorii oscarowej nocy" – pisaliśmy w naszych prognozach. Nie pomyliśmy się.
Choć Michelle Yeoh grała w filmach Japonkę ("Wyznania Gejszy") i Chinkę ("Jutro nie umiera nigdy"), to tak naprawdę pochodzi z Malezji. Urodziła się 6 sierpnia 1962 roku w Ipoh jako Yeoh Choo Kheng (ma jednak chińskie korzenie). Zaczęła karierę dokładnie 40 lat temu – w 1983 roku jako 20-latka została Miss Malezji.
Jak pisał Bartosz Godziński w naTemat, Yeoh miała być baletnicą, ale uraz kręgosłupa pokrzyżował jej plany. Zdobyte wykształcenie i treningi pozwoliły jej jednak grać w filmach akcji – aktorka bardzo rzadko korzysta z pomocy dublerów, więc na ekranie zwykle widzimy jej popisy kaskaderskie, co zresztą zaprezentowała również we "Wszystko wszędzie naraz".
Zdobyła sławę nie za sprawą licznych filmów kung-fu, w których występowała jeszcze jako Michelle Khan (w "Yes, Madam!" z 1985 roku dostała pierwszą główną rolę, grała też np. z Jackie Chanem w trzeciej i czwartej części "Policyjnej opowieści", pojawiła się nawet w epizodzie "Karate Kid"). Stało się to dzięki filmowi o Jamesie Bondzie, "Jutro nie umiera nigdy" z 1997 roku. Wtedy też przyjęła swój pseudonim artystyczny Michelle Yeoh.
Gdzie grała Michelle Yeoh? Jej najbardziej znany film to "Przyczajony tygrys, ukryty smok" Anga Lee z 2000 roku, ale występowała też w filmie s-f "Babilon A. D." i serialu "Star Trek: Discovery", a także komediach romantycznych ("Bajecznie bogaci Azjaci" i "Last Christmas") czy dramatach jak "Wyznania gejszy" i "Lady". Ma też koncie występ w filmie Marvela "Shang Chi i legenda dziesięciu pierścieni". Oscar jest ukoronowaniem jej liczącej kilka dekad imponującej kariery.
Niestety polski film "IO" nie otrzymał Oscara, co zresztą przewidywał Jerzy Skolimowski. Na szampańskim dywanie pojawił się reżyser wraz ze współscenarzystką i swoją partnerką Ewą Piaskowską, a także aktorzy: Sandra Drzymalska, Mateusz Kościukiewicz i Lorenzo Zurzolo.
W kategorii najlepszy film międzynarodowy nominowanych było pięć filmów: "IO", "Na Zachodzie bez zmian" z Niemiec, "Argentyna, 1985" z Argentyny, "Blisko" z Belgii i "Cicha dziewczyna" z Irlandii. Oscar powędrował do niemieckiego filmu antywojennego "Na Zachodzie bez zmian".
"Film poraża okrucieństwem, a jednocześnie... pięknem. Bestalskim pięknem. Film jest realizacyjnym majstersztykiem, a doskonałe zdjęcia podbijają rzeź, którą widzimy na ekranie. Scenografia okopów i pól walki została perfekcyjnie odwzorowana, a przejmująca, surowa muzyka Volkera Bertelmanna (która brzmi jak połączenie doskonałych soundtracków Hanza Zimmera do "Dunkierki" i Thomasa Newmana do "1917") tworzy klimat grozy i zniszczenia" – pisaliśmy w recenzji "Na Zachodzie bez zmian" naTemat.