Misiewicz reaguje na doniesienia o jego "farmie trolli". Przekazał oświadczenie adwokata
"Wiązanie przez dziennikarzy Newsweeka działalności tzw. Farmy trolli z Panem Bartlomiejem Misiewiczem, ponieważ utrzymuje z kimś relacje towarzyskie, są całkowicie bezpodstawne i absurdalne" (pisownia oryginalna) – w ten sposób adwokat Zbigniew Krüger zareagował na najnowsze doniesienia ws. byłego dyrektora gabinetu politycznego i rzecznika MON.
"Fałszywe konta na Twitterze i Facebooku czyszczą wizerunek prezesa TVP, prowadzą kampanie wyborcze politykom, lobbują na rzecz firm zbrojeniowych. Docierają do milionów odbiorców. Współfinansuje ten biznes państwowy fundusz. Tropy z farmy trolli prowadzą do podejrzanego o korupcję Bartłomieja Misiewicza. (...) Odkryliśmy, jak i dla kogo działa największa w Polsce zidentyfikowana farma fałszywych kont w internecie. I po co dezinformuje użytkowników Facebooka i Twittera" – informują autorzy tekstu "Operacja Kulawa Rebelia".
Okazało się, że firma jest farmą trolli. Zatrudnione osoby - dzięki fałszywym kontom - dezinformują i wprowadzają zamieszanie w sieci. Jednym z jej klientów miała być TVP, ale także wiceszef SLD Andrzej Szejna. Firma miała zaś być jedynie podwykonawcą Misiewicza.
Były dyrektor gabinetu politycznego i rzecznik MON za czasów Antoniego Macierewicza w sprawie publikacji "Newsweeka" głos zabrał krótko – publikując oświadczenie adwokata. W nim czytamy m.in., że "Pan Bartłomiej Misiewicz nie miał nic wspólnego z tworzeniem i funkcjonowaniem tzw. farmy trolli".