"Chciał w coś uderzyć, ale nie mógł". Oto, czego nie mówi Glapiński, a zdradza jego mowa ciała

Daria Różańska
– Mowa ciała i gestykulacja Glapińskiego pokazały: "Najchętniej bym w coś uderzył, no ale nie mogę. Jestem jak tygrys w klatce". O tyle jest to dziwne, że ta konferencja rozpoczęła się o 16:00, więc można było się do niej lepiej przygotować. Zobaczyć, co się działo na poprzedniej, którą prowadziła wicedyrektor ds. kadr w NBP, która wbrew pozorom poradziła sobie o wiele lepiej niż Glapiński – ocenia w rozmowie z naTemat dr Mirosław Oczkoś, specjalista ds. marketingu politycznego i mowy ciała.
Adam Glapiński jest prezesem NBP, bliskim znajomym Jarosława Kaczyńskiego. W ostatnich tygodniach musi mierzyć się z kryzysem, który wywołały medialne doniesienia o wysokich zarobkach jego współpracowniczek. Fot. Fot. Kuba Atys, Dawid Żuchowicz, Jacek Marczewski , Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Opinię publiczną do czerwoności rozpaliły doniesienia o zarobkach współpracowniczek Adama Glapińskiego, prezesa NBP. Martyna Wojciechowska, dyrektor ds. komunikacji i promocji banku, miała zarabiać aż 65 tys. zł miesięcznie.

W środę prezes Glapiński zorganizował konferencję, by wyjaśnić tę sprawę i rozwiać wszelkie wątpliwości. Ale tego nie zrobił. Puściły mu za to nerwy i niespodziewanie zrugał m.in. wicepremiera Jarosława Gowina. Rzucił też, że wkrótce były szef KNF, Marek Ch. wyjdzie z więzienia.

Czym zaskoczył pana podczas wczorajszej konferencji pasowej prezes NBP Adam Glapiński?


Mirosław Oczkoś: – Faktycznie, prezes Glapiński wczoraj mnie zaskoczył. Spodziewałem się po nim większego profesjonalizmu, lepszych rekacji na sytuację kryzysową. Ta akurat nie jest bardzo skomplikowana.

Pan Glapiński wybrał najgorszy z możliwych wariantów, czyli obronę przez atak. Im dłużej trwała jego konferencja, tym bardziej rosło moje zdumienie. Szef NBP zaczął obrażać ludzi i agresywnie reagował na pytania dziennikarzy. Był nerwowy i butny. Ciało nigdy nie kłamie. Pan Glapiński musiałby być wybitnie wyszkolonym szpiegiem FBI, żeby panować nad swoimi ruchami i gestami.
Adam Glapiński podczas konferencji prasowej nt. zarobków pracowników NBP.Fot. Screen z programu TVN24
Co zdradziła mowa ciała Glapińskiego? Bardzo często szef NBP obracał głowę na boki, jakby szukał aprobaty u osób siedzących obok, nerwowo drapał się po brodzie, czasami podkładał sobie dłoń pod podbródek, zaciśniętą pięścią uderzał w blat.

To wszystko świadczy o nerwowości, wkurzeniu, a nawet oburzeniu prezesa NBP. Już od momentu wejścia było widać, że pan Glapiński idzie na wojnę i najchętniej wzrokiem będzie mordował wszystkich, którzy staną mu na drodze.

W podwójnych kadrach widać, że prezes NBP szukał oparcia w swoich współpracownikach, którzy znacząco przytakiwali mu głowami. Pan Glapiński miał za mało argumentów słownych, merytorycznych... Jeśli ktoś nie jest pewien, co mówi, to ciało go zdradza. I widać było, że cała ta sprawa związana z zarobkami w NBP dotknęła go osobiście, że tam jest coś więcej....

Podsumowując, mowa ciała i gestykulacja Glapińskiego pokazały: "Najchętniej bym w coś uderzył, no ale nie mogę. Jestem jak tygrys w klatce”. O tyle jest to dziwne, że ta konferencja rozpoczęła się o 16:00, więc można było się do niej lepiej przygotować. Zobaczyć, tę wcześniejszą, gdzie wystąpiła pani wicedyrektor ds. kadr NBP. I ona wbrew pozorom poradziła sobie o wiele lepiej niż pan Glapiński.

Co ciekawe, to podobno było pierwsze publiczne wystąpienie przed kamerami Ewy Raczko, kadrowej NBP.

To ma talent. Bo ona nie powiedziała nic, ale też nie odmawiała odpowiedzi na pytania. To się mieści w polityce. Natomiast w przypadku pana Glapińskiego widać było, że całą tę sprawę traktuje bardzo osobiście. I od razu uruchamiają się w odbiorcach wszystkie teorie spiskowe...

Przez większość blisko godzinnej konferencji prezes Glapiński albo trzymał rękę na dłoni, albo składał dłonie, ale gdy mówił o tym, że sam ujawnił swoje zarobki, wtedy otwartą dłoń położył na klatce piersiowej, jakby na sercu. Co to oznacza?

To odruch obronny. W takiej sytuacji dobrze jest obydwie ręce położyć na stole. Zawsze wskazywanie na siebie jest najwyższym objawem emocji. Zwykle gestykuluje się od siebie: powyżej pasa, poniżej brody, to są takie elementarne kwestie.
Adam Glapiński podczas konferencji prasowej nt. zarobków pracowników NBP.Fot. Screen z programu TVN24
Glapiński jest dobrze znany z mediów. Kojarzę go z przestrzeni publicznej, ale dawno nie widziałem konferencji, na której w takich nerwach próbowano coś wyjaśnić. Wczoraj zobaczyliśmy kogoś, kto nie przypominał opanowanego dotąd Glapińskiego. Co spowodowało aż takie nerwy i aż takie odstępstwa od normy? Jak się nie ma argumentacji, to szuka się argumentacji rozpaczliwej. I prezes Glapiński popełnił duży błąd wspominając, że Chrzanowski już niedługo wyjdzie (z więzienia – red.). Albo ma taką wiarę, albo ktoś mu to obiecał.

Prezes Glapiński sprawiał w środę wrażenie osoby zmęczonej: miał wory pod oczami, zrolowaną na grzbiecie marynarkę, a w niej wpinkę z biało-czerwoną flagą. Wygląd prezesa NBP zwrócił pana uwagę?

Tak, tym bardziej, że pamiętam pana prezesa jako osobę bardziej elegancką. Więc albo nie było czasu, albo nikt podczas przygotowań do tej konferencji nie zwrócił uwagi na jego wygląd. Pan Glapiński faktycznie wyglądał jakby był "wymięty", jakby przez całą noc pracował, a później nie miał czasu pojechać do domu, by się przebrać.
Adam Glapiński podczas konferencji prasowej nt. zarobków pracowników NBP.Fot. Screen z programu TVN24
Nie wiem też, czy dobrym ruchem było pojawienie się za plecami pana prezesa Jerzego Kropiwnickiego, co jeszcze bardziej upartyjniło całą tę sytuację. Błąd na błędzie. Ciekawe, co będzie dalej: takie bomby zazwyczaj eksplodują z opóźnionym zapłonem. Za dwa-trzy tygodnie może się okazać, że to dotrze do ludzi, że arogancja władzy jednak się wybiła.

W pewnym momencie Glapiński zaatakował Gowina, lidera Porozumienia, które jest częścią Zjednoczonej Prawicy. Ta z kolei powołała Glapińskiego na szefa NBP. Oprócz zimnego prysznica Glapiński zalecił wicepremierowi dwa głębokie oddechy i niewypowiadanie się na temat NBP. To już otwarta wojna na linii Glapiński-PiS?

Prezes NBP obraża wicepremiera rządu, który go desygnował... Będę to pokazywał studentom jako przykład, jak nie należy robić konferencji prasowych na temat sytuacji kryzysowej. Nerwy są złym doradcą. To jest wizerunkowa klęska.

To dosyć duża obraza Gowina, który zresztą Glapińskiemu odpowiedział na Twitterze, pisząc: „bezwstyd”. I myślę, że wicepremier, choć nie jest typem wojownika, to nie odpuści szefowi NBP. Obrażanie kogoś publicznie, traktowanie jak chłopca, to jednak mocna sytuacja.

Pojawił się też wątek senatora PiS Jana Marii Jackowskiego, który także domagał się ujawnienia zarobków współpracowniczek Glapińskiego. Jego szef NBP nazwał głuchym.

To zlekceważenie wszystkich. Senator Jackowski jest naczelną i dyżurną tubą PiS, ale też wcześniej nie za bardzo wiedział, co ma powiedzieć. Skoro i Gowin, i Jackowski komentowali dobitnie tę sprawę, to zapewne dostali na to pozwolenie. Jednego z nich Glapiński wysłał pod prysznic, drugi usłyszał, że jest głuchy. Dawno w przestrzeni publicznej nie było takiej wpadki.

Czy obraza Gowina i atak Jackowskiego oznaczają, że Glapiński nie boi się Kaczyńskiego?

Prezes Glapiński może czuć się bardzo pewnie, ponieważ przed nim wciąż kilka lat kadencji w NBP. Musieliby zmienić wiek emerytalny, żeby się go pozbyć.

Ale chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden ważny element tej konferencji, gdy Glapiński powiedział, że ostatni raz w partii był w latach 90. Ale nie bez znaczenia jest, że było to Porozumienie Centrum. To były czasy afery Telegrafu, powstawania fundacji „Solidarność”. Nie wiadomo, co Adam Glapiński może wyciągnąć na Jarosława Kaczyńskiego ze swojej teczki. Pokazuje mu w ten sposób: "Jarosław, wtedy byliśmy razem, może byś się tak za bardzo nie czepiał”. To daje pole do spekulacji.

Bardzo nerwowo, ale jednak wielokrotnie Adam Glapiński próbował żartować, atakował przy tym dziennikarki, na pytanie o ewentualną dymisję z uśmiechem odpowiedział: "Jak wrócę z Radomia, to się zastanowię". Po co to wszystko?


Myślę, że to pokazuje, iż pan Glapiński stracił kontrolę, a miał za to wewnętrzne przekonanie, że wszystko robi dobrze, choć opinia publiczna oceniła to inaczej. Tak więc wyszedł z przekonania, że on im pokaże, że działa odpowiednio. Tutaj widać brak przeszkolenia. Jednak z pań dyrektorek wysoko opłacanych powinna go przeszkolić w tym zakresie.

Metoda pt. najlepszą obroną jest atak jest ryzykowna. Zwłaszcza, jeśli nie ma się argumentacji. Bo to było trochę takie: wyjdę i powiem im, co o tym myślę. A ponieważ prawda jest we mnie, to wygram. Ale tak to nie działa.

Glapiński próbował bronić swoich sowicie wynagradzanych współpracowniczek. Mówił, że "szczególnie uczepiono się dwóch pań dyrektorek", później poprawił na "dyrektor", śmiejąc się ze słownictwa "jakiegoś tam feministycznego". Powtarzał też: "Może z powodu ich wyglądu ktoś je hańbi, brutalnie i prymitywnie pastwi się nad nimi, a one są matkami, dotyka to też ich dzieci, mężów”. Jak pan odebrał taką formę argumentacji?

To była najbardziej zdumiewająca forma argumentacji. Obrona, że to matki, żony – jest absurdalna. Nie słyszałem, żeby ktoś się czepiał: "A pani ma dwójkę dzieci”. To świadczy tylko o tym, że nie znaleziono żadnego sensownego argumentu, który zbijałby te pytania.
Adam Glapiński podczas konferencji prasowej nt. zarobków pracowników NBP.Fot. Screen z programu TVN24
Odniesienie do feminizmu, rodziny, to parodia. Zresztą to Glapiński bardziej wyszedł na seksistę, mówiąc o wyglądzie swoich współpracowniczek. Przecież żaden dziennikarz o to nawet nie zapytał. A jeśli ktoś sam odpowiada na pytanie, które nie padło, tzn. o wygląd, to warto zapytać: "Co pan Glapiński ma w głowie?".

Doszło do średniego kryzysu, z którego zrobiono jedynkę. PiS musiałby szybko znaleźć coś innego, co przykryłoby kryzys NBP. Bo ludzie zaczynają porównywać zarobki współpracowniczek Glapińskiego do swoich dwuletnich pensji, inni piszą, że tyle nie zarobią do końca życia. Nas, Polaków, najbardziej ruszają tego typu sprawy.

Niektórzy porównują ten kryzys do zeszłorocznej afery z nagrodami. Wtedy Szydło z mównicy sejmowej krzyczała: "Te pieniądze nam się po prostu należały”. Skala i wkurzenie Polaków może być podobne?

Myślę, że skala kryzysu NBP może być większa. A to dlatego że, jak się popełnia taką gafę raz, to można powiedzieć: "Trudno, Szydło popełniła błąd”. Ale gdy kolejna osoba z kręgu władzy popełnia podobny błąd, to znaczy że jest to zbrodnia. Trzeba wyciągać wnioski. A wczorajsza konferencja wyglądała trochę tak, jakby prezes Glapiński wyszedł bez zbroi i miał się zmierzyć z kimś, kto ma karabin, pistolet, jakąś lancę. A Glapiński uważa, że jest nieśmiertelny, bo ma rację. To bardzo przykre.
Adam Glapiński podczas konferencji prasowej nt. zarobków pracowników NBP.Fot. Screen z programu TVN24
Dlatego sądzę, że skala tego kryzysu może być większa niż afery z nagrodami w PiS. Można przecież próbować tłumaczyć się, że to nie nasze pieniądze, ale kto tam będzie tego słuchał? Diabeł tkwi w szczegółach, ale nikt tego diabła nie widzi. Bo ludzi nie interesują szczegóły, ludzie mają przed oczami kilkadziesiąt tysięcy złotych. I powtarzają pytanie: "Za co te pieniądze dostają współpracowniczki Glapińskiego? Za to, że nawet nie można przeprowadzić profesjonalnej konferencji wizerunkowej, która ma obronić bank?”.

Po mowie ciała możemy podejrzewać, że dla pana Glapińskiego jest to bardzo osobista sytuacja, co w polityce zawsze źle się kończy. Prezes NBP zachował się tak, jakby to był jego prywatny bank, jego prywatne pieniądze i jego prywatna sprawa.