Tak "nawrócił się" abp Głódź. Prawica nie może uwierzyć, co się stało z jej autorytetem

Tomasz Ławnicki
Kto śledził wcześniejsze homilie metropolity gdańskiego, może się czuć zaskoczony tym, jaka przemiana nastąpiła w słowach arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia. Jedni zaskoczeni są pozytywnie, inni nie żałują duchownemu ostrych słów. Wielu przy tym przypomina, że to nie pierwsza przemiana arcybiskupa.
Abp Sławoj Leszek Głódź podczas modlitwy na Długim Targu w Gdańsku w geście solidarności z bliskimi zamordowanego prezydenta Pawła Adamowicza. Fot. Michał Ryniak / Agencja Gazeta
Do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku arcybiskup Sławoj Leszek Głódź przyjechał wieczorem – niedługo po tym, jak media obiegła tragiczna wiadomość o ataku nożownika na Pawła Adamowicza. Spędził tam wiele godzin. Wyszedł ze szpitala o trzeciej w nocy. Wiedział, jak bardzo źle jest z prezydentem Gdańska. Było już po operacji. Działała już tylko aparatura medyczna.

– Byłem przy łóżku pana prezydenta, błogosławiłem mu i modliliśmy się wraz z jego bratem Piotrem, bo małżonka była jeszcze za granicą. Medycyna zrobiła, co mogła, nic więcej się nie dało... – opowiadał arcybiskup w rozmowie z Katolicką Agencją Informacyjną. Nikt mu nie kazał jechać do szpitala. Sam miał taką potrzebę serca.


Szorstka znajomość
W Gdańsku wszyscy wiedzieli, że relacje między magistratem a Kurią Arcybiskupią bywały trudne. Nieraz dochodziło do zgrzytów. – Wiem od Pawła, że to była dość szorstka znajomość. Wcześniej przez 10 lat współpracował z abp. Tadeuszem Gocłowskim i wyglądało to zupełnie inaczej. W 2008 roku metropolitą gdańskim został Sławoj Leszek Głódź i - co tu kryć - przyjaźni między nimi nie było – mówi mi anonimowo jeden z gdańskich samorządowców.

W każdym samorządzie są sytuacje, gdy władze miasta muszą dogadywać się z władzami kościelnymi. Paweł się z Głódziem układał, musiał współpracować i jakoś to się udawało.

Mój rozmówca podaje przykłady sytuacji, które niezbyt dobrze świadczą o arcybiskupie Głódziu i jego współpracy z władzami Gdańska po czym gryzie się w język i prosi: "Wie pan co, może nie piszmy o tym. Może trzeba docenić te jego gesty i zapomnieć o tym złym, co było? Może my wszyscy żyjemy w bańce podziałów i nie potrafimy się ponad nie wznieść, a teraz wreszcie nadszedł na to czas?".
Rok 2008, tuż po objęciu przez Sławoja Leszka Głódzia gdańskiej archidiecezji. Spotkanie poświęcone m.in. sprawie spornej działki w Parku Oliwskim.Fot. Renata Dąbrowska / Agencja Gazeta

Arcybiskup Głódź po wyjściu ze szpitala, gdzie trwała walka o życie Pawła Adamowicza oraz po tym, gdy już było wiadomo, że prezydent Gdańska tę walkę przegrał, ani słowem nie wspomniał o tym, co ich dzieliło. O zmarłym mówił wyłącznie dobrze. O współpracy z nim – w samych superlatywach.

"Bardzo dobrze się nam współpracowało"
– Przez 10 lat, od kiedy tu jestem, bardzo dobrze się nam współpracowało, wspólnie uczestniczyliśmy w wielu uroczystościach religijnych, charytatywnych i patriotycznych – mówił Sławoj Leszek Głódź w rozmowie z KAI.

– Prezydent Adamowicz należał do ważnych ludzi Kościoła w Gdańsku, Kościoła czynnego i praktykującego, uczestniczył w życiu sakramentalnym, a przed każdym posiłkiem czynił znak krzyża – podkreślał, próbując przy tym zamknąć usta wszystkim radykałom, którzy za złe Adamowiczowi mieli choćby wspierani akcji Tęczowego Piątku w szkołach czy wprowadzanego w Gdańsku tzw. Modelu na rzecz Równego Traktowania.
2013 r. – uroczystość wmurowania kamienia węgielnego pod Olivia Four w budynku Olivia Tower.Fot. Renata Dąbrowska / Agencja Gazeta
Sprawa była głośna przed wyborami samorządowymi. Krytyki Adamowiczowi nie szczędzono na antenie Radia Maryja, rozgłośni, z którą abp Głódź od zawsze żyje w symbiozie. O tym dziś jednak hierarcha nawet nie wspomina. Wyraża żal, że w przestrzeni publicznej jest tyle nienawiści. I że trwa to o wiele za długo. Sam do tego w ostatnich dniach nie dokłada, choć wiadomo, że umie i robił to nieraz.

"Dość wojen"
Pojednawczym, raczej niespotykanym u niego dotąd tonem, zwrócił się dwa dni po śmierci Pawła Adamowicza do widzów "Wiadomości". – Mamy dość wojen, tych zewnętrznych i wewnętrznych. Nam trzeba spokoju, solidarności i miłości. Trzeba zacząć od prostych słów, o których mówił papież Franciszek: dziękuję, proszę i przepraszam – tak komentował sytuację po zabójstwie prezydenta Gdańska.
Ta przemiana nie mogła pozostać niezauważona. I to przez obie strony publicznego dyskursu. Szymon Hołownia z zaskoczeniem, podziwem i radością skomentował tę metamorfozę. Przypomina, że jeszcze niedawno abp Głódź nagradzał Jacka Kurskiego. W rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych metropolita gdański zachwalał prezesa TVP, mówiąc, iż za jego rządów telewizja "otworzyła Polakom oczy".

– Ta telewizja zmieniła oblicze. Niech dalej się tak dzieje – nakłaniał Kurskiego abp Głódź, wręczając mu nagrodę – "Pierścień Inki". Ta sama telewizja nieco wcześniej emitowała ohydny spot o brudnych imigrantach, którzy będą się wdzierać do Polski za sprawą takich samorządowców, jak Adamowicz, przychylnych agresywnym obcokrajowcom.

"Znów staje się dobrym księdzem"
Hołownia dostrzega w Głódziu tę przemianę i oddaje mu szacunek za postawę w ostatnich dniach.

"Arcybiskup Głódź. Postać och jakże nie z mojej bajki, który jeszcze parę miesięcy temu odznacza w katedrze szefa medium, które szczuło na Adamowicza bez opamiętania – dziś w środku nocy jedzie modlić się nad rannym prezydentem do szpitala. Bez żadnych ceregieli, gasząc natychmiast krytyki świętych smęcących, że przecież Adamowicz był 'tęczofilem', czy był za in vitro, zgadza się, by pochować go w kościelnym sercu Gdańska, w Bazylice Mariackiej. Przestaje być politykiem, znów staje się dobrym księdzem, a ja – często na niego oburzony – dziś chcę oddać mu za to szacunek".

Facebook.com / Szymon Hołownia
Postawę abpa Głódzia pochwalił także Piotr Semka, przekonując, iż takie właśnie jest prawdziwe oblicze Kościoła w Polsce, a nie to pokazane w "Klerze". Ale odezwali się też i ci, dla których abp Sławoj Leszek Głódź w ostatnich latach był autorytetem, ze względu na to, iż dość otwarcie wspierał "dobrą zmianę". Wygląda jakby poczuli się zdradzeni przez hierarchę i teraz przypomnieli sobie listę jego "przewinień" – choćby oskarżeń o współpracę z PRL-owskim wywiadem. "Byłem ofiarą inwigilacji, ale nigdy nie podjąłem żadnej współpracy ze służbami komunistycznymi, co zresztą wynika z przedstawionych dokumentów" – to tłumaczenie arcybiskupa dla tych osób stało się nieistotne. Tym razem Głódź stał się celem ataku, bo śmiał powiedzieć parę pozytywnych słów o zamordowanym prezydencie Gdańska. I najgorsze – zaproponował Bazylikę Mariacką na miejsce pochówku.

Kanoniczny spór
Salezjanin, ksiądz Jacek Bałemba, przytoczył na Twitterze Kanon 1242 z rozdziału Cmentarze w Kodeksie Prawa Kanonicznego. W nim mowa jest o tym, że osoby świeckie nie powinny być chowane w kościołach. Co zatem z wszystkimi królami, Tadeuszem Kościuszką, Józefem Piłsudskim oraz Lechem Kaczyńskim wraz z żoną pochowanymi w kryptach Katedry na Wawelu w Krakowie? Czy wtedy księża o tym kanonie przypominali?

Nota bene – Paweł Adamowicz z arcybiskupem Sławojem Leszkiem Głódziem współpracowali przy organizacji innego pogrzebu ofiary katastrofy smoleńskiej, marszałka Macieja Płażyńskiego, również w gdańskiej Bazylice Mariackiej, gdzie teraz ma spocząć zamordowany prezydent Gdańska. Ten, który z gdańskim metropolitą nieraz toczył różne boje, choćby o działkę w obrębie Parku Oliwskiego. Dziś jednak arcybiskup woli milczeć o tym, co dzieliło.

Przemiana na stałe?
Nie brak głosów, że to przemiana tylko na pokaz. I nie bezinteresowna. Tak twierdzi choćby były ksiądz Jacek Międlar. Pozostaje życzyć Międlarowi, aby się mylił. Aby słowa abpa Głódzia były szczere. Aby naiwna nadzieja nie okazała się płonna. Bo może w końcu to jest ten moment, by nadeszło opamiętanie?
abp Sławoj Leszek Głódź
metropolita gdański

Ten moment jest wezwaniem wszystkich do pokoju, zgody, do rachunku sumienia, do uderzenia się we własne piersi. (...) Stan podsycania nieufności nie może trwać bez końca.

"Gość Wiadomości"