Artur Orzech dla naTemat: żeby komentować Eurowizję, trzeba coś o niej wiedzieć

Tomasz Ławnicki
Znamy już 26 utworów finałowych, które zostaną zaprezentowane w sobotę w 65. Konkursie Piosenki Eurowizji. Po raz pierwszy od lat Eurowizji w Telewizji Polskiej nie skomentuje Artur Orzech. Co nie oznacza, że nie skomentuje w ogóle.
Artur Orzech, wprawdzie nie w TVP, ale i tak skomentuje Eurowizję 2021. Fot. screen ze strony YouTube.com / Artur Orzech
W kwietniu stało się jasne, że tym razem TVP nie powierzy Arturowi Orzechowi komentowania Eurowizji. A ponieważ mało kto wyobraża sobie Eurowizję bez Orzecha, dziennikarz postanowił, że i tak również w tym roku konkurs skomentuje. Uruchomił własny kanał na YouTube i zaprasza widzów i słuchaczy.

Eurowizja 2021. Artur Orzech komentuje


Jak będzie można wysłuchać komentarza? Kto w tym roku ma największe szanse na zwycięstwo? Jak ocenia działania TVP? O tym Artur Orzech mówi w rozmowie z naTemat.

Tomasz Ławnicki: Za nami półfinały. Czy teraz już da się z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, kto w tym roku wygra Eurowizję?


Artur Orzech: W Eurowizji nic nie jest jasne do samego końca. Kierując się emocjami, nie ukrywam, że chciałbym, aby wygrały Włochy.

Jestem optymistycznie nastawiony. Wygrana Salvadora Sobrala w 2017 r. dowodzi, że da się prawidłowo wytypować zwycięzcę, kierując się wyłącznie emocjami. Pozytywnie nastrajają mnie także wyniki czwartkowego półfinału. Do finały weszły choćby Bułgaria, Szwajcaria czy Finlandia, choć wykonawcy z tych krajów zaprezentowali piosenki - jak to się kiedyś mówiło - zupełnie nieeurowizyjne.

Natomiast jeśli na tę rywalizację popatrzymy bez emocji, obserwując to, jak ludzie obstawiają swoje pieniądze w zakładach bukmacherskich, no to wszystko wskazywałoby na to, że wygra albo Cypr, albo Rosja.

Eurowizja 2021 odbywa się po dłuższej przerwie spowodowanej pandemią, w szczególnych warunkach. Przed półfinałami mówiłeś o problemach technicznych, jakie towarzyszyły występom. Same półfinały przebiegły już chyba bez przeszkód, prawda? Zauważyłeś jakieś wpadki?

Nie, jedynie w drugim półfinale było opóźnienie z jakimś materiałem, ale to drobiazg. Natomiast kłopoty pojawiły się podczas próby generalnej z udziałem publiczności, która jest oceniana przez jurorów. Problemy dotyczyły odsłuchów. I owszem, to mogło mieć wpływ na jakość występu i ocenę jurorów w całej Europie.

Pamiętajmy o tym, że Eurowizja - oprócz tego, że trzeba mieć dobrą piosenkę i dobrze ją zaśpiewać - składa się ze swoistej lekkości tego występu, z czegoś, co po angielsku określa się jako staging. Na język polski to trudno przetłumaczyć jednym słowem. Ja to opisuję stwierdzeniem, że trzeba mieć pomysł na występ. W jakiś sposób trzeba przyciągnąć oko telewidza i skupić przez te trzy minuty na swoim występie, nie tylko na piosence.

To są trzy składowe elementy: piosenka, wykonanie i staging. To wszystko składa się na całość doznań, wrażeń, odczuć zarówno telewidzów, jak i jurorów. Więc jeśli próba jurorska nie była gładka od początku do końca, to w jakiś sposób mogło się to przełożyć na rezultat. Mogło, ale nie musiało.

Postanowiłeś, że choć tym razem nie skomentujesz Eurowizji w TVP, to i tak spotkasz się z widzami i słuchaczami. Swój kanał na YouTube uruchomiłeś niedawno, masz na nim zaledwie jeden filmik. A jak sprawdzałem rano - było blisko 4,5 tysiąca subskrypcji. Zupełnie nieźle!


Sam jestem mile zaskoczony tym, co się dzieje. Ten krótki filmik, który nagrałem we wtorek, ma ponad 35 tys. wyświetleń.
Zdecydowałem się na założenie kanału, bo wiele osób bezpośrednio i pośrednio prosiło o to, oczywiście po to, aby skomentować Eurowizję. W zamieszczonym nagraniu wyjaśniam, że ze względu na brak czasu i różne formalności, nie udało się załatwić kwestii praw do przekazywania transmisji. Więc ze względów prawnych nie mogę sobie na to pozwolić, by na swoim kanale transmitować oficjalny streaming eurowizyjny i siebie wyświetlać tylko gdzieś w jakimś małym okienku.

W tej sytuacji rekomenduję najprostsze wyjście, choć być może nie najbardziej komfortowe: żeby widzowie oglądali oryginał w streamingu na kanale Eurowizji na YouTube, a ja między piosenkami będę komentował występy i przekazywał informacje, które wydają mi się cenne z punktu widzenia widza.

Czyli na przykład można będzie otworzyć w komputerze dwie karty na YouTube - Twój kanał i kanał Eurowizji.

Dokładnie, to jest najprostsze wyjście z sytuacji.

A co w przyszłym roku? Zapowiadasz, że na kolejnym konkursie pojawisz się już na miejscu.

Taki jest plan. Jeżeli nie zdarzy się nic innego, bo może w przyszłym roku telewizja publiczna zaprosi mnie do komentowania konkursu. Ja jestem na taką propozycję otwarty, bo czuję się bardzo mocno związany z Eurowizją. Ale propozycja musi wyjść z TVP, bo generalnie tylko telewizje publiczne mają prawo do transmitowania i komentowania konkursu.

Natomiast jeżeli takiego zaproszenia nie będzie, to będę jednym z dziennikarzy akredytowanych w centrum prasowym przy Konkursie Piosenki Eurowizji i w ten sposób sobie będę radził. Na pewno z częstszymi projekcjami, relacjami, wywiadami z artystami, itd.

Odczuwasz żal, że nie ma Cię w Rotterdamie?

Bardziej odczuwam żal, że nie jestem w stanie skomentować Eurowizji w telewizji, niż to, czy byłbym w Rotterdamie, czy nie. Mógłbym też komentować konkurs w Warszawie.

Bardziej mnie boli serce, że nie udaje się coś, o co przez lata walczyłem: chodziło mi o nie tłumaczenie konkursu Eurowizji, tylko komentowanie. Ale żeby komentować Eurowizję, to trzeba coś o niej wiedzieć.

W tym roku Ciebie jednego zastąpiły dwie osoby (do komentowania Eurowizji TVP wyznaczyła Marka Sierockiego i Aleksandra Sikorę - przyp. red.). Jak to oceniasz?


No, nie wiem. Uśmiecham się, że za jednego Orzecha musi być dwóch nie-Orzechów.

Generalnie w większości państw komentator Eurowizji jest jeden. Owszem, niektóre telewizje, na przykład rosyjska, przyjęły model komentowania konkursu przez parę. W takich sytuacjach dwójka komentatorów jest w jednej kabinie i raczej nie "oddają sobie głosu", tylko starają się wejść w polemikę, czyli coś co znamy choćby z komentowania wydarzeń sportowych.

Jak mówię - to się zdarza. Choć na przykład w telewizji BBC Graham Norton jest jeden i wszyscy czekają, co powie.

To, że nie ma Ciebie w Rotterdamie i nie komentujesz Eurowizji, to konsekwencja Twojej decyzji, że nie poprowadzisz "Szansy na sukces" z Janem Pietrzakiem i zespołem Boys. Liczyłeś się z tym, że taki będzie rezultat?

Jako dorosły obywatel wiedziałem, jakie mogą być skrajne konsekwencje. Przy czym ja wyraziłem swój sprzeciw tylko i wyłącznie wobec propozycji gości i tego konkretnego nagrania "Szansy na sukces". A że to decyzją czyjąś rozeszło się szeroko, również pochłonęło Eurowizję, to na to już żadnego wpływu nie mam.

A w jaki sposób dowiedziałeś się, że Jan Pietrzak i Boys będą w Twoim programie?


Dosyć rutynowo, to znaczy otrzymałem maila ze składem gości na daną sesję nagraniową. No i tego maila trawiłem dosyć długo, aż nie udało mi się go przetrawić.

Uznałeś, że to jest ta granica, której nie da się przekroczyć?


Tak, to jest jeden argument. Drugi argument pojawił się w mojej głowie później: ja się po prostu nie znam na disco polo. Takie mam w życiu podejście, że jak się na czymś nie znam, to się tego nie podejmuję. Jak nie potrafię naprawić lodówki, to jej nie naprawiam, od tego są fachowcy. Rozumiem, że telewizja wyszła z tego samego założenia i zatrudniła kogoś, kto się zna.

Jak oceniasz zachowanie TVP po Twoim odejściu? Telewizja przekazała, że to ona zerwała umowę o współpracy z Tobą.

Ten komunikat TVP pojawił się tylko na początku, potem zniknął. Prawda jest bowiem taka, że ja nigdy nie miałem żadnej umowy o współpracy z Telewizją Polską. Miałem jedynie umowę w zakresie programu "Szansa na sukces".

Później doszło do tego, że dostałem pisma wzywające mnie do zapłaty kar przewidzianych w umowie. Podkreślę: to były kary nie wzięte z sufitu, tylko rzeczywiście takie były zapisy w umowie przy współpracy z programem "Szansa na sukces". I oczywiście miałem świadomość tego, że jeśli podejmuję decyzję, że nie chcę, no to będę musiał zapłacić karę umowną. No i to się stało.

Co do Eurowizji - nie mam i nigdy nie miałem żadnej umowy na komentowanie konkursu przez najbliższych pięć czy dziesięć lat.

Finał w sobotę, wtedy widzowie i słuchacze będą mogli Cię znów usłyszeć. Ale za chwilę będzie po Eurowizji. Gdzie będą mogli Cię znaleźć Ci, którzy tęsknią za Twoim głosem, za Twoimi audycjami, Twoimi muzycznymi wyborami? W Trójce nie ma Cię już od 2017 r.


W tym momencie nie odpowiem na to pytanie, ponieważ nie wiem. Myślę, że potrzeba trochę czasu, aby porozglądać się za nowymi formami kontaktu ze słuchaczami czy widzami. To jeszcze moment. Wierzę, że prędzej czy później gdzieś się zobaczymy i gdzieś się usłyszymy.

Może na scenie? Na Twoim profilu na Facebooku widać Cię dość często z gitarą. To znaczy, że wracasz do grania na poważnie?


Tak, wróciłem do grania. Czy na poważnie? Nie wiem, czy w mój wiek to dobry moment na zakładanie zespołów.

Myślę chyba innymi kategoriami, bo też i rynek się zmienił. Jest coś takiego jak publishing, czyli utwory, po które inni wykonawcy mogą sięgać, natomiast kompozytorzy je po prostu wymyślają, wstępnie produkują i przekazują do sprzedaży. Być może w tym kierunku podejmę jakieś działania.
Może powrót do starego zespołu, do Róż Europy?

Stare powiedzenie mówi "nigdy nie mów nigdy", ale na razie się na to nie zanosi.

Szkoda! Z Różami stworzyłeś sporo naprawdę świetnych piosenek!


Cieszę się, że kilka razy miałem taką wenę twórczą i skomponowałem coś, co akurat odbiorcom przypadło do gustu.

Artur Orzech - ukończył z wyróżnieniem studia na kierunku iranistyki, został asystentem w Zakładzie Iranistyki Wydziału Orientalistycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Był współzałożycielem zespołu Róże Europy, grał na gitarze i skomponował muzykę na pierwszych dwóch płytach grupy: "Stańcie przed lustrami" i "Krew Marilyn Monroe". Pracował m.in. w radiowej Trójce, gdzie prowadził choćby "Prywatną kolekcję" czy "Zaraz wracam". Wielokrotnie prowadził festiwale w Opolu czy Sopocie. Od 1992 r. (z krótkimi przerwami) komentował konkurs Eurowizji.