Julia Pitera #TYLKONATEMAT: Donald Tusk jeszcze z nikim nie podzielił się prawdziwymi planami

Jakub Noch
Pracowałam dla Donalda Tuska wystarczająco długo, by wiedzieć, że decyzje podejmuje on absolutnie w samotności i nie ma zwyczaju dzielenia się swoimi planami. O najważniejszych sprawach decyduje w taki sposób, iż naprawdę nikt poza nim samym nie zna planowanego finału. Tusk dobrze wie, że politycy są wyjątkowo rozplotkowanym środowiskiem – mówi #TYLKONATEMAT Julia Pitera.
Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Gazeta
Plany na przyszłoroczny maraton wyborczy już sprecyzowane? Będzie pani walczyła o utrzymanie mandatu w Parlamencie Europejskim, czy może czas na powrót do krajowej polityki?

Jeszcze o tym nie myślałam. Muszę szczerze wyznać, że wszystkie moje dotychczasowe plany kreśliłam w ostatnim momencie, ponieważ były wypadkową rozmaitych okoliczności politycznych.

Obecność w Parlamencie Europejskim była dla mnie szalenie ważna, była bardzo istotnym doświadczeniem, ale nie ukrywam, że polityka krajowa mnie przyciąga. Mam jednak czas na konkretne decyzje. Jeszcze pół roku pracy PE w tej kadencji przede mną.


Od kiedy organizowane są w Polsce wybory do PE, wygrywała je wyłącznie Platforma Obywatelska. Jesteście gotowi na to, że tym razem może być inaczej? Sondaże zapowiadają klęskę...

Zawsze, gdy przystępowałam do kampanii wyborczej, starałam się uwolnić od spekulacji na "giełdzie" politycznej. Uważam, że dla rasowego polityka kampania to szczególna okazja, by zdobywać poparcie wyborców bez oglądania się na prognozy.

Wprawdzie bardzo intensywnie jeżdżę po okręgu przez całą kadencję, ale przed wyborami jest to czas szczególny. Emocje udzielają się także wyborcom, którzy stają się znacznie bardziej zainteresowani i dociekliwi.

A to sprawia, że wiele w kampanii może się pozmieniać. Dlatego dziś nie chciałabym ważyć szans na zwycięstwo. Wiele zależy od tego, czy kampania będzie oparta o dobrą strategię i czy będzie prowadzona starannie, energicznie oraz z wiarą w sukces. Do sondaży na pewno nie powinno się przywiązywać zbyt wielkiego znaczenia. Nie one przynoszą zwycięstwo.

Trudno jednak przejść obojętnie wobec sondaży. Ten najnowszy wskazywał, iż między PiS a Koalicją Obywatelską jest grubo ponad 10 pp. różnicy. Co musiałoby się stać, byście byli w stanie zniwelować tę stratę w najbliższych miesiącach?

Przypominają mi się pewne badania wykonane po poprzednich wyborach do PE. Były bardzo interesujące, gdyż wynikało z nich, że typowy elektorat Prawa i Sprawiedliwości głosuje po prostu na listy wyborcze z szyldem PiS. Nazwisko kandydata ma znaczenie drugorzędne.

Tymczasem elektorat PO decyzje wyborcze podejmuje bardzo personalnie. Ze wspomnianych badań wynikało, że większość wyborców Platformy już dwa tygodnie przed wyborami wie, na kogo odda swój głos.

Chciałabym więc, by osoby odpowiedzialne za zbliżające się wybory pamiętały, że elektorat PO głosuje na konkretnego człowieka. W związku z tym na naszych listach muszą znaleźć się takie kandydatury, których nasi wyborcy oczekują. A ci, którzy trafią na listy wyborcze, muszą prowadzić aktywną i efektywną kampanię. Oto recepta na sukces.

Gdy startowałam do PE w 2014 roku, badania opinii publicznej wskazywały, że szanse PO na uzyskanie mandatu na Mazowszu są równe zeru. Tymczasem udało mi się ten mandat zdobyć z całkiem niezłym wynikiem.

Wielu sukces wróży raczej PiS. "Zobacz Europo, jak można pięknie żyć" - to mocne i nośne hasło, które może uwodzić wyborców.

Gdy jeżdżę po Warszawie i rozglądam się za symbolami UE, próżno ich szukać na instytucjach rządowych. Szczególnie kuriozalny obrazek widać przed Ministerstwem Infrastruktury. Na jego gmachu wisi sześć polskich flag, nie ma ani jednej unijnej! A przecież to resort, który najwięcej wydaje unijnych funduszy. Oto, jak wygląda ta miłość PiS do Europy.

Politycy PiS przed wyborami są w stanie powiedzieć wszystko. Uważają, że Unia Europejska to "wyimaginowana wspólnota", ale jak przychodzą wybory do PE, to zmieniają front. Jednak ta prawdziwa, antyeuropejska twarz PiS ciągle o sobie przypomina.

Niedawno czytałam na przykład o panu Edwardzie Kokoszce, radnym powiatowym PiS z Siedlec, który chce, by z sali posiedzeń rady powiatu siedleckiego usunięto flagę unijną. I to się dzieje w Siedlcach, gdzie pieniądze z UE wydawane są na potęgę...

Wystąpienia PiS-owców na konwencjach i konferencjach nie są ważne. Dokładnie trzeba się przyglądać temu, co mówią i przede wszystkim robią właśnie tacy lokalni działacze. I warto zwracać uwagę na to, jak traktowana jest symbolika UE. To mówi prawdę o tej władzy, a nie przedwyborcze deklaracje

Jak z brukselsko-strasburskiej perspektywy oceniane są te ostatnie ruchy na linii PO-Nowoczesna, które mocno namieszały w Koalicji Obywatelskiej?

Przyznam, że członkowie naszej delegacji byli dość skonsternowani tym, co się stało. Najwidoczniej liderki Nowoczesnej tak już mają, że porządki zaczynają od awantury. Byliśmy już świadkami podobnego scenariusza, wtedy z Ryszardem Petru w tle.

Mam nadzieję, że w nowej konfiguracji politycznej posłanka Kamila Gasiuk-Pihowicz oszczędzi nam kolejnej odsłony tego samego scenariusza, tym razem z politykiem Platformy Obywatelskiej w tle. Historia uczy, że rewolucyjny temperament jest słabo uleczalny... (śmiech)

Jakiś czas temu spekulowano o powrocie Donalda Tuska już na wybory do PE lub choćby wskazaniu przez niego konkretnej listy. Ma to coś wspólnego z prawdą, czy mieliśmy jedynie do czynienia z bajkami pocieszającymi opozycję?

Pracowałam dla premiera Donalda Tuska wystarczająco długo, by wiedzieć, że decyzje podejmuje on absolutnie w samotności i nie ma zwyczaju dzielenia się z nikim swoimi planami. O najważniejszych sprawach decyduje w taki sposób, iż naprawdę nikt poza nim samym nie zna planowanego finału.

Szef Rady Europejskiej zapewne dobrze wie, że politycy są wyjątkowo rozplotkowanym środowiskiem. Natomiast jestem pewna, że sprawy Polski i Polaków nie są mu obojętne i z całą pewnością wiele uwagi poświęca sprawom polskim.

Nie rozważam więc na poważnie tych wszystkich scenariuszy. Spekulacje są oczywiście nieodłącznym elementem życia politycznego nie tylko w Polsce. Ale są one najczęściej przejawem rozważań o charakterze życzeniowym, a nie realnym.

Jaka jest atmosfera w Europejskiej Partii Ludowej przed kampanią europejską? Jesteście przekonani, że utrzymacie dotychczasowe wpływy?

Wydaje się, że europejscy socjaldemokraci raczej EPL nie zagrażają, na co wskazuje ich malejąca pozycja w poszczególnych krajach UE. Odnoszę wrażenie, że socjaldemokracja jest nieco archaiczna w swoich postulatach. Przecież polityka Unii Europejskiej jest wyjątkowo prospołeczna i obudowana programami socjalnymi.

Tlą się natomiast obawy przed ruchami radykalnymi. Pogłębione poznanie genezy tego zjawiska jest bardzo ważne, jeśli mamy mu skutecznie przeciwdziałać. A dla polityków czujących odpowiedzialność za Europę, ta radykalna aktywność musi być znakiem ostrzegawczym. Na całe szczęście partie radykalne nie odnoszą znaczących sukcesów wyborczych. Nie sądzę więc, by stanowiły zagrożenie, co nie znaczy, że wolno je lekceważyć.

EPL podchodzi do wyborów racjonalnie. Całą kadencję trwały prace programowe dotyczące najważniejszych kwestii politycznych, dotyczących zarówno spraw wewnętrznych jak i zagranicznych Unii Europejskiej.

Delegacja PO-PSL wniosła do tych prac istotny wkład merytoryczny. Jesteśmy gotowi na nowe otwarcie w kwestii europejskiej polityki społecznej, rolnej, czy zagranicznej. Jesteśmy formacją nowoczesną i sądzę, że pozwoli to odnieść EPL sukces.

A czy EPL jest też formacją zjednoczoną? Dużo mówiło się wszakże o scenariuszu zakładającym odejście węgierskiego Fideszu. Podobno Viktor Orbán miał zakładać nowy, eurosceptyczny projekt.

Zdaje się, że Viktor Orbán ma teraz inne kłopoty na głowie... To bardzo poważne kłopoty, które były jednak do przewidzenia, gdyż obecna sytuacja na Węgrzech staje się trudna do wytrzymania.

Nawet nie tzw. ustawa niewolnicza, a dokonany nieco wcześniej ostateczny skok na media czy zamach na organizacje obywatelskie był dla Węgrów sygnałem, że Orbán domyka system ograniczonych praw. Obywatele dostrzegli, że krok po kroku okradani są ze swoich wolności.


I na nic nie zdał się budowany przez Viktora Orbána swój wizerunek jako polityka stojącego na czele mocarstwa europejskiego, z jakimś niewiarygodnie silnym wpływem na globalną politykę. Węgry to przecież niezbyt duży kraj, z którego sporo ludzi wyemigrowało, nie mogąc znaleźć miejsca dla siebie. Nie jest to więc europejska kraina szczęśliwości.

Dlatego coraz więcej członków EPL uważa, iż w naszej formacji nie ma już miejsca dla orbanowskiego Fideszu. Natomiast sam Viktor Orbán – jak na cynicznego pragmatyka przystało – uzależni zapewne swoje przyszłe członkostwo w jakiejkolwiek frakcji PE od wyniku wyborczego. I będzie chciał przyłączyć się do zwycięzcy. Odnoszę wrażenie, że nie jest to już polityk ideowy, ale właśnie cyniczny pragmatyk.

Wydaje się, że Orbán najmocniej szkodzi dziś polskim członkom EPL. PO i PSL nasłuchają się od rywali, że tak mocno krytykują zmiany w Polsce, ale orbanowska polityka na Węgrzech im nie przeszkadza, bo to sprawka ich partyjnego kolegi.

Tylko, że nikt Orbánowi nie odpuszcza! We wrześniu Parlament Europejski poparł rezolucję w sprawie Węgier, wzywającą do uruchomienia art. 7 TUE. Poparło ją 450 posłów, co oznacza, że wśród nich znaczącą liczbę stanowili posłowie EPL. Z pewnością była to też reakcja na nieprawdopodobnie arogancką postawę Viktora Orbána w debacie.

Wynik głosowania wyraźnie go zresztą zaskoczył. Zapewne liczył na poparcie ze strony własnej frakcji, srodze się jednak zawiódł. Okazało się, że stanie na straży wspólnych wartości stanowi dla polityków europejskich wartość niezbywalną.

Dlaczego więc wciąż macie do niego cierpliwość i trzymacie w EPL?

To jest odwieczny problem polityki: jak wiele można tolerować, by mieć realną siłę do prowadzenia skutecznej polityki. Najpierw zabiega się o głosy wyborców w poszczególnych krajach członkowskich, a później buduje większość w Parlamencie Europejskim, by móc realizować prezentowany w kampanii program. I tak jak w każdej rodzinie – również w politycznej zdarzają się problemy.



Delegacja Węgier liczy 21 posłów do PE. Z tej liczby aż 12 to członkowie węgierskiej partii rządzącej Fidesz. A więc jest to delegacja liczna i stanowi ponad połowę wszystkich przedstawicieli Węgier w PE. Mamy więc odwieczną walkę idei z pragmatyzmem. To jest ten trud wytyczenia granic pragmatyzmu, których przekroczenie może pokonać idee.