Już nawet piesi mają dość "świętych krów rowerowych". Lista ich przewinień jest okropnie długa

Adam Nowiński
Rower to jeden z najbardziej ekologicznych i przyjaznych zdrowiu środek transportu. W końcu emisja CO2 w jego przypadku jest zerowa, a każdy wie, że ruch to zdrowie. Ale powiedzmy sobie szczerze – wiele osób na tych rowerach po prostu nie umie jeździć. Dostrzegają to już nie tylko kierowcy osobówek, czyli "zaprzysięgli wrogowie" rowerzystów, ale także piesi, którzy coraz częściej mają dość "świętych krów rowerowych".
Pisi przyłączyli sie do kierowców w krytyce rowerzystów. Czy mają racje? Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Gazeta
– Czasami zastanawiam się, kto tym ludziom dał prawo jazdy i co najśmieszniejsze, nie chodzi mi o kierowców, a o rowerzystów. Przecież wielu z nich to też kierowcy. Czy oni naprawdę nie mają pojęcia o znakach lub podstawowych zasadach ruchu drogowego? – mówi naTemat Krzysztof, kierowca z Mazur.

– Sam też jestem pieszym, bo często z dzieciakami chodzę na spacery do parku. Jeszcze się tak nie zdarzyło, żebym idąc chodnikiem nie musiał uciekać z nimi na bok, bo za nami jechał rozpędzony rowerzysta. I nieważne, czy chodnik ma pół metra, metr. Jest chodnik, to jadą i nie patrzą się na nikogo. A bywa też tak, że po drugiej stronie ulicy jest droga dla rowerów, ale po co z niej korzystać, przecież pieszy zejdzie, bo jak nie to będzie jego strata – ironizuje mężczyzna.


Podobnego zdania jest Tomasz, przedsiębiorca z Warszawy. On również miał na chodniku wielokrotnie do czynienia z takimi piratami na rowerach. – Rozumiem, że ktoś może bać się jeździć po drodze, zwłaszcza, jak panuje na niej spory ruch. Ale jeśli już wybiera ona chodnik, to musi pamiętać, że nie jest tam sama, a pieszy ma tu pierwszeństwo – przypomina Tomasz.

– Cały czas słyszy się o tym, że hulajnogi w stolicy są problemem pieszych. Tyle że przepisy stawiają użytkownika hulajnogi na równi z pieszym i na chodniku muszą się jakoś dogadać, bo mają równe prawa. Problemem są za to rowerzyści, którzy nie wiedzą kiedy mogą jechać chodnikiem, a kiedy nie, no i do tego chamsko się zachowują – stwierdza przedsiębiorca.

Kilkanaście grzechów głównych
Być może podobne obserwacje i doświadczenia kierowały Katarzyną*, społeczniczką z Warszawy, która przesłała do naszej redakcji list, w którym jako piesza postanowiła pożalić się na rowerzystów w stolicy.

"Dla wielu pieszych mieszkańców Warszawy, matek z małymi dziećmi, osób niepełnosprawnych i seniorów ruch rowerowy jest dużym utrudnieniem, zwłaszcza tam, gdzie nie ma dróg rowerowych. Wielu rowerzystów wymusza tam pierwszeństwo, a do tego dochodzi chamskie zachowanie wobec pieszych, ubliżanie słowne, pokazywanie środkowego palca. Czemu winna jest matka z dzieckiem, która nie ma gdzie zjechać z wózkiem, żeby przepuścić rower?" – pyta w swoim liście aktywistka.

Do swojej opinii załączyła listę największych przewinień rowerzystów, które zaobserwowała ona i jej znajomi. Gdyby zestawić ją z kodeksem ruchu drogowego posypałoby się sporo mandatów. I chociaż przewinienia tyczą się warszawskich rowerzystów, to są tak uniwersalne, że można je z pewnością zaobserwować także w każdym większym mieście w Polsce.

Katarzyna oprócz nieodpowiednich zachowań na chodniku zarzuca rowerzystom, że często przejeżdżają na czerwonym świetle, nieprawidłowo włączają się do ruchu, skręcają bez sygnalizowania tego ręką, przejeżdzają przez przejścia dla pieszych, jeżdżą po ulicy z małymi dziećmi, nie mają stosownego oświetlenia po zmroku, rozmawiają przez telefon podczas jazdy lub jeżdżą z założonymi na uszach słuchawkami. – Ja bym do tego dodał jeszcze, że jeżdżą pasem ruchu, kiedy obok jest droga dla rowerów – uzupełnia listę aktywistki nasz zaprzyjaźniony policjant. Jak sam przyznaje, policja i aktywiści rowerowi dwoją się i troją, żeby przekazać wiedzę na temat zasad ruchu drogowego przyszłym i obecnym rowerzystom. Często jednak ich trud idzie na marne.

– Chodzimy do szkół, organizujemy pikniki edukacyjne, pokazujemy jak powinno się jeździć i przypominamy czego nie powinno się robić podczas jazdy. Ale czasami jak popatrzę na to, co wyprawiają później niektórzy rowerzyści na drogach, to ręce mi opadają. To tak, jakby dojrzewanie prowadziło u nich do utraty wiedzy, rozsądku, a czasami nawet kultury. Oczywiście, żeby nie było, analogicznie jest z kierowcami samochodów, którzy po otrzymaniu prawa jazdy przedkładają brawurę nad bezpieczeństwo swoje i innych – mówi nam z rozżaleniem policjant.

A problem będzie się nasilał
Jeśli coś się nie zmieni w zachowaniu rowerzystów, to z roku na rok będzie coraz gorzej. Tacy "niedzielni" rowerzyści nie tylko będą nadal dokazywać na drogach i chodnikach, ale także będą dawać przykład innym na zasadzie "skoro jemu wolno, to mi też, nie będę gorszy". Dodatkowo tego samego będą uczyli swoje dzieci.

– Nie raz widziałam jak ojciec i matka przejeżdżają przez pasy, a za nimi jadą ich nastoletnie dzieci. Przecież tak nie można robić. Jaki przykład dają swoim dzieciom? – pyta Tomasz.

A tendencja jeśli chodzi o liczbę rowerzystów w kraju rośnie. Co prawda nie prowadzi się statystyk odnoszących się dokładnie do tego zagadnienia, ale z danych GUS z 2005 roku wynikało, że 64 proc. gospodarstw domowych posiada rower. Przy 13 milionach gospodarstw dawało to wtedy prawie 9 milionów rowerów, czyli potencjalnych rowerzystów.

Obecnie średnio co roku w Polsce sprzedaje się przeszło milion rowerów. Zakładając, że chociaż 20 proc. z tego trafi do nowych rowerzystów, to przyrost jest ogromny. Dobrze, że wraz ze wzrostem liczby rowerzystów przybywa w Polsce także dróg rowerowych – około 1000 km rocznie. W 2017 roku, wg. danych GUS było ich w kraju łącznie przeszło 12 tys. km.

Jak przeciwdziałać łamaniu przepisów?
– Pomimo wszystko edukować, edukować i jeszcze raz edukować – odpowiada policjant. – Surowsze i częstsze karanie, co sugerują niektórzy, nie jest rozwiązaniem. Przede wszystkim edukacja i to nie tylko z doskoku, ale od ogólnopaństwowych projektów rowerowych po lokalne, samorządowe inicjatywy. Wszystkie sposoby są dobre, żeby poprawić bezpieczeństwo w ruchu rowerzystów, pieszych i kierowców – wymienia.

Trzeba przyznać, że problem jest poważny. Według danych policji za 2018 r. aż o 12 proc. (do 4,7 tys.) wzrosła liczba wypadków z udziałem rowerzystów, o 11 proc. liczba rannych (do 4,3 tys.) i aż o 30 proc. (do 286) liczba zabitych. Z tego w 1700 przypadkach winni byli rowerzyści. Do 605 wypadków z ich winy doszło wskutek nieudzielenia pierwszeństwa, do 181 przez nieprawidłowe wykonanie skrętu, a do 113 ze względu na zbyt szybką jazdę. A to tylko dane z wypadków, bo policja nie prowadzi statystyki zbiorczej wykroczeń.
Tragiczny wypadek z udziałem rowerzysty na Podkarpaciu z czerwca tego roku. Mężczyzna śmiertelnie potrącił rowerem pieszego.Fot. podkarpacka.policja.gov.pl / KPP Jarosław
I nie chodzi tutaj o to, żeby dogryźć którejkolwiek grupie poruszających się po drogach w Polsce, a zwłaszcza rowerzystom. Tak naprawdę wielu z nas ich podziwia.

Ponadto wielu rowerzystów jeździ przecież przepisowo. Tu chodzi o tych, którzy nie stosują się do zasad, bo naruszają bezpieczeństwo zarówno innych cyklistów, jak i pieszych, a także kierowców. Dobrze by więc było, żeby i oni nie zapominali, czego nauczyli się w podstawówce na kursach jazdy na rowerze, nie mówiąc już o zwykłej życzliwości i kulturze osobistej.