Polski luksus na kreskę. Trzydziestolatkowie opowiadają, przez jakie potrzeby muszą się zadłużać

Katarzyna Bednarczykówna
Kredyt na kurs filmowy, perfumy za 500 zł, drogi szampon. Na ogródek działkowy, pianino, imprezę urodzinową, wesele i ukulele, na nowy rower. Na życie w Warszawie. Trzydziestolatkowie zapożyczają się na wszystko mimo kryzysu pandemii. – Trzeba się zadłużyć, bo co robić? Mam czekać do 50-tki, żeby ułożyć sobie życie?
Młodzi dorośli zapożyczają się na potęgę mimo pandemii fot. Sharon McCutcheon/ Unsplash
– Brak kasy powinnam mieć wpisany w dowód osobisty – tak mówi. Rodzice mówili z kolei: "oszczędzaj, kupuj to, na co cię stać, nie pożyczaj". Nie chodzi o to, że w domu było żyłowanie. Normalnie: są pieniądze, to się wydaje. Ale kredyt nie, kredyt to zło.

Poza tym od dziecka Marta zawsze dostawała, co chciała. Gdy mama brała ją z siostrą na zakupy, nie było szczególnych limitów. – Z drugiej strony nigdy nie było ciśnienia, żeby mieć najdroższy telewizor czy samochód. Żyliśmy w dostatku, ale nigdy ponad stan.

Dlatego rzeczywistość młodej dorosłej ją dobiła. Nagle brakuje na wszystko. Na początku w mediach zarabia grosze. Podkład za 40 zł to jest wydatek planowany. Rodzice wspierają od czasu do czasu, ale i tak głupio, źle, że niby dorosła, a wiecznie bez własnej kasy.

Pożyczam, bo inwestuję w moją radość

Z czasem zarabia coraz więcej i na coraz więcej ją stać. Z czasem, mimo że zarabia już całkiem nieźle, jej potrzeby przerastają konto w banku. – Zaczęłam sobie odbijać tamte lata: jak mnie coś zainteresuje, chcę to mieć. Natychmiast – wyjaśnia. – Większość rzeczy, które kupuję, traktuję jak inwestycję w dobry humor. Mam kartę kredytową z limitem 10 tys. zł i robię na niej ruch. Dzięki temu jestem dla banku wiarygodna i mimo śmieciówki mam już całkiem wysoką zdolność kredytową – śmieje się.
Czytaj także: Bieszczady? Zapomnij. Teraz Warszawę rzuca się dla Gdyni – tam żyje się tak, że można odpocząć
Na kredyt kupuje głównie perfumy, w pandemii doszły też kursy samorozwojowe. Dzięki pracy zdalnej wreszcie znalazła na nie czas i siłę. Aktualnie robi: kurs filmowy i kolażu. – O ile ten drugi mogłam opłacić z wypłaty (jakieś 400 zł), to kurs filmowy kosztował mnie prawie 2 tys. zł. Nie mam kasy, żeby wydać tyle z pensji na jeden raz. A na punkcie perfum jestem stuknięta i to się pogłębia – mówi z pełną samoakceptacją. – Gdy zachwyci mnie jakiś zapach, muszę go mieć. A ostatnio zachwycają mnie takie za 500-1000 zł. Mam bardzo wrażliwy węch, więc inwestycję w drogie perfumy traktuję jako część troski o siebie.


W pandemii zaczęła też wydawać więcej na meble (za dużo siedzenia w domu) i kupiła ukulele.

– Pieniądze nie mają dla mnie wartości – stwierdza. – Nie odkładam, nie oszczędzam, nie przywiązuję się. Pozbywam się ich, gdy pojawiają się na kącie i inwestuję w to, co daje mi radość: lumpeksy, wyjścia na miasto, podróże, badziewia, starocie. Kasą dzielę się bez problemu, gdy ktoś potrzebuje. Jak moja przyjaciółka nie miała na terapię, opłaciłam jej bez problemu. To tylko kasa.

Młodzi z Warszawy zadłużają się najczęściej

Krajowy Rejestr Długów

"Z najnowszego badani Krajowego Rejestru Długów przeprowadzonego na prośbę Business Insider Polska wynika, że najwyższe średnie zadłużenie w Polsce mają mieszkańcy Mazowsza – 22,3 tys. zł. Na drugim miejscu plasuje się Małopolska (20,2 tys. zł). Najmniej zadłużeni są średnio konsumenci z Lubuskiego (17,4 tys. zł). W sumie na koniec lipca 2020 roku długi Polaków sięgały łącznie blisko 48 mld zł."

Z kolei z danych KRD z początku 2020 roku (badanie opublikowane jeszcze przed pandemią) wynika, że w 2019 roku najbardziej wzrosło w Polsce zadłużenie młodych dorosłych, czyli osób między 26. a 35. rokiem życia – o ponad 442 mln zł. Grupą dłużników, która rośnie najszybciej, są osoby między 18. a 25. rokiem życia: w ciągu 2019 roku ich liczba zwiększyła się o 25,5 tys.

"Nie lubię, gdy ludzie widzą, że mnie nie stać"

Miśka, 32 lata, Warszawa: – Wszystko mi się skończyło. No wyobraź sobie. Koniec: podkładu, perfum, kremów do twarzy, szamponów, tuszu do rzęs i pudru. A co się nie skończyło, to się zjełczało przez siedzenie w domu i nieużywanie. A ja miałam wracać do biura. Po roku trzeba się zaprezentować z godnością, no sama rozumiesz. To musiałam zainwestować w siebie, bo ja tanich kosmetyków nie używam. Nie lubię, gdy ludzie widzą, że mnie nie stać – wyjaśnia.
Czytaj także: Psycholożka wyjaśnia, jak kłamią Polacy. "Bolesną prawdę widzimy jak krzywdzenie partnera" [WYWIAD]
– Więc wzięłam 1,2 tys. kredytu konsumenckiego, spłacę o 200 zł więcej. Trudno. Z pensji nie dobierzesz, gdy zarabiasz 4 tys. zł i połowę z tego wywalasz na chatę.

Tomek, 33 lata, Warszawa: – Planuję kredyt na ogródek działkowy. Jestem z Warszawy, nie pojadę sobie na weekend do rodziców na wieś. Co będę robić w tym ogródku? Wyciszać się będę – stwierdza po namyśle.

– Tylko teraz to spora inwestycja, wiadomo, każdy mieszczuch chce mieć działkę pod domem. Na Mokotowie ogródki sprzedają się po 50-60 tys. zł, ja znalazłem jeden na Siekierkach za 29 tys. zł. Na ten się zapatruję. Mam stabilną sytuację finansową, mogę sobie zrobić przyjemność.

Hania, 30 lat, Warszawa: – Ja nie z tych, co wezmą kredyt na wakacje. I tak rozwalam hajs na prawo i lewo, co miesiąc z pensją wychodzę na zero, a zarabiam 4,5 tys. zł i mam własne mieszkanie. U mnie krata kredytowa i kredyty konsumenckie skończyłyby się fatalnie. Ale biorę pod uwagę wzięcie telefonu na raty, gdy mi padnie (a zaraz padnie).
Czytaj także: "Minimalistka za 1100 PLN". 5 osób pokazało nam, ile naprawdę kosztuje styl życia w mieście
Kasia, 32 lata, Warszawa: – 9 tys. zł od rodziców na pianino. Kiedyś grałam, w trakcie pandemii bardzo potrzebowałam rozładowania stresów, zdecydowałam, że chcę wrócić do muzyki. Umówiłam się z rodzicami, że będę im oddawała ratami przez kilka lat. Bezstresowo.

Zuza, 33 lata, Warszawa: – Nie było mnie stać na ślub, 15 tys. zł pożyczyłam od znajomych.

Aga, 32 lata, Warszawa: – W maju zapożyczyłam się na tysiąc złotych w banku, żeby wyprawić imprezę urodzinową. Sporo znajomych, wino, dobre jedzenie. Nie żałuję. Bardzo brakowało mi ludzi, chciałam odreagować stres, świętować życie. Oddam 1260 zł po 120 zł miesięcznie.

Pożyczam na życie w Warszawie, bo to już "luksus"

– Bezrobotny byłem od czerwca do grudnia zeszłego roku. Oszczędności starczyło mi na przeżycie 3-4 miesięcy – okazuje się, że gdy mieszkasz w Warszawie, 12-13 tys. zł to niewiele – opowiada Mateusz. Ma 35 lat. Gdy w połowie września na koncie pojawia się 0 zł, pomagają rodzice. – Zadłużyłem się u nich na życie. Wychodzi na to, że samo życie to luksus.

Z końcem roku Mateusz dostaje dobrze płatną pracę w łańcuchu dostaw, trzy miesiące później szef proponuje mu umowę o pracę na czas nieokreślony. – Wcześniej zatrudniała mnie polska firma z kulturą januszostwa lat 90.: płacili mało, wymagali dużo. Obecnie jestem w międzynarodowym korpo i na półmetku spłacania rodziców.

Odkąd zarabia lepiej, zmienił mu się punkt widzenia. – Nie można się tak przez całe życie szczypać z groszem, bo może ucierpieć psychika – tak mówi. Lepiej się zadłużać i żyć przyzwoicie, niż cierpieć w wąskich ramach zarobków.

Idąc za ciosem nowej filozofii życiowej, wziął rower na kredyt z ratami 0 proc. (1999 zł), a ponieważ od kilku miesięcy spotyka się z dziewczyną, pomyślał też, że przydałby się samochód.

– Z drugiej strony mieszkanie wydaje mi się wyższe na liście priorytetów. Nie wiadomo, czy 4 fala przyjdzie, czy te nowe polskie i unijne łady coś pomogą. A mi lata lecą – zauważa. – Z tym mieszkaniem kombinuje tak, że skoro ceny idą w górę, to za dwa-trzy lata już w ogóle będę bez szans.

Dlatego pomyślałem, że może zapożyczę się u rodziców na wpłatę własną. Nie są majętni, ale przez całe życie ciężko pracowali, odkładali pieniądze, żeby wspierać dzieci. Wstępnie powiedzieli, że skoro tak mi rozum i serce podpowiada z mieszkaniem, postarają się pomóc.

"Zapieprzam, zarabiam, to mogę"

– A nie czujecie dyskomfortu życia ponad stan? Nie lepiej odłożyć, poczekać? – dopytuję.

Mateusz: – Trochę boję się kredytów, ale z drugiej strony: mam stałą pracę, dobrą umowę. Myślę sobie, że trzeba się zadłużyć, bo co robić? Mam czekać do 50-tki, żeby ułożyć sobie życie?
Czytaj także: Bo "liczy się ziemia za paznokciami". Dlaczego 30-latkowie z Warszawy robią kurs na rolnika
Marta: – Mogę wejść do perfumerii i wydać 700 zł. Mogę, bo wiem, że mam stałą pracę i nawet jeśli zostanie mi 100 zł do wypłaty, zaraz dostanę kolejną i spłacę kartę kredytową. Zdaję sobie sprawię, że to nie jest odpowiednie podejście. W pewnym sensie zazdroszczę osobom, które są ogarnięte. Ja nie umiem i już nawet nie chcę tego zmieniać.

Bywa, że mam wyrzuty sumienia. Wtedy od razu myślę: zapieprzam, zarabiam, mogę. W najgorszym razie sprzedam to, co mam i będę mogła żyć bez pracy z rok.