Za kinem koreańskim szaleją Tarantino i fani horrorów. To tam produkuje się teraz najlepsze filmy
Quentin Tarantino od zawsze wykazywał zamiłowanie do westernów, kina klasy B, ale i Korei. Uwielbia zwłaszcza jednego reżysera z tego kraju. "Bong Joon-ho to absolutny wizjoner! Jest nowym wcieleniem Spielberga – nikt inny nie potrafi zrobić tak dobrego kina rozrywkowego" – powiedział na jednym z festiwali. Prawdę powiedziawszy "Parasite" jest bardziej tarantinowski niż "Pewnego razu... w Hollywood", które również walczyło o Złotą Palmę.
Tarantino jest takim fanem Bonga, że zorganizował specjalny pokaz w swoim kinie New Beverly Cinema w Los Angeles. Wyświetlił jego "Okję" na taśmie 35 mm, choć film był wyprodukowany dla internetowej platformy Netflix. Czasem się zastanawiam, co miało silniejszy wpływ na siebie – kino koreańskie na Tarantino czy raczej było na odwrót.
Wymieniony przez niego "Host" był pierwszym filmem, od którego zacząłem przygodą z tamtejszą twórczością. Jest też doskonałym przykładem tego kina, które cechuje się często brutalnością i żonglowaniem gatunkami: przełamuje schemat monster movie, bo jest w nim nie tylko horror, ale i czarna komedia, dramat rodzinny czy wątki polityczne.
Misz-masz gatunkowy
Jednak Koreańskie kino to nie tylko Bong Joon-ho. Jest jeszcze Park Chan-wook. To kolejny filmowy geniusz, który rozsławia swój kraj na całym świecie. Jego "Oldboya" już polecałem w artykule o najlepszych filmowych plot twistach. W tym tekście nie pozostaje mi nic innego jak zarekomendować jego "Służącą". To thriller erotyczny ocierający się o baśń i dramat kostiumowy. Reżyser znów w przewrotny sposób manipuluje widzem.
– Ryu Seung Wan to mój osobisty ulubieniec, specjalista od szeroko pojętego kina sensacyjnego, w tym ostatniej komedii policyjnej "Veteran". Godny uwagi jest też Lee Jun Ik, który specjalizuje się w kinie kostiumowym: dla przykładu "The King and the Clown". Festiwale filmowe lubią też bardzo Hong Sang Soo i jego niezliczone historie o piciu soju i popędach seksualnych – wylicza Katarzyna Borowy z bloga How Gee.
I dodaje, że "Castaway on the Moon" to jeden z pierwszych koreańskich filmów, które zrobiły na niej kolosalne wrażenie w kwestii mariaży gatunkowych, czarnego humoru i koreańskiego absurdu.
Dla zmęczonych Hollywood
Nowa Fala kina koreańskiego wyrosła w latach 90. na hollywoodzkich blockbusterach. – sztandarowym przykładem jest "Shiri" z 1999 roku. Film, który rzeczywiście wyglądał całkiem nieźle jak na standardy i trendy gatunku sensacyjnego z tamtego okresu. Okazało się też, że gdzieś tam na drugim końcu świata ktoś nakręcił dobry, lokalny thriller szpiegowski – opowiada Katarzyna z bloga How Gee.
Jednak twórcy nie naśladują ślepo hollywoodzkich produkcji. – Nowe kino koreańskie cechują wysoki poziom realizacyjny produkcji filmowych oraz ich duża różnorodność. Jednak najważniejsze jest, podobnie jak w przypadku innych azjatyckich kinematografii, ukierunkowanie na obraz, w przeciwieństwie do hollywoodzkich produkcji (lub szerzej zachodniego kina), w których głównym nośnikiem znaczeń jest słowo – podkreśla Sławomir z bloga Wchłonięty przez Orient.
Katarzynę z bloga How Gee do kinematografii południowokoreańskiej przyciąga, oprócz jej cech gatunkowych, siła przyzwyczajenia i zgłębiania tej gałęzi sztuki od strony naukowej. – Po prostu znam nazwiska i wiem, jakich premier wyczekiwać – dodaje.Myślę, że to, co nieustannie przyciąga mnie do filmów z Korei Południowej, to z jednej strony ich oryginalne spojrzenie na wiele, zdawałoby się, wyczerpanych już tematów, z drugiej zaś szczerość, z jaką potrafią opowiadać swoje historie. To, w połączeniu z mnogością produkcji artystycznych i rozrywkowych, sprawia, że kino koreańskie dociera do coraz większego grona odbiorców i staje się coraz bardziej atrakcyjne dla publiczności.
Mimo to wciąż pozostaje taka lekka ekscytacja, kiedy Koreańczycy biorą się za "nowy" dla siebie motyw filmowy - dla przykładu zapowiedzianych jest kilka produkcji sci-fi o podróżach kosmicznych i kompletnie nie potrafię sobie wyobrazić, jak to będzie wyglądało w koreańskim wydaniu, jeśli tylko dodać typowy dla tego kraju humor oraz melodramatyczną podszewkę.
Gdzie oglądać filmy południowokoreańskie? "Parasite" jest obecnie grany w polskich kinach, sporo tytułów znajdziemy też na Netflixie (m. in. "Lament", "Okja" czy "Snowpiercera"). Największe przeboje są również wydawane na DVD w polskiej wersji językowej, a nowości pokazywane Warszawskim Festiwalu Filmów Koreańskich (w tym roku przypada 5. edycja imprezy). Nic tylko chłonąć i odkrywać, bo to zupełnie inne podejście do kina wyłamujące się wszelkim schematom, a przede wszystkim: dać szansę.