Jeden na jeden z Piotrem Kraśko. "Bardzo chciałbym zrobić rozmowę z prezesem PiS" [WYWIAD]
Piotr Kraśko zyskał drugą zawodową młodość, gdy wrócił na pierwszą linię informacyjnego frontu – tym razem w "Faktach". Znany dziennikarz w szczerym wywiadzie opowiada nam o swoim sposobie na polityków, o różnicach pomiędzy TVN a TVP, a także o tym, dlaczego nie wróciłby już do telewizji publicznej. Zdradził też, o co zapytałby Jarosława Kaczyńskiego, gdyby ten odważył się przyjść do jego programu. Zapraszam.
No powiem ci, że dawno nic mnie tak nie zaskoczyło.
Pytam, bo w trakcie swoich wywiadów czasami wchodzisz w taki tryb “full Kraśko” i bardzo przenikliwie patrzysz na rozmówców.
To ciekawe, bo sam nie zwróciłem na to uwagi, a kiedyś wydawało mi się, że mrugam oczami zbyt często. Ale to ciekawe. Może im bardziej wciągam się w rozmowę tym mniej mrugam. Pewnie jest jakiś klucz, ale to chyba nie jest coś nad czym można do końca zapanować.
Czy sprawia ci satysfakcję “dojeżdżanie” polityków?
Nie, nie myślałem nigdy o tym w tych kategoriach.
Ale często tak to właśnie wychodzi.
Tylko że jeśli czasem taki jest efekt, to nie jest to moja zasługa, a ich samych i przede wszystkim tego co i jak mówią.
Jakbym spytał o to, kto najbardziej zaskoczył cię w rozmowie, to co byś odpowiedział?
Że nie kto, a co.
Co?
Zdziwiłbyś się, jak bardzo w dzisiejszych czasach politycy nie przygotowują się do rozmów. Ciekaw jestem, ilu z nich przed wywiadem siada ze swoim doradcą i wypisuje 10 potencjalnych pytań, które mogą paść. Przecież to nie jest trudne zadanie. Dla nikogo nie jest zaskoczeniem z jakiego powodu polityk został zaproszony i co się tego dnia wydarzyło w Polsce. Dziennikarz musiałby się bardzo nagłowić, żeby zadać pytanie, którym naprawdę zaskoczy swojego gościa, a mimo to dzieje się to często.
Wolisz kompromitować ich wprost czy zastawiać pułapki, w które wchodzą i sami to zrobią?
Ja mam wrażenie, że zadaję bardzo proste i nieskomplikowane pytania. Jeżeli czasem coś się wydarzy, to dlatego, że mój rozmówca odpowiada wówczas coś tak szokującego, że pozostaje zapytać: “Ale jak to”? Mam wrażenie, że oni rzeczywiście wpadają w pułapki, które... sami na siebie zastawiają. Za każdym razem warto mieć plan, ale najciekawsze rozmowy zaczynają się wtedy, gdy traci on znaczenie i rozmowa podąża w stronę, której ja sam się nie spodziewałem zaczynając program.
A kto jest dobrym rozmówcą?
Są politycy, którzy często pojawiają się w mediach i mają pewną łatwość mówienia, ale generalnie rzadko zdarza się, żeby powiedzieli coś intrygującego, żeby zaskoczyli mnie, a przede wszystkim widzów, lub żebyśmy wszyscy mogli się od nich czegoś dowiedzieć, lepiej zrozumieć świat. Ilu polityków czyta codziennie czy chociaż spojrzy, o czym pisze BBC, czy “New York Times”, aby mieć choć trochę wiedzy o tym, czym żyje świat? Powinni wziąć nas trochę za rękę i przez ten świat “przeprowadzić”, a oni tego nie robią.
Czyli nazwiska polityka, z którym lubisz rozmawiać nie wyciągnę?
Wolałbym nie podawać nazwisk konkretnych polityków. Mogę za to powiedzieć, że dla wielu z nas odkryciem ostatnich trudnych miesięcy są lekarze. Oczywiście, że zawsze darzyliśmy ich szacunkiem po prostu korzystając z ich pomocy, ale może nie zawsze wiedzieliśmy, że są tak fantastycznymi rozmówcami. I mam na myśli nie tylko ich wiedzę, ale sposób mówienia, budowania zdań, formułowania myśli.
Świetnymi przykładami są dr Paweł Grzesiowski czy prof. Krzysztof Simon. Mówią wkładając w to często ogromne emocje, ciekawie, pasjonująco i niebywale kompetentnie. Ostatnio rozmawiałem też o edukacji z panią Danutą Kozakiewicz – dyrektorką Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie i to była ogromna przyjemność. Po prostu posłuchać jak opowiadała o swojej pracy, o szkole, o dzieciach, które uczy. Wielka klasa. Czuję się szczęściarzem mając takich rozmówców.
W trakcie twoich programów jest w tobie zaskakująca kultura, spokój i opanowanie, mimo wagi tematu lub stylu dyskusji. Wystarczy przypomnieć sytuację sprzed lat, gdy rzecznik PiS Marcin Mastalerek nie odpowiadał w ogóle na pytania i wyszedł ze studia, czy niedawna głośna rozmowa z kardynałem Dziwiszem. Tak po ludzku, jak ty utrzymujesz nerwy na wodzy?
To nie jest tak, że nie miewam złych dni. Sam ostatnio się nad tym zastanawiałem. W pracy, w chwili gdy zaczyna się program, wyzwala się pewnie w większości z nas jakaś inna energia. I kiedyś tego tak nie odczuwałem jak teraz. Siedząc przy tym stole w “Faktach po faktach” czuje się niemal fizyczną obecność widzów, tak jakby to oni stali za moimi plecami i to oni zadawali pytanie. Nigdy wcześniej nie miałem takiego poczucia więzi z widzami. Nawet nie wiem, czy jestem w stanie to opisać. To jest zupełnie inna rzeczywistość. Wydaje mi się, że ja w pracy jestem raczej zamknięty w sobie, są ludzie o wiele bardziej ekstrawertyczni, ale tam w studiu to jest trochę inny świat i przede wszystkim inna energia.
Przeklinasz?
Zdarza się. Pamiętam sytuację sprzed lat, gdy ktoś po spotkaniu w redakcji podliczył, że w jego trakcie padło 37 przekleństw, z czego 34 były moje. Mogło tak być (śmiech).
Boisz się czegoś zawodowo?
Przejmuję się każdym kolejnym programem, więc w tym sensie – tak. Na wiarygodność i zaufanie pracuje się latami, a można to stracić nawet jednego dnia, więc to dosyć wyjątkowy zawód.
A braku koncesji dla TVN? To dziś jeden z politycznych tematów numer jeden.
Wydaje mi się to naprawdę nieprawdopodobne, nie ma żadnego powodu prawnego czy formalnego, żeby TVN mógł utracić koncesję. Tyle że odpowiadając bardziej ogólnie – w Polsce przez ostatnie lata dokonało się tyle rzeczy wcześniej niewyobrażalnych, że gdybym miał dać gwarancję, że coś się na pewno nie wydarzy, to nie wiem, czy byłoby to rozsądne.
Czytaj także: Magluje polityków PiS jak mało kto. Ludzie pod wrażeniem wywiadów Kraśki: "Co on z nimi robi?"
A co się mówi w zespole? Jakie panują nastroje?
Wszyscy jesteśmy przekonani, że będziemy dalej funkcjonować. Jesteśmy częścią ogromnej, globalnej korporacji, cieszącej się światową renomą i nie ma w tym absolutnie żadnej przesady. Najgorszą rzeczą, jaką moglibyśmy teraz zrobić, to przestać zajmować się naszą pracą i zacząć za dużo myśleć o tym, co robią w naszej sprawie politycy. Dlatego jako dziennikarze robimy swoje.
Stresujesz się jeszcze po tylu latach w telewizji?
I to jak! Z każdym rokiem coraz bardziej i powiem ci szczerze, że samego mnie to zastanawia. Oczywiście “Fakty” są bardziej przewidywalnym programem, takim który przez wiele godzin planujesz, możesz się zastanowić nad ułożeniem każdego słowa w zdaniu. Choć oczywiście zdarza się czasem, że w ostatniej chwili wydarzy się coś zaskakującego. Ale w “Faktach po Faktach”, gdzie rozmawiamy z gośćmi, może wydarzyć się wiele nieprzewidzianych rzeczy.
Zawsze mam jakiś plan na rozmowę, ale ta może potoczyć się w zupełnie niespodziewanym kierunku. Wiesz, że musisz być do tego przygotowany tak dobrze, jak tylko to możliwe i mieć możliwie największą wiedzę na temat, na który toczy się rozmowa. Ale skompromitować może się nie tylko gość, ale i prowadzący. To trochę jak stąpanie po cienkiej linii, jeśli prowadzi się rozmowę na poważnie i wiesz, że nie wolno ci popełnić błędu. I świadomość tego ryzyka z wiekiem jest pewnie coraz większa.
Czy masz rytuały, które pomagają ci lepiej się przygotować do rozmowy?
Zawsze sprawdzam, jeżeli jest to możliwe, co studiowali moi rozmówcy i na jaki temat pisali pracę magisterską bądź doktorską. To często ułatwia rozmowę i czyni ją ciekawszą. Ale jeśli chodzi o przygotowanie do rozmowy to nieustającą motywacją jest dla mnie Monika Olejnik. Ona przeprowadziła przecież tysiące fantastycznych wywiadów, ale nigdy się nie zdarzyło, żeby kiedykolwiek widz miał poczucie, że tym razem nie zależało jej, żeby to była tego dnia najlepsza rozmowa w polskich mediach.
Każdy z nas wie, że w tym zawodzie nie jest ważne to, co zrobiłeś kiedyś, ale to, co robisz w tej chwili. Nikt nie będzie oglądał programu, dlatego, że kiedyś był fajny. Jeśli coś go znuży – zmieni kanał nie za tydzień, a natychmiast. I o tym musimy zawsze pamiętać.
Oglądasz siebie w telewizji?
Może cię zaskoczę, ale nie. Ludzie pracujący w telewizji dzielą się na dwie grupy: tych, którzy lubią siebie oglądać na ekranie i tych, którzy tego nie cierpią. Ja po tylu latach wciąż należę do tej drugiej grupy.
I nigdy nic, nawet na chwilkę?
Oglądam siebie raz na jakiś czas, żeby zobaczyć, czy może np. pojawiły mi się jakieś tiki nerwowe, o których wcześniej nie miałem pojęcia i warto nad nimi popracować, sprawdzić co poprawić, co powinienem zmienić. Ale generalnie, kiedy jest włączony telewizor i widzę siebie na ekranie, bo to np. powtórka jakiegoś programu późno wieczorem, to wychodzę z pokoju. Ale to w ogóle nie znaczy, że się nie przejmuję tym, co się wydarzyło. Po bardzo wielu rozmowach długo nie mogę zasnąć i zastanawiam się, co można było zrobić inaczej. I zawsze coś się znajdzie.
Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Gazeta
Bardzo.
To czemu go nie zaprosisz?
Zapraszamy, nie tylko jego, ale z zaproszenia trzeba chcieć skorzystać.
I o co byś go zapytał, jakby już się udało?
Już pierwsze pytanie jest szalenie ważne, czasami nie mogę przez nie spać, gdy zbliża się ważna rozmowa. Zdarza się, że myślę nad nim cały dzień, a potem zmieniam dosłownie w ostatniej chwili. Zawsze uważam, że najlepsze są najprostsze pytania, choć jest w tym trochę ryzyka. Nie wiem, czy Prezes odpowiedziałby szczerze, ale ciekawy jestem co dziś oglądał w telewizji. Naprawdę chciałbym wiedzieć, czy Jarosław Kaczyński mówi to. co mówi i przede wszystkim robi – czerpiąc wiedzę z różnych źródeł, czy jedynymi źródłami informacji są dla niego TVP i prawicowe portale.
A jest ktoś kogo byś do programu na pewno nie zaprosił?
Chyba nie. Nawet mnie samego to zaskakuje, bo poważnie – zanim zacznie się program ja naprawdę z taką samą sympatią podchodzę do każdego rozmówcy niezależnie od barw partyjnych. Rozmowa może potoczyć się w różnych kierunkach i wtedy bywa różnie, ale nie jestem do nikogo źle nastawiony od początku. W ogóle ważna jest taka minuta swobodnej rozmowy przed wywiadem, o czymkolwiek, chociażby o meczu, wakacjach, dzieciach. Czasem może wyniknąć z tego coś fajnego. Jest tylko jedna jedyna osoba, z którą to się nigdy nie udało.
Z kim? Z prezesem PiS gdzieś przed laty?
Zaskoczę cię, ale jeszcze w czasach, gdy zdarzało mi się rozmawiać z Jarosław Kaczyńskim – to mam wrażenie, że tych parę minut przed wejściem na antenę było całkowicie naturalnych. Nie udało mi się to nigdy z... Antonim Macierewiczem.
To ciekawe, bo on nawet jak na korytarzu sejmowym totalnie olewa dziennikarzy i na nic im nie odpowiada, to stara się to robić właśnie w taki sposób pełen gracji, uśmiechu i kultury.
No widzisz, a tutaj miałem wrażenie, że nie rozumieliśmy się już po słowach “dzień dobry”. Nie mogliśmy ustalić żadnych podstawowych faktów i od początku wiesz, że to nie zadziała, a co dopiero w trakcie wywiadu. Na koniec ostatniej rozmowy powiedziałem, że przez 15 minut nie odpowiedział praktycznie na żadne pytanie, on stwierdził, że odpowiedział na wszystkie. A wszystko zaczynało się od tego „dzień dobry”. Jeden z nas wyraźnie uważał, że „dobry”, a drugi, że „nie”. I pewnie obaj byliśmy tak samo przekonani, że się mylimy w ocenie tego jednego słowa.
Jesteś mocno zaangażowany w 20. rocznicę TVN24. Jak się świętuje 20-lecie firmy będąc w niej “tylko” od 5 lat?
Dla mnie to aż 5 lat. To jest całe życie mojej córki, która nigdy nie znała mnie pracującego w innej stacji, więc to nie jest tak mało. Emocjonalnie czuję się niebywale związany ze stacją i ludźmi, których uważam po prostu za wspaniałych przyjaciół. Uważam, że w żadnej innej stacji telewizyjnej nie ma drugiego takiego zespołu newsowego. Nie ma tak dużej grupy ludzi, z tak dużym doświadczeniem, którzy relacjonowali początki III RP, wejście do NATO, Unii i tyle wielkich wydarzeń później. To jest niebywała frajda i przyjemność spotkać się z zespołem Faktów i TVN24 codziennie rano.
Największa różnica między TVN a TVP z czasów, gdy tam pracowałeś?
Droga do podejmowania decyzji w TVN jest znacznie krótsza. Pamiętam też sytuację sprzed lat, z której wywiązała się potem awantura. Był do zrobienia materiał o proteście kupców przy Pałacu Kultury i Nauki, miejsce oddalone wówczas od siedziby TVP o 200 metrów. Tymczasem TVN24 zrobił ten materiał szybciej i w dodatku mieli lepsze zdjęcia. Tak streściłbym to w jednej historii.
Czujesz się trochę jako grabaż telewizji publicznej i “Wiadomości”? Jako ostatni, który był tam zanim stali się maszynką do rządowej propagandy?
Nie myślałem o tym w ten sposób.
Pozycja mediów publicznych jest jeszcze do odbudowania po tym, co dzieje się tam przez ostatnie lata? Jej postrzeganie dziś jest tragiczne.
Nam się wydaje, że jesteśmy bardzo niezwykli, ale prawda jest taka, że mamy podobne problemy i dyskusje do tych, które toczą się w Stanach i w Europie. Nie ma powodu, dla którego telewizja publiczna działa we Francji, w Niemczech, w Wielkiej Brytanii, a u nas miałaby nie działać. Dlaczego mielibyśmy mieć jakąś wyjątkowo polską ułomność i nie mieć mediów publicznych. Zatem wierzę, że da się, chociaż na pewno będzie to bardzo, bardzo trudne.
Przy dzisiejszym społecznym postrzeganiu TVP wydaje się to absurdalnie trudne. Daleko szukać nie trzeba: to, co dzieje się przy powrocie Donalda Tuska.
Ten moment, w którym dokona się zmiana w TVP, jeżeli w ogóle, będzie przełomowy i trudny. Bo znajdzie się pewnie wielu młodych ludzi, którzy będą chcieli spróbować swojej szansy, ale nie będzie łatwo namówić wielu doświadczonych, świetnych dziennikarzy, żeby zaryzykowali, odeszli z miejsc, gdzie są teraz i przenieśli się do TVP, ryzykując, że może 4 lata będą w porządku, ale po kolejnych wyborach znowu coś się zmieni i do władzy dojdzie partia, która ich wszystkich wyrzuci.
Piotr Kraśko w 2015 roku, gdy jeszcze pracował w TVP.•Fot. East News
Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, przede wszystkim dlatego, że nie mógłbym znaleźć dla siebie, z wielu powodów, lepszego miejsca niż TVN. Program to jest jedna rzecz, ale najważniejsi są ci ludzie, którzy ten program tworzą. Nie wyobrażam sobie lepszego zespołu w sensie zawodowym i tak zwyczajnie fajniejszych ludzi do spędzania czasu. Na koniec dnia to jest ważne, czy rano wychodząc z domu do pracy, cieszysz się na tę myśl. Czy sprawia ci to frajdę? Mnie ogromną i to bezcenne uczucie po tylu latach pracy.
Bywały naciski “z góry”, gdy szefowałeś “Wiadomościom”?
Gdy byłem szefem “Wiadomości” przez cztery lata, to ówczesny prezes TVP Juliusz Braun zadzwonił do mnie dwa razy w związku z zawartością programu. Raz chodziło o festiwal literacki, a drugi raz o premierę książki. Jedną prośbę wykonaliśmy, a drugiej nie. To były dwie takie rozmowy przez te cztery lata. Nie wiem czy politycy dzwonili do niego, ale do mnie nie dzwonił nikt.
Masz jeszcze znajomych z TVP?
Oczywiście, że mam kontakt z wieloma osobami, z którymi współpracowaliśmy w TVP.
Czyli już tam nie pracują?
No nie, kontaktu z tymi, którzy obecnie tam pracują raczej nie mam.
A Tomasz Kammel? Znacie się tyle lat, przyjaźniliście się.
Rzadko, ale rozmawiamy czasem.
I jak oceniasz to, co robi w TVP ku chwale prezesa Jacka Kurskiego?
Z Tomkiem znam się niemal połowę swojego życia, więc chociażby z racji tego nie mogę nie życzyć mu dobrze. Byłoby nie fair po tylu latach, żebym teraz mówił inaczej.
Jesteś w stanie zrozumieć tych dziennikarzy, którzy nadal tam pracują?
Tak po ludzku to nie, bo jestem przekonany, że gdyby podjęli decyzję o odejściu wcześniej, to na pewno by sobie poradzili i mieli ogromną z tego satysfakcję. To widać po ludziach, którzy to zrobili.
Ale z drugiej strony trzeba też pamiętać, że to nie jest tak, że wszyscy tam pracują na siłę, bo mają rodziny i kredyty. Część ludzi akceptuje tę sytuację i jest pewnie zadowolona.
Oglądasz “Wiadomości”?
Od kiedy nie pracuje w “Wiadomościach” widziałem je w całości może dwa, trzy razy i nie bardzo chciałbym podejmować ten heroiczny wysiłek, żeby obejrzeć po raz kolejny. Ale dla mnie zawsze średnio dobrze wyglądało, kiedy ktoś przez lata pracował w TVP, po czym odchodził i zaczynał opowiadać, jakie to straszne miejsce pracy. To po co się tam męczył przez tyle lat? Ja przeżyłem tam wiele wspaniałych sytuacji, za sprawą tej pracy byłem w wielu niezwykłych miejscach, byłem świadkiem niezwykłych wydarzeń i poznałem wielu świetnych ludzi. Choć nie porównuje oczywiście różnych zmian, które zawsze działy się w TVP, do tego co stało się w 2016 roku. To co dzieje się teraz, nie wydarzyło się nigdy wcześniej.
Jakie było najciekawsze miejsce jakie miałeś okazję zobaczyć zawodowo?
Była masa takich miejsc, ale może najciekawszy był Gabinet Owalny. Choć nie za sprawą architektury, a historii jak tam się rozgrywała i to robi kolosalne wrażenie. Sama świadomość, że to tam urzędowali Kennedy, Nixon, Reagan, Bush, Clinton, Obama i to tam rozmawiano o wszystkich kolejnych wojnach, zagładzie atomowej czy o locie na księżyc...
Z kolei po drugie stronie globu byliśmy kiedyś z moim operatorem na jednej z malusieńkich wysp w archipelagu Marshalla, gdzie Amerykanie mają swoją bazę wojskową, ale w praktyce są tam sami naukowcy. Nieprawdopodobnym doświadczeniem było też zobaczenie społeczności Amiszów. To, jakim szacunkiem i opieką są otoczeni przez innych mieszkańców tej części Ameryki, którzy chronią ich sposób życia, jest niesamowite.
Nie myślałeś, żeby wyprowadzić się za granicę?
Mam w rodzinie wielu architektów, którzy zawsze dużo podróżowali. Architekt jest zawodem łatwo przekładalnym na inny kraj i język, dziennikarstwo już nie. Przy całej mojej ogromnej fascynacji Stanami, ich polityką, kulturą, właściwie wszystkim - bo jest to niezwykły kraj, którego można się uczyć całe życie, to jednak brakowało mi tego, że to nie jest mój kraj, mój prezydent. Nie mam prawa złościć się na niektóre rzeczy, które robił Bush, gdy byłem tam korespondentem, bo to nie ja go wybrałem, to nie ja na niego głosuję, pensji nie ma z moich podatków. Nigdy nic nie będzie mnie tak złościć jak coś, co wydarzy się w Polsce, ale też nic nie będzie mnie tak cieszyć albo budzić mojej nadziei.
Piotr Kraśko w 2005 roku.•Fot. Małgorzata Kujawka / Agencja Gazeta
Często się nad tym zastanawiałem, jest wiele miejsc, które wydawały mi się fantastyczne do mieszkania w Europie czy w Stanach. Jednak moim miejscem na ziemi są Mazury i tak jest od 20 lat, ale odkryłem je na nowo w pandemii. Relacje między ludźmi, sposób życia, myślenia, łatwość załatwiania przeróżnych spraw jest tam wyjątkowa. W żadnym miejscu na świecie nie będę mógł żyć tak, jak mogę na mazurskiej wsi.
Nie drażni cię, jako dziennikarza i człowieka, że w Polsce nie ma już skali szarości? Że coś jest albo czarne albo białe? Doszliśmy do momentu, gdzie nie możesz być pomiędzy?
Uważam, że możemy mieć różne poglądy, ale nie możemy mieć różnych faktów.
No i właśnie o tym mówię, że w Polsce niestety doszliśmy do momentu, w którym mamy różne fakty.
I dlatego nigdy wcześniej nasza praca nie polegała tak bardzo na weryfikacji faktów. Kiedyś nie zdarzało mi się tak często mówić do polityków – „to nieprawda”, dziś to regularna rzecz. Politycy nie czuli wcześniej takiego przyzwolenia na opowiadanie głupot i właśnie nieprawdy. Mam wrażenie, że oni dziś nie mają poczucia, że kłamią. Oni mają swoją „wersje”, albo jak mówiła doradczyni Trumpa „fakty alternatywne”. Co do szarości. To nie jest tak, że osoba krytykująca kościół za bezczynność w sprawie pedofilii, nie może chodzić na mszę do kościoła albo w tym momencie stała się osobą niewierzącą. Jest wielu ludzi wierzących, którzy po prostu nie akceptują części decyzji kościelnej hierarchii, ale to nie jest tak, że nie akceptują całego Kościoła. Tu odnajdowałbym szarość – ale nie szarość w chwili gdy rozmawiamy o akceptacji pedofilii w kościele.
Czy nie irytuje cię dziennikarsko, że jest tyle ujawnionych afer, a mimo to absolutnie nic się nie zmienia?
Każda władza przemija, przez lata było wielu “teflonowych” polityków. Pamiętam jednego ogromnie ważnego polityka z lat 90. Wszyscy na korytarzach kłaniali mu się w pas, zabiegali o jego względy, kim on tam nie był, a dziś większość ludzi pewnie nie kojarzyłaby nawet jego nazwiska. Platforma Obywatelska też była teflonowa, ale przychodzi nagle taki moment, że nie da się nic zrobić, a wszystko zmierza w stronę przegranej. Ale to nie jest tak, że tak będzie zawsze. W pewnym, czasami nawet najmniej spodziewanym momencie, bagaż tego jest tak ogromny, że drobniejsza sprawa może doprowadzić do upadku rządu i przedwczesnych wyborów. I wbrew pozorom to nie musi być duża rzecz.
A mimo to poziom akceptacji dla wpadek i afer rządu PiS jest przerażająco wysoki.
To jest dość typowe, że wyborca liberalny jest dużo bardziej rozdyskutowany, wątpiący i często szybciej się zniechęca i rozczarowuje. Ktoś kto w USA głosuje na Trumpa, a w Polsce na Jarosława Kaczyńskiego wybaczy im o wiele więcej, niż ktoś kto głosował w Polsce na Rafała Trzaskowskiego, Borysa Budkę czy Roberta Biedronia.
Dlaczego? Bo jest mniej wykształcony, aspirujący?
Nie – to jest oczekiwanie na zupełnie innego rodzaju przywództwo i zupełnie inna relacja z liderem i tak jest wszędzie na świecie. Zupełnie inne rzeczy można wybaczyć, innych się oczekuje. Jak zauważył kiedyś jeden z dziennikarzy CNN najlepiej oddawał to fakt, że w dniu kiedy mówiono o umowie prawnej dotyczącej relacji jaką Donald Trump miał ze Stormy Daniels, gwiazdą filmów porno - to w kraju nie był to temat numer jeden. Gdyby dotyczyło to Joe Bidena – to byłoby to trzęsienie ziemi.
Na koniec, jesteś świeżo po skończeniu 50-tki. Jakieś postanowienia?
Wzruszył mnie Sobiesław Zasada, który powiedział mi: “Panie Piotrze, życie zaczyna się po pięćdziesiątce, a barw to nabrało dopiero po dziewięćdziesiątce”. Chcę się tego trzymać. Patrząc na Sobiesława Zasadę, czuję, że wszyscy chcielibyśmy żyć i być po pięćdziesiątce tak, jak on po dziewięćdziesiątce.