Jeśli ktokolwiek sądził, że po wyborach PiS osiądzie na laurach, ten był w błędzie. Oto, co nas czeka
Obóz Zjednoczonej Prawicy mobilizuje wyborców. Jeśli ktokolwiek sądził, że po wyborach PiS wyhamuje, ten był w wielkim błędzie. Prezes Kaczyński w wieczór wyborczy dał wyraźne przykazanie – żadnego osiadania na laurach. A że obóz Zjednoczonej Prawicy, mimo iż szczerze się tam między sobą nienawidzą, to wojsko bardzo karne i zwarte wokół wszelkich profitów płynących z posiadania władzy, więc się ostro do roboty wziął.
Jeśli opozycja ma wygrać z tą ciągłą mobilizacją, musi zacząć mobilizować elektorat własny. Nie da się tego zrobić inaczej, jak tylko będąc wiarygodnym. A opozycja zbudowana głównie na liberalnych partiach nie będzie nigdy wiarygodna, jeśli będzie w ciągłym klinczu z populistycznym blokiem partii socjalistyczno-katolickich. Wiarygodność opozycji to: prawda o 500+, o stanie polskiego budżetu i o tym, że przez 500+ nie ma środków na nic więcej. Wiarygodność wreszcie to program inny niż program PiS.
Trudno, być może mówiąc prawdę, nie uda się wygrać jesiennych wyborów. Być może. Ja jednak twierdzę, że liberalnego elektoratu wielkomiejskiego właśnie dlatego nie udaje się zmobilizować w odpowiedniej ilości, bo z tą wiarygodnością jest problem. A prawda jest taka: program 500+ oraz program obniżenia wieku emerytalnego kosztuje polski budżet tyle, że na nic więcej nie ma pieniędzy.
Nie ma pieniędzy na niepełnosprawnych, na nauczycieli, na pielęgniarki (na całą służbę zdrowia po prostu), na programy senioralne, na budowę nowych mieszkań i na ochronę środowiska, czyli na nowe technologie w tej branży. Widzi to każdy. Widzą to też wyborcy PiS, problem w tym, że oni panicznie boją się powrotu tej strasznej Platformy, która przyjdzie i zabierze wszystko to, co dostali od Kaczyńskiego.
Tymczasem będąc autentycznym można i ten elektorat przeciągnąć na swoją stronę. Trzeba tylko jasno i wyraźnie powtarzać, że program 500+ będzie skierowany do tych, którzy rzeczywiście tego potrzebują, a zaoszczędzone pieniądze przeznaczy się na inne, równie ważne i niezbędne cele. Mówić prawdę Polakom – to jedyny sposób na wygranie wyborów. Mydleniem oczu niczego się nie da zrobić, nawet jeśli opozycja zjednoczy się w jeden blok i tygodniami przesiadywać będzie na prowincji.
Czy ktokolwiek na przykład zastanawiał się, dlaczego polska młodzież prawie wcale nie głosuje na Partię Zielonych, dokładnie inaczej, jak to ma miejsce w Europie Zachodniej? Przecież przyszłość Ziemi i jakość środowiska powinna być dla młodych jednym z najważniejszych priorytetów. Dlaczego polska młodzież oddaje swoje głosy partiom, które ochronę środowiska traktują jak zło konieczne (PiS i Konfederacja)? Bo i polscy Zieloni mają problem z wiarygodnością. Rozumiem bardzo ograniczone fundusze na działalność, ale przecież, do cholery, Partia Zielonych jest częścią Koalicji.
To oczywiste, że obóz władzy dlatego jest tak mocno teflonowy, bo opozycja nadal ma pewne, istotne słabości. Przezwyciężenie ich spowoduje, że na tym grubym teflonie pojawią się rysy, a to jest niezbędne, aby załamało się poparcie.
Niebawem poznamy program, z którym opozycja pójdzie do boju z obozem władzy - wierzę, że będzie to program, który powali mnie na nogi.
Tymczasem w Platformie...
Redaktor Wróblewski z Wirtualnej Polski błysnął kilka dni temu autorskim tekstem o słabnącej roli Donalda Tuska w PO. Tekst powstał na zasadzie: przyłożę ucho tam, gdzie słychać to, co chcę usłyszeć. Więc w tekście pojawiają się tajemnicze postaci z Platformy, które opowiadają o tym, jak to rola Tuska przemija. Rzecz jasna w każdej partii znajdą się tacy, którzy nie przepadają za jednym czy drugim. Na tej samej zasadzie można by napisać tekst, że w PiS zmęczeni są już Kaczyńskim. Inspiracje tego typu tekstów są oczywiste.
Tymczasem wszystko to wtórne, gdyż oczywistym faktem jest to, że Donald Tusk o swojej przyszłości zdecyduje sam i zrobi to nie wcześniej niż w październiku. Cała reszta, to zwykłe bicie piany. Ale czy opozycja ma plan B? Ma, ale na razie o tym nie mówimy.
Klaps, to nie bicie, bo nie zostawia śladów
Jak już wspomniałem, podstawą "sprawy Jakuba A." jest zwykła, typowa dla obecnego obozu władzy pokazówka, którą miały pokazać wyborcom media. Widzieliśmy już to nie raz, także w czasach pierwszego rządu PiS. "Wyrok" zapadał już dawno, bo przecież podejrzany się przyznał, więc żaden sąd nie już potrzebny. W całej tej sprawie przez media, także społecznościowe, przelewa się tyle manipulacji i niezrozumienia stanowiska RPO, jak tylko można sobie wymyśleć, na czele z tym, że Adam Bodnar broni morderców. Bo, jako się już tu rzekło, mobilizacja wyborców jest najważniejsza.
Tymczasem jako świadomy obywatel wolę mieć Rzecznika Praw Obywatelskich, reagującego na przesadne traktowanie podejrzanego nawet o najcięższe przestępstwo, niż takiego, który uznaje to za rzecz normalną. Nawet jeśli niektórym się to w głowie nie mieści, to działanie Rzecznika daje mi poczucie względnego spokoju. Każdego bowiem obywatela może kiedyś spotkać sytuacja, w której policja będzie musiała zastosować wobec niego przymus bezpośredni.
Skuwanie, wyprowadzanie i przesłuchiwanie podejrzanego (lub podejrzanej) w bieliźnie jest patologią polskiej policji, niezależnie od tego, czy dotyczy to bossa mafii, księdza, pospolitego złodziejaszka czy prawdopodobnego mordercy. Jeśli takie zachowania uznaje się za rzecz normalną, to właśnie oznacza to, że żyjemy w państwie teoretycznym. Czy gdyby wyprowadzano i przesłuchiwano podejrzaną o zabójstwo w staniku i w figach, to też byłoby to w porządku?
Przypomnę tylko casus Tomasza Komendy, który przez 18 lat był winnym morderstwa, zanim sąd nie uznał, że jest niewinny. Ta karygodna pomyłka całego wymiaru sprawiedliwości (ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym był wtedy Lech Kaczyński i bardzo chciał się on wykazać skutecznością), powinna dzisiaj nakazać bardziej ważyć emocje. Przecież wystarczy, że podejrzany Jakub A. odwoła przed sądem swoje przyznanie się do winy, a nie jest to takie nieoczywiste, aby ten “koronny” dowód w całości upadł.
A na koniec tego wątku pragnę przypomnieć wszystkim prawicowym dziennikarzom, w tym Łukaszowi Warzesze i Agatonowi Kozińskiemu, że zarówno Rzecznik Praw Obywatelskich, jak i Rzecznik Praw Dziecka, są od tego, aby przesadzać, a nie niuansować swoje stanowiska. RPO jest od przesady w kwestiach obrony praw obywateli, a RPD od przesady w kwestiach obrony praw dzieci. Kropka.
Polska, kraj coraz większych absurdów
Żyjemy w czasach coraz większych absurdów, a będzie jeszcze gorzej. Te absurdy to prosty szantaż czyniony przez jednych względem drugich. I tak: krytyka kościoła, to atak na wiarę, Jezusa i Boga; żartem rzucone "Janusz i Grażyna" w stronę wyborców PiS, to obrażanie Polaków. Krytyka 500+ to atak na godność, a jakakolwiek krytyka PiS to atak na polskość. A szantażowani są coraz bardziej przyduszeni i za chwilę w ogóle się nie będą odzywać, bo znowu kogoś lub coś obrażą. To oczywista taktyka obozu władzy. Do kompletnej paranoi już niedaleko.
Jednocześnie prezydent Centrum im. Adama Smitha (skądinąd szacownej swego czasu instytucji), dzisiaj członek Rady Rozwoju przy prezydencie Andrzeju Dudzie stwierdził niedawno, że wypłata 500+ na pierwsze dziecko to nic innego, jak zwrot podatku, który Polacy dostaną od władzy. Różne rzeczy już słyszałem z ust ludzi naznaczonych znamieniem władzy, ale nazywanie rozdawnictwa pieniędzy podatników zwrotem podatku, tego jeszcze nie grali.
Wszystko to jednak nic. Otóż profesor Waldemar Paruch, szef rządowego Centrum Analiz Strategicznych stwierdził kilka dni temu dla tygodnika “Sieci”, że państwo PiS w pełni realizuje idee liberalizmu, gdyż wypłacając 500+ obywatelom, pozostawia im decyzję, co mają z nimi zrobić. To mówi profesor. Jeśli takie bzdury wygaduje człowiek z naukowym tytułem, do tego szef rządowej instytucji, to co mają mówić i myśleć wyborcy Zjednoczonej Prawicy?
Tymczasem II kadencja tego obozu, to: ograniczenie pluralizmu w mediach (pod hasłem "repolonizacji mediów"); ograniczenie władzy samorządów (pod hasłem "równowagi władz"); dokończenie czystek w sądach (pod hasłem "reformy sądów") i przejmowanie prywatnych banków (jako "restrukturyzacja"). Taka nowomowa, jak w PRL-u.
A Artur Czernecki, radny PiS, wiceprzewodniczący Rady Miasta Nowego Sącza, wicedyrektor Małopolskiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Nowym Sączu, na XV sesji Rady Miasta rzucił w stronę opozycyjnego członka Rady: "Nie trzeba się chwalić swoim wykształceniem, bo dziś je pan ma, ale jutro może je pan stracić".
Zdradził kolejny plan władzy w II kadencji?