Al Pacino na Oscarach zrobił niezłe zamieszanie. Wybitny aktor wręczył najważniejszą nagrodę wieczoru – dla najlepszego filmu (która przypadła "Oppenheimerowi"). Sposób, w jaki to zrobił, został jednak skrytykowany przez wielu widzów i internautów. Ci twierdzą, że Pacino zepsuł kulminacyjny moment gali. Na fali kontrowersji laureat Oscara za "Zapach kobiety" postanowił wydać oświadczenie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Podczas niedzielnej gali oscarowej "Oppenheimer"wygrał aż siedem złotych statuetek (m.in. za najlepszy film, najlepszego aktora dla Cilliana Murphy'ego i reżysera dla Christophera Nolana),"Biedne istoty" – cztery statuetki (m.in. za najlepszą aktorkę dla Emmy Stone), a brytyjsko-polsko-amerykańska koprodukcja "Strefa interesów" – dwie, w tym za najlepszy film międzynarodowy.
"Barbie"zdobyła jedną statuetkę (za piosenkę "What Was I Made For" Billie Eilish i jej brata Finneasa) spośród ośmiu nominacji, a"Przesilenie zimowe", "Amerykańska fikcja" i "Anatomia upadku" – po jednej z pięciu nominacji. Wielkim przegranym był "Czas krwawego księżyca" Martina Scorsesego, którego Amerykańska Akademia Filmowa nie uhonorowała ani jedną statuetką mimo nominacji w aż 10 kategoriach.
Al Pacino na Oscarach zepsuł odczytanie "najlepszego filmu". Aktor wydał oświadczenie
Jednym z pamiętnych momentów na Oscarach 2024było pojawienie się na scenie Ala Pacino. 83-letni aktor miał wręczyć Oscara w najważniejszej kategorii, czyli najlepszy film, która tradycyjnie przypadła na sam koniec ceremonii w Dolby Theatre w Los Angeles.
Nonszalancki jak zawsze Al Pacino podzielił jednak internautów. Wielu twierdzi, że zepsuł kulminacyjny moment gali, który przez niego był... wielkim rozczarowaniem.
O co poszło? Pacino ani nie wymienił dziesięciu nominowanych filmów, nie nie powiedział słynnego "and the Oscars goes to..." (tylko "here it comes"). Po prostu otworzył kopertę z wynikiem i nagle powiedział... "moje oczy widzą 'Oppenheimera", co na początku skonfundowało i widownię, i orkiestrę. Dopiero kiedy Pacino potwierdził, że "Oppenheimer" to zwycięzca, pojawiły się oklaski i muzyka.
Po fali krytyki w internecie laureat Oscara za "Zapach kobiety" postanowił zabrać głos, a jego poniedziałkowe oświadczenie opublikował magazyn "Variety".
"Wydaje się, że pojawiła się pewna kontrowersja dotycząca tego, że nie wymieniłem nazwy każdego filmu wczoraj wieczorem przed ogłoszeniem nagrody dla najlepszego filmu" – rozpoczął Pacino (lub jego rzecznik prasowy).
"Chcę jasno podkreślić, że pominięcie ich nie było moim celem, lecz był to wybór producentów, którzy postanowili, że nie będą one ponownie wymieniane, ponieważ były indywidualnie prezentowane podczas ceremonii. Byłem zaszczycony, że mogłem być częścią tego wieczoru i postanowiłem postępować zgodnie z ich życzeniem, co do sposobu przedstawienia tej nagrody – czytamy.
Aktor dodał, że "rozumie, że nominacja to ogromny kamień milowy w życiu każdego artysty, a brak pełnego uznania jest oburzający i bolesny". "Mówię to jako ktoś, kto jest mocno związany z twórcami filmowymi, aktorami i producentami, więc głęboko współczuję tym, którzy poczuli się zaniedbani przez to pominięcie – dlatego uznałem, że konieczne jest wydanie tego oświadczenia" – napisał Al Pacino.
Wersję Pacino potwierdziła producentka tegorocznej gali Oscarowej Molly McNearney. W rozmowie z "Variety" wyjaśniła, że niewymienianie dziesięciu nominowanych filmów było "kreatywną decyzją", ponieważ organizatorzy obawiali się, że "gala będzie zbyt długa". Dodajmy, że fragmenty wszystkich obrazów, które ubiegały się o Oscara dla najlepszego filmu, były po kolei prezentowane podczas gali.