To prawdziwy powód nieobecności Trumpa. Bosacki: Huragan to tylko pretekst

Daria Różańska-Danisz
– PiS oparł strategię kampanii na zacieraniu fatalnej pozycji rządu w Europie i nadmiernym, wręcz propagandowym, uwypuklaniu rzekomo wspaniałych relacji z ekipą Trumpa. Ale to im się rozsypało, bo prezydent USA nie przyjeżdża, a wizyta wiceprezydenta... Tam, gdzie prezydent nie chce albo decyduje się nie przyjeżdżać, wysyła "cukierek pocieszenia", czyli wiceprezydenta. I to nie ma większego znaczenia – komentuje Marcin Bosacki, były ambasador Polski w Kanadzie, a obecnie kandydat Koalicji Obywatelskiej do Senatu.
Prezydent Polski podczas podpisywania dokumentu o współpracy polsko-amerykańskiej we wrześniu 2018 roku stał, podczas gdy Donald Trump siedział wygodnie za biurkiem. Fot. Twitter.com / @realDonaldTrump
W czwartek Donald Trump ogłosił, że nie wybiera się jednak do Polski na obchody 80. rocznicy wybuchu II Wojny Światowej. Planowana od miesięcy wizyta miała zostać odwołana z powodu zbliżającego się do wybrzeży Florydy huraganu Dorian.

– Naszym najwyższym priorytetem jest bezpieczeństwo ludzi na drodze huraganu. W najbliższym czasie będę ustalał nowy termin mojej wizyty w Polsce – zapewnił Trump. W jego zastępstwie do Warszawy przyleci wiceprezydent Mike Pence. Tylko w naTemat Marcin Bosacki podważa oficjalną wersję wydarzeń.

Wierzy pan, że pogoda pokrzyżowała plany i to z powodu zbliżającego się huraganu Donald Trump nie weźmie udziału w obchodach 80. rocznicy wybuchu II Wojny Światowej?


To było tylko usprawiedliwienie wygodne dla prezydenta Trumpa.

Czyli nie wierzy pan.

Mam wiedzę, że od co najmniej tygodnia, czyli od momentu odwołania wizyty Trumpa w Danii, polska dyplomacja i Pałac Prezydencki były ostrzegane, że taka informacja może nadejść.

Z jakiego powodu?


Inną sprawą są motywy tej decyzji. Czy rzeczywiście prezydent Trump nie chciał w kluczowym momencie kampanii tak mocno wspierać partii rządzącej, czy po prostu w grę wchodzi charakterystyczne dla niego podejmowanie decyzji ad hoc, często motywowane osobistą wygodą, a nie względami prawicowej polityki. Tego nie wiemy. Dziś prawicowe media grzmią, że "Trump w obliczu zagrożenia dla swojego kraju, chce zostać z rodakami". Opozycja natomiast uważa, że "to prysznic zimnej wody dla PiS".

Zgodzę się z tym drugim stwierdzeniem. Budowanie międzynarodowej polityki na osobistym stosunku prezydenta Trumpa do kilku polskich liderów, którzy zachowują się wobec niego jak petenci, jest przeciwskuteczne dla interesów państwa.

Mieliśmy na to wiele przykładów: od sławnego stania przy biurku prezydenta Dudy podczas podpisywania deklaracji międzynarodowej, po serwilistyczne wypowiedzi wielu czołowych polityków PiS. W ich tle zawsze było liczenie, że Trump się odwdzięczy naszemu krajowi. A to jest naiwne.

Wszyscy wiemy, że Polska nie jest dla Trumpa kluczowym partnerem.

Stany Zjednoczone w swoich kalkulacjach politycznych traktują Polskę jako miejsce na mapie świata, które ma pewną rangę, ale nie jesteśmy dla nich kluczowym partnerem.

Jeśli rzeczywiście PiS-owi chodziło o zbudowanie poważnej relacji między oboma państwami i rozwijanie jej, to nie należało się pozbywać jedynego poważnego atutu, jaki ma Polska w stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi.

Co ma pan na myśli?

Polska bywała atrakcyjna dla Stanów Zjednoczonych ze względu na silną pozycję w Europie. To zawsze było dla nich ważne, że mogą współpracować z kimś, kto po pierwsze ma sporo do powiedzenia w Brukseli, a po drugie – ma naprawdę dużo do powiedzenia w regionie.

Ale w ostatnich latach to się zmieniło.

No właśnie. Obu tych atutów politycy PiS się pozbyli. Polska jest obecnie słaba, również w regionie. Proszę zwrócić uwagę, że nowy prezydent Ukrainy był już we Francji i w Niemczech, do Warszawy jeszcze nie przyjechał.

Co do ekipy PiS-owskiej w Brukseli – to w ogóle nie ma o czym mówić, nie dalej jak trzy dni temu widzieliśmy kolejne upokorzenie ministra Szczerskiego po kolejnych przegranych pani Szydło.

Wrócę do wątku Florydy i kampanii Trumpa. To w końcu tam uzyskał on najwięcej głosów w głosowaniu elektorskim. W pamięci mamy też Georga W. Busha, który zupełnie zignorował huragan Katrina. To nie było dla niego argumentem?

Nie wykluczam, że to ma jakieś znaczenie, natomiast z całą pewnością huragan nie wyklucza wizyty prezydenta Trumpa w niedzielę w Polsce.

Wiemy już na pewno, że huragan nie dotknie wybrzeży Florydy wcześniej niż w poniedziałek. Po obchodach 80. rocznicy wybuchu II Wojny Światowej prezydent USA mógł wylecieć z Polski i być wieczorem w niedzielę amerykańskiego czasu w Waszyngtonie.

Dlatego, uważam, że z całą pewnością huragan jest ważny dla prezydenta Trumpa, ale nie jest on jedynym, ani najważniejszym powodem, dla którego odwołał on wizytę w Polsce.

Pojawiają się też głosy, że prezydent USA nie zjawi się w Polsce z powodu sytuacji politycznej w naszym kraju. Kilka dni temu na łamach "Washington Post" pojawił się artykuł, w którym mogliśmy przeczytać, że Trump czuje pociąg do Polski z powodów ideologicznych, podziela poglądy PiS m.in. na temat prawa LGBTQ. Ale i zwrócono uwagę na to, że wizyta Trumpa odbędzie się w napiętym momencie. Czy zgodzi się pan z tezą, że w obecnej sytuacji Trumpowi w kampanii mogłoby zaszkodzić wspieranie rządu PiSi?

Nie przesadzajmy, że sprawy Polski mogą zmienić losy kampanii w Ameryce. Ale jakieś potencjalne znaczenie może to mieć.

Skupiłbym się na tym, w czym Trump jest podobny do PiS, a co ich różni. W próbie rozmontowywania Unii Europejskiej niestety PiS i Trump, podobnie jak Le Pen, Salvini czy Cameron, idą ręka w rękę, i to jest wbrew interesom Polski.

Jest natomiast kilka ważnych spraw, w których PiS jest zbyt radykalny czy niezgodny z tym, co Trump głosi. I myślę tu m.in. o prawach gejów i lesbijek, gdzie ewidentnie dyplomacja amerykańska karci rządy PiS-u za to, że podsycają tego typu propagandę.

Ale zwróciłbym też uwagę na kwestie izraelskie czy żydowskie. W Stanach ciągle pobrzmiewają echa nieszczęsnej ustawy o IPN, która skonfliktowała nas ze środowiskami żydowskim i Izraelem na lata.

A wiemy, że z całą pewnością te sprawy w kampaniach amerykańskich mają swoje znaczenie. Sądzę, że odwołanie wizyty miało kilka aspektów, być może obawa przed zbytnim przyklejeniem się do Trumpa złych – nawet dla niego – cech politycznych PiS, było jednym z nich.

Wizyta Trumpa w Polsce miała być dla PiS-u efektownym elementem kampanii – czy fakt, że nie odbędzie się ona wkrótce (albo w ogóle) odbije się czkawka partii rządzącej?

Kluczowe będzie to, czy faktycznie ta wizyta jest odwołana, czy przełożona i czy Trump pojawi się przed wyborami w połowie października.

Gdyby tak było, to rzeczywiście będzie jasny sygnał, że Trump bardzo twardo chce poprzeć PiS. Jeśli jednak tak się nie stanie, to cała dzisiejsza retoryka polityków PiS jest funta kłaków warta.

Krzysztof Szczerski przekonuje, że wizyta Trumpa nie została odwołana, a przełożona.

To się okaże. Nie wykluczam, że Trump chce wspierać ideologicznie PiS. Ale są też aspekty, o których mówiliśmy przed chwilą, że Trumpowi z PiS-em jest nie po drodze albo PiS jest dla niego w Ameryce zbyt obciachowy.

Technicznie: jak długo wizytę prezydenta Trumpa w Polsce się planuje?

To są wielotygodniowe przygotowania. Tak naprawdę ocenia się, że jeśli nie ma decyzji o wizycie miesiąc wcześniej, to bardzo trudno ją zaplanować.

Co zastępca Trumpa może przekazać i dać: Polakom? Wszyscy czekali na ogłoszenie zniesienia wiz.

Zobaczymy, czy będzie deklaracja zniesienia wiz – i jak będzie konkretna. To sprawa, o którą walczyły wszystkie polskie rządy mniej więcej od 20 lat.

Taka deklaracja ma głównie znacznie symboliczne, a nie praktyczne. Z racji geografii Stany Zjednoczone nie są Niemcami i nie jeździ tam kilkanaście milionów Polaków rocznie, tylko kilkaset tysięcy.

Odwołana wizyta Trumpa to dla rządu PiS ogromy cios. Niektórzy uważają, że może to oznaczać "koniec ich wielkiej przyjaźni". Te słowa są na wyrost?

Nigdy nie było przyjaźni. Są niesymetryczne stosunki petenta z partnerem dominującym. PiS w polityce zagranicznej sam się pozbawił, i Polskę niestety również, innych możliwości.

Co konkretnie ma pan na myśli?

Mam tu na myśli fakt, że polityka zagraniczna PiS opiera się na nierównym – raczej serwilistycznym – stosunku i związku z Trumpem, zamiast partnerstwa ze Stanami Zjednoczonymi. A to partnerstwo z USA absolutnie jest możliwe i udawało nam się przez wiele poprzednich lat.

Ale rzeczywiście jest to polityka bezalternatywna. Ale mimo tego afrontu PiS nadal będzie się starał wszystkimi siłami utrzymywać dobre relacje z Trumpem.

A Trump – jak to jest w polityce – jeśli wie, że potencjalny partner jest słaby, pozbawiony innych alternatyw, będzie traktował PiS jak do tej pory, czyli dyktował rozwiązania polityczne, a zwłaszcza gospodarcze, jak np. kontrakty zbrojeniowe, a nie traktował tego polskiego rządu po partnersku.

O pozycji Polski w Europie świadczy też fakt, że podczas obchodów 80. rocznicy wybuchu II Wojny Światowej nie będzie wielu ważnych przywódców.

10 lat wcześniej Polska stała się punktem, na którym na kilka godzin skupiły się oczy całego świata. Na Westerplatte byli wszyscy ważni przywódcy europejscy. W tej chwili ekipa PiS-owska postawiła na jedną kartę – amerykańską, która okazała się blotką, czyli mówiąc dokładniej wiceprezydentem.

A wszyscy wiedzą, że tam, gdzie prezydent nie chce albo decyduje się nie przyjeżdżać, wysyła "cukierek pocieszenia", czyli wiceprezydenta. I to większego znaczenia nie ma. Dlatego sądzę, że przed wyborami parlamentarnymi PiS, będzie zabiegał o wizytę Trumpa w Polsce. Ale uważam, że szanse na to są raczej niewielkie.