Wakacje powoli zbliżają się ku końcowi. Turcy już wiedzą, że dla wielu z nich był to bardzo zły sezon. Choć Polakom, którzy wyjechali tam na all inclusive, może być trudno w to uwierzyć, to słowa ministra i pogrzeb tamtejszej turystyki są na to dowodem.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Od początku wakacji wiele mówiło się o tym, że liczba turystów w Turcji nie jest tak duża jak prognozowano. Początkowo winą za to obwiniano Euro 2024 i spodziewano się odbicia po imprezie, ale tak się nie stało. Turcja przeżywa kryzys turystyki krajowej. Urządzono nawet jej pogrzeb.
Turcja w kryzysie turystycznym. Minister o powodach
Hotele w Antalyi pękają w szwach z powodu przyjazdu zagranicznych turystów. To właśnie oni stanowią teraz fundament dla tamtejszego sektora turystycznego. Minister Kultury i Turystyki Mehmet Ersoy utrzymuje, że mimo problemów w regionie Bodrum (Morze Egejskie) i nad Morzem Czarnym, gdzie hotele świecą pustkami, sektor turystyczny powinien przynieść w tym roku zysk na poziomie 60 mld dolarów.
– Wyznaczyliśmy cel w wysokości 60 miliardów dolarów na ten rok. Nasza obietnica to nasza obietnica. Osiągniemy cel w wysokości 60 miliardów dolarów – zapewnił stanowczo polityk w rozmowie z serwisem hurriyet.com.tr.
Minister wskazał także, na czym polega największy problem tureckiej turystyki. – Turnieje w Europie nie są tu jedynym czynnikiem. Fakt, że greckie wyspy łatwiej przyznają wizy Turkom, mógł być skuteczny. To, że tureccy goście zatrzymują się na krótsze okresy w porównaniu do ubiegłego roku, także może mieć wpływ na obłożenie. Ale istotą problemu jest to, że w regionach Çeşme i Bodrum sezon jest krótki i nie jest rozłożony na 12 miesięcy – zaznaczył Ersoy.
Dodał, że rząd już w 2018 roku proponował przeprowadzenie inwestycji, które mogłyby sprawić, że region Bodrum będzie mógł przyjmować gości przez cały rok, a nie tylko w wakacje. Wówczas jednak propozycje mieli odrzucić przedstawiciele lokalnych władz i organizacji, co teraz może się na nich mścić.
Turek wyjął megafon i zaczął zapraszać na pogrzeb. Tak wygląda kryzys w Turcji
Słowa ministra mogą jednak nie przekonać hotelarzy, a przede wszystkim małych przedsiębiorców. To właściciele sklepów i restauracji w mniejszych tureckich kurortach najbardziej odczuwają teraz skutki braku turystów krajowych.
Serwis onedio.com udostępnił niedawno nagranie, którego bohaterem jest jeden ze sklepikarzy w Fethiye, miejscowości oddalonej o ok. 130 km od Marmaris. Mężczyzna wyszedł na ulicę z megafonem w ręku i zaprosił słuchaczy na pogrzeb tureckiej turystyki.
"Turystyka, która jest jednym ze źródeł dochodu Republiki Turcji, dotarła do miłosierdzia Bożego" – miał powiedzieć. W kolejnych słowach zaprosił na jej pogrzeb, który miał mieć miejsce po południowej modlitwie na cmentarzu w Ovacık.
Reakcje na jego wystąpienie były bardzo negatywne. W komentarzach ludzie zwrócili uwagę na zdecydowanie zbyt wysokie ceny w tym regionie. Przypominali, że za herbatę trzeba zapłacić 5 euro, a przedmioty warte jedną lirę kosztują tam 15 lir.
Turcja ma problem z niestabilnymi cenami
Jak tłumacza się przedsiębiorcy? Ci zwracają uwagę przede wszystkim na niestabilność cen. – Mamy trudności z określeniem cen żywności, którą będziemy kupować do hotelu. Nie ma pewności, że to, co kupujemy dziś, będzie miało taką samą cenę jutro – wyjaśniał jeden z właścicieli hotelu w Marmaris.
– Przyjeżdżający turyści mają napięte budżety. Z tego powodu handlowcy nie mogą osiągnąć wystarczającej sprzedaży. Istnieje obawa, czy w tym roku sezon zakończy się wcześniej – mówił serwisowi hurriyet.com.tr hotelarz z Fethiye.