Nigdy nie widziałem tak brutalnego dokumentu. Nawet nie waż się oglądać go samotnie

Bartosz Godziński
Historia Richarda Ramireza od zawsze fascynowała reżyserów - seryjny morderca o pseudonimie Night Stalker (Nocny Prześladowca) doczekał się aż czterech filmów fabularnych. Bije je na głowę nowy miniserial dokumentalny Netflixa, bo nic nie wywołuje takich emocji, jak prawda.
Richard Ramirez, zwany Nocnym Prześladowcą, zamordował 14 osób Fot. Netflix
4-odcinkowy serial true crime w ostatnich dniach wywołał absurdalne kontrowersje. Widzowie oburzyli się tym, że jest... zbyt brutalny. Zapomnieli chyba, że oglądają dokument o jednym z największych potworów naszych czasów. Rozumiem jednak, że w czasie seansu może się zbierać na wymioty. Twórcy nie cackają się bowiem w inscenizacje z aktorami, lecz pokazują prawdziwe zdjęcia brutalnych morderstw.


Czytaj też: Serial Netflixa o okrutnym mordercy okazał się zbyt... brutalny? "Wow, bez jaj"

Netflix znów udowodnił, że jest mistrzem w kręceniu seriali dokuemntalnych

Wiele można powiedzieć o serialach Netflixa, ale jeśli chodzi o te dokumentalne, a szczególnie true crime, to można je oglądać w ciemno (ale nie po ciemku!). Lista jest naprawdę długa: "Making a Murderer", "Bardzo dziki kraj", "Rozmowy z mordercą: Taśmy Teda Bundy'ego", czy "Zaginięcie Madeleine McCann".

Nową produkcję o Richardzie Ramirezie można z pewnością umieścić na półce z najlepszymi serialami true crime Neflixa. Ma wszystko to, co sprawia, że współczesne dokumenty ogląda się z większym zaangażowaniem niż filmy. Jest oparta na faktach, ale opowieść ma "fabularny" przebieg, zwroty akcji i cliffahangery.
Fot. Netflix
Odchodzi także od pokazywania wyłącznie gadających głów, które odstraszały od takich dokumentów przez lata. Choć oczywiście nie brakuje w nim wypowiedzi osób. Inaczej nie da się przecież dobrze przedstawić sprawy z połowy lat 80. oraz spojrzeć na nią z szerszej perspektywy. Uzupełniane jest to licznymi animacjami i archiwalnymi materiałami z telewizji oraz kartotek policyjnych.

Głównymi narratorami serialu są dwaj detektywi, którzy doprowadzili do schwytania Nocnego Prześladowcy - ówczesny świeżak Gil Carrillo oraz legendarny śledczy z wydziału zabójstw Frank Salerno. Z ich relacji dowiadujemy się, z jakimi trudnościami mierzyli się w czasie dochodzenia.

Samo powiązanie przestępstw z kilku miast położonych głównie w gigantycznej aglomeracji Los Angeles bez internetowej bazy danych i porównywania próbek DNA wydaje się dziś czymś zupełnie nieprawdopodobnym.
Fot. Netflix

Nocny Prześladowca - seryjny morderca, jakiego wcześniej nie było

Richard Ramirez był "wyjątkowym" seryjnym mordercą. Każdy, kto zgłębia historie takich zwyrodnialców wie, że praktycznie zawsze mają jakieś modus operandi. Ted Bundy zabijał kobiety przypominające jego pierwszą ukochaną, Dennis Rader miał ksywkę BTK od słów "Bind, Torture, Kill", czyli "Skrępować, Torturować, Zabić", a Ed Gein uwielbiał przeczesywać groby i robić sobie ubrania z ludzkiej skóry.

Zbrodnie Ramireza nie łączyło nic prócz siania chaosu. Z jednej strony brutalnie mordował kobiety i mężczyzn w każdym wieku (jego ofiary śmiertelne mają od 9 do 83 lat), różnej rasy i o odmiennym statusie społecznym. Z drugiej strony porywał i molestował dzieci, darując im potem życie.
Fot. Netflix
To się zupełnie nie trzymało kupy. Mieszkańcy zachodnich Stanów w tamtym czasie autentycznie nie mogli spać po nocach, bo nie wiadomo było, czy nagle nie obudzi ich facet trzymający nóż na gardle.

Panika byłaby jeszcze większa, gdyby w telewizji i gazetach były pokazywane zdjęcia z miejsc zbrodni. Dokumentalistom Netflixa udało się pozyskać te przerażające fotografie, które pokazali bez cenzury w swojej produkcji. Może się to wydawać kontrowersyjne, ale lepiej mieć świadomość takich zbrodni, niż potem spać przy otwartych drzwiach i oknach (co też przyczyniło się do takiej "popularności" seryjnych morderców w USA).

Oglądałem sporo dokumentów true crime, ale tylu dobrze zachowanych, prawdopodobnie odrestaurowanych i szczegółowych zdjęć z miejsc kaźni jeszcze nie widziałem. Same opowieści policjantów nie miałyby takiej siły przekonywania. Tak musi wyglądać prawdziwe piekło, dlatego właśnie lepiej nie oglądać tego serialu samotnie przy zgaszonym świetle. I po sytym obiedzie.
Fot. Netflix

"Richard Ramirez: Polowanie na seryjnego mordercę" to jeden z najlepszych, ale nie najlepszy serial dokumentalny Netflixa

W serialu poznajemy także dziennikarzy opisujących sprawę, którzy często utrudniali prowadzenie śledztwa policjantom, a także rodziny zamordowanych i niedoszłe ofiary Ramireza - jedną z nich molestował, gdy miała zaledwie 6 lat. Nie muszę dodawać, jak przejmujące są ich wyznania. Pokazują, że są rzeczy, których nie da się nigdy wybaczyć lub po prostu zapomnieć i definiują na zawsze nasze życie.

To samo tyczy się Richardo Ramireza. Wszedł na przestępczą ścieżkę niedługo po tym, jak zobaczył zło w najczystszej postaci. Jego kuzyn, weteran wojny w Wietnamie, zamordował na jego oczach własną żonę. Ramirez miał wtedy 11 lat. Niestety wątek wejścia w umysł okrutnego przestępcy został potraktowany w serialu po macoszemu.

Brakuje też bardziej szczegółowego opisania samego śledztwa i kolejnych przełomów, bo w serialu jest to pokazane tak, jakby detektywi, prokuratorzy i sąd opierali się tylko na odcisku buta. Jednak bardziej razi dosłownie kilkuminutowy fragment o przeszłości Ramireza, a byłby świetnym dopełnieniem genezy Nocnego Prześladowcy. Nie dowiedziałem się np. czy jego miłość do Szatana była objawem zaburzenia psychicznego, czy kpił sobie ze wszystkich jak Charles Manson?
Fot. Netflix
Możliwe, że twórcy chcieli uniknąć próby tłumaczenia motywów seryjnego mordercy, bo mogłoby to być niesmaczne w kontekście goszczonych w serialu ofiar. To odwieczny dylemat: czy winę za zbrodnie ponosi potwór, czy środowisko, które go stworzyło? Kogo w tym drugim wypadku skazać i jak nie dopuścić do takich czynów w przyszłości? Tego nigdy się nie dowiemy, dlatego bohaterów do seriali true crime nigdy nie zabraknie. Niestety.

Czytaj też: 10 seriali true crime, które musisz zobaczyć. Znajdziesz je na Netflixie i HBO GO