"PiS nie boi się żadnego sądu". Jeśli myślisz, że sprawa list poparcia KRS cię nie dotyczy, koniecznie to przeczytaj

Aneta Olender
– Może się zdarzyć, że w naszej sprawie orzekać będzie sąd składający się z sędziów, którzy tego atrybutu sędziowskiego nigdy nie otrzymali – mówi w rozmowie z naTemat Patryk Wachowiec. Analityk prawny Forum Obywatelskiego Rozwoju wyjaśnia, dlaczego sprawa list poparcia dla sędziów Krajowej Rady Sądownictwa, których PiS nie chce ujawnić mimo wyroków sądów, jest tak istotna dla przeciętnego obywatela.
Posłowie PiS-u za wszelką cenę chcą zachować w tajemnicy listy poparcia do Krajowej Rady Sądownictwa. Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Gazeta
Dlaczego kwestia list poparcia do KRS jest tak istotną sprawą?

Krajowa Rada Sądownictwa uczestniczy w powoływaniu sędziów. Kwestia jawności list poparcia do KRS-u jest więc o tyle ważna, że może się zdarzyć, że w naszej sprawie orzekać będzie sąd składający się z osób, którzy tego atrybutu sądzenia nigdy nie otrzymali.

Są duże wątpliwości co do zgodności nowej Krajowej Rady Sądownictwa czy to z Konstytucją, czy to z prawem unijnym. Wydaje mi się, że podstawowym gwarantem prawa do rzetelnego procesu, bezpieczeństwa prawnego obywateli jest też to, żeby obywatele mieli świadomość, że w ich sprawach orzeka organ nazywający się sądem. Utajnianie list poparcia stwarza takie wrażenie, że ze składem KRS, w związku z jej wyborem, jest coś nie tak. Jeżeli okazałoby się, że można zakwestionować wybór sędziów do KRS, można będzie też podważyć wyroki wydawane przez sędziów powołanych przez KRS?


To wydaje się prostą konsekwencją. Upraszczając, skoro nie istnieje KRS, to znaczy, że wszystkie decyzje KRS-u są nieistniejące, w związku z tym powołania sędziowskie też są nieistniejące, więc te osoby nie są sędziami, czyli wydają wyroki w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej, nie mając do tego uprawnień.

Tutaj robi się naprawdę duży problem. Do dzisiaj kilkaset osób z rekomendacji obecnej KRS zostało już na te stanowiska powołanych przez prezydenta. Co z kolei oznacza, że w tym momencie w obrocie jest już pewnie kilkadziesiąt tysięcy orzeczeń.

Po drugie, ujawnienie list poparcia jest też istotne dla wyeliminowania konfliktu interesów. Wyobraźmy sobie, że jeden sędzia składa podpis pod listą poparcia, a następnie ta sama Krajowa Rada Sądownictwa rozpatruje kwestie jego awansu do wyższej instancji. Można odnieść wrażenie, że niejako w nagrodę za udzielenie poparcia kilku sędziom dostał awans.

Trzecia kwestia dotyczy tego, czy sędziowie, którzy tego poparcia udzielali, nie orzekają w sprawach bezpośrednio dotyczących KRS-u. Wyobraźmy sobie jakiegoś niezadowolonego sędziego, który nie otrzymał awansu. Kieruje sprawę do sądu, a sprawę rozpoznaje sąd w składzie osób, które udzieliły tego poparcia na piśmie i być może liczą na awans do wyższej instancji.

To są takie główne przyczyny, które przemawiają za tym, aby ujawnić te listy. Poza oczywiście generalną kwestią jawności życia publicznego. Nie wyobrażam sobie, żeby organ, o którym mowa w Konstytucji i który kształtowany jest przez drugi organ, o którym mowa jest w Konstytucji, czyli przez Sejm, miałby być objęty jakąś tajnością. Jak wiemy, jeśli chodzi o sprawy związane z sądami, z trybunałem, funkcjonuje takie hasło: "Zwykłych ludzi to nie interesuje". A powinno?

Sędziowie powołani na wniosek nowej KRS orzekają we wszystkich rodzajach sądów i wszystkich szczebli. W sądach administracyjnych, powszechnych czy w Sądzie Najwyższym. To nie są jedynie sprawy o jakieś milionowe odszkodowania między firmami, to są zwykłe kwestie np. założenie księgi wieczystej, czyli sprawa naszej własności, sprawy kredytów frankowych, sprawy sąsiedzkie, sprawy karne. To dotyczy każdego z nas.

Może zdarzyć się sytuacja, nie z naszej winy, kiedy będziemy musieli wystąpić przed sądem i będziemy mieli jakiś zatarg z lokalnym politykiem albo dostaniemy decyzję, że państwo będzie chciało nas wywłaszczyć. To jest kwestia nie tylko "warszawska", dotycząca tych najważniejszych spraw w kontekście państwa, to może dotknąć każdego obywatela. To, że politycy PiS-u tak strzegą tajemnicy tych list, może świadczyć o tym, że takich przypadków, jak przypadek sędziego Nawackiego jest więcej?

Z każdym kolejnym działaniem obecnej większości domysły się mnożą. Czy jest więcej takich Nawackich, którzy tych podpisów nie zebrali? Czy może będzie jakąś wizerunkową kompromitacją, że te osoby się nawzajem popierały? Czy te listy w ogóle istnieją? Czy nie są teraz na szybko uzupełniane?

Czy niektórzy nowo powołani sędziowie dostali tzw. propozycję "nie do odrzucenia", czyli podpisz mi po fakcie listę, bo okazało się, że są nieprawidłowości, a my nic nie powiemy na temat twojego awansu lub damy ci ten awans?

Dlatego Kancelaria Sejmu może się zasłaniać hasłem "trwa gromadzenie danych"?

To jest już stary numer Kancelarii Sejmu. Od kilkunastu miesięcy zazwyczaj nie odpowiada w terminie, czy to na pytania dziennikarzy, czy organizacji społecznych, czy też pojedynczych obywateli. Zasłania się takim wytłumaczeniem, że albo trwa analiza dokumentów albo trwa ich gromadzenie.

W naszej ocenie 14 dni to jest chyba dostateczny termin, aby te dane zgromadzić. Ustawodawca nie mówi, że mają być na drugi dzień, tylko daje dwa tygodnie i w takich tłumaczeniach raczej chodzi o przedłużanie terminu, żeby obywatel się nie interesował więcej albo żeby dziennikarze się nie interesowali. Szczególnie w okresie przedwyborczym jest istotne, aby niektóre informacje nie ujrzały światła dziennego.

Kto może być na tych listach, kogo nie powinno tam być?

Mówi się na mieście, że tam w zdecydowanej większości są sędziowie delegowani do Ministerstwa Sprawiedliwości, w różny sposób powiązani towarzysko, czy instytucjonalnie z kierownictwem resortu sprawiedliwości.

Członkiem KRS jest przecież koleżanka ze szkoły ministra sprawiedliwości, pani sędzia Dagmara Pawełczyk-Woicka. Ona sama przyznała jakiś czas temu, że też komuś tam podpisała te listy. Ją z kolei do KRS-u zgłaszał ją jej partner życiowy, który jest delegowany do resortu sprawiedliwości. Te różnorodne powiązania są ewidentne i wydaje mi się, że tam może być kilkunastu pewnie sędziów, którzy otrzymali awans w nagrodę w związku z KRS.

Pamiętajmy też, że było 18 kandydatów a miejsc 15. Jeden kandydat to był kandydat obywatelski, czyli do niego zastrzeżeń nie mamy. Spośród pozostałych 17 kandydatów ktoś w swoim regionie zapewne mógł uczciwie zebrać te podpisy.

Jednak zdecydowanie większa część z nich, wykazująca już teraz powiązania z resortem sprawiedliwości, te podpisy zbierała w różny sposób. Tajemnicą poliszynela jest też to, że jak twierdzili ówcześni sędziowie delegowani do ministerstwa sprawiedliwości, im tę delegację natychmiastowo cofnięto, dlatego że odmówili podpisania listy poparcia.

Utajnianie list jest podważaniem zasad praworządności lub po prostu bezprawnym działaniem?

W naszej ocenie znaczenie art. 187 ust. 3 Konstytucji nie zmieniało się na przestrzeni lat. Stenogram z posiedzenia komisji konstytucyjnej z połowy lat 90. też jest jednoznaczny, że w tej procedurze mają mieć głos właśnie środowiska sędziowskie, a takie włączenie Sejmu do tej procedury wydaje nam się sprzeczne z konstytucją.

Z drugiej strony mamy od niedawna opinię rzecznika generalnego Trybunału Sprawiedliwości, który mówi, że nagromadzenie tych elementów upolitycznienia podczas wyboru Krajowej Rady Sądownictwa skutkuje tym, że sądy obsadzone przez taką KRS nie mają atrybutu niezależności.

Najprawdopodobniej będzie tak, że za kilka tygodni Trybunał Sprawiedliwości potwierdzi tę ocenę. Trudno mi sobie wyobrazić bardziej kwalifikowane naruszenie zasady praworządności, na którą składa się przecież zasada niezależności sądów.

Wyroki sądów, jak się okazuje, nie mają znaczenia dla rządzących. Tak jest np. w przypadku NSA, który wydał wyrok nakazujący ujawnienie list. Jakie są więc możliwości?

Mówiąc szczerze, ta władza nie boi się żadnego sądu w Polsce. Wszystkie sądy, których mogłaby się obawiać, w jakiś sposób kontroluje. Czy to od wewnątrz, tak jak Trybunał Konstytucyjny, czy to różnego rodzaju wpływami zewnętrznymi, takimi jak właśnie decyzja Prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych, który wydaje się stawać ponad sądem lub uchwalając ustawę po nocy, żeby tylko udaremnić wykonanie jakiegoś wyroku.

Skoro władza nie boi się żadnego sądu w Polsce, to pozostaje tylko przenosić te spory na poziom międzynarodowy. Szczęśliwie, Polska dobrowolnie zgodziła się być członkiem UE, obywatele wyrazili na to zgodę w referendum, więc liczę na to, że kiedyś kwestię tę rozstrzygał będzie TSUE lub Europejski Trybunał Praw Człowieka. Nie należy ich traktować jak obce ciała – to są nasze sądy, który zapewniają Polakom ochronę ich praw.

W sytuacji niepodporządkowania się wyrokowi Trybunału Sprawiedliwości UE działa mechanizm sankcyjny. W ten sposób, że można nakładać bardzo wysokie kary pieniężne na państwo. Nie polega to na tym, że minister finansów robi codziennie przelew do Komisji Europejskiej do wspólnego budżetu unijnego, tylko są to środki potrącane z funduszy europejskich więc to zadziała automatycznie.

Oczywiście, doprowadzenie do takiej sankcji to bardzo długotrwały proces, ale jednoznacznie skuteczny. Pamiętajmy też, że w najbliższym czasie możemy spodziewać się przepisów, które powiążą wypłatę funduszy unijnych z przestrzeganiem przez państwo członkowskie zasad państwa prawa.

Czego PiS może się bać? Te listy mogą pokazać szereg nieprawidłowości?

Myślę, że nieprawidłowości nie ma dużo, poza kwestią sędziego Nawackiego. Raczej jest to problem wizerunkowy, bo reforma KRS była prowadzona pod hasałam demokratyzacji. Podkreślano istotę większego udziału środowiska sędziowskiego, szczególnie tych sędziów z najniższych szczebli, czyli z sądów rejonowych.

Jak się okazywało, w poprzednich radach ci sędziowie w ogóle nie byli reprezentowani lub byli reprezentowani szczątkowo. W historii całej KRS zdarzył się chyba jeden sędzia z sądu rejonowego.

Więc to było wprowadzane pod hasłami, że niby spółdzielnia sędziowska wybiera sobie z wąskiego grona jakąś część członków KRS i decyduje o awansach sędziowskich. Po publikacji tych list mogłoby się okazać, że ta spółdzielnia – tym razem już prawdziwa – funkcjonuje w Ministerstwie Sprawiedliwości, w którym pracują sędziowie-urzędnicy podpisujący taśmowo listy poparcia kandydatom do KRS, a potem otrzymujący w nagrodę awans do wyższej instancji.

To zadałoby kłam wszystkim zapewnieniom o rzekomej demokratyzacji KRS, o wzmocnieniu efektywności już nawet nie wspominam. Problemy się mnożą i może się okazać, że przez nadchodzące wyroki Trybunału Sprawiedliwości po prostu jak domek z kart upadnie koncepcja nowej KRS. O tym, że PiS nie chce odtajnienia list poparcia, świadczy choćby ich kolejny krok, czyli złożenie wniosku do Trybunału Konstytucyjnego o zamrożenie dotychczasowych wyroków w tej sprawie.

Czytałem ten wniosek i ma ciekawą treść. PiS kwestionuje uchwalony przez siebie przepis jako niekonstytucyjny, ale tylko w zakresie pewnej interpretacji. Okazuje się, że grupa posłów PiS twierdzi, że ten przepis powinien być rozumiany jako niezgodny z Konstytucją w sytuacji, gdy sądy twierdzą, że on nie ogranicza prawa do jawności list poparcia.

W 6 wyrokach sądy administracyjne wprost stwierdzały, że ten przepis nie ma najmniejszego znaczenia, jeśli chodzi o jawność list poparcia. Bo on nie mówi, że Kancelaria Sejmu nie może tych list publikować.

On mówi, że marszałek Sejmu część tych informacji przekazuje opinii publicznej, i to są informacje publikowane na stronie Sejmu, ale milczy na temat pozostałej części dokumentów. Jednak naturalną kwestią jest to, że można zawnioskować o udostępnienie tej informacji.

Posłowie PiS-u się z tym nie zgadzają i to kwestionują. Jednocześnie wnoszą o zabezpieczenie, czyli do czasu jak TK orzeknie w tej sprawie, chcieliby zamrozić wszystkie postępowania, wykonywanie wszystkich wyroków dotyczących jawności list poparcia.

Widzę ewidentną sprzeczność z deklaracjami posłów PiS-u sprzed kilku lat. Kiedy z końcem 2015 roku Prawo i Sprawiedliwość wybierało dublerów do Trybunału Konstytucyjnego, to kilka dni wcześniej TK jeszcze za prezesa Rzeplińskiego wydał takie zabezpieczenie, w którym zobowiązał Sejm do powstrzymania się od wyboru osób na stanowiska sędziów TK.

Większość parlamentarna to zignorowała, twierdząc, że Trybunał nie może takiego zabezpieczenia udzielić, nie ma podstawy prawnej do tego. A w tym momencie żąda dokładnie tego samego i to jest wielka hipokryzja. Zastanawiam się, jak będą się tłumaczyć posłowie PiS-u, jeśli chodzi o to, że kiedyś twierdzili, że nie można, a teraz twierdzą, że można. Chociaż chyba już żadne tłumaczenie mnie nie zdziwi.

Skoro sprawa KRS-u jest już w TSUE i z opinii rzecznika generalnego wynika, że w Europie kształt takich organów jak KRS jest ważny z punktu widzenia prawa unijnego, to posłowie PiS stąpają po bardzo cienkim lodzie. Tym samym przenoszą bowiem na poziom europejski kwestię niezależności naszego TK.