Zachwyt - także niechętny - komentatorów po konwencji PiS, na której partia Jarosława Kaczyńskiego obiecała inflacyjne podniesienie 500 plus do 800 plus, nie koresponduje ze zmianą poparcia w sondażach. Czy to znaczy, że Prawo i Sprawiedliwość straciło słuch społeczny? Czym w 2023 roku można skusić Polaków? O tym w naTemat mówi dr Anna Siewierska-Chmaj, politolożka z Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Partia nazwała ją "Programowym ulem", sugerując, że politycy tej formacji są pracowici jak pszczoły
- My tworzymy program dla wszystkich – oznajmiła była premier Beata Szydło
Gdyby wierzyć znawcom z politycznego Twittera, którzy w poprzednią niedzielę na gorąco dzielili się swoimi wrażeniami z konwencji programowej PiS, jest już po ptakach, a mówiąc precyzyjnie, po wyborach. Komentatorzy uznali, że oferując podwyższenie świadczenia 500 plus do 800 plus na dziecko – w warunkach niemal 15 proc. inflacji – PiS pozamiatał i może być pewien, że po raz trzeci z kolei sformuje rząd.
Jednak społeczeństwo, przynajmniej na razie, widzi to inaczej. Sondaże przeprowadzone już po konwencji PiS nie wykazały znaczącego wzrostu poparcia Zjednoczonej Prawicy, a nawet odnotowały jego spadek. 800 plus nie przełożyło się na nową falę zwolenników obozu, który rządził przez ostatnie 8 lat. Dlaczego?
Sondaże. Dlaczego PiS nie odbił się po obietnicy 800 plus?
Prof. Anna Siewierska-Chmaj z Instytutu Nauk o Polityce Uniwersytetu Rzeszowskiego tłumaczy, że "efekt plusa" zadziałał – ale w 2015 roku. Teraz propozycja inflacyjnego dosypania pieniędzy nie robi już takiego wrażenia.
- Ci, którzy mieli być pozyskani transferami finansowymi, już dawno zostali pozyskani i od lat są twardym elektoratem PiS. Trwają przy Prawie i Sprawiedliwości mimo licznych afer, w tym korupcyjnych, w obozie władzy i na jego obrzeżach – wskazuje rozmówczyni naTemat.
Z kolei elektorat opozycji jest na takie obietnice odporny. Można go podzielić na dwie grupy. - Pierwszą stanowią zwolennicy państwa opiekuńczego, którzy nawet zgadzając się z PiS w kwestiach socjalnych, nie oddadzą na niego głosu z przyczyn światopoglądowych. Druga grupa to ci, którzy czują się wykluczeni przez politykę PiS, nie widząc w niej żadnej oferty dla siebie. Chodzi na przykład o młodych ludzi, zwłaszcza kobiety, którzy ciężko pracują, z trudem zarabiają na wynajem mieszkania, ale nie mają dzieci, więc nie ma dla nich żadnej pomocy – mówi prof. Siewierska-Chmaj.
Konwencja w cieniu afery z rosyjskim pociskiem
Jak mówi ekspertka, propozycja 800 plus zamiast 500 plus nie okazała się na razie szczególnie atrakcyjna także dla niezdecydowanych wyborców. Wykładowczyni z Uniwersytetu Rzeszowskiego zwraca uwagę na to, że konwencja PiS odbyła się w niedogodnym dla partii czasie, gdy trwają wstrząsy wtórne związane z aferą pociskową.
Przypomnijmy: pod koniec kwietnia klient pensjonatu dla koni w okolicy Bydgoszczy natknął się w lesie na kilkumetrowy pocisk. Okazało się, że rakieta jest przystosowana do przenoszenia głowic jądrowych. Przez następne dni roiło się od spekulacji. Rząd nie wydał jasnego stanowiska, więc panował chaos informacyjny. Wśród hipotez była i taka, że pocisk mógł zostać wystrzelony w przypadkowym kierunku przez Wojsko Polskie podczas ćwiczeń.
Prawda okazała się być inna. Pocisk pod Bydgoszczą to rosyjska rakieta, która wleciała w polską strefę powietrzną 16 grudnia 2022 roku (kilka dni wcześniej doszło do innego niepokojącego zdarzenia z udziałem broni: szef komendy stołecznej policji Jarosław Szymczyk przypadkowo wystrzelił z granatnika w budynku KSP, byli ranni, doszło do zniszczeń).
Minister obrony Mariusz Błaszczak twierdzi, że wojskowi nie poinformowali MON o rosyjskiej rakiecie. Z kolei generałowie odpierają, że jego resort został powiadomiony o incydencie bez zbędnej zwłoki. Prezydent Andrzej Duda nie zdymisjonował najwyższych szczeblem wojskowych, co sugeruje, że w konflikcie Błaszczak – generałowie wierzy tym drugim. Z kolei Jarosław Kaczyński przekonuje, że jeśli ktoś domaga się dymisji ministra Błaszczaka za rosyjską rakietę, to stoi po stronie Kremla.
Prof. Anna Siewierska–Chmaj przypomina jeden z najważniejszych motywów kampanii wyborczej w 2015 roku. – PiS zwyciężył także dzięki umiejętnemu zarządzaniu strachem. To był czas kryzysu migracyjnego, który nie dotarł wtedy do Polski, ale idące po władzę Prawo i Sprawiedliwość przekonywało, że jest już na progu. To wtedy Jarosław Kaczyński straszył Polaków pasożytami i pierwotniakami przenoszonymi przez osoby uciekające przed nędzą i wojną – mówi politolożka.
Na tym jednak się nie skończyło. Prawo i Sprawiedliwość próbuje przekonywać społeczeństwo, że gdyby nie ono, z Polski nie zostałby kamień na kamieniu.
– PiS buduje swój wizerunek jako siły gwarantującej bezpieczeństwo Polski. Posłużyła mu do tego również napaść Rosji na Ukrainę w 2022 roku. Tymczasem rosyjska rakieta pod Bydgoszczą tę całą narrację o silnej armii i szczelnych granicach po prostu przekreśliła. Nie ma ani siły, ani bezpieczeństwa, gdy dopiero pięć miesięcy po incydencie o sprawie dowiadują się nie tylko Polacy, ale i sam rząd Zjednoczonej Prawicy. Dodatkowo każdy, kto choć trochę pomyśli, musi dojść do wniosku, że albo minister Błaszczak kłamie, twierdząc, że nie został przez wojskowych poinformowany o rakiecie, albo mówi prawdę, co z kolei oznacza, że na szczytach władzy trwa konflikt zagrażający bezpieczeństwu Polski. Każda z tych opcji jest zła dla kraju – tłumaczy prof. Siewierska–Chmaj.
Pechowa konwencja PiS
Politolożka przypomina także kolejne wydarzenie z ostatnich dni, które zadało kłam twierdzeniom rządzących o bezpieczeństwie Polski. 13 maja, a więc podczas konwencji programowej PiS, Rządowe Centrum Bezpieczeństwa rozesłało alert do mieszkańców województw pomorskiego, zachodniopomorskiego i kujawsko-pomorskiego.
RCB poprosiło społeczeństwo o pomoc w odnalezieniu "obiektu powietrznego przypominającego balon", który, jak się potem okazało, miał nadlecieć z Białorusi, przypuszczalnie po to, by szpiegować ćwiczenia wojskowe Anakonda 23.
– To wszystko składa się na kompromitację PiS w obszarze bezpieczeństwa narodowego. Te sms-y od RCB trafiły przecież także do wyborców Zjednoczonej Prawicy, którym cały czas wmawiano, że władza może i ogranicza wolność, podsłuchuje Pegasusem, stawia mury, ale za to w Polsce jest bezpiecznie. Tymczasem okazało się, że nie ma ani wolności, ani bezpieczeństwa – wskazuje prof. Anna Siewierska–Chmaj.
Poza tym, mówi politolożka, bardzo niefortunna dla PiS okazała się metafora ula. Politycy mieli jawić się jako pracowite pszczoły, ale internet zalała fala prześmiewczych memów.
– W ulu obok ciężko pracujących robotnic są przecież także leniwe trutnie, których jedyną rolą jest zapładnianie królowej. Co więcej – jesienią trutnie stają się zbędne, więc pszczoły – robotnice je usuwają, dość brutalnie zresztą. Żarty z ula na Wiejskiej robiły się zatem praktycznie same. PR-owcy PiS nie wzięli pod uwagę tego, jak bardzo negatywną opinię o klasie politycznej mają Polacy. To przecież żadna nowość, tylko fenomen trwający od lat – przypomina rozmówczyni naTemat.
Dlaczego PiS obiecało 800 plus?
Skoro obietnica 800 plus nie przełożyła się na skok poparcia PiS, czy to znaczy, że Zjednoczona Prawica spudłowała? Prof. Anna Siewierska–Chmaj ma inną hipotezę.
– PiS ma bardzo dobrych specjalistów od psychologii polityki. Wiedzą, że sufit poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości wynosi ok. 35 proc. Nie, w obietnicy podwyższenia 500 plus nie chodzi o pozyskanie znaczącej liczby nowych wyborców, ani nawet o zmobilizowanie swoich. Oni już są zdyscyplinowani, podoba im się wizja Polski konserwatywno-narodowej. W haśle 800 plus chodzi przede wszystkim o zdemobilizowanie zwolenników opozycji, tak by w dzień wyborów zostali w domach - mówi prof. Siewierska–Chmaj.
800 plus ma zniechęcić do głosowania zwolenników opozycji
Politolożka przywołuje inny sondaż - Instytutu Badań Pollster dla "Super Expressu" - który wykazał, że 66 proc. ankietowanych uważa, że obietnice podwyższenia 500 plus, darmowych leków dla dzieci i seniorów oraz bezpłatnych autostrad dadzą PiS-owi zwycięstwo w wyborach.
– Tu już nie chodzi o poparcie wyborcze, ale o psychologię wyborczą. O ile poparcie PiS czy Koalicji Obywatelskiej kształtuje się na w miarę stałym poziomie, o tyle mniejsze partie mają spore wahnięcia. PiS gra na to, żeby sympatycy opozycji i osoby niezdecydowane uznali, że głosowanie nie ma sensu, bo i tak wygra PiS. Wtedy poparcie rozumiane sondażowo nie będzie miało takiego znaczenia. Liczyć się będzie to, kto w dniu wyborów ruszy się na głosowanie – tłumaczy prof. Anna Siewierska–Chmaj.
Według niej na ostatniej prostej PiS może przypieczętować obecność swoich wyborców np. obietnicą ułatwienia wykupu mieszkań komunalnych. Będzie to jednak trudne zważywszy na to, że w ostatnich dniach rząd przyznał się do fiaska programu Mieszkanie plus. Z drugiej strony PiS dowiózł 500 plus, więc w oczach części wyborców może i tak być bardziej wiarygodny niż opozycja.
– Mieszkalnictwo może być języczkiem u wagi tych wyborów. Pytanie brzmi, kto przedstawi lepszy program ułatwiający zakup własnego mieszkania i komu w tej sprawie uwierzą Polacy: rządowi czy opozycji - mówi prof. Anna Siewierska–Chmaj.
PiS chce odebrać wiarę w zwycięstwo wyborcom opozycji
Jak mówi ekspertka, demobilizacja wyborcza to bardzo niebezpieczny fenomen nie tylko dla opozycji, ale i dla Polski.
– Po szeroko rozumianej stronie niepisowskiej są tacy, którzy narzekają na to, że Koalicja Obywatelska powiedziała "sprawdzam" i złożyła projekt ustawy o przyznaniu 800 plus już od 1 czerwca, czyli Dnia Dziecka. Wzywają, by się nie licytować, nie iść w populizm, formułować bardziej systemowe postulaty. Tymczasem tracą z oczu podstawową kwestię: żeby realizować jakiekolwiek postulaty, trzeba najpierw wygrać wybory. Zwłaszcza te konkretne. Skrupuły są cenne, godne pochwały i etyczne, ale po przekroczeniu pewnej granicy prowadzą do samozagłady - podkreśla prof. Anna Siewierska–Chmaj.
Jej zdaniem część opozycji nie do końca docenia stawkę nadchodzących wyborów. Niektórzy mimo wszystkiego, co PiS zrobił w ciągu ostatnich ośmiu lat, traktują te wybory jako głosowanie, które odbędzie się w normalnym trybie i ze zwyczajowymi konsekwencjami.
Ekspertka przypomina, że Krzysztof Sobolewski, sekretarz generalny PiS mówił ostatnio podczas spotkania na Podkarpaciu, iż trzecia kadencja ma posłużyć PiS-owi do zmiany ustroju Polski. – Stawką wyborów będzie to czy zmiana pójdzie tak daleko, że nie da się tego odwrócić – powiedział polityk.
– To będzie koniec demokracji liberalnej i oni tego nawet nie ukrywają. Tymczasem opozycja się zastanawia, czy jakiś argument jest wystarczająco elegancki. W odpowiedzi na siłę przedstawiają skrupuły, licząc na to, że prawda sama się obroni. Otóż nie! Prawda się sama nie obroni, a takie zachowanie to tylko kolejny czynnik, który demobilizuje wyborców opozycji. Jeśli zdemotywuje wystarczająco wielu, to PiS wygra wybory dzięki ich absencji. A potem Jarosław Kaczyński zrobi to, o czym od dawna marzy: Budapeszt w Warszawie – podsumowuje prof. Anna Siewierska-Chmaj.