"Niewytłumaczalne". Chciała rozliczyć Kościół z pedofilii, opisuje, jak reagowali zwykli Polacy

Aneta Olender
Po premierze "Tylko nie mów nikomu", filmu Tomasza i Marka Sekielskich, przez kraj przetoczyła się fala oburzenia. Wszyscy domagali się rozliczenia sprawców, wsparcia ofiar i pociągnięcia do odpowiedzialności Kościoła. Dziś, po debiucie "Zabawy w chowanego", pytamy Jolantę Banach, współtwórczynię obywatelskiego projektu ustawy, która powołuje Komisję Prawdy i Zadośćuczynienia – komisję zajmującą się molestowaniem seksualnym nieletnich przez kler – o to, co udało się zrealizować tym, którzy szumnie zapowiadali brak tolerancji dla pedofilii. Jak się okazuje, bierność to nie tylko problem polityków, ale i nas wszystkich.
Jolanta Banach współtworzyła obywatelski projekt ustawy rozliczający Kościół z pedofilii. Fot. Bartosz Bańka / Agencja Gazeta
Najpierw były doniesienie o ks. Jankowskim, chwilę później premiera pierwszego filmu braci Sekielskich o pedofilii w Kościele. Jedna i druga sprawa wywołały ogromne poruszenie i oburzenie. Wydawało się, że ofiary wreszcie będą wiedziały, czym jest sprawiedliwość. Co się zmieniło od tamtego czasu w naszym kraju?

Po wielkim poruszeniu nastąpił okres milczenia. Milczenia ze wszystkich stron. Rząd zapowiedział skierowanie do Sejmu projektu ustawy o powołaniu komisji zajmującej się pedofilią w Kościele.

Tak też się stało. Projekt został uchwalony w sierpniu, ale idea komisji w wersji rządowej omija istotę sprawy, czyli wyjaśnienie i zapobieganie ukrywaniu pedofilii w Kościele, zapobieganie mechanizmowi tuszowania nadużyć.


"Stowarzyszenie Lepszy Gdańsk" zainicjowało działania na rzecz powołania niezależnej komisji, która miała rozliczać kler z pedofilii i zwalczać takie nadużycia. Jaki jest efekt tych prac?

Komitet Inicjatywy Obywatelskiej, którego prace koordynowałam, powstał jeszcze przed emisją pierwszego filmu braci Sekielskich. Powstał, gdy nieżyjąca już Bożena Aksamit, razem z Piotrem Głuchowskim, ujawnili przeszłość pedofilską ks. Jankowskiego. Wtedy też rozpoczęły się w Gdańsku protesty pod pomnikiem prałata.

Michał Wojciechowicz, jeden z naszych przyjaciół, syn słynnej opozycjonistki i najmłodszy więzień PRL-u, ujawnił, że po wyjściu z więzienia zwrócił się o pomoc do księdza Jankowskiego, a stał się ofiarą molestowania. To on rzucił hasło powołania Komitetu Inicjatywy Obywatelskiej.

W czasie, kiedy uchwalono rządowy projekt, komitet kontynuował prace. Oczywiste było dla nas to, że projekt nie może budzić wątpliwości natury konstytucyjnej, ani zastępować organów ścigania czy sądów.

Ponadto rząd w reakcji na wzburzenie opinii publicznej podjął działania mające na celu powołanie komisji, ale przyjęta ustawa nie dotyka istoty rzeczy, czyli rozliczenia systemu ukrywania nadużyć seksualnych popełnianych przez duchownych. Mało tego, do tej pory rząd nie powołał tej komisji. Komisji, nad którą miałby 100-procentowy nadzór.

Myślę, że powód jest oczywisty. Mieliśmy po drodze kampanię wyborczą do Sejmu, dlatego Prawo i Sprawiedliwość, nawet w przypadku powołania tak kadłubkowej wersji komisji, nie chciało się narażać hierarchom kościelnym. Zadecydowały względy kampanijne.

W poprzedniej kadencji Sejmu nie powstał kontrprojekt opozycji. Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie dlaczego, gdy uchwalana była ustawa rządowa, opozycja nie proponowała swojej wersji. Wszyscy wiedzieli, że pracujemy nad projektem ustawy obywatelskiej i nic nie stało na przeszkodzie, żeby połączyć siły.

Nie chodzi jednak o to, aby oskarżać polityków opozycji. Myślę, że kierowało nimi przeświadczenie, iż w tym układzie politycznym nic się nie da zrobić.

Uważam jednak, że nie chodzi tylko o zaproponowanie własnej wersji ustawy, ale również o aktywność publiczną, która ma charakter edukacyjny i informacyjny. I taką pracę wykonywały posłanka Joanna Scheuring-Wielgus i radna Warszawy Agata Diduszko-Zyglewska, tworząc raport o pedofilii w Kościele.

Kiedy projekt ustawy powołującej m.in. Komisję Prawdy i Zadośćuczynienia trafił do Sejmu?

Po wyborach parlamentarnych Komitet Inicjatywy Obywatelskiej najpierw w sposób nieformalny, a 13 listopada, kiedy ukonstytuował się nowy Sejm, oficjalnie zdecydował o przekazaniu projektu posłance Lewicy. Następnie Michał Wojciechowicz zwrócił się z apelem o wniesienie projektu do trzech klubów opozycyjnych: KO, PSL i Lewicy. Tylko od Lewicy otrzymaliśmy informację, że klub podejmie działania zmierzające do złożenia projektu do laski marszałkowskiej.

Co się dzieje z projektem teraz?

Projekt ustawy został złożony 15 maja w Sejmie przez posłankę Scheuring–Wielgus. Może być odrzucony w pierwszym czytaniu, może być skierowany do prac w komisjach, czyli zamrożony przez rządzących. Nie wątpię, że tak się stanie...

Być może jednak po kolejnym filmie braci Sekielskich część polityków i polityczek PiS-u się cofnie, może nastąpią jakieś poprawki w trybie i powoływaniu członków tej komisji, w jej niezależności, w kompetencjach.

Współpracując przy tworzeniu projektu trudno było namówić kogoś do współpracy?

To z założenia miała być inicjatywa obywatelska i dlatego specjalnie nie zapraszaliśmy polityków, oprócz tych, którzy w swojej działalności publicznej zajmowali się problemem ukrywania pedofilii. Muszę natomiast powiedzieć, że nie było też łatwo, jeśli chodzi o gotowość do współpracy ze strony znanych prawników, którzy deklarowali poparcie dla idei, ale bezpośrednio do pracy się nie włączyli. To dowodzi, jak trudno zmierzyć się w Polsce z tym tematem.

Bez zastrzeżeń zaproszenie przyjęły prof. Monika Płatek, prof. Eleonora Zielińska, prof. Danuta Waniek, mec. Anna Frankowska, mec. Karolina Bućko.
Pozwoli pani, że wrócę jeszcze do pierwszego pytania. Wiele osób uważa, że jeśli chodzi o systemowe rozwiązania, niewiele się zmieniło. Dlaczego, skoro były w nas takie emocje i taka złość?

Chciałabym odejść od rozważania, jaką rolę odegrali politycy w braku dalszego ciągu tej sprawy. Odpowiedzi na to pytanie można szukać chyba także w labilności opinii publicznej. Polega ona na rozdźwięku między wzburzeniem przejmującymi faktami a gotowością do działania.

Z jakichś powodów, nie wiem jakich, nie jestem politolożką, nie jestem socjolożką, mogę się tylko domyślać, społeczeństwo nie jest wystarczająco zdeterminowane, aby domagać się od rządu i od wszystkich polityków ostatecznego wyjaśnienia i rozwiązania problemu.

Tym ostatecznym wyjaśnieniem i rozwiązaniem problemu jest po prostu powołanie komisji na wzór komisji działających w świecie. Przecież nie oczekujemy, że politycy sprawią, iż od jutra nie pojawią się przypadki nadużyć na tle seksualnym w różnych środowiskach, w rodzinach. Chodzi o to, aby państwo zaczęło chronić swoich obywateli, przywracając właściwe relacje między organami państwa a Kościołem w skutecznym przeciwdziałaniu nadużyciom seksualnym.

Tutaj jest jakiś brak determinacji. Kiedy zbieraliśmy podpisy pod zarejestrowaniem Komitetu Inicjatywy Obywatelskiej, część mieszkanek i mieszkańców Gdańska podpisywała się bez zastrzeżeń, ale część nie bardzo. Pytaliśmy o powody, ale nie zawsze otrzymywaliśmy odpowiedzi.

A jeśli już ktoś wyjaśniał, dlaczego nie chce podpisać, to co mówił?

Chodziło o asekurację powodowaną lękiem przed podawaniem nazwiska. Ludzie wiedzą, że parasol ochronny nad Kościołem sprawuje rząd. Nie bez znaczenia było przekonanie, że podpis w jakiś sposób stawia ich w pozycji nielojalności wobec własnego Kościoła.

Natomiast część obywateli przyjęła argumentację kościelną, że przypadki pedofilii zdarzają się w każdym środowisku, a w związku z tym uwaga skupiona na tej instytucji wynika z politycznych uprzedzeń.

Postawy są więc różne. To pierwsze wzburzenie jest szczere, natomiast kiedy przychodzi do działania, bywa różnie. Dopóki politycy mają za plecami taką labilność zachowań, wolą się nie narażać. Zwłaszcza ci, którym zależy na tej katolickiej, konserwatywnej części społeczeństwa i na poparciu instytucji Kościoła.

To jest obraz polskiej niemocy?

To jest polska niemoc. Nawet Irlandia sobie z tym problemem poradziła, nie mówiąc już o Niemczech. Póki co mamy silny sojusz tronu z ołtarzem, sojusz rządzących z instytucją kościelną, żeby doszło do jakiegoś przełomu. Dopóki rządzący mają większość, opozycja jest bezradna i należy mieć tego świadomość.

Zaskakują mnie te słowa, bo wydawało mi się, że jako społeczeństwo jesteśmy bardzo wrażliwi na krzywdę dzieci.

Niekoniecznie. Mnie też zresztą się tak wydawało. Myślę, że mamy wiele mitów w naszej polskiej tożsamości. Podobnie jest z deklarowanymi wartościami rodzinnymi natury bardzo tradycjonalistycznej. W badaniach zawsze wychodzi, że Polki i Polacy w tym zestawieniu są ponadprzeciętni w skali europejskiej, czy nawet światowej. Tymczasem mamy wysoki wskaźnik rozwodów, wzrost liczby związków nieformalnych, samotnego rodzicielstwa.

Istnieje więc różnica między deklaracjami a praktyką, rozziew pomiędzy ewidentnym przeciwdziałaniem krzywdzie dziecka a lojalnością wobec instytucji Kościoła. To jest niemal niewytłumaczalne.

Wynika to także m.in. z edukacji przesiąkniętej religijnością, oferty duchowej, która nie ma alternatywy. Praktycznie nie uczymy o historii religii, nie ma innych koncepcji metafizycznych, innych koncepcji duchowości, nie ma krytycznego nauczania tych treści. Uroczystości państwowe są przesiąknięte religijnością. To jest problem, który dostrzegliśmy zbierając podpisy pod zarejestrowaniem Komitetu Inicjatywy Obywatelskiej.

Politycy boją się Kościoła? Nasze państwo jest chyba tylko z pozoru świeckie.

Nasze państwo nosi cechy państwa wyznaniowego. Wiele elementów wskazuje na to, że instytucje kościelne przenikają w sposób bezpośredni w porządek świecki. Taka jest polska rzeczywistość. I będzie tak dopóty, dopóki ta instytucja ma tak przemożny wpływ na edukację, dopóki jest obecna w ceremoniale państwowym, ma bezpośredni wpływ na charakter tworzonego prawa, wyniki wyborów, na obsady personalne w wielu podmiotach państwowych.

Dopóki Polacy nie zaczną oddzielać swoich przekonań religijnych od bezwarunkowego podporządkowania się instytucji, to politycy będą przekonani, że muszą liczyć się z Kościołem, naruszając wzajemną niezależność organów oraz instytucji państwowych i kościelnych.
W ten sposób tworzy się błędne koło.

Myślę jednak, że wydarzenia sprzed ponad roku, o których mówimy, które tak wstrząsnęły opinią publiczną, rozpoczęły pewne zmiany.

Jakie? Poza działaniem Komitetu coś się zmieniło? Ktoś został rozliczony?

Wbrew pozorom myślę, że tak. Wskazują na to choćby obydwa filmy braci Sekielskich, poważne publikacje Piotra Głuchowskiego, Bożeny Aksamit, Justyny Kopińskiej, Mapa pedofilii w Kościele, a także wiele przeróżnych inicjatyw wolontariackich dotyczących obrony ofiar, dochodzenia zadośćuczynienia.

Jeszcze do niedawna nie słyszeliśmy o przypadkach szybkiego zatrzymania podejrzanych o pedofilię księży. Co by jednak nie mówić, to organy ścigania w tej kwestii zachowują się w sposób jednoznaczny i szybki, jak na polskie standardy.

Sądy przyznają wysokie odszkodowania ofiarom księży. Między emisją jednego i drugiego filmu braci Sekielskich jednak coś się wydarzyło, jeśli chodzi o odpowiedzialność zwierzchników, którzy wiedzieli o przestępstwach seksualnych, a mimo to przenosili księży do innych parafii, nie zawiadamiali organów ścigania.

Krótko mówiąc, prokuratura nie waha się wzywać, przesłuchiwać i stawiać zarzutów kościelnym hierarchom. Pamiętam, że jakiś policjant, chyba z Wejherowa, zawiadomił prokuraturę, że na plebanii przebywa ksiądz już po wyroku, który odprawia rekolekcje dla młodzieży.

Czyli małymi krokami, ale jednak...?

Tak. Ale wciąż są to incydentalne reakcje tam, gdzie się prokuraturze uda postawić zarzuty, a sądowi przeprowadzić przewód udowadniając zwierzchnikom, że odpowiadają karnie za ukrywanie przestępstwa.

Trzeba przeanalizować mechanizmy umożliwiające tuszowanie przestępstw, którym należy położyć kres, bo być może konieczna będzie zmiana prawa. W projekcie ustawy takie kompetencje nadajemy komisji. Miałaby ona występować do różnych organów o dokonanie stosownych zmian.

Komisji umożliwiamy także dostęp do dokumentów, prowadzenia postępowania wyjaśniającego na miejscu, w siedzibach organów Kościoła. To jest ważne właśnie dlatego, że wiele spraw do dziś nie ujrzało światła dziennego i uległo przedawnieniu. Jeśli np. dorosły człowiek relacjonuje zdarzenia sprzed lat i ta relacja jest kwestionowana przez oskarżanych księży, to zweryfikowanie wiarygodności relacji może nastąpić m.in. poprzez dokładny opis topografii plebanii.

Organy ścigania mają problem z wejściem na teren plebanii. Co ciekawe, w konkordacie tylko dwa miejsca kościelne są objęte immunitetem, miejsce kultu i pochówku, a nie plebanie czy sale spotkań.

Komisja w projekcie obywatelskim ma szerokie uprawnienia dotyczące uczestnictwa w postępowaniu przygotowawczym i sądowym. To jest w interesie pokrzywdzonego, bo nie każdy ma na tyle siły, możliwości i środków, żeby dochodzić zadośćuczynienia.

Działalność państwowej komisji, która zobowiązana jest do składania i upubliczniania sprawozdań z prowadzonych spraw, ma również charakter prewencyjny. Jest ostrzeżeniem dla instytucji kościelnych, że nie można ukrywać sprawców.

Ale o przełomie w polskim Kościele nie ma nawet co wspominać?

Mimo trzęsienia ziemi, mimo zebrania tak wielu faktów i tego, co zobaczyliśmy w filmie Sekielskich, mimo działalności różnych organizacji, mimo deklaracji papieża Franciszka, w polskim Kościele tego przełomu nie ma.

Kościół może liczyć na parasol rządzących. Dowodzi o tym choćby ten fragment filmu "Zabawa w chowanego", w którym jest mowa o okólniku ministra sprawiedliwości pozwalającym na udostępnianie akt sprawy instytucji, która przecież nie jest stroną.

Dopóki Kościół ma tak mocne wsparcie rządzących, nie ma tam wewnętrznej woli do przemiany. Wydaje się, że Watykan wobec dużej suwerenności wobec Kościołów państwowych też jest bezradny.

Gdyśmy mieli do czynienia z jakimś przełomem, to biskup Janiak wysłałby akta do Watykanu dwa lata temu, a nie teraz, kiedy sprawa została ujawniona. Przełamanie postawy oblężonej twierdzy może przyjść tylko z zewnątrz w formie jednoznacznych działań państwa, jego organów. Gotowość do rozliczeń w tej instytucji jest żadna.

Wobec tego te krzyki polityków, jak choćby przywołane w filmie słowa Kaczyńskiego o braku tolerancji wobec seksualnych nadużyć, to hipokryzja?

To jest przypadek, w którym rząd rozmija się z deklaracjami. A dowodem jest to, że choć od sierpnia ubiegłego roku, od uchwalenia ustawy o powołaniu komisji państwowej, do tej pory tej komisji nie ma.

Jeszcze długo będziemy musieli czekać na to, aż coś w naszym kraju naprawdę się ruszy?

Myślę, że niewątpliwie tak i że wiele zależy od laikatu Kościoła katolickiego. W moim przekonaniu bardzo ważne jest to, żeby do wiernych dotarło wreszcie, że taka niezależna komisja daje pewność bezstronności w wyjaśnianiu wszystkim stronom. Bezstronność i rzetelność.

Może, gdy opozycja wreszcie zyska większość, uda się powołać nie tylko niezależną komisję, ale też dokonać zmian w ustawach regulujących stosunki państwa i Kościoła. Zmian wzmacniających rolę laikatu w zarządzaniu kościelnymi instytucjami, żeby np. miał wpływ na gospodarowanie finansami swojego probostwa, na konsultowanie tego, kto je obejmuje. To jest możliwe. Potrzebna jest jednak zmiana świadomości wiernych Kościoła katolickiego i zmiana prawa.

Czytaj także: Bohater filmu braci Sekielskich o swoim oprawcy: "Nie oczekuję przeprosin"

Czytaj także: Już wiadomo, kto ma walczyć z bezkarnością kleru ws. pedofilii. To współpracownik Ordo Iuris

Czytaj także: "Tu rządzi polityka". Marek Sekielski o bezkarności księży z filmu "Zabawa w chowanego" [PODCAST]