Britney Spears wypuściła przed tygodniem nowy kawałek z will.i.am-em, ale są osoby, które sądzą, że jej głos został wygenerowany w komputerze. Nie dlatego, że brzmi sztucznie, ale uważają, że... piosenkarka od dawna nie żyje. Ta teoria spiskowa ciągnie się od dłuższego czasu i pomimo zapewnień samej Britney o tym, że wcale nie jest martwa, wydaje się nie mieć końca.
Reklama.
Reklama.
Z końcem września 2021 roku Britney Spears uwolniła się spod kurateli ojca, który przez 13 lat kontrolował jej życie. Musiała go pytać dosłownie o wszystko. "Chciała iść z chłopakiem na hamburgery, musiała czekać w samochodzie 30 minut na zgodę ojca. Spóźniła się 5 minut? Pod domem czekała policja. Britney miała ograniczone możliwości korzystania z telefonu i mediów społecznościowych. Całym jej majątkiem zarządzał ojciec, który dawał jej 'kieszonkowe'" – pisała w naTemat Daria Siemion.
Teorie spiskowe o śmierci Britney zaczęły się po tym, jak odzyskała swoje życie
Jednak po wyswobodzeniu się spod władzy Jamiego Spearsa fani nadal uważali, że "ktoś musi" ją kontrolować. Wszystko przez zdjęcia i filmiki, które wrzucała na Instagramie i były najwyraźniej inne, niż oczekiwali fani. Dodawała dziwaczne tańce, toporne memy, grafiki z kwiatuszkami i kotkami, selfie z rozmazanym makijażem lub totalnie gołe, niemowlęta z czaszkami zamiast głowy, a raz... udawała martwą (przy okazji Halloween, ale niektórzy chyba nie skumali). Do tego podpisywała je nieskładnie i często zamykała swój profil na kilka dni (w tym wypadku ludzie już kompletnie panikowali), by potem go znów przywrócić.
Jedni myśleli (np. ja), że po prostu zachłysnęła się wolnością i robi to, co chce (czyli się wygłupia lub rozbiera – naprawdę straszne rzeczy), drudzy, że ćpa (np. tak przekonuje media jej ojciec) i ma problemy psychiczne, trzeci, że ktoś ją uprowadził i nią steruje niczym w programie MK-Ultra, a czwarci, że po prostu umarła/została zamordowana i na filmikach nie widzimy jej, lecz sobowtórkę czy inną osobę dzięki technologii deepfake (czyli "ktoś" nałożył komputerowo twarz Britney na podstawioną tancerkę). Pierwszy powód jest dość oczywisty, drugi nie jest wykluczony, bo przecież właśnie przez załamanie nerwowe została ubezwłasnowolniona w 2008 roku.
Za dwoma pozostałymi podejrzeniami miało świadczyć to, że inaczej zachowywała się w sądzie (była tam poważna, co jest faktycznie nienaturalne) i ogólnie kiedyś taka nie była (nikt nie jest teraz taki jak kiedyś i każdy przez 13 lat jest ubezwłasnowolniony, co na pewno ma wpływ na osobowość). Do tego w czasie kurateli całemu światu mówiła, że wszystko jest w porządku, a nie było (bo tak miał kazać jej robić ojciec), więc teraz też może odstawiać jakieś teatrzyki.
Były mąż Birtney Spears wtargnął na jej ślub, ale jej nie zastał. To tylko podkręciło teorie
Wtargnięcie na posiadłość pary młodej transmitował na żywo, ale dopadła go ochrona, a potem został aresztowany przez policję. Akcja miała mieć jednak drugie dno. "The Sun" pisał o ludziach, którzy spekulowali, że tak naprawdę nie chciał popsuć ślubu, tylko przekonać się na własne oczy, czy Britney żyje, ale ostatecznie jej nie spotkał (warto dodać, że był przed uroczystością). To też dało niektórym do myślenia.
W grudniu zeszłego roku popularny youtuber Jeffree Star zamieścił na X / Twitterze (ma tam ponad 6 mln obserwujących) niepokojący post. "W 2020 zamierzałem wszystko ujawnić… W ciągu kilku dni hollywoodzka elita próbowała zrujnować całą moją karierę, oczernić mnie i zalać media kłamstwami, aby mnie zdyskredytować. Gdybyście tylko znali prawdę o tym, co robią Britney i Kayne" – napisał. Swoją drogą, niektórzy sądzą, że z Kanye West też nie żyje, bo nie wierzą, że to on stoi za tymi wszystkimi aferami w ostatnich latach.
Avril Lavigne też ma od dawna nie żyć, a na koncertach występuje jej klon. Praktycznie o to samo oskarżana jest Britney
Pierwszym muzykiem, który doczekał się miejskiej legendy o swojej śmierci, był Paul McCartney. Choć w tym roku skończył 81 lat, to bzdury o jego sobowtórze krążą od lat 60. Z drugiej strony mamy Elvisa Presleya, który dla wielu osób jest wciąż żywy. Najgłośniejsza muzyczna teoria spiskowa ostatnich lat dotyczy jednak Avril Lavigne i podejrzewam, że właśnie na jej podstawie część osób jest święcie przekonanych, że gwiazdy showbiznesu to w większości podstawieni reptilianie/sobowtóry/klony/roboty.
Część fanów od ponad dekady serio wierzy, że Avril po śmierci została zastąpiona przez klona o imieniu Melissa Vandella. Historia tej piosenkarki jest zgoła inna, ale dowodem na podmiankę ma być m.in. to, że kompletnie się nie zestarzała od czasów teledysku do "Sk8ter Boi", a brodawki i różne detale jej twarzy są w innych miejscach niż kiedyś.
Internauci, którzy myślą to samo o Britney, również zauważają, że np. ich idolka ma inny uśmiech i zęby niż kiedyś. Niektórzy chyba zatrzymali się na jej szkolnym teledysku do "Baby One More Time". Przypomnę, że piosenkarka ma już 41 lat.
Mamy rok 2023, a teorie o śmierci Britney Spears są ciągle żywe. Przy premierze "Mind Your Own Buisness" przybrały na sile
Britney Spears w ostatnim czasie przynajmniej dwa razy przyznała, że nie umarła (niektórzy śmieszkują, że tak właśnie by powiedziała martwa Britney). Pierwszy raz w nieco innym kontekście. W zeszłym roku pojawiły się bowiem plotki o jej filmowej biografii, a gwiazdę miałaby zagrać Millie Bobbie Brown (Jedenastka ze "Stranger Things"). "Stary, przecież ja jeszcze żyję!" – skwitowała. W czerwcu tego roku za to dodała stary filmik (już jest usunięty z jej Insta... przypadek?), na którym tańczyła ze swoim przyjacielem w klubie w Vegas.
W podpisie mogliśmy z kolei przeczytać o tym, że w czasie kurateli miała trasę w Las Vegas (była tam rezydentką), ale nie mogła np. pić ze swoją ekipą, a przez 4 lata wyszła tylko 3 razy na imprezę. "Psss to nie jest wspomnienie, nie jestem trupem! To jest retrospekcja, która przypomina mi, żebym ruszyła tyłek na parkiet i nim potrząsnęła!!! PSSS Jestem teraz równoprawnym obywatelem amerykańskim!!! Mogę też chodzić do spa" – napisała.
Nie muszę chyba dodawać, że wiele osób jeszcze bardziej utwierdziło się w przekonaniu, że jednak coś nie gra. Widać to przy okazji premiery jej najnowszej piosenki "Mind Your Own Buisness" z will.i.am-em. Britney śpiewa w niej, byśmy "pilnowali swojego nosa", tak jakby chciała przekazać, że ma już dość tych ciągłych plotek i spekulacji (podejrzewam, że właśnie dlatego zablokowała możliwość dodawania komentarzy na swoim Instagramie). Co z tego, skoro nie wszyscy wierzą, że to prawdziwa Britney Spears.
Oliwy do ognia dolało zdjęcie promujące singiel, na którym użyto fotki z 2003 roku. Trzeba przyznać, że to rzeczywiście jest dziwne. Piosenkarka może nie wygląda już tak jak w momencie debiutu na przełomie mileniów, ale też bez przesady. Poza tym można było zretuszować fotografię, by ją ewentualnie odmłodzić. Postanowiono jednak wykopać archiwalne zdjęcie do zupełnie nowego kawałka. Nie widzę w tym logiki, ale nie na tyle, by uważać, że nie żyje od 2-3 lat.
Sama piosenka ma być z kolei wygenerowana przez komputer (nie da się ukryć, że słychać, że głos jej został poprawiony w programie), a "my mamy się z tym pogodzić". "Chore g*wno" – napisała internautka. Nie wyszedł jeszcze oficjalny teledysk do utworu, ale w ciemno strzelam, że i tak znajdą się osoby, które będą go podważać. Bo tak im się wydaje, a to znaczy, że to musi prawdziwy fakt autentyczny.
Ta teoria spiskowa jest równie absurdalna co inne i tylko szkodzi Britney Spears
Niestety, podobnie jak z większością teorii spiskowych - nie da się na 100 procent potwierdzić, że to nieprawda i stąd tak sobie to wszystko krąży po sieci. Czy ktoś z nas bowiem widział ostatnio na żywo Britney Spears? Ja na pewno nie. Dinozaury też widziałem tylko "Parku Jurajskim". To nie znaczy, że nie wierzę, że nie istniały, paleontolodzy kłamią, a kości w muzeach zostały sfabrykowane. To, że czegoś nie widzimy, nie znaczy, że nie istnieje (patrz: powietrze).
Poza tym, jaki byłby cel w ukrywaniu rzekomej śmierci Spears? Ta teoria ma sporą lukę w tym miejscu i w zasadzie nie widzę w komentarzach jakiegoś wyjaśnienia. Sądzę jednak, że może chodzi o to, by można było na niej dalej zarabiać? Ale przecież nawet zmarli artyści świetnie sobie "radzą" na listach sprzedaży.
Jej rzekoma sobowtórka też jest kiepską influencerką, bo na Instagramie nie widzę tam sponsorowanych postów, a raczej profil prowadzony jak "typowa Grażynka". Ktoś ("hollywoodzkie elity") też może nie chcieć odpowiadać przed sądem za domniemane uprowadzenie lub zabójstwo, ale jeśli jest w stanie przez tak długi czas stwarzać tak spektakularną iluzję, to łatwiej i szybciej byłoby mu upozorować "wypadek".
Spójrzmy na to racjonalnie: gdyby faktycznie umarła, to amerykańskie tabloidy dowiedziałyby się o tym wcześniej niż jej rodzina i pogotowie. I już dawno byśmy to mieli potwierdzone i przemielone na każdy możliwy sposób, a nasze media społecznościowe byłyby zalane wspominkami, a nie pojedynczymi postami o tym, że Britney nie żyje. Fani, zamiast ją wspierać po tym co przeszła, tylko wpędzają siebie i przede wszystkim ją w paranoję, a nie mają nawet jednego konkretnego dowodu.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.