Za kinem koreańskim szaleją Tarantino i fani horrorów. To tam produkuje się teraz najlepsze filmy

Bartosz Godziński
"Parasite" w reżyserii Bong Joon-ho wygrał Złotą Palmę na tegorocznym festiwalu w Cannes zasłużenie, ale bez niespodzianki. Koreańska kinematografia od lat ma coraz więcej nie tylko nagród, ale i fanów na całym świecie. Wyprodukowała mnóstwo perełek - dla horroromaniaków i nie tylko.
Koreański przebój "Opowieść o dwóch siostrach" doczekał się już hollywoodzkiego remake'u - "Nieproszeni goście" Fot. Materiały prasowe
Południowokoreańskie przeboje przedzierają się co jakiś czas do mainstreamu, ale ciągle nie ma na nie takiej mody jak na kino francuskie, skandynawskie czy oczywiście amerykańskie. Przez lata wydawały się nam zbyt egzotyczne (i takie wrażenie faktycznie jest na początku) lub kojarzone wyłącznie z krwawym kinem zemsty. To się zmieniło. Nowa fala to wysokobudżetowe produkcje, które rozmachem nie ustępują hollywoodzkim blockbusterom, ale mają kilka cech, którym tym drugim często brakuje.
Koreańska muza Quentina Tarantino
Quentin Tarantino od zawsze wykazywał zamiłowanie do westernów, kina klasy B, ale i Korei. Uwielbia zwłaszcza jednego reżysera z tego kraju. "Bong Joon-ho to absolutny wizjoner! Jest nowym wcieleniem Spielberga – nikt inny nie potrafi zrobić tak dobrego kina rozrywkowego" – powiedział na jednym z festiwali. Prawdę powiedziawszy "Parasite" jest bardziej tarantinowski niż "Pewnego razu... w Hollywood", które również walczyło o Złotą Palmę.


Tarantino jest takim fanem Bonga, że zorganizował specjalny pokaz w swoim kinie New Beverly Cinema w Los Angeles. Wyświetlił jego "Okję" na taśmie 35 mm, choć film był wyprodukowany dla internetowej platformy Netflix. Czasem się zastanawiam, co miało silniejszy wpływ na siebie – kino koreańskie na Tarantino czy raczej było na odwrót.
Na liście 20 ulubionych filmów, która kilka lat temu podbijała sieć, są aż dwa Bong Joon-ho: "Zagadka zbrodni" i "Host. Potwór". I to właśnie dzięki temu rankingowi i Quentinowi Tarantino zawdzięczam otwarcie oczu na Koreę Południową.

Wymieniony przez niego "Host" był pierwszym filmem, od którego zacząłem przygodą z tamtejszą twórczością. Jest też doskonałym przykładem tego kina, które cechuje się często brutalnością i żonglowaniem gatunkami: przełamuje schemat monster movie, bo jest w nim nie tylko horror, ale i czarna komedia, dramat rodzinny czy wątki polityczne.

Misz-masz gatunkowy
Jednak Koreańskie kino to nie tylko Bong Joon-ho. Jest jeszcze Park Chan-wook. To kolejny filmowy geniusz, który rozsławia swój kraj na całym świecie. Jego "Oldboya" już polecałem w artykule o najlepszych filmowych plot twistach. W tym tekście nie pozostaje mi nic innego jak zarekomendować jego "Służącą". To thriller erotyczny ocierający się o baśń i dramat kostiumowy. Reżyser znów w przewrotny sposób manipuluje widzem.
Wspomniałem na początku o horrorach, a także o filmie "Host". Korea wypuściła jeszcze dwa hity kina grozy – niezwykle oryginalne i przez to godne uwagi. Pierwszy z nich to "Lament", czyli niepokojący kryminał policyjny z elementami komediowymi i satanistycznymi, czy szalone "Zombie Express" mieszające melodramat z sieczką i zombiakami.
Hollywood już od jakiegoś czasu łączy siły z chłonnym rynkiem azjatyckim. Nie tylko z Chinami, ale właśnie z Koreą. I tak, w superprodukcji "Snowpiercer: Arka przyszłości" pojawił się Chris Evans, a w "Okja" Tilda Swinton. Oba wyreżyserował już dobrze znany Bong Joon-ho. Powstało (i są kręcone) też już wiele anglojęzycznych wersji koreańskich szlagierów jak np. "Oldboy. Zemsta jest cierpliwa" lub remake "Opowieści o dwóch siostrach", czyli "Nieproszeni goście".
O inne warte uwagi filmy poprosiłem dwójkę blogerów, którzy mają bzika na punkcie tamtejszej kultury. Jeżeli ostatnio narzekaliście, że nie macie co oglądać, to macie teraz sporo nadrobienia.

– Ryu Seung Wan to mój osobisty ulubieniec, specjalista od szeroko pojętego kina sensacyjnego, w tym ostatniej komedii policyjnej "Veteran". Godny uwagi jest też Lee Jun Ik, który specjalizuje się w kinie kostiumowym: dla przykładu "The King and the Clown". Festiwale filmowe lubią też bardzo Hong Sang Soo i jego niezliczone historie o piciu soju i popędach seksualnych – wylicza Katarzyna Borowy z bloga How Gee.

I dodaje, że "Castaway on the Moon" to jeden z pierwszych koreańskich filmów, które zrobiły na niej kolosalne wrażenie w kwestii mariaży gatunkowych, czarnego humoru i koreańskiego absurdu.
– Jeśli mówimy o współczesnym kinie Korei na pewno nie można pominąć Kim Ki-duka i takich filmów jak "Wyspa" czy "Pusty dom". Hong Sang-soo także proponuje dawkę znakomitego kina, np. za sprawą "Teraz dobrze, wtedy źle". Warto znać nie tylko dokonania młodszych twórców takich jak Yang Ik-joon i jego "Bez tchu", ale także filmy starszych reżyserów. Zarówno twórczość Im Kwon-taeka ("Chihwaseon", "Ponad czasem") jak i Lee Chang-donga ("Oaza", "Poezja") stanowią nieoceniony wkład w rozwój Nowego kina Korei – przyznaje Sławomir Wasiński z bloga Wchłonięty przez Orient.

Dla zmęczonych Hollywood
Nowa Fala kina koreańskiego wyrosła w latach 90. na hollywoodzkich blockbusterach. – sztandarowym przykładem jest "Shiri" z 1999 roku. Film, który rzeczywiście wyglądał całkiem nieźle jak na standardy i trendy gatunku sensacyjnego z tamtego okresu. Okazało się też, że gdzieś tam na drugim końcu świata ktoś nakręcił dobry, lokalny thriller szpiegowski – opowiada Katarzyna z bloga How Gee.

Jednak twórcy nie naśladują ślepo hollywoodzkich produkcji. – Nowe kino koreańskie cechują wysoki poziom realizacyjny produkcji filmowych oraz ich duża różnorodność. Jednak najważniejsze jest, podobnie jak w przypadku innych azjatyckich kinematografii, ukierunkowanie na obraz, w przeciwieństwie do hollywoodzkich produkcji (lub szerzej zachodniego kina), w których głównym nośnikiem znaczeń jest słowo – podkreśla Sławomir z bloga Wchłonięty przez Orient.
Sławomir Wasiński
Wchłonięty przez Orient

Myślę, że to, co nieustannie przyciąga mnie do filmów z Korei Południowej, to z jednej strony ich oryginalne spojrzenie na wiele, zdawałoby się, wyczerpanych już tematów, z drugiej zaś szczerość, z jaką potrafią opowiadać swoje historie. To, w połączeniu z mnogością produkcji artystycznych i rozrywkowych, sprawia, że kino koreańskie dociera do coraz większego grona odbiorców i staje się coraz bardziej atrakcyjne dla publiczności.

Katarzynę z bloga How Gee do kinematografii południowokoreańskiej przyciąga, oprócz jej cech gatunkowych, siła przyzwyczajenia i zgłębiania tej gałęzi sztuki od strony naukowej. – Po prostu znam nazwiska i wiem, jakich premier wyczekiwać – dodaje.
Katarzyna Borowy
How Gee

Mimo to wciąż pozostaje taka lekka ekscytacja, kiedy Koreańczycy biorą się za "nowy" dla siebie motyw filmowy - dla przykładu zapowiedzianych jest kilka produkcji sci-fi o podróżach kosmicznych i kompletnie nie potrafię sobie wyobrazić, jak to będzie wyglądało w koreańskim wydaniu, jeśli tylko dodać typowy dla tego kraju humor oraz melodramatyczną podszewkę.


Gdzie oglądać filmy południowokoreańskie? "Parasite" jest obecnie grany w polskich kinach, sporo tytułów znajdziemy też na Netflixie (m. in. "Lament", "Okja" czy "Snowpiercera"). Największe przeboje są również wydawane na DVD w polskiej wersji językowej, a nowości pokazywane Warszawskim Festiwalu Filmów Koreańskich (w tym roku przypada 5. edycja imprezy). Nic tylko chłonąć i odkrywać, bo to zupełnie inne podejście do kina wyłamujące się wszelkim schematom, a przede wszystkim: dać szansę.