To nie jest "kolejna śmierć czarnego". Nie możemy być obojętni ws. George'a Floyda [FELIETON]

Ola Gersz
My, Polacy, potrafimy zbuntować się przeciwko niesprawiedliwości i wyjść wściekli na ulice. To jedna z naszych lepszych cech narodowych – brak przyzwolenia na opresję. Jednak komentarze w internecie po śmierci George'a Floyda pokazały, że – mimo że zaledwie dziewięć dni temu tępiliśmy "nadgorliwe" zachowanie policji podczas Strajku Przedsiębiorców – wciąż nie rozumiemy niesprawiedliwości, jakiej doświadczają Afroamerykanie z rąk policjantów. Tragedia w Minneapolis potrzebuje również naszego gniewu, niezależnie od rasy, klasy, narodowości.
George Floyd zginął z rąk policji w Minneapolis Fot. Twitter / Ruth Richardson
Oto fakty. Fakt pierwszy: George Floyd, 46-letni mężczyzna, który niedawno stracił pracę ochroniarza w klubie w Minneapolis z powodu pandemii koronawirusa, miał zapłacić w sklepie fałszywym 20-dolarowym banknotem. Fakt drugi: Floyd był "pod wpływem" i był nieuzbrojony. Fakt trzeci: Po przyjeździe na miejsce policjant Thomas Lane od razu wyciągnął broń, mimo że Floyd siedział w samochodzie z dwiema innymi osobami.

Fakt czwarty: George Floyd opierał się policji, gdy ta zakładała mu kajdanki i nie chciał wejść do radiowozu – mówił, że czuje się w nim "klaustrofobicznie". Fakt piąty: podczas szamotaniny 46-latek upadł na ziemię, a policjant Derek Chauvin uklęknął na ziemię i przycisnął szyję mężczyzny swoim lewym kolanem. Fakt szósty: Floyd 12 razy powtórzył, że nie może oddychać, kierował do Chauvina słowa "proszę, proszę, proszę" i wzywał swoją matkę.


Fakt siódmy: Zaniepokojeni świadkowie – to jeden z nich nagrał interwencję policji – błagali policjanta, aby zostawił Floyda i blisko 16 razy prosili, aby sprawdzono jego puls. Fakt ósmy: Derek Chauvin trzymał kolano na szyi Floyda przez 8 minut i 46 sekund, z czego przez ponad 2 minuty George Floyd był nieprzytomny. Fakt ósmy: "Zabili go" – powtarzali świadkowie, gdy Floyd stracił przytomność.
Fakt dziewiąty: Policjant JA Kueng nie mógł znaleźć pulsu na nadgarstku Floyda, ale Chauvin wciąż nie zdejmował kolana z jego szyi – wezwano karetkę. Fakt dziesiąty: George Floyd zmarł w szpitalu godzinę po interwencji czterech policjantów. Fakt jedenasty, ostatni: nie możemy być obojętni.

Śmierć George'a Floyda a rasizm strukturalny


"Czarni wszędzie widzą rasizm", "To tylko kolejna śmierć czarnego, nie powinni być zaskoczeni", "Oni zawsze przesadzają" – takich komentarzy w polskim internecie są setki. Wydajemy się nie widzieć, że śmierć George'a Floyda była nie tylko bezsensowną śmiercią, do której przyczyniła się interwencja policji w Minneapolis, ale wyraźnym aktem rasizmu.

I nie chodzi tu wcale o ewentualny rasizm policjantów, którzy doprowadzili do jego śmierci – ci osobiście wcale nie musieli być rasistami – ale o rasizm strukturalny. Czym jest rasizm strukturalny, inaczej nazywany systemowym? Najlepiej wyjaśniła to Reni Eddo-Lodge w swojej książce "Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry".

"Rasizm strukturalny jest trudny do napiętnowania z powodu swojej niejawnej natury. Gdy próbujesz go uchwycić, wymyka się jak wodny wąż zabawka. (...) Strukturalny rasizm jest wtedy, gdy dziesiątki, setki lub nawet tysiące ludzi łączą siły w ramach jednej organizacji i działają zgodnie ze swoimi, takimi samymi uprzedzeniami. Rasizm strukturalny to tworzona przez tych ludzi, nieprzenikniona biała kultura miejsca pracy, gdzie każdy, kto nie pasuje, musi się dostosować albo odpada z gry. Często nie sposób uchwycić tego, co przechodzi niezauważone – milcząco uniesionych brwi, skrywanych uprzedzeń, sądzenia po pozorach – inaczej niż poprzez odwołanie do skruktury".

Rasizm strukturalny to domena amerykańskiej policji, która znacznie brutalniej i ostrzej traktuje Afroamerykanów czy Amerykanów pochodzenia latynoamerykańskiego, niż białych (o czym za chwilę). Zresztą tak samo, jak wszystkie inne służby, zakłady pracy czy prawo. Nie oznacza to wcale, że wszyscy biali Amerykanie to rasiści – oznacza to, że rasizm strukturalny tak głęboko wszedł w kulturę Stanów Zjednoczonych, że jest prawie niewidoczny. Jest "wbudowany w konstrukcję naszego świata" – podkreśla Eddo-Lodge.

Warto przeczytać mocny reportaż Jill Leovy, dziennikarki śledczej "Los Angeles Times", "Wszyscy wiedzą. O zabójstwach czarnych w Ameryce". "Stawienie czoła prawdzie o morderstwach popełnianych w Ameryce to pierwszy krok ku uznaniu, że ten stan rzeczy jest nie do przyjęcia i że Afroamerykanie zbyt długo nie buli należycie chronienie przez wymiar sprawiedliwości swojej ojczyzny" – pisze Leovy o ogóle zabójstw Afroamerykanów w USA, nie tylko tych z rąk policji.

Zabójstwa Afroamerykanów w USA


Tydzień temu policja w Warszawie brutalnie rozprawiła się z protestującymi przedsiębiorcami. "Gestapo!", "Zomo!" – oburzało się po strajku tysiące osób w internecie, w którym krążyły nagrane z telefonów komórkowych filmy z "nadgorliwymi" policjantami w roli głównej. Hasztag #ZOMO trendował na Twitterze, a kwestia nieuzasadnionych działań policji – w tym również zatrzymanie przez policjantów kobiety protestującej pod siedzibą Trójki – był przez kilka następnych dni szeroko omawiany w mediach.

Wystarczył nam jeden incydent – a w zasadzie kilka – żebyśmy zaczęli głośno protestować (tym razem wirtualnie) i upominać się o swoje prawa obywatelskie. Podkreślaliśmy oburzeni, że policja ma bronić porządku i bezpieczeństwa, a nie stać nad nami z pałką i tej pałki nadużywać. Szczególnie gdy zatrzymywani obywatele nie stanowią zagrożenia. W Stanach Zjednoczonych te działania policji powtarzają się regularnie. Ba, są już regułą. Tyle że za oceanem policja nie ogranicza się do nieuzasadnionych aresztów i bicia – tam policja zabija.

Z analizy "Washington Post" opublikowanej w marcu tego roku wynika, że od marca 2015 roku funkcjonariusze w USA zabili – w samych strzelaninach – 4 728 osób. Mimo że wśród nich było 2 385 białych oraz znacznie mniej, bo 1 252 Afroamerykanów, to trzeba podkreślić, że czarnoskórzy Amerykanie stanowią 13 procent całej populacji Stanów Zjednoczonych, a biali – ponad 70 procent. Mimo to wskaźnik zabójstw Afroamerykanów z rąk policji jest ponad dwa razy większy. Alarmująco często byli oni również nieuzbrojeni, a użycie siły było nieuzasadnione.
Fot. Screen z: https://www.washingtonpost.com/graphics/investigations/police-shootings-database/
Warto wiedzieć: prawdopodobieństwo zabicia Afroamerykanina przez policjanta wynosi 1 na 1000. Dwa razy częściej ich samochody są zatrzymywane na poboczu i istnieje większe prawdopodobieństwo, że zostaną przeszukani, niż w przypadku białych osób. Morderstwa czarnych Amerykanów są znacznie częściej ignorowane przez służby. Afroamerykanie częściej otrzymują również wyroki więzienia, a ich odsiadki są dłuższe i dysproporcjonalne w stosunku do popełnionych przez nich czynów. Oto niesprawiedliwość policji – i jej rasizm strukturalny – w praktyce.

"Black Lives Matter"


Dobrze pamiętamy swój gniew i szok po oburzającej śmierci Igora Stachowiaka na komendzie we Wrocławiu. W Polsce to wciąż jednostkowe przypadki. W USA takich osób – zmarłych w wyniku nieuzasadnionej interwencji policji – są tysiące, a olbrzymia część z nich tylko dlatego, bo ma niebiały kolor skóry. Po ostatnich przypadkach Ahmauda Arbery'ego (25-latek zginął z rąk cywilów, ojca i syna, podczas joggingu) oraz Breonny Taylor miarka się przebrała.

Amerykańska policja ma prawo użyć broni w uzasadnionych przypadkach, m.in. obrony własnej czy agresji zatrzymywanych. George Floyd nie był jednym z takich przypadków, mimo że wyrywał się policjantom. Jednak nie miał broni, nie był podejrzany o przemoc, a już na pewno nie stwarzał żadnego zagrożenia, gdy nieruchomo leżał na ulicy. Czy oszustwo i opór przed aresztem – przypomnijmy, że jeden z policjantów miał wyjętą broń – to powód, aby zginąć? I czy kolano policjanta to nowa broń amerykańskich służb?

Śmierć George'a Floyda to dowód na to, że policja nadużywa swojej władzy, a na to nie możemy pozwolić w żadnym kraju – abstrahując od koloru skóry. Amerykanie mają prawo protestować. Wcale zresztą nie demonstrują tylko Afroamerykanie. Na zdjęciach z marszów, w relacjach w internecie widać setki tysięcy oburzonych ludzi, którzy są każdej rasy i narodowości. Niesprawiedliwość i rasizm strukturalny nie jest problemem jedynie Afroamerykanów, ale wszystkich z nas – empatycznych ludzi, którzy walczą o przestrzeganie praw człowieka i mówią "nie" opresji. Tak jak protesty w sprawie zaostrzenia prawa aborcji w Polsce są również kwestią mężczyzn – na każdym marszu mężczyźni stali murem za kobietami, mimo że przecież nie mają macic. My też stójmy murem za Georgem Floydem i zabijanymi bezsensownie Afroamerykanów, mimo że mamy biały kolor skóry i mieszkamy w Polsce: podpisujmy petycje, udostępniajmy treści w sieci, głośno mówmy o tej tragedii, czytajmy o rasizmie strukturalnym.

"Black Lives Matter", "Czarne życia mają znaczenie" – to hasło jest jednym z symboli XXI wieku. "Ale przecież wszystkie życia się liczą" – mówią niektórzy oburzeni, tym samym pokazując, że nie rozumieją problemu. Nie wszystko kręci się wokół białych ludzi, nie wszystko musi być o nas. Tak, liczy się każde życie. Jednak ruch "Black Lives Matter" walczy o to, aby czarne życia – które są bardziej narażone na niesprawiedliwość i przemoc – liczyły się tak samo, jak inne. Tu nie chodzi o nas, białych, tu chodzi o represjonowane mniejszości. My możemy, mówiąc kolokwialnie, zamknąć się i walczyć razem z nimi.

Jednak przemoc nie jest rozwiązaniem – jak podkreśliła córka Martina Luthera Kinga Bernice King. Zamieszek nie można usprawiedliwiać, chociaż można zrozumieć ten olbrzymi gniew, który kotłuje się w amerykańskim społeczeństwie od lat, dekad. Większość protestujących demonstruje jednak pokojowo, o czym zdajemy się zapominać. Jak w hrabstwie Flint Township w Michigan, w którym do marszu dołączył szeryf Chris Swanson – i policjant, i biały. Skupiajmy się na walce o sprawiedliwość i dobru, jakie może z niej wyniknąć, a nie na zamieszkach.