W słowa Kaczyńskiego uwierzą tylko wyznawcy PiS. Niemożliwe, że nie wiedział o TW "Ryszardzie"
W tej sprawie jest za wiele dziwnych przypadków i przeoczeń. Począwszy od tego, dlaczego akurat stanowisko szefa Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej nie podlegało lustracji. Oświadczenia muszą składać choćby kandydaci na dyrektorów szkół publicznych (urodzeni przed dniem 1 sierpnia 1972 r.), a prezes tak ważnego urzędu nie.
Kazimierz Kujda oświadczenia lustracyjnego więc nie składał – nie można mu zatem zarzucić, że w oświadczeniu skłamał, zatajając swoją agenturalną przeszłość. Prezes Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla PAP zapewnił, że o wszystkim dowiedział się z mediów, gdy dziennikarze natrafili na nazwisku Kujdy przy okazji prześwietlania sprawy wieżowca przy Srebrnej.
W latach 1995–98 oraz później 2008–15 Kujda pełnił bowiem funkcję prezesa zarządu spółki Srebrna, czyli – co de facto przyznał Jarosław Kaczyński – finansowego zaplecza dla jego politycznych działań. I ktoś taki od 1979 do 1987 r. był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa.
Prof. Antoni Dudek, który od roku 2000 do 2015 pracował w Instytucie Pamięci Narodowej, nie dowierza w zapewnienia Jarosława Kaczyńskiego. Zastrzega, że oczywiście "nie siedzi w głowie prezesa PiS", ale nie wydaje mu się, aby szef partii rządzącej dopiero teraz dowiedział się o tym, że Kazimierz Kujda to TW "Ryszard".Nie wiedziałem. Dowiedziałem się dopiero, gdy sprawa wybuchła w mediach. Gdy powstawał zbiór zastrzeżony nie byliśmy przy władzy. Zielonego pojęcia nie miałem o sprawie. Nie ukrywam, że ta informacja spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Nigdy nie zauważyłem niczego, co by wskazywało na to, że Kazimierz Kujda działa przeciwko nam, czy spółce, a spółka była atakowana. Zawsze się sprawdzał.
wywiad dla PAP
Teczkami interesował się od zawsze
– Jarosław Kaczyński sam w wielu wywiadach mówił o tym otwarcie, że już jako szef Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy na początku lat 90. bardzo interesował się zawartością archiwów Służby Bezpieczeństwa. Chwalił się m.in., że się zapoznał z tzw. listą Milczanowskiego, czyli pierwszą listą osób publicznych, które miały związki z SB – przypomina prof. Dudek.
Według niego zainteresowanie Jarosława Kaczyńskiego teczkami z czasem wcale nie malało, co - jak podkreśla - jest zrozumiałe w kontekście sprawy inwigilacji prawicy prowadzonej przez UOP.
To jednak nie wyczerpuje listy pytań w sprawie Kazimierza Kujdy i jego teczki. Jedno z podstawowych brzmi: dlaczego ta teczka tak długo pozostawała w zbiorze "Z", czyli zastrzeżonym?Gdy Jarosław Kaczyński był premierem, jedną z najczęściej odwiedzających go osób był prezes IPN Janusz Kurtyka, którego wówczas byłem doradcą. Oczywiście prezes Kurtyka nie relacjonował mi przebiegu rozmów z panem premierem Kaczyńskim, ale zapewniam, że o pogodzie obaj panowie nie rozmawiali.
Szef ABW powinien znać odpowiedź
– To jest dobre pytanie, a skierowane powinno być do służb specjalnych – wyjaśnia prof. Dudek. Teczka trafiła do jawnego inwentarza dopiero wiosną 2018 r., a wzbudziła zainteresowanie teraz, gdy dziennikarze zaczęli badać sprawę Srebrnej.
Dlaczego "dopiero"? Zbiór zastrzeżony powstawał na początku lat 2000. Trafiły do niego dane tych agentów komunistycznych służb, którzy po upadku PRL podjęli współpracę z nowym wywiadem, czyli początkowo z Urzędem Ochrony Państwa, a potem z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Agencją Wywiadu. Dane z tego zbioru nie były w IPN, a pod kontrolą szefów poszczególnych służb.Oświadczenie Kazimierza Kujdyfragmenty(...) oświadczam, że nigdy nie podjąłem z SB współpracy, która prowadziłaby do krzywdzenia kogokolwiek lub naruszania czyichś dóbr. W szczególności nigdy nie podjąłem i nie prowadziłem działań polegających na donosach czy ujawnianiu informacji o osobach trzecich.
Przyznaję natomiast, że w latach młodości - w okresie studenckim, przy okazji ubiegania się o paszport na wyjazdy do tzw. krajów kapitalistycznych w Zachodniej Europie - mogłem podpisać jakieś dokumenty podsunięte mi w trakcie prowadzonych ze mną rozmów i pouczeń.
Wiem, że popełniłem błąd i pragnę bardzo, aby został mi wybaczony. Ośmielam się przy tym stwierdzić, że przez ponad 25 lat lojalnie pracuję dla Polski i obozu niepodległościowego, z którym czuję się ideowo związany. (...)
Pod szczególną ochroną
Dane tajnych współpracowników przez lata były chronione – jeśli ich ujawnienie zagrażałoby bezpieczeństwu państwa. Dziś znamy zawartość teczki Kazimierza Kujdy i trudno znaleźć racjonalne uzasadnienie, dlaczego tak długo była ona w zbiorze "Z".
Teczki ze zbioru zastrzeżonego od dawna były stopniowo ujawniane. Ostateczna likwidacja tzw. Zetki nastąpiła nowelizacją ustawy w 2016 r. Kiedy na początku roku 2017 mogli zajrzeć do niego dziennikarze, dziwili się, dlaczego tak długo to wszystko trzymano w tajemnicy, bo rewelacji wykryto niewiele – wyszło m.in., że na liście TW był aktor Jerzy Zelnik. Ale Kazimierza Kujdy wówczas na liście nie dostrzeżono.
Likwidacja zbioru zastrzeżonego miała się zakończyć w czerwcu 2017 r. – Wtedy uroczyście ogłoszono, że zbiór zastrzeżony przestał istnieć, ale nie ukrywano też, że jakąś część akt, około trzystu metrów, służby nadal obłożyły klauzulą tajności. Zapewne wśród tych teczek była wtedy i ta pana Kujdy – podejrzewa prof. Dudek.
Bardzo mało prawdopodobne
Można zatem sądzić, że na przełomie 2017 i 2018 r. w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego ktoś postanowił jeszcze chronić informację o agenturalnej przeszłości Kazimierza Kujdy. Kto i z jakich powodów? Raczej trudno sądzić, że szef ABW Piotr Pogonowski na te pytania odpowie. Tym bardziej, że w przeszłości obecny szef Agencji - tak jak i Kazimierz Kujda - pracował na rzecz Srebrnej. Ba, tak jak i Kujda, Pogonowski pochodzi z Siedlec.
Czy prezes Jarosław Kaczyński, który przed laty tworzył spółkę Srebrna, mógł o tym wszystkim nie wiedzieć?
– Być może w jakiś tajemniczy sposób prezes Kaczyński nie zainteresował się przeszłością jednej z osób z najbliższego otoczenia. Oczywiście ze stuprocentową pewnością wykluczyć tego nie możemy. Ale jest to bardzo mało prawdopodobne, skoro interesował się przeszłością tak wielu o wiele mniej znaczących dla niego osób – podsumowuje prof. Dudek, były przewodniczący Rady IPN, zlikwidowanej przez PiS w 2016 r.